Wbrew temu, co może się wydawać, lalka Barbie żyje. Kilka dni temu ją spotkałam...
Wbrew temu, co może się wydawać, lalka Barbie żyje. Kilka dni temu ją spotkałam. Jak na Barbie przystało, miała długie blond włosy, czarną garsonkę i białą bluzkę, przypominające bardziej mundur niż indywidualnie dobrane ubrania, żadnej rozpraszającej biżuterii ani dodatków, za to obcasy, 12 centymetrów, a może i wyższe. Profesjonalna, zwarta i gotowa, pracuje w wielkiej firmie, w której wszystko tak szybko się zmienia, że rok przerwy można porównać z pogrążeniem się w neolityczną zapaść podczas gdy technika biegnie do przodu szybciej od światła. I właśnie z tego powodu – dowodziła – młode kobiety absolutnie nie mogą pozwolić sobie na branie urlopu macierzyńskiego, bo wracają tak odrealnione, że szkoda czasu je dokształcać, przecież przeskoczyć w XXI wiek z neolitu, sami państwo rozumiecie...
To nie było pierwsze takie spotkanie, ale to było bardzo „zagęszczone”, bo pokazało, co dzieje się z wielką, ogromną liczbą kobiet, które dokonują pewnego typu wyborów, o których można przeczytać w kobiecej prasie i które są stawiane za wzorzec. Piszę o kobietach na Areopagu, dlatego ten portret też powinien znaleźć się wśród wielu innych – wizerunek młodych, doskonale wykształconych i ambitnych, które dziś są dyrektorkami i menedżerkami, które opowiadają zauroczonym czytelniczkom o drogach na szczyty, o ponad dwunastogodzinnej harówie, wychodzeniu z pracy o trzeciej nad ranem, korzystaniu z taksówek żeby było szybciej, zbyt krótkich nocach i nadmiernie długich dniach, w których całą jest się dla firmy. W tych opowieściach najważniejsze są wyliczenia kolejnych szczebli w drabinie, westchnienia, ile do szczytu, albo głośne wołanie: Już jestem! Potem kobieta po czterdziestce napomyka o „partnerze”, nawet o dziecku, wychowywanym przez nianie, żłobki lub babcie. Ale to na koniec, krótki wątek, kilka zdań.
Spotykam więc te młode kobiety, czytam o nich w różnych magazynach i nie mogę się uwolnić od nurtującego pytania: Czy nie można inaczej? Czy jedyną drogą jest brak wyboru, totalna kapitulacja, oddanie żywego organizmu bezlitosnej sztancy, która, jeśli ktoś zdecyduje się wejść na tę taśmę, wypluwa plastikowych żołnierzyków (żołnierki), ubrane w niemal identyczne mundury, myślące cytatami, wyczytanymi w czasie krótkiej przerwy na kawę. Żadnej osobistej nuty, szczypty dystansu, krztyny refleksji. Ani jedna myśl własnego autorstwa, najmniejszej okruchy czegoś niepowtarzalnego, jakichś linii papilarnych, które są niepowtarzalne. Ja nie oczekuję totalnego buntu z ich strony, ale chyba można spodziewać się chwili zatrzymania się, twórczego spojrzenia na własne życie u osób, które słowo „kreatywność” powtarzają jak mantrę?
Zawsze były jakieś sztance i „kopyta”. Oczekiwania wobec kobiet i mężczyzn, ideał świętego i rycerza, dziewicy i matki. I każdy z nich socjalizował, upychał nadmiar indywidualizmu i ekscentryzmu w pożądane matryce. Dziś kobiety irytuje wspomnienie niegdysiejszych wymogów i konwenansów, tej ciszy, pokory, słodyczy. Buzi w ciup, drobnych kroczków, spuszczonych ocząt. Słusznie je irytuje, bo to obraz zafałszowany, kobiecy los wymaga zupełnie innych cech, a te spuszczone oczęta i drobienie zamieniało je w posłuszne dzieci w domu, w którym, jak zauważyła pewna antropolożka, tylko mężczyźnie wolno było być jedyną dorosłą osobą. Był to dom lalki i proszę zwrócić uwagę, ile kiedyś napisano utworów z lalką w tytule, więc nic dziwnego, że kobiety zechciały w pewnym momencie dorosnąć i opuścić sztuczne dekoracje. Dorosły, otrzymały takie same jak mężczyźni prawa, ograniczenia komuny też się skończyła, mogą wybierać... Mogą wybierać?
Gdy widzę młode kobiety w metrze, które o poranku mkną do swoich biurowców w centrum, ubrane w identyczne garsonki, zastanawiam się, dlaczego to robią? Chcą się zrealizować, kupić mieszkanie, poczuć się bezpiecznie? Wszystkie te powody są dobre, a ja jestem ostatnią osobą, która powie, że kobiety nie powinny uprawiać rozmaitych zawodów. Ubolewam, że Kościół generalnie nie docenia ich aspiracji i nie wspiera ich ról zawodowych. Powinny żyć twórczo, pomnażać talenty, bo tego wymaga sam Bóg. Ale tu mówimy o cenie. Chyba jest ona okrutnie wysoka, bo uciekając z domu lalki wiele z nich zamienia się w lalki. Nie spełniają już oczekiwań patriarchalnego świata, ale w zamian za to zostały wkręcone w śmiertelne tryby, które przerobią każdą indywidualność w potulną lalkę Barbie.
opr. aś/aś