Oficjalna żałoba narodowa minęła. Ale przecież wciąż powracamy do tragedii pod Smoleńskiem.
"Idziemy" nr 18/2010
Oficjalna żałoba narodowa minęła. Ale przecież wciąż powracamy do tragedii pod Smoleńskiem. I wspominamy osoby, które odeszły. Powracam myślą do tych, których trochę bliżej znałem. Między innymi do ks. Ryszarda Rumianka, który od 2005 r. był rektorem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W ostatnich latach spotykałem się z nim towarzysko, w małym gronie, najczęściej przy dobrej kolacji. Za jego rektorskiej kadencji Uniwersytet rozwijał się dynamicznie na różnych polach. Zapamiętam go jednak nie tyle jako rektora, ale po prostu jako człowieka, który miał w sobie dobroć, tę ludzką i tę Bożą, i z którym dobrze było posiedzieć i pogadać.
W styczniu, przed moim wyjazdem z Polski do Rzymu, spotkaliśmy się na takiej „pożegnalnej” kolacji. Na nową drogę podarował mi elegancką, skórzaną teczkę, z dyskretnym logo UKSW. „Profesorska! Przyda się” – powiedział z uśmiechem. Rzeczywiście, przydaje się, noszę w niej materiały potrzebne do wykładów. To nic, że z logo UKSW, a nie Uniwersytetu Gregoriańskiego. Patrzę na tę czarną teczkę i dociera do mnie, że nie spotkamy się, tak jak planowaliśmy, w Rzymie i nie pójdziemy na pizzę. Żałuję, że nie mogłem być w tych dniach w Polsce, by pójść na Krakowskie Przedmieście, gdzie po sąsiedzku, obok Pana Prezydenta, mieszkał Ryszard Rumianek i by uczestniczyć we Mszy pogrzebowej w kościele na warszawskich Bielanach.
Patrzę na teczkę od śp. ks. Rumianka i zastanawiam się, dlaczego niektórych tak bardzo „uwiera” sposób, w jaki Polacy – w każdym razie bardzo wielu z nich – zareagowali na śmierć Prezydenta Kaczyńskiego i innych wybitnych osób. Przecież w wielogodzinnych kolejkach, by oddać cześć prezydenckiej parze, w dziesiątkach, jeśli nie setkach, tysięcy zapalanych zniczy, w wywieszanych flagach narodowych, nie było żadnej histerii, żadnego szowinizmu. Wręcz przeciwnie, wszystko odbywało się w nastroju powagi, modlitwy i odpowiedzialności za wspólne dobro. No! Może nie wszystko. „Autorytety” podjęły nieudaną próbę jątrzenia przeciwko pochówkowi Prezydenta i jego małżonki na Wawelu.
Swoje wyobcowanie z polskości, która przejawiała się w normalnie reagujących Polakach, ocierających łzy i wyrażających swój ból, pokazało środowisko „Krytyki Politycznej” (niewielki, ale dobrze się reklamujący ośrodek głoszący idee lewackie, gejowskie, aborcjonistyczne i feministyczne). Na portalu „Krytyki Politycznej” można znaleźć wiele porażających cynizmem wypowiedzi. „Patrząc na ten cały cyrk, który nazywamy w Polsce żałobą narodową, mam jednoznaczne uczucia... Już od soboty mam głębokie przekonanie, że to, co widzę, to absurdalne zachowanie stadne, a nie żałoba” – napisała reżyserka Małgorzata Szumowska. A filozof Agata Bielik-Robson stwierdziła: „Tak jak Jezus »udowodnił«, że jest Bogiem, umierając na krzyżu – tak Lech Kaczyński »udowodnił«, że był opatrznościowym ojcem polskiego narodu, umierając w Smoleńsku”.
Z czymś takim trudno nawet dyskutować. Ktoś z potrzeby serca, bez ogłaszania czegokolwiek światu w mediach, kupuje wiązankę oraz znicz i idzie, by pomodlić się za tragicznie zmarłych i za Polskę, a tu słyszy: cyrk, absurd, stado. A co do Jezusa, do którego ludzie w tych dniach często się zwracali, to Bielik-Robson powinna wiedzieć, że chrześcijaństwo opiera się na zmartwychwstaniu i na doświadczeniu Zmartwychwstałego, a nie na samej tylko śmierci krzyżowej Chrystusa. Lech Kaczyński zaś niczego nie udowadniał, ale jego śmierć pokazała, jak bardzo wielu ludzi go ceniło i uważało za swego prezydenta. Prezydenta swojej Polski. Dlaczego pluć na szczere odczucia i proste gesty?
Tak! Powstaje na naszych oczach pewna opowieść-mit. Jest to opowieść o śmierci bohaterskiej, ofiarniczej, śmierci za Polskę… I mam nadzieję, że nie zostanie ona zagłuszona wrzaskiem ludzi typu Szumowska lub Bielik-Robson.
opr. aś/aś