Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (20/2005)
Niby wszyscy się spodziewali, że tak będzie - ale tliła się nadzieja, że posłowie nie posuną się aż do takiej kompromitacji. Że odezwie się w nich choćby szczątkowe poczucie wstydu. Nic podobnego nie nastąpiło. Chęć skasowania tylu, ile jeszcze się da sejmowych diet i ryczałtów przemogła, i oto od ubiegłego tygodnia mamy parlament, którego nie chce nikt poza nim samym. Parlament, z którym praktycznie zerwał współpracę premier, na którym postawił kreskę prezydent, i przede wszystkim nie życzy go sobie ponad 90 procent społeczeństwa. Dodajmy - niezdolny przy tym wszystkim do wyłonienia innego rządu niż pozostający w stanie nieprzyjętej dymisji gabinet premiera, który przeszedł do parlamentarnej opozycji, a także do przyjęcia jakiejkolwiek ustawy poza populistycznym rozdawaniem nieistniejących pieniędzy. Ale zdecydowany zachować stołki, jak długo można. Jak na satyrycznym rysunku Krauzego sprzed kilku lat, gdzie karykaturalny partyjniak mówi do towarzyszy: „Społeczeństwo nas wybrało w demokratycznych wyborach i teraz może nam naskoczyć".
Gwoli uczciwości: trzeba pamiętać, że za tę kompromitację nie odpowiada większość posłów. Większość głosowała za samorozwiązaniem. Ale tej większości nie wystarczyło wobec zdecydowania stu siedemdziesięciu posłów rozlatujących się SLD i UP (które skrócenie kadencji Sejmu obiecywały w swoim programie wyborczym, podobnie jak likwidację Senatu!), wspartych przez rozmaitych sejmowych wyrzutków. Szkoda czasu na polemiki z tymi ludźmi. Nie zdołali oni przedstawić ani jednego sensownego argumentu. Otwierają usta po to tylko, aby z logiką starego kawału „a u was biją Murzynów", zasłaniać się tym, że posłowie AWS i UW też w poprzednim parlamencie nie chcieli skrócenia kadencji. Pomijając już oczywiste różnice pomiędzy sytuacją ówczesną i obecną, godzi się przypomnieć, że prące do władzy lewactwo bynajmniej nie obiecywało, że będzie się na tych partiach wzorować. Wręcz przeciwnie. Ale skoro się wzoruje, to miejmy nadzieję, że podzieli ich los.
Pesymiści mówią, że gorzej już być nie może, optymiści - że owszem, żartowano za peerelu. Muszę być optymistą: ten parlament jeszcze nie sięgnął dna. SLD, UP i PSL szykują zmianę ordynacji wyborczej, żeby zapewnić sobie po kilka stołków w następnym Sejmie. Wkrótce debata, w której będą to uzasadniać dobrem Polski. A za ich plecami będzie się snuł z transparentem szalony poseł, który od 128 dni prowadzi głodówkę (tak twierdzi) i nawet nie schudł. Świat na to patrzy i pęka ze śmiechu. Nie wiadomo, gdzie ze wstydu oczy podziać.
Cyrk trwa dalej
Nie będzie przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Sejm odrzucił wnioski LPR, PiS i PO o samorozwiązanie Izby. Większość, niezbędna do podjęcia takiej decyzji, wynosiła 307 głosów Tymczasem wnioskowi, który uzyskał największe poparcie, zabrakło 52 głosów.
Głosowanie poprzedziła kilkugodzinna, burzliwa dyskusja.
„Jeśli kierujecie się w działalności parlamentarnej honorem, rozumem, patriotyzmem i poczuciem wstydu, to podnieście rękę za samorozwiązaniem Sejmu. Wybaczcie, ale nie wierzę, ze to zrobicie" - wzywał lewicę lider PO Donald Tusk.
Rzeczywiście, pomimo składanych wielokrotnie deklaracji i obietnic, przeciw samorozwiązaniu opowiedział się niemal cały klub Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz kota UP i Stronnictwa Gospodarczego „Nie będziemy was popierać, bo strach oddać władzę Jarosławowi Kaczyńskiemu"- uzasadniał stanowisko postkomunistów szef klubu SLD Krzysztof Janik.
Wynik głosowania oznacza, ze wybory odbędą się dopiero jesienią tego roku.
opr. mg/mg