Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (38/2005)
Wraz z udanymi i głośnymi na cały świat obchodami 25. rocznicy Sierpnia - Lecha Wałęsę nachodzi ochota (po raz który z kolei?) na powrót do aktywnej polityki.
Historyczny lider Sierpnia głosi dziś potrzebę powołania na nowo ruchu „Solidarność", ale - tu cytat: „w szerszym znaczeniu niż obecny związek zawodowy o tej nazwie". Wałęsa zasugerował, że „może powstanie coś więcej niż związek zawodowy, coś ponad podziałami, co nazwiemy «Solidarność»". Dywagując nad powołaniem nowego ruchu, były prezydent z typową dla siebie nonszalancją pouczył NSZZ „Solidarność", że byłoby dobrze, gdyby oddała ona swoją nazwę, zadowalając się jakąś inną np. „Solidność". Gdy przewodniczący NSZZ „Solidarność" Janusz Śniadek kategorycznie wykluczył zmianę nazwy związku - Wałęsa ogłosił, że został źle zrozumiany.
W swoim niedoścignionym stylu bycia „za, a nawet przeciw" były prezydent ogłosił, że „takiej propozycji związkowi nie dawał", by w tej samej wypowiedzi przypomnieć, że proponował „«Solidarności» zwinąć sztandary; a jak zwinąć sztandary - to i nazwę chyba". Jak miałaby wyglądać taka nowa „Solidarność" ? I znów mieliśmy okazję przypomnieć sobie styl naszego noblisty. Jak wyjaśnia Wałęsa, wiele tematów nie mieści się w związku zawodowym i należałoby je „załatwić ponad podziałami". W tej formule „najlepiej byłoby na dzisiaj" mieć „u góry «Solidarność»" jako „ruch społeczny ponadzwiązkowy", a związek zawodowy niżej. Trudno pozbyć się wrażenia, że sierpniowe obchody na nowo rozbudziły polityczne ambicje u Lecha Wałęsy. Obsypywany komplementami przez warszawską śmietankę intelektualną, fetowany w Gdańsku przez garnitur mężów stanu z całego świata Wałęsa zamarzył o zinstytucjonalizowaniu tego sukcesu.
Planując taki powrót do „Solidarności" - jednocześnie w lekceważący sposób dywaguje nad odebraniem NSZZ „Solidarność" jej nazwy.
Temu samemu związkowi, który z anielską cierpliwością znosił od ponad dekady wszystkie lekceważące opinie Wałęsy na swój temat. Temu samemu związkowi, który popierał go wiernie, gdy startował na prezydenta i który znosił bez emocji wszystkie jego polityczne wolty łącznie z gorliwym ściskaniem w telewizyjnej debacie dłoni generała Jaruzelskiego - człowieka sądzonego wciąż za masakrę grudniową. Teraz lansuje na nowo solidarnościowy blok ponad podziałami.
Czy przypadkiem już tego nie grano na politycznej scenie? Czy Wałęsa nie powołał już w połowie lat 90. Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, który stał się potem polityczną katastrofą? Polacy lubią zapominać o politycznych kiksach Wałęsy, zatapiając się we wspomnieniach z Sierpnia. Wybaczają mu wszystkie błędy i żenujące zachowania właśnie w imię legendy o młodym, strajkowym liderze porywającym tłumy przed stoczniową bramą. Ale sam Wałęsa nie daje zapomnieć o swoich kontrowersyjnych politycznych ambicjach. Były lider „S" chce jednocześnie cieszyć się nimbem postaci legendy i pod parasolem takiego nimbu wdawać się nadal w polityczne awantury.
I raz jeszcze okazuje się, że stosowanie wobec „Lecha" taryfy ulgowej skłania go do kolejnych politycznych awantur. Może czas tę taryfę ulgową zawiesić na kołku i bardziej zdecydowanie reagować na próby jego powrotu z politycznej emerytury. Tylko kto z niegdysiejszych bohaterów „S" odważy się na parę zdecydowanych słów?
opr. mg/mg