Małżeństwo nie jest sprawą prywatną, czego najlepszym dowodem jest fakt, że zawierane jest publicznie, zawsze w obecności świadków. Zawarte w kościele czy w urzędzie stanu cywilnego małżeństwo ma charakter społeczny, a nie tylko prywatny
Małżeństwo nie jest sprawą prywatną, czego najlepszym dowodem jest fakt, że zawierane jest publicznie, zawsze w obecności świadków. Zawarte w kościele czy w urzędzie stanu cywilnego małżeństwo ma charakter społeczny, a nie tylko prywatny
W jednym ze swoich felietonów Tomasz Terlikowski zwrócił uwagę na – jak mi się zdaje – niezwykle ważną sprawę. Przy różnych okazjach politycy, zresztą nie tylko oni, powtarzają, że małżeństwo jest ich prywatną sprawą i nikomu nic do tego. Ostatnio szczególnie często mówił w ten sposób jeden z polityków, który na sylwestra wybrał się do Portugalii: „Nie będę wypowiadał się na temat życia prywatnego”. Taka postawa na pozór wydaje się zupełnie zrozumiała – co kogo obchodzi, z kim ktoś jedzie na urlop na Maderę czy na jakąś inną wyspę. Obawiam się, że niebawem pogląd ten stanie się obowiązujący. Tymczasem jest on jak najbardziej fałszywy. Małżeństwo nie jest sprawą prywatną, czego najlepszym dowodem jest fakt, że zawierane jest publicznie, zawsze w obecności świadków. Zawarte w kościele czy w urzędzie stanu cywilnego małżeństwo ma charakter społeczny, a nie tylko prywatny. A co za tym idzie, wierność czy też zdrada mają swoje konsekwencje społeczne. Czyjś rozwód nie jest tylko prywatną sprawą rozstających się małżonków, jak by wielu chciało, tym bardziej jeżeli są oni wysoko postawionymi osobami. Podobnie zresztą ma się sprawa z księdzem, gdyby chciał rzucić kapłaństwo. Nie przyjmował święceń ukradkiem, bez czyjejkolwiek wiedzy. Przeciwnie, święcenia zawsze odbywają się w obecności Kościoła, za zgodą Kościoła. Piszę o tym, by nie dać się zbałamucić temu dosyć powszechnie głoszonemu poglądowi. Ale również dlatego, że po mojej uwadze sprzed tygodnia dotyczącej niepłacenia alimentów przez publicznie znaną osobę ktoś z czytelników zasugerował, że chciałem w ten sposób dopiec politycznemu przeciwnikowi. Nic podobnego. Chciałem jedynie zwrócić uwagę na fakt, że zaleganie z alimentami czy zdradzanie żony nie należy tylko do sfery prywatnej, ale ma swoje konsekwencje społeczne.
Ale zostawmy już te przykre sprawy. Szymon Babuchowski pisze o najbardziej oryginalnym dziedzictwie polskiej architektury XX wieku. Są nim rzymskokatolickie kościoły, zbudowane w czasach PRL i nieco później. Tak uważają trzej młodzi autorzy książki „Architektura VII dnia”. Wykonali ogromną pracę, zbierając w jednym opasłym tomie zdjęcia i opisy wielu kościołów zbudowanych po wojnie. W wywiadzie dla portalu Onet.pl jeden z autorów mówił: „Trzy lata temu uczestniczyliśmy z Izą w konkursie na biennale w Wenecji. Kuratorem był tam Rem Koolhaas, nasz wielki mentor. Tytuł weneckiej wystawy brzmiał: »Absorbing modernity«, czyli przyswajanie nowoczesności. Koolhaas zadał pytanie, co jest najbardziej interesującym powojennym zjawiskiem architektonicznym w Polsce. Stwierdziliśmy, że właśnie te kościoły, i zaczęliśmy serio o nich myśleć. One się wielu osobom dzisiaj nie podobają. Ale ich wielka wartość, oprócz architektury, która w wielu przypadkach jest imponująca, leży w historiach, jakie za tymi kościołami stoją, i we wspólnotach, które te kościoły budowały”. Przed tygodniem napisałem w tym miejscu odę do proboszcza i wikarego. Autorzy książki o kościołach do mojego hymnu pochwalnego dołączyli wszystkich wiernych, którzy zbudowali prawie 3800 polskich kościołów.
Jest to słowo wstępne redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego" ks. Marka Gancarczyka do nr 3/2017
opr. ac/ac