Brzydka radość

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (9/2004)

Zupełnym przypadkiem trafiłem, po raz pierwszy od dawna, do warszawskiego gmachu przy ulicy Woronicza 17 (na wszelki wypadek wyjaśniam - mieści się tam centrala państwowej telewizji, zwanej u nas dla żartu "publiczną"). "No, i co tu słychać", zapytałem znajomego. A ten uśmiechnął się szeroko i rzekł: "Stary, panika! Nie trzęśli się tak od parunastu lat!".

Ja wiem, że uczucie "złej radości", zwane z niemiecka schadenfreude, nie przysparza chwały - ale czasem mu ulegam. W komunistycznej TVP wyhodowano szczególny ludzki gatunek - nie waham się powiedzieć, wyjątkowo odrażający, pozbawiony jakichkolwiek zasad i bez reszty służalczy wobec przełożonych. Tę hodowlę przejęła swego czasu po komunistach "nowa", solidarnościowa władza, kierując się cynicznym i podłym przekonaniem, że ci, którzy tak wiernie służyli komunistom, i jej posłużą lepiej, niż gdyby wpuścić do telewizji ludzi uczciwych. Spotkała ją za to zasłużona kara - przy pierwszej okazji komuszy pomiot zdradził nowych panów na rzecz starych. I od tego czasu zażywał krańcowej bezkarności, zachowywał się z wyjątkową butą i bezczelnością, pewien, że już nic go nigdy nie ruszy. Nieoczekiwany wybór na szefa TVP, człowieka nie uwzględnianego we wcześniejszych kalkulacjach, sprawił, że teraz ludzie ci zachowują się jak karaluchy polane wrzątkiem. Ja wiem, że Dworak to żaden dekomunizator, że jako wiceprezes u Drawicza współodpowiada za całe zło dzisiejszej TVP, i że pewnie niewiele zmieni - ale póki mogę, czuję złośliwą satysfakcję, że jego osoba wprawiła tłum starych telewizyjnych wycirusów w taką panikę.

Podobnie, nie potrafię się oprzeć "złej radości", obserwując panikę na pokładzie tonącego SLD. Przez lata postkomuniści przyzwyczajali się do myśli, że mają swój "żelazny" dwudziestoprocentowy elektorat, i nawet jeśli stracą władzę, to zachowają dość wpływów, by obronić stan posiadania. Ostatnia seria sondaży rozbiła tę pewność w puch. SLD po prostu leci jak w studnię, a do jego działaczy nagle dociera, że wkrótce potracą intratne posady i zostaną bez pensji i diet, z wziętymi pożyczkami oraz niedokończonymi willami. Ta świadomość przyprawia ich o amok i skłania do coraz to genialniejszych pomysłów, jak odzyskać elektorat: aborcja, prezerwatywy za złotówkę, legalizacja prostytucji... Świetnie, bardzo dobrze. Jeszcze więcej takich politycznych inicjatyw - niech wyborcy widzą, co ma im do zaoferowania partia odpowiedzialna za afery, 20-procentowe bezrobocie i katastrofę służby zdrowia.

Nie widać zarysów nowego, ale widać przynajmniej, jak sypie się stare. Dobre i to.

Publicysta


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama