Porównanie sytuacji społecznej i gospodarczej Ukrainy oraz Chin wypada zdecydowanie lepiej na rzecz tego drugiego państwa...
Porównanie sytuacji społecznej i gospodarczej Ukrainy oraz Chin wypada zdecydowanie lepiej na rzecz tego drugiego państwa.
W 1990 roku Nicholas Kristof i Sheryl Wu Dunn jako jedyne małżeństwo do tej pory otrzymali najbardziej prestiżową dziennikarską nagrodę świata - Pulitzera. Uhonorowani zostali za sposób, w jaki wspólnie opisali dzieje chińskiej opozycji demokratycznej, których punktem kulminacyjnym była masakra na placu Tienanmen 4 czerwca 1989 roku. Później wydali jeszcze razem dwie książki - o Chinach ("The Struggle for the Soul of a Rising Power" i o Azji ("Thunder from the East: Portrait of a Rising Asia").
Niedawno małżonkowie, publikujący stale na łamach jednej z najbardziej opiniotwórczych gazet świata - "New York Timesa" - postanowili opisać miejscowości, z których pochodzą ich rodzice. Tak się składa, że oba te miejsca znajdowały się (lub znajdują nadal) pod panowaniem komunistycznym. Sheryl Wu Dunn jest z pochodzenia Chinką, a jej korzenie sięgają małej wioski w powiecie Tajszan w prowincji Guangzhou w południowych Chinach. Kristof z kolei pochodzi z ormiańskiej rodziny Krzysztofowiczów, która mieszkała w północnej Rumunii, a po zajęciu tych terenów przez ZSRR - uciekła do USA. Dziś Karapczew, rodzinna wioska ojca Nicholasa, leży na terytorium Ukrainy.
Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych poziom życia w obu wioskach - a zarazem w obu komunistycznych krajach - był porównywalny. Od tamtego czasu sporo się jednak zmieniło. W Chinach do tych, którzy domagali się wolności i demokracji, strzelano. W Związku Sowieckim proklamowano zaś wolność i demokrację, imperium rozpadło się, a na jego gruzach powstały nowe państwa. Byłe republiki sowieckie i Chiny wybrały różne drogi rozwoju. Niestety, stwierdza Kristof, nie mogę powiedzieć, by wolne wybory przyniosły lepsze rezultaty niż rzeź opozycji.
Roczniki statystyczne są nieubłagane. Od upadku ZSRR produkt narodowy brutto na Ukrainie spadł o 59 procent. Dla porównania, Wielki Kryzys w USA w latach trzydziestych spowodował obniżenie produktu krajowego brutto o 27 procent. Od 1989 roku produkcja na Ukrainie spadła o połowę, podczas gdy w tym samym czasie w Chinach zwiększyła się trzykrotnie. Według gazety "Izwiestia" aż 40 procent obywateli Rosji nie stać na kupno pasty do zębów.
Co innego jednak czytać statystyki, a co innego na własne oczy przekonać się, jak wygląda sytuacja na miejscu. Dlatego też para małżonków z "New York Timesa" postanowiła osobiście odwiedzić rodzinne strony swoich rodziców. Ich obserwacje, zawarte w opublikowanym później reportażu, są potwierdzeniem wspomnianych wyżej danych ekonomicznych. O ile prowincja Guangzhou staje się jednym ze światowych centrów chirurgii kosmetycznej, o tyle na północnej Bukowinie i w Besarabii wielu mieszkańców nie stać nawet na papier toaletowy.
Rodzinna wioska przodków Sheryl znajduje się dzisiaj w rozkwicie. Wokół uruchamiane są nowe fabryki, rosną nowe sklepy, powstają nowe miejsca pracy. Młodzi Chińczycy wymachują telefonami komórkowymi, jak niegdyś "Czerwonymi książeczkami" Mao Tse-tunga.
Jakże kontrastuje to z obrazem Karapczewa. Tam z kolei młodzi ludzie snują się cały dzień bez zajęcia, ewentualnie pasą krowę lub piją wódkę. Wokół nie ma ani jednego zakładu pracy, który mógłby wykorzystać tę tanią - bo wynoszącą zaledwie dolara dziennie - siłę roboczą. Jedyny biznesmen w okolicy, Anatolij Marijanczuk, zatrudniający przy wyrębie lasu dwanaście osób, skarży się, że władza tak go gnębi wysokimi podatkami i nierealnymi przepisami, iż pewnie wkrótce przyjdzie mu ogłosić upadłość.
Kristof opisuje, jak wynajął w Karpaczewie pokój u pewnego wieśniaka - człowiek ten dorobił się, pracując na czarno za granicą, toteż jego toaleta za domem wyróżniała się wśród innych tym, że miała światło i papier toaletowy. Amerykański dziennikarz dostrzega pewne symptomy rozwoju w tym, że ludzie, którzy zarabiają pieniądze w innych krajach, przywożą je na Ukrainę i starają się inwestować na miejscu. W związku z tym przewiduje, że być może już niedługo sytuacja materialna Karpaczewa poprawi się do poziomu z roku 1930.
Czy wobec tego dyktatura jest lepszym rozwiązaniem niż demokracja? Czy rządy silnej ręki sprzyjają rozwojowi ekonomicznemu? Czy krwawe zdławienie studenckich demonstracji wyszło Chinom na dobre? Takie pytania muszą się rodzić po przedstawieniu powyższego porównania rzeczywistości chińskiej z ukraińską.
Kristof nie udziela na nie pozytywnej odpowiedzi. Nie tyle pochwala chińską drogę, co krytykuje system ukraiński. Po pierwsze: stara się dostrzec przyczyny tego stanu rzeczy w znacznie głębszej sferze - mianowicie nie w polityce, a w kulturze. Przytacza przy tym następującą anegdotę: jeśli zamkniecie w jednym pomieszczeniu dwóch Amerykanów, to wniosą oni przeciwko sobie oskarżenie; jeśli zamkniecie dwóch Japończyków w jednym pokoju, to zaczną się oni przepraszać nawzajem; dwóch Chińczyków rozkręci wspólnie biznes, a dwóch Rosjan lub Ukraińców usiądzie i zaczną pić gorzałę.
W ten sposób dziennikarz "New York Timesa" obrazuje różnicę między pasywnym charakterem wieśniaków postsowieckich a aktywnym chłopów chińskich. Kiedy w Chinach zaczęła się dyskusja o reformie rolnej, chłopi w prowincji Guangzhou sami podzielili ziemię na fermy i gospodarują teraz na swoim. W Karpaczewie rolnicy otrzymali co prawda swoje działki na własność, ale zamiast je uprawiać samodzielnie, wolą dalej pracować w kołchozie.
Za głównego winowajcę beznadziejnej sytuacji na Ukrainie uważa jednak Kristof panujący w tym kraju system oligarchiczny, którego uosobieniem jest dla niego Leonid Kuczma. Amerykański dziennikarz nie waha się zresztą nazwać wprost ukraińskiego prezydenta bandytą i mordercą.
Podsumowując swój artykuł, autor "New York Timesa" przyznaje z rozbrajającą szczerością: "nie całkiem rozumiem, dlaczego w Chinach poszło wszystko tak dobrze, a w byłym Związku Sowieckim tak źle. Przepełniony jednak jestem emocjami, których nie jestem w stanie opanować - tak bardzo jestem wdzięczny mojemu ojcu, że porzucił swoją rodzinną wioskę, pozostawiając za sobą wszystko, co było mu drogie, ale w ten sposób podarował mi życie w Ameryce."
Niestety, 47 milionów mieszkańców Ukrainy musi żyć w kraju rządzonym przez postkomunistycznych kleptokratów. Nic też dziwnego, że większość ukraińskich mediów, podporządkowanych "partii władzy", przemilczała publikacje Kristofa w "New York Timesie". Doczekały się one natomiast komentarzy w prasie opozycyjnej. Politolog Wiktor Kaspruk pochwalił amerykańskiego dziennikarza za uczciwość w przedstawieniu ukraińskiej rzeczywistości i przyznał mu rację, że to postkomunistyczna władza "zablokowała wszystkimi dostępnymi jej środkami możliwość samorządności i gospodarczej inicjatywy Ukraińców". "Reżim Kuczmy robi dziś wszystko co możliwe - pisze Kaspruk - by różnymi siłowymi metodami zasklepić na dziesięciolecia ukraińskie społeczeństwo w stanie uśpienia, dzięki czemu można będzie długo i bezkarnie grabić ukraiński naród".
O tym, czy Ukraina ma szansę wyjść z obecnego marazmu, zadecydują październikowe wybory prezydenckie. Jeżeli zwycięży faworyt opozycji Wiktor Juszczenko, jest szansa na odbicie się od dna; jeżeli zaś wygra reprezentant "partii władzy" - najprawdopodobniej nastąpi zakonserwowanie obecnego układu oligarchicznego.
opr. mg/mg