0 lutego grupa 50 blogerów związanych z portalem Blogpress udała się na mały cmentarz w Szczęsnym niedaleko Grodziska Mazowieckiego, aby złożyć wieniec i pomodlić się na grobie mjra Arkadiusza Protasiuka
Dzisiaj nie jest łatwo się wzruszyć. Dominacja wszelkiego rodzaju mamideł i oper mydlanych w telewizji powoduje, że głębsze wzruszenie trudniej wykrzesać. Po prostu człowiek boi się, iż powód jego łez okazać się może kolejną tanią podpuchą reżyserów czy scenarzystów zainteresowanych łatwymi i prostymi skojarzeniami, doprowadzającymi do łzotoku kobiecą część naszego społeczeństwa.
Jednakże w tej swoistej powodzi tanich romansideł są proste gesty, które każą człowiekowi uwierzyć w możliwość katharsis poprzez piękne działanie innych. 20 lutego grupa 50 blogerów związanych z portalem Blogpress udała się na mały cmentarz w Szczęsnym niedaleko Grodziska Mazowieckiego, aby złożyć wieniec i pomodlić się na grobie mjra Arkadiusza Protasiuka. Uczynili to nie z powodu jakiejś rocznicy czy też wydarzenia z życia pilota TU-154M, ale po prostu by o nim nie zapomniano, a także by wyrazić swoją niewiarę w „dokonania” komisji pod wodzą T. Anodiny, generała KGB. Wydaje się, że za życia pilot leżący w skromnej mogile nie był im bliżej znany. Zapewne i dzisiaj nikt z nich nie byłby w stanie powiedzieć czegoś więcej o jego osobie. Można więc zaryzykować twierdzenie, że uczynili to dla idei. Idei obrony Polski przed szytymi zbyt grubymi nićmi szykanami ze strony naszego sąsiada. A sam fakt postępowania ideowego już dużo znaczy.
Osobiście nie cierpię idealistów. Nie dlatego, jakobym sam nie posiadał jakichś ideałów. Jednakże współcześni idealiści odrzucają mnie właśnie ze względu na owe „ideały”, które w gruncie rzeczy są ukrytymi ideologiami. Idealizm dawny, znany nam chociażby z okresu rozbiorowego, miał inne podłoże. Zapatrzenie się w ojczyznę, praca lub walka dla niej nie wynikały z przyjętych założeń, z natury swojej nieweryfikowalnych, lecz wyrastały z kultury, a ta ze swej natury jest wynikiem procesu trwającego wieki i zawiera w sobie to wszystko, co stanowi o narodzie jako specyficznym sposobie bytowania zbiorowości ludzkiej na tej ziemi. Ten rodzaj idealizmu rodził wspaniałą polską literaturę, osiągnięcia polskiego oręża, dawał wyniki w pracy polskich uczonych etc. Marzenia o Polsce pchały ludzi w stronę poświęcenia się dla ojczyzny na różnych polach. Ojczyzna stawała się celem, który nie negował własnych pragnień, ale je porządkował. Wynikiem tego był człowiek pewny swojej pozycji na ziemi, który nie musiał podporządkowywać się doraźnym modom i trendom, sam w sobie uporządkowany umiał żyć na ziemi. To rozważanie pokazuje również, że nie jestem zwolennikiem „zimnego realizmu”, który każe przeliczać wszystko na doraźną korzyść. Są bowiem sfery życia ludzkiego, które nie są wymienialne na żadną walutę. Dzisiaj niestety dominuje przekonanie, iż wszystko trzeba kupować lub raczej każdą sytuację w życiu przeliczać na korzyści materialne. Dominująca tendencja widoczna jest nie tylko wśród ludzi młodych, dla których to, co zewnętrzne, jest znamieniem sukcesu, lecz także pośród ludzi starszych, co ujawnia się chociażby poprzez stwierdzenie, iż nie jest ważna droga wiodąca do sukcesu, bo samo osiągnięcie materialnego statusu usprawiedliwi metodę uzyskania go. W czym niezbyt różnią się od młodocianych ideologów.
Sentencja Mikołaja Machiavellego widoczna jest w dzisiejszej kulturze aż nazbyt mocno. Ale właśnie ona jest swoistym wyznacznikiem rozróżnienia pomiędzy idealizmem a ideologią. Ideologia bowiem nie ma żadnych oporów przed sięganiem po to, co nie jest etycznie i moralnie dopuszczalne, ponieważ osiągnięcie celu rozgrzesza działającego. Wbrew temu idealizm narodowy XIX w., zawarty w formule „Bóg - Honor - Ojczyzna”, nie dopuszczał czynów sprzecznych z moralnością i nieuzasadnionych etycznie. Dlaczego? Wydaje się, że dlatego, iż celem działającego była jego wartość etyczna, a nie najszybsze zrealizowanie celu, jakim była chociażby wolność ojczyzny. Takie postawienie sprawy dawało jeszcze jeden efekt, a mianowicie ten, że człowiek tak postępujący nie uzależniał swojego sukcesu od zewnętrznych znamion materialnych i uzyskanych korzyści, lecz od własnej wewnętrznej wartości moralnej. Nawet zabicie wroga musiało mieć swoje uzasadnienie w niemożności innego dojścia do wolności. Wolna Ojczyzna bowiem winna opierać się na ludziach, którzy sami z siebie są „kimś” i nie muszą żebrać o uznanie świata zewnętrznego. Wydaje się, że właśnie o takiej postawie mówił w 1991 r. we Włocławku Sługa Boży Jan Paweł II, wołając, że do Europy „my wcale nie musimy wchodzić, bo my w niej jesteśmy. (...) ponieważ ją tworzyliśmy, i tworzyliśmy ją z większym trudem aniżeli ci, którym się przypisuje albo którzy sobie przypisują patent na europejskość, wyłączność.” Idealizmem nie jest więc rozkładanie się w foliowych ubrankach na placach europejskich, by zaprotestować przeciwko zabijaniu zwierząt czy też polewanie czerwoną farbą futer damskich. Idealizmem jest życie moralne pośród niemoralnego świata.
Powróćmy jednak do tego, co wydarzyło się 20 lutego na małym cmentarzu w Szczęsnym. Otóż właśnie ci ludzie są dzisiejszym swoistym sumieniem naszego kraju. Nie dlatego, że dokonali jakiegoś wielkiego czynu. Właśnie dlatego, że czyn ich zdaje się być małym wobec potęg medialno-politycznych, zasługuje na zauważenie. Zrobili to, co było w ich mocy, a co nie przyniosło im żadnego wymiernego zysku. Pojechali do tej małej miejscowości, aby być z tym, którego opluwają nie tylko moskiewskie raporty, ale również i część polskich mediów. Wydali swoje pieniądze, by kupić znicze i wieniec. Stracili czas, który mogli spożytkować dla korzyści bardziej materialnych. Pojechali, aby na grobie polskiego pilota, który zginął w niewyjaśnionych jak dotąd okolicznościach, zaśpiewać żołnierską piosenkę, w której zwrotce zawarte są słowa: „Śpij kolego w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni tobie.” Ja jednak mam wrażenie, że potrzeba takich ludzi nie po to, by tylko modlić się nad grobami poległych. Potrzeba takich ludzi, by Polska nam się przyśniła. Wymarzyła. Powstała wielka i wspaniała. By była dla nas wartością. Byśmy za Norwidem mogli powtarzać: „Naród mię żaden nie zbawił ni stworzył; Wieczność pamiętam przed wiekiem; Klucz Dawidowy usta mi otworzył, Rzym nazwał człekiem. (...) Niechże nie uczą mię, gdzie ma ojczyzna, bo pola, sioła, okopy i krew, i ciało, i ta jego blizna to ślad - lub - stopy”.
ks. Jacek Wł. Świątek
Echo Katolickie 8/2010
opr. ab/ab