Finansowana przez George'a Sorosa prowokacja ze znakiem pokoju zmierza do zmiany całego Kościoła w 'Kościół otwarty'
Finansowana przez George’a Sorosa prowokacja ze znakiem pokoju zmierza do zmiany całego Kościoła w "Kościół otwarty"
Żabę można ponoć ugotować żywcem. Trzeba to jedynie robić stopniowo i cierpliwie. Wrzucona bowiem do garnka z wrzątkiem, żaba z niego wyskoczy – jak poparzona. Ale zanurzona w chłodnej wodzie, którą będzie się wolno podgrzewać aż do wrzenia, nawet nie zauważy, jak ją ugotują.
Nie zachęcam do eksperymentowania z żabami, ale wnioski z tego zjawiska pomagają zrozumieć wiele procesów w życiu społecznym. Ostatnio np. pewien autor ciągle jakoś związany z „Więzią” nie mógł zrozumieć, jak ludzie, których zna, mogli się dać wmanewrować w coś takiego jak promująca ideologię gejowską akcja ze znakiem pokoju. Tym bardziej dziwił się pokrętnej odpowiedzi tego środowiska i patronujących akcji środowiskom „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku” na komunikat prezydium Konferencji Episkopatu Polski. W reakcji na stwierdzenie biskupów, że katolicy nie powinni się angażować w tego rodzaju akcje, które rozmywają nauczanie Kościoła, przedstawiciele wspomnianych środowisk, mieniący się „Kościołem otwartym”, odtrąbili, że właśnie osiągnęli swój cel.
Aby zrozumieć, co się stało z tzw. „Kościołem otwartym” uosabianym przez wspomniane środowiska, odwołam się do przykładu z żabą. Powolne gotowanie „Tygodnika Powszechnego” zaczęło się już w 1947 r., kiedy to ówczesny premier Józef Cyrankiewicz oznajmił na zjeździe PPS, że w Polsce trzeba wyłonić grupę postępowych katolików, którzy będą współpracować z nową władzą. W podejściu do środowisk katolickich zaczęto więc stosować zasadę: Dziel i rządź. „Tygodnik Powszechny” został uznany za „głównego godnego przeciwnika”, „dobre czasopismo” i „najważniejszy katolicki organ prasowy w Polsce”. Redakcję „Tygodnika” zapraszano do udziału w „kolegiach propagandowych” w Wojewódzkim Urzędzie Informacji i Propagandy. Opisuje to Janusz Stefański w książce „Praktyka władz państwowych PRL wobec prasy katolickiej w latach 1945-1953”. Na przeciwległym biegunie postawiono „Tygodnik Warszawski”, który został zlikwidowany we wrześniu 1948 r., a wkrótce większość jego redaktorów została aresztowana i skazana na długoletnie więzienia. Uznanie nie uchroniło „Tygodnika Powszechnego” przed kłopotami po 1953 r. oraz infiltracją przez Służbę Bezpieczeństwa, o czym pisze Roman Graczyk w książce: „Cena przetrwania? SB wobec »Tygodnika Powszechnego«”. Niemniej władze komunistyczne generalnie zauważały, że czasopismo, choć przemyca czasem niekorzystne dla komunistów treści, to na tle innych „najdobitniej dba o pozory” i nie dąży do zmiany ustroju. W podobnym duchu oceniany był miesięcznik „Znak”.
W Warszawie na fali odwilży po 1956 r. powstał miesięcznik „Więź”, utworzony przez byłego redaktora wydawnictw PAX-owskich Tadeusza Mazowieckiego. Razem z przedstawicielami ww. środowisk Mazowiecki podczas Soboru Watykańskiego II organizował w Rzymie głośne prowokacje przeciwko Prymasowi Tysiąclecia, inspirowane – jak się potem okazało – przez członka biura politycznego KC PZPR Zenona Kliszkę. Prymas zabraniał księżom pisać w „Więzi”, znane są także jego ostre spięcia z Mazowieckim, który wobec Kościoła w Polsce bywał bardziej krytyczny w swoich publikacjach niż wobec komunistycznego reżimu.
Ważną cezurą w dziejach tzw. katolików postępowych w Polsce jest 1968 r. Wtedy część lewicy laickiej, usunięta z partii i struktur władzy za próbę oczyszczania komunizmu z patologii, zaczęła z nadzieją patrzeć na legalnie działające środowiska „Więzi”, „Znaku” i „Tygodnika”. W nich znajdowały oparcie. Środowiska tzw. katolików postępowych, które potępiły antysemickie czystki, czuły się „zaszczycone”, że ideowa cześć komunistów chce z nimi współpracować. Dało to początek wspólnocie przekonanej o swojej moralnej i intelektualnej wyższości. Wszystko dojrzewało do lat 80., kiedy to doradcy strajkujących w 1980 r. robotników, przysłani przez prymasa, zostają w dziwnych okolicznościach zastąpieni przez Mazowieckiego i Geremka, a Jerzy Urban jeszcze przed stanem wojennym twierdził, że zamiast rozmawiać z „Solidarnością”, trzeba powołać „koalicyjny rząd z katolikami pokroju Mazowieckiego”. Kiedy zatem w latach 1985-87 podejmowano decyzję o transformacji w Polsce według modelu społeczeństwa otwartego George’a Sorosa, jednymi z głównych partnerów w tym procesie stali się tzw. katolicy postępowi z „Więzi”, „Tygodnika” i „Znaku”, nazywani w terminologii Sorosa „Kościołem otwartym”. Oni obejmują najważniejsze funkcje w państwie. Ich rola nie kończy się bynajmniej na zmianach ustrojowych w państwie. Mają doprowadzić do zmiany całego Kościoła w „Kościół otwarty”, czyli taki, w którym nie będzie obiektywnej prawdy ani wynikających z niej zasad moralnych.
W tym właśnie kierunku zmierza finansowana przez Sorosa prowokacja ze znakiem pokoju. Ale ludzie z „Więzi”, „Tygodnika” i „Znaku” nie widzą w niej nic niestosownego, bo żaba jest już ugotowana.
"Idziemy" nr 39/2016
opr. ac/ac