W błędzie jest każdy, kto myśli, że ze złem można paktować albo je wziąć na przeczekanie. 78. rocznica wybuchu II wojny światowej przekonuje nas o tym dobitnie
W błędzie jest każdy, kto myśli, że ze złem można paktować albo je wziąć na przeczekanie. 78. rocznica wybuchu II wojny światowej przekonuje nas o tym dobitnie.
Francuzi i Brytyjczycy, którzy wbrew sojuszniczym zobowiązaniom, nie udzielili pomocy napadniętej Polsce, też pewnie myśleli, że dzięki temu ominie ich niemiecka agresja. Nie ominęła. A dodatkowo przez swoją bierność sprowokowali do militarnej agresji na nas także ZSRR. Stalin wstrzymywał się bowiem z wypełnieniem paktu Ribbentrop–Mołotow, dokąd był niepewny reakcji naszych sojuszników. Ostatecznie liczba ofiar II wojny światowej tylko do roku 1945 była wielokrotnie wyższa, niż mogłoby ich być przy bardziej zdecydowanej postawie Zachodu we wrześniu 1939 r.
Może to daleka analogia, ale dzisiaj w błędzie są ci, którzy ucinają wszelkie inicjatywy na rzecz pełniejszej ochrony ludzkiego życia od poczęcia, właśnie w imię świętego spokoju. To nie jest sposób na uniknięcie czarnych marszów. Znowu ruszyła bowiem kampania „Ratujmy kobiety”, ze zbieraniem podpisów pod projektem dopuszczającym aborcję do 12 tygodnia ciąży praktycznie na życzenie. Inicjatywę wspierają partie i organizacje lewicowe, wśród których jest także wielu nominalnych obrońców demokracji i obecnej konstytucji. Jakoś im nie przeszkadza, że wszelkie próby liberalizacji aborcji są z polską konstytucją sprzeczne. Wynika to wprost z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 4 lipca 1997 r. Były prezes Trybunału prof. Andrzej Zoll mówi publicznie, że nawet obecne przepisy dopuszczające aborcję ze względów eugenicznych są z obowiązującą konstytucją niezgodne. Nie zostało to formalnie orzeczone tylko dlatego, że nikt dotąd takiego wniosku do Trybunału nie złożył. O co więc chodzi komitetowi „Ratujmy kobiety”? O awanturę właśnie. Rządzący muszą zrozumieć, że chowanie głowy w piasek nic nie da.
Na tym tle po wielokroć dziwnie brzmi informacja Katolickiej Agencji Informacyjnej z 22 sierpnia o wstrzymaniu przez PiS wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności aborcji eugenicznej z ustawą zasadniczą. Wniosek przygotował poznański prawnik konstytucjonalista dr. Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS. Poparło go ponad 100 parlamentarzystów, głównie z PiS i z ruchu Kukiza. Nie podpisał się pod nim żaden z posłów PO, Nowoczesnej i PSL, choć mogłoby się wydawać, że to im najbardziej zależy, żeby wszystko było zgodne z konstytucją. Ostatecznie jednak wniosek nie trafił do Trybunału, ponieważ w obliczu sporu o reformę sądownictwa PiS nie chce otwierać kolejnego frontu. Tymczasem właśnie skierowanie sprawy do Trybunału wydawało się najlepszym wyjściem. Odpolityczniało sprawę ochrony życia, przenosząc spór z partyjno-parlamentarnego na poziom konstytucyjno-prawny. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego kończyłoby sprawę na lata, bo wszelkie próby wymuszenia liberalizacji ustawy o ochronie życia byłyby w świetle konstytucji bezprzedmiotowe. Ale PiS zamiast spokoju na lata zafundowało sobie i nam gorącą jesień.
Tym bardziej ważne jest teraz poparcie obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej „Zatrzymać aborcję”, która postuluje wykreślenie zapisu dopuszczającego zabijanie poczętych dzieci, u których podejrzewa się nieuleczalną chorobę lub ciężkie uszkodzenie płodu. Inicjatywa ta cieszy się pełnym poparciem Konferencji Episkopatu Polski, o czym przypominano po raz kolejny w komunikacie z ostatniego spotkania biskupów diecezjalnych na Jasnej Górze 25 sierpnia. Nazajutrz zaś, w odnawianych tego dnia Ślubach Jasnogórskich z racji 300-lecia koronacji obrazu Matki Bożej, na słowa: „przyrzekamy raczej śmierć ponieść, niż śmierć zadać niewinnym”, gromkim „przyrzekamy” odpowiadali nie tylko biskupi i tysiące wiernych, lecz także pan prezydent, pani premier, marszałkowie sejmu i senatu oraz spora grupa posłów. Świadkiem tego dzięki mediom były miliony Polaków. Teraz jest czas potwierdzenia tych przyrzeczeń.
Powtarzającej się konfrontacji za życiem albo przeciwko niemu nie da się na przyszłość uniknąć inaczej, jak tylko ostatecznie ją wygrywając. Nie możemy jej po raz kolejny przegrać, bo oznaczałoby to porażkę na dziesięciolecia. Do zebrania 100 tys. podpisów pod projektem „Zatrzymać aborcję” wystarczy, żeby poparli go wszyscy czytelnicy „Idziemy”. Ale tych podpisów powinno być kilka milionów. Wtedy politycy nie wezmą sprawy na przeczekanie.
"Idziemy" nr 36/2017
opr. ac/ac