Chcesz reformować Kościół? Zacznij od siebie!
"Idziemy" nr 3/2011
Wygląda na to, że w Polsce wszyscy chcą reformować Kościół. Cóż to za duch wzbudza tę reformatorską pasję? Niektórzy zapewne odpowiedzą, że to duch Soboru Watykańskiego II. To bardzo prawdopodobne, tylko że okazuje się, że na Soborze błąkały się dwa duchy. Kardynał Joseph Ratzinger, obecnie Benedykt XVI, zauważył, że „jeszcze podczas obrad soborowych, a potem coraz bardziej w okresie po Soborze narzucał się rzekomy «duch Soboru», który w rzeczywistości był «antyduchem». Jednym z dogmatów tego «antyducha» była teza, że wszystko, co nowe (albo za takie uważane) jest zawsze lepsze niż to, co było i co jest”. Trzeba więc badać, jakiego to ducha mają współcześni reformatorzy Kościoła.
Pierwszy typ reformatora to ułatwiacz. Typ ten – jak sama nazwa wskazuje – ma tzw. dobre serce i chce wszystkim wszystko ułatwić, w tym również wyznawaną wiarę. Reforma Kościoła w tej perspektywie polega na kolejnych ułatwieniach i przystosowaniach do światowych trendów. Zachód ma fioła na punkcie wyimaginowanych praw gejów i lesbijek? No cóż! Trzeba za tym trendem nadążyć, przystosować się – stwierdza ułatwiacz – i proponuje homoseksualne śluby. Aborcja, zapłodnienie in vitro? Nie rzucajmy ludziom kłód pod nogi! Trzeba rozumieć różne sytuacje życiowe… W tego rodzaju reformie Pan Bóg nie jest zasadniczo pytany o zdanie, no bo po co Go pytać, skoro my już sami wiemy, jak ułatwić sobie życie. Na końcu rodzi się problem: skoro tak sobie radzimy nie pytając Boga o nic, to po co nam Kościół? Wystarczy partia „ludzi rozumnych”, która mówi, co jest dobre, a co złe.
Drugi typ to demaskator szczerze zatroskany. Tego rodzaju reformator odznacza się wielką pasją w demaskowaniu grzechów księży i osób zakonnych. Wierzy on, że im więcej niewierności ze strony duchownych ujawni i im w ostrzejszych słowach ich potępi, tym Kościół będzie lepszy. W swej pasji obnażania zła sypie ocenami jak z rękawa. Dominikanin Wiśniewski w swym słynnym liście stwierdza, że ponad 50 proc. księży jest „zarażona ksenofobią, nacjonalizmem i wstydliwie skrywanym antysemityzmem”. Skąd te dane? Nie wiadomo! Ale co tam rzetelność, idea jest ważna! Demaskator może liczyć na to, że w pewnych mediach zostanie okrzyknięty człowiekiem odważnym, wybitnym i szlachetnym. Nawiasem mówiąc, to bardzo ciekawe, bo te same media w innych przypadkach wyciąganie czyichś rzeczywistych, a nie rzekomych grzechów nazywają „polowaniem na czarownice” lub „seansami nienawiści”. Ba! Jest demaskacja słuszna i niesłuszna. Demaskowanie księży jest zawsze słuszne, nawet jeśli ociera się o oszczerstwo.
Trzecia grupa reformatorów Kościoła to sabotażyści. Charakteryzują się tym, że gardłują na temat niezbędnych reform Kościoła, ale ich skrywanym pragnieniem jest to, aby Kościół szlag trafił. Stosują różne metody, udają ułatwiacza albo demaskatora szczerze zatroskanego, ale są inteligentni i wiedzą, że to, co proponują, prowadzi do kompletnego rozwodnienia nauczania Kościoła, a w konsekwencji do jego marginalizacji. I o to im właśnie chodzi. Kiedyś walczono z Kościołem w sposób otwarty. Lenin czy Stalin mówili bez ogródek, co myślą o religii w ogóle i gdzie najchętniej wysłaliby wszystkich klechów. Ta metoda okazała się nieskuteczna. Lepiej z udawaną troską opowiadać o słabościach nękających Kościół i wieszczyć jego rychły upadek. A z drugiej strony popierać wszystko, co sprzeciwia się nauczaniu Kościoła.
Jest jeszcze czwarty typ reformatora. Reprezentantem tego typu jest św. Ignacy Loyola, założyciel jezuitów. Nie był naiwny, widział zło w Kościele, ale nie poleciał jak Luter, by w oburzeniu przybić na drzwiach jakiegoś kościoła swoje tezy i wykopać głębokie podziały. Nie! Ignacy zaczął od siebie. Rozpoczął drogę nawrócenia. I prosił Jezusa, aby go przyłączył pod swój sztandar i uczynił narzędziem naprawy Kościoła. Chcesz reformować Kościół? Zacznij od siebie! Tak, aby twoja obecność w Kościele czyniła go piękniejszym.
opr. aś/aś