Cotygodniowy felieton z Przewodnika Katolickiego (47/2008)
Niedawno lewacy obwieścili triumfalnie światu totalny krach kapitalizmu, czyli gospodarki wolnorynkowej. A to za sprawą zapaści finansów, która dotknęła najpierw Amerykę, a później Stary Kontynent. Mam jednak nadzieję, że żaden utracjusz raju nie dał się nabrać. Jeśli bowiem cokolwiek zbankrutowało, to na pewno nie liberalizm gospodarczy, tylko oszukańcza praktyka spekulacji. Najwyższy już czas, że tak się stało.
Na tle tego kryzysu, który ugodził w rozmaitych spekulantów giełdowych - z tych wszystkich bankierów i szefów instytucji finansowych tacy kapitaliści jak ze mnie chiński mandaryn! -za Oceanem dobiegła końca batalia o Biały Dom. 44. prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej został Barack Hussein Obama. Niebawem przyjdzie mu się zmierzyć z owym wielkim wyzwaniem, jakim jest krach finansów. Czy mu jednak podoła? Nie sądzę, aby 44. prezydent USA słyszał cokolwiek o „Dziadach" Adama Mickiewicza. Ale my pamiętamy jeszcze ze szkolnej ławy, co pisał wieszcz: „A życie j ego - trud trudów / tytuł jego - lud ludów/ Z matki obcej, krew jego dawne bohatery / A imię jego czterdzieści i cztery". Czyżby charyzmatyczny neosocjalista zza Wielkiej Wody miał się okazać zbawicielem Ameryki? Cóż, szczerze wątpię, nawet jeśli miałaby na to wskazywać fala entuzjazmu po ogłoszeniu wyników wyborów.
Warto pamiętać, że przed laty kampanię do Senatu sfinansowała mu amerykańska partia komunistyczna. A poza tym sporo wiadomo o kompanach i przewodnikach politycznych Obamy. Wystarczy poczytać, co pisze Marek Jan Chodakiewicz, profesor historii w Instytucie Polityki Międzynarodowej w Waszyngtonie. Otóż, roi się wśród nich od marksistów, maoistów, wyznawców „czarnej" teologii wyzwolenia, a także terrorystów i lewaków wszelakiej maści. Problemem nie jest więc kolor jego skóry, który wzbudza tyle namiętnych dyskusji, lecz przekonania polityczne. Bo nie jest ważne, czy jest biały, czy czarny, najważniejsze że, niestety, „czerwony". A ponieważ wygrał wybory w USA, mamy powody do niepokoju, bo przecież Ameryka to najpotężniejsze państwo świata i wiele od niej zależy, także dla nas, jako jej strategicznego sojusznika w Europie.
Sam Obama nie ukrywa, że ma „światopogląd otwarty", także w kwestii rozszerzenia prawa do aborcji czy związków homoseksualnych. Potwierdził to niedawno zapowiedzią, że jego priorytetem będzie nie opanowanie kryzysu finansów, ale zniesienie dwustu ustaw wprowadzonych przez Busha. Są wśród nich te, które ograniczyły aborcję i badania na komórkach macierzystych pochodzących z ludzkich embrionów. Trudno zaliczyć go i jego małżonkę - przyszłą „first lady" - do grona przyjaciół dzieci nienarodzonych. A to zły prognostyk.
opr. mg/mg