Potrzebujemy jej: nie PiS-owskiej czy platformerskiej, ale obiektywnej, choćby i bolesnej, aby odebrać narzędzia tym, którzy mają wobec nas złe intencje
Potrzebujemy jej: nie PiS-owskiej czy platformerskiej, ale obiektywnej, choćby i bolesnej, aby odebrać narzędzia tym, którzy mają wobec nas złe intencje
Na temat ekshumacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej przepytywano mnie już chyba we wszystkich największych telewizjach. I pewnie bym o tym nie pisał, gdyby nie opinie, że Kościół w tej sprawie „stanął w rozkroku”. Co ciekawe, najbardziej jednoznacznego poparcia oczekują najczęściej od Kościoła ci, który z zasady kwestionują jego prawo do wypowiadania się w kwestiach publicznych.
Po raz kolejny zatem uporządkujmy fakty. Otóż do kompetencji władzy kościelnej nie należy wypowiadanie się na temat zasadności przeprowadzenia konkretnej ekshumacji zarządzonej przez prokuraturę. Warto dla porównania pamiętać, że w 2010 r. w bardzo skądinąd europejskiej Brukseli prokuratura i policja bez pytania o zgodę władz kościelnych otworzyły groby kardynałów: Josepha-Ernesta Van Roeya i Leona-Josepha Suenensa. Powodem miało być szukanie w nich dowodów na pedofilię w tamtejszym Kościele. Środowiska polityczno-medialne, które dzisiaj są przeciwko ekshumacjom, wówczas były pełne uznania dla zdecydowania belgijskich śledczych. Biskupi belgijscy i Stolica Apostolska zaprotestowały wówczas nie przeciwko samym czynnościom procesowym, ale przeciw sposobowi ich przeprowadzenia.
Władze kościelne wypowiadają się autorytatywnie na temat potrzeby ekshumacji jedynie w przypadku procesów kanonizacyjnych i beatyfikacyjnych. Przed zaliczeniem kogoś do grona świętych czy błogosławionych z zasady otwiera się jego grób. Ma to na celu upewnienie się, że okoliczności jego śmierci nie różnią się od tych opisanych w aktach procesowych, oraz ewentualne pobranie relikwii. Zdarzało się w historii Kościoła, że świątobliwy kandydat nie był ogłaszany świętym, kiedy po ekshumacji prawdziwe okoliczności jego śmierci pozostawały wątpliwe. Tak było choćby z Tomaszem à Kempis, autorem dzieła „O naśladowaniu Chrystusa”. Po ekshumacji pojawiły się bowiem wątpliwości, czy nie został zbyt pośpiesznie pochowany w stanie śmierci klinicznej. To zaś rodziło niepewność co do jego postawy wobec Boga w chwili naprawdę ostatniej doczesnego życia.
W przypadku ekshumacji zarządzonych przez prokuraturę zadaniem Kościoła jest wyłącznie przypominanie obowiązujących zasad moralnych. Pierwszą z nich jest szacunek dla ludzkiego ciała zarówno za życia, jak i po śmierci. Drugą jest szacunek dla miejsc świętych, jakimi są świątynie, cmentarze i groby. Trzecią jest szacunek dla ludzkich uczuć. Żeby mimo to ekshumacja była uzasadniona, muszą istnieć dla niej odpowiednio ważne powody. Do takich trzeba zaliczyć sytuację, w której zachodzi konieczność wyjaśnienia wątpliwości co do tożsamości osób spoczywających w danych grobach, jak również co do okoliczności ich śmierci, kiedy nie można wykluczyć, że mogła ona być wynikiem przestępstwa.
Czy któraś z tych przesłanek zachodzi w przypadku ofiar katastrofy smoleńskiej? Nie biskupi mają o tym rozstrzygać. Jedyne fakty znane ponad wszelką wątpliwość są takie, że w przypadku sześciu na dziewięć wcześniejszych ekshumacji okazało się, iż w grobach pochowany był ktoś inny, niż to wynikało z rosyjskich dokumentów; w innych rosyjskie dokumenty z sekcji zwłok przypisywały zmarłym posiadanie narządów, które za życia były im operacyjnie usunięte. Wiara w rzetelność rosyjskiego śledztwa wymaga więc nie lada samozaparcia lub wielkiej naiwności. Stawia to pod znakiem zapytania także wiarygodność – „ujednoliconego” z rosyjskim raportem MAK – polskiego raportu o katastrofie smoleńskiej przygotowanego przez komisję Jerzego Millera. O tym, czy są to wystarczające przesłanki do ekshumacji, przekonamy się pewnie po ostatecznych wynikach tych ostatnich. I wówczas przyjdzie czas na rozliczenie tych, którzy ekshumacje zarządzili.
Najważniejszym celem ekshumacji, które zawsze są czymś trudnym i bolesnym, o czym przypomina oświadczenie Konferencji Episkopatu Polski, jest odkrycie prawdy. Półprawd po obydwu stronach mamy już za dużo. Od ponad sześciu lat katastrofa smoleńska stanowi w polskim społeczeństwie dramatyczną oś podziałów i narzędzie rozgrywania Polaków przez służby obcych państw: Wschodu i Zachodu. Tym bardziej potrzebujemy więc prawdy: nie PiS-owskiej czy platformerskiej, ale obiektywnej, choćby i bolesnej, aby odebrać narzędzia tym, którzy mają wobec nas złe intencje. Wymaga to jednak ponadpartyjnego myślenia od tych, którzy będą prowadzić czynności śledcze. I od nas wszystkich.
"Idziemy" nr 45/2016
opr. ac/ac