Trucizna dla katolików

Gwiazda niemieckiego dziennikarstwa - Matthias Matussek doświadcza, jak niemile widziane jest w mediach przyznawanie się do katolickiej tożsamości

Już Sokrates wiedział, że mówienie prawdy jest niebezpieczne. Właśnie teraz w Niemczech doświadcza tego dziennikarz magazynu „Der Spiegel” Matthias Matussek. Napisał on bowiem ostatnio książkę „Katolicka przygoda” (Das katholische Abenteuer), którą promuje w różnych telewizyjnych talk-showach. Aby lepiej zrozumieć powagę sprawy, trzeba wiedzieć, że Matussek od wielu lat w Niemczech uważany jest za wysokiej klasy gwiazdę dziennikarstwa, do tego mającą filozoficzną głębię. Jest niejako mieszanką Tomasza Lisa i Ryszarda Kapuścińskiego. Z jednej strony widzimy go na zdjęciach z Nicole Kidman, z drugiej podróżującego po brazylijskich lasach tropikalnych. Matussek mieszkał w Anglii, Stanach Zjednoczonych i Ameryce Południowej, do tego ma znakomite kontakty z niemieckimi VIP-ami z Watykanu.

I tu tkwi problem. „Należysz do organizacji kryminalnej” — krzyczał ostatnio niemiecki aktor Mathieu Carriére w słynnym talk-show, skacząc Matussekowi mu niemal do gardła. W tym samym programie niemiecka aktorka skarżyła się pod adresem Matusseka: „Nikt nie ma prawa dyktować mi, kiedy mam uprawiać seks”. Jednakże Matussek, który jest żonaty i ma dzieci, nie aspiruje do bycia misjonarzem. Pragnie jedynie swobodnie móc wyrażać swoją miłość wobec papieża i radość z bycia katolikiem. Konserwatywny w swych poglądach, ale z postmodernistycznym, łatwym podejściem. Okazuje się to jednak nie do zaakceptowania w niemieckich mediach publicznych. Nawet niektórzy księża i znani liberalni katolicy atakują go za jego prowatykańskie wypowiedzi, traktując go jak szaleńca. Z drugiej strony, na jego profilu na Facebooku można zauważyć, że dla wielu młodych katolików jest on prawdziwym idolem. Jego sposób promowania czystości i regularnej spowiedzi zdaje się być w zgodzie z nowoczesnym stylem życia, podczas gdy atakujący go ludzie z talk-showów należą do pokolenia lat 60.

W tym miejscu historia Matusseka z tragikomicznej przeobraża się w tragiczną. Mamy słynnego, medialnego VIP-a, który ma odwagę poświęcić swoje nazwisko na ołtarzu opinii publicznej, a jedyne wsparcie nadchodzi od jego przyjaciół z Facebooka i watykańskich kardynałów. Nie najlepszy to znak przed zbliżającą się wizytą Benedykta XVI w Niemczech we wrześniu tego roku. Pokazuje jednak, jak prorockie były słowa samego Matusseka, kiedy w 2005 roku opisywał wybór kard. Ratzingera na papieża: „Duch Święty wybrał Następcę św. Piotra właśnie z tej ziemi, która najbardziej go potrzebuje”. Napisał to w „Spieglu”, który zasadniczo miłuje Kościół tak samo jak „Gazeta Wyborcza”. Sześć lat później — po tym jak został zdegradowany w „Spieglu” ze stanowiska szefa działu kultury do wolnego autora pojawiającego się od czasu do czasu na łamach czasopisma — jego słowa stały się rzeczywistością. Duchowa pustka w niemieckim Kościele i społeczeństwie jest dzisiaj widoczna bardziej niż kiedykolwiek.

Jednakże Matussek przedstawia również drogi wyjścia z tej sytuacji, co wzbudza największą wobec niego niechęć w liberalnych kręgach katolickich. Proponuje on mianowicie likwidację istniejącego w Niemczech podatku kościelnego, jako że — dzięki swoim zagranicznym doświadczeniom — przekonany jest on o tym, iż prowadziłoby to ku prawdziwemu, autentycznemu życiu wspólnotowemu w poszczególnych parafiach. Niezły plan, co dostrzegamy również na przykładzie Polski. W Niemczech liczba powołań jest tak niska, że myśli się nad wyświęcaniem kobiet i tzw. viri probati. I chociaż osobiście jestem całkiem przeciwny tym liberalnym rozwiązaniom, to przypuśćmy hipotetycznie, że Matthias Matussek mógłby być taką osobą. Obawiam się jednak, że jeszcze przed rozpoczęciem posługi dostałby on od tych samych ludzi, którzy tak głośno postulują wprowadzenie viri probati nie kielich przymierza, ale kielich z trucizną — tak jak Sokrates.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama