Czy sankcje wobec Rosji odbiją się na sytuacji polskich rolników?
Sankcje gospodarcze nałożone przez Unię Europejską na Rosję rykoszetem odbiły się na naszym kraju. Dlaczego Władimirowi Putinowi w niesmak polskie jabłka?
Na to, co dzieje się obecnie na Ukrainie, świat zachodni - Unia Europejska i Stany Zjednoczone Ameryki Północnej - musiał zareagować. Jasne też było, że polskie zaangażowanie na Majdanie musiało zostać zauważone. Nie miałem również złudzeń, że retorsje strony rosyjskiej w pierwszej kolejności uderzą w nas. Nie sposób też przejść obojętnie nad wcześniejszymi reakcjami niektórych naszych polityków i mediów, którzy niemalże dopraszali się od miesięcy o takie sankcje. Ciągle słyszałem pytania, co z naszymi jabłkami i kiedy Rosja zablokuje nasze owoce i warzywa. No i mamy. Myślę, że Władimirowi Putinowi nie tyle nie smakują polskie jabłka, które jego rodacy najchętniej kupowali, co nasze zaangażowanie na Ukrainie. W sankcjach nie zawarto kwestii np. gazowych, i nasi zachodni sąsiedzi na razie nie odczuwają działań odwrotnych. To nie smak polskich jabłek przeszkadza, a żelazne reguły współczesnej rosyjskiej polityki.
Nasz kraj jest obecnie największym producentem jabłek na świecie, a kluczowym rynkiem zbytu jest właśnie ten wschodni. Jakie straty może przynieść rosyjskie embargo na owoce i warzywa? Jak bardzo odbije się na sadownikach?
Nie jesteśmy jeszcze największym producentem, choć znajdujemy się w ścisłej czołówce. Jesteśmy natomiast pierwszym eksporterem jabłek w świecie. Rynek rosyjski był dla nas bardzo ważny. Tam szło gro naszego eksportu. Jednak od lat, powoli co prawda, ale systematycznie, różnicujemy rynki, na jakie trafiają nasze produkty, w tym jabłka. Ten rok może być rzeczywiście trudny. Sprzyjająca pogoda sprawiła, że u progu sezonu zapowiadają się bardzo dobre zbiory, a jednocześnie zamykany jest duży rynek ich zbytu. Rozumiem obawy sadowników. Znaczna ich część eksportowała tylko na Wschód. Wiele zależy od tego, jak szybko znajdą nowych odbiorców. Ta branża jest stosunkowo dobrze zorganizowana. Ma możliwości przechowywania owoców. Przypomnę, że ubiegły rok zakończył się bardzo dobrymi wynikami w handlu zagranicznym produktami rolno-spożywczymi. Wartość eksportu wyniosła blisko 20 mld euro, a obecnie rynek rosyjski to niespełna 7% tej wartości. To żadne pocieszenie dla sadowników, lecz w skali obrotu nie jest to na szczęście dominujący obecnie rynek. Przypomnę, że w ubiegłym roku do Rosji wyeksportowaliśmy ponad 804 tys. ton produktów z sektora owoców i warzyw o łącznej wartości prawie 336 mln euro. Wstępne szacunki strat z powodu nałożonego embarga oscylują wokół ok. 500 mln euro.
Czy ministerstwo zamierza podjąć jakieś kroki w sprawie wycofania embarga?
Oczywiście. Zdecydowanie wzmocnimy działania promocyjne w kraju i zagranicą. Dotyczy to m.in. rynków azjatyckich, arabskich i amerykańskich. Pozwoli to zmniejszyć straty. Jestem przekonany, że Polacy, od których zaczęła się Solidarność, wykażą ją i teraz i sami zwiększą zakupy naszych owoców i warzyw, które obecnie mogą być dla nich również tańsze. Spożywajmy więcej naszych owoców i soków przygotowywanych na ich bazie. W tej chwili to najskuteczniejszy i najszybszy sposób wspomożenia naszych producentów, zanim szerzej otworzą się inne rynki. Przypomnę, że dziś owocują już wcześniej podjęte działania, jak chociażby rosnąca niemal z dnia na dzień popularność polskiego cydru. Jestem także przekonany, że przygotowywane rozwiązania w celu umożliwienia rolnikom wyrabiania i sprzedaży tradycyjnych przetworów również wpłyną na wzrost wykorzystania zwiększonej na rynku ilości owoców i warzyw.
Okazuje się, że jedynymi ofiarami ograniczeń ekonomiczno-gospodarczych Unii Europejskiej wobec Rosji będę polscy rolnicy i sadownicy...
Na pewno się na to nie zgodzę. Złożyliśmy wniosek do Komisji Europejskiej o rekompensaty finansowe za wycofane z rynku rosyjskiego polskich owoców i warzyw, w tym oczywiście jabłek. Wysłałem już w tej sprawie list do komisarza Daciana Ciolosa. Zawiera on wniosek o wdrożenie, w duchu solidarności europejskiej, odpowiednich działań ograniczających negatywne dla polskich producentów owoców i warzyw skutki sankcji nałożonych przez Federację Rosyjską. Zwracam uwagę, że problem może być rozwiązany na szczeblu UE, a nie przez polskiego ministra rolnictwa. W liście podkreślam też kwestie dotyczące wstępnie uznanych grup producentów owoców i warzyw, gdyż z przyczyn niezależnych przecież od nich nie będą w stanie osiągnąć planowanej na ostatni rok wielkości i wartości sprzedaży niezbędnej do uznania ich za organizację producentów owoców i warzyw.
Cios otrzymaliśmy także od Ukrainy... Jak wygląda kwestia embarga na eksport wieprzowiny do tego kraju?
To przedziwna sytuacja. Ukraina była jednym z pierwszych państw, które niemalże nazajutrz po ogłoszeniu pierwszego przypadku ASF (afrykański pomór świń) u dzika znalezionego tuż przy białoruskiej granicy nałożyła embargo na naszą wieprzowinę. Jak by tego było mało, do lipca utrzymywała, od siedmiu lat, embargo na naszą wołowinę. W Rosji jest od lat poważny problem z ASF w stadach hodowlanych, a do niedawna jeszcze wieprzowina stamtąd trafiała na rynek ukraiński. Jeżeli chodzi o te kwestie, to rozmawiałem w sumie z czterema ministrami rolnictwa Ukrainy. Powiem szczerze, w tej materii nie jest to solidny partner.
Ostatnio było głośno o problemach plantatorów porzeczki czarnej i wiśni. Czy producenci owoców miękkich mogą liczyć na środki zapobiegawcze, które mogłyby ustrzec ich przed ruiną finansową?
Problem plantatorów owoców miękkich ciągnie się od dłuższego czasu. W tym czasie były lata chude i lata tłuste. Niestety wciąż nie ma porozumienia na linii producent - podmiot skupowy - przetwórca. Producenci na tym rynku są zorganizowani tylko w 1%. Ciężko jest im rozmawiać z przetwórcami. Rynek jest chwiejny i pomóc mogłaby kontraktacja, ale strony od lat nie mogą dojść do porozumienia. To przykre. Przykra jest też reakcja naszych związków i organizacji rolniczych. W krajach starej UE sytuacja wygląda zgoła inaczej niż u nas. Tam przede wszystkim te związki i organizacje występują do Komisji Europejskiej o pomoc na rynku owoców pestkowych. W naszym przypadku minister rolnictwa o to występuje, a nie wspierają go na forum unijnym nawet związki i organizacje, które należą do COPA COGECA (europejska organizacja zrzeszająca rolnicze związki zawodowe i organizacje spółdzielcze - od red.).
Pomoc może zostać udzielona na zasadach de minimis (rodzaj pomocy publicznej, która nie podlega notyfikacji KE od red.). Przeznaczamy na ten cel ok. 30 mln zł.
Jak obecnie wygląda sytuacja na rynku owoców miękkich? Jakie efekty przyniosły protesty rolników w Kózkach w powiecie łosickim?
Zawsze mówiłem, że chętnie rozmawiam z rolnikami, ale nie może być też tak, że minister będzie jeździł do każdego „pożaru”. Protestujących zaprosiłem do resortu, wcześniej spotkała się z nimi na miejscu podsekretarz stanu Zofia Szalczyk. Sytuację przedstawiłem jasno. Poinformowałem o pomocy de minimis, o czym już wspomniałem, a także o tym, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta nie ma możliwości i instrumentów, aby stwierdzić, czy nie nastąpiła zmowa cenowa na tym rynku. To już nie pierwszy raz w odniesieniu do rynków rolnych. Będę o tej sytuacji informował premiera. Tak być nie może. Protestującym rolnikom powiedziałem również, że wiele inwestycji nie zostało jeszcze ostatecznie rozliczonych, a zobowiązania korzystających z unijnych środków dotyczą także obowiązku osiągania poziomu 50% dostaw surowca poprzez umowy kontraktacyjne. Przy ostatecznym rozliczeniu będziemy to bardzo dokładnie sprawdzać. Kolejna sprawa, o której rozmawialiśmy, to kwestia rozpoczęcia prac w resorcie nad utworzeniem funduszu stabilizacji dochodów rolniczych, z którego w przyszłości wypłacane byłyby rekompensaty producentom rolnym w przypadku drastycznych spadków cen. Środki na ten fundusz pochodziłyby z odpisu 0,2% od wartości sprzedaży produktów rolnych.
Przed rolnikami żniwa. W wielu rejonach kraju już rozpoczęło się koszenie pszenicy i żyta. Zbiory zapowiadają się dobrze. A jakie są prognozy dotyczące cen skupu zbóż?
Tuż przed żniwami i na ich początku ceny zbóż zawsze spadają. Rzeczywiście tegoroczne warunki agrometeorologiczne sprzyjają rolnikom. Nie chwalmy jednak dnia przed zachodem słońca. Póki zboże jeszcze nie jest zebrane, nie można niczego stwierdzić na pewno. Rolnicy doskonale to wiedzą. To oni prowadzą warsztat pod chmurką i lata pracy nauczyły ich pokory wobec sił przyrody. Sytuacja na świecie, jak widać u naszych sąsiadów, jest niestabilna i trudno w tej chwili prognozować. Byli już tacy, co ogłaszali cenę. Ja do nich nie należę.
Unia Europejska chcąc pomóc Ukrainie, wprowadziła bezcłowy kontyngent na import zbóż z tego kraju. Czy ich napływ może mieć wpływ na ceny w Polsce?
Unia - bezcłowy kontyngent dla Ukrainy, a oni nam embargo. Coś tu nie tak. Nie przeceniałbym jednak zbytnio roli tego kontyngentu w kwestii ceny na zboże. Tutaj decydują dwie sprawy - światowe zbiory zbóż i giełdy światowe, w tym m.in. Chicago Board of Trade.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 32/2014
opr. ab/ab