Nie kwestionuję faktu, że WOŚP zrobiła w Polsce sporo dobrego. Ale stanowczo sprzeciwiam się świątecznej presji orkiestrowych serduszek
"Idziemy" nr 2/2012
Nie spodziewam się, aby Jerzy Owsiak odpowiedział na list wysłany do niego jeszcze przed Nowym Rokiem przez pełnomocnika Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Stop aborcji” Mariusza Dzierżawskiego. Przyjmie raczej zasadę bliskiego mu ideowo środowiska, które uważa, że ludzie mający odmienny punkt widzenia nie zasługują na to, by z nimi rozmawiać.
Sam pomysł napisania listu do szefa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy z prośbą o wsparcie wysiłków mających na celu ratowanie życia chorych dzieci jeszcze przed ich narodzeniem uważam za genialny. Zwłaszcza że tegoroczna, dwudziesta już kwesta WOŚP przeznaczona jest na cel jakże bliski ideowo obrońcom życia: „zakup najnowocześniejszych urządzeń do ratowania życia wcześniaków i pomp insulinowych dla kobiet ciężarnych z cukrzycą”. Zresztą wszystkie zbiórki organizowane przez fundację Jerzego Owsiaka odbywają się pod hasłem ratowania życia chorych dzieci. Dlatego tak bardzo chwytają ludzi za serce i otwierają kieszenie.
Wydawać by się więc mogło, że wsparcie Owsiaka dla reprezentowanej przez Dzierżawskiego inicjatywy i dla nominalnie „siostrzanej” Fundacji Pro – Prawo do życia będzie czymś oczywistym, że powinni grać w jednej orkiestrze. Bo ich cele wydają się zbieżne. Ta „siostrzana” fundacja w ostatnich miesiącach szczególny nacisk kładzie bowiem także na ratowanie dzieci. Z tą jedynie różnicą, że chodzi o dzieci zagrożone aborcyjną śmiercią z powodu zdiagnozowania u nich jeszcze przed narodzeniem zespołu Downa. Ale ta właśnie różnica stanowi przepaść. Ujawnia bowiem różne podejście do tego, co jest ideowym fundamentem ich działalności. Aby WŚOP wsparła konsekwentną ochronę życia i zdrowia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci, trzeba by tę fundację wymyślić od nowa, a jej założyciel musiałby duchowo i moralnie na nowo się narodzić.
W działalności Jerzego Owsiaka i jego WOŚP, obok corocznych kwest na chore dzieci, nie można pominąć także drugiej strony medalu, jakim jest coroczny Przystanek Woodstock. Na podstawie analizy sprawozdań finansowych WOŚP i wpisów na stronach internetowych przystankowiczów odważę się nawet stwierdzić, że jedno nie istnieje bez drugiego. W roku 2009 na samą tylko organizację koncertu Przystanek Woodstock, nie licząc działań towarzyszących, WOŚP przeznaczyła ponad 2 mln 661 tys. zł. Wielu uczestników Woodstocku na forach internetowych nie kryje, że bezpłatny udział w imprezie traktują jako „rekompensatę” za swoje zaangażowanie w przeprowadzenie corocznego finału WOŚP. Tym zaś, co przyciąga i formuje przystankowiczów, jest nie tylko specyficzna muzyka, ale również obyczajowy luz, wyrażający się w zawołaniu „Róbta, co chceta” i symbolicznym taplaniu się w błocie. Zaangażowanie Owsiaka w obronę życia nienarodzonych zburzyłoby tę całą konstrukcję, w której niewątpliwie dobroczynna akcja na rzecz chorych dzieci legitymizuje propagowaną przez niego ideologię.
Nie kwestionuję faktu, że WOŚP zrobiła w Polsce sporo dobrego. Ale stanowczo sprzeciwiam się świątecznej presji orkiestrowych serduszek. Ktoś, kto w najbliższą niedzielę nie będzie się obnosił z czerwonym akcentem na płaszczu, nie musi być gorszym człowiekiem. Może mu się tylko nie podobać ta druga strona WOŚP. Przewidywany zaś brak odpowiedzi Owsiaka na apel o ratowanie przed aborcją chorych dzieci będzie potwierdzeniem, że to jemu nie po drodze z tymi, którzy o życie i zdrowie człowieka troszczą się od jego poczęcia.
opr. aś/aś