Różnic między tegorocznymi wyborami prezydenckimi, a tymi sprzed pięciu lat jest wiele.
Różnic między tegorocznymi wyborami prezydenckimi, a tymi sprzed pięciu lat jest wiele.
Pojawiła się możliwość głosowania korespondencyjnego. Jest paru nowych kandydatów, reprezentujących wcale nie nowe siły. Nowością jest wymiana kandydatki Koalicji Obywatelskiej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na kandydata Rafała Trzaskowskiego, urzędującego prezydenta Warszawy. Ale to nie wszystko.
Zmiany dotyczą również kontekstu, w którym prezydent Andrzej Duda walczy o reelekcję. W roku 2015 wybory prezydenckie odbywały się pięć miesięcy przed parlamentarnymi. PiS, który wystawił, jako kandydata aktualnego prezydenta był wówczas w opozycji od ośmiu lat. Młody wykładowca akademicki dr Andrzej Duda pod każdym względem dystansował misiowatego i przysypiającego Bronisława Komorowskiego. Dobrze ubrany, bezpośredni, tryskający energią, z zadbaną żoną, uroczą córką i rodzicami – profesorami krakowskich uczelni – był nową twarzą prawicy, jawnym zaprzeczeniem stereotypów o nowoczesnej PO i przaśnym PiS.
Na sukces pracowała także stojąca na czele jego sztabu Beata Szydło, wówczas matka kandydata do kapłaństwa. Sztab pod jej kierownictwem był jednością, a nie składanką – czasem dość egzotyczną – przedstawicieli różnych frakcji Zjednoczonej Prawicy. Wygrana Andrzeja Dudy stała się lokomotywą, która pociągnęła PiS do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych. Ludzie chcieli bowiem takiej prawicy: nowoczesnej, katolickiej, patriotycznej i spokojnej, na którą głosowanie nie będzie „obciachem”.
Dzisiaj wiele się zmieniło. Społeczeństwo stało się o wiele bogatsze i bardziej permisywne. Ze strony władz (i Kościoła) nie zrobiono wszystkiego, by je uodpornić na lewicową ideologię. Chyba najmniej zmienił się sam prezydent. Ale już jego córka robi karierę w Londynie. Beata Szydło też nie jest swojską Matką-Polką, gotującą rosół w niedzielę, tylko eurodeputowaną z sowitą pensją. Czas pokazał, że to nie prezydent rządzi Polską, tylko partia, a ściślej jej szefostwo. Zatem elekcja prezydenta jest nie tylko głosowaniem na człowieka, ale wyborem jakiegoś pakietu, w którym zawiera się współpraca albo konfl ikt z rządem. Tym razem, odwrotnie niż w roku 2015., to ocena PiS wpłynie na wynik Andrzeja Dudy. To będzie swoisty plebiscyt, w którym okaże się, jakie znaczenie dla większości Polaków ma program socjalny ze świadczeniem 500+ na każde dziecko, obniżonym wiekiem emerytalnym, XIII emeryturą i hojnym wsparciem dla przedsiębiorstw w czasie pandemii. Na wynik prezydenta wpłynie nawet ocena działań ministra Łukasza Szumowskiego, stąd ataki opozycji również na niego.
Jednak nie tylko to, bo jak zwraca uwagę w komentarzu Jacek Karnowski, pod koniec kampanii rywalizacja głównych kandydatów przechodzi na tematy światopoglądowe, szczególnie dotyczące rodziny, jej defi nicji i prawa do wychowania dzieci. Nie powinno to nikogo dziwić. Z sondaży wynika od lat, że wśród wielu wartości Polacy na pierwszym miejscu wciąż stawiają rodzinę. Dobrze, że prezydent Andrzej Duda w czasie kampanii wyborczej podpisał Kartę Rodziny, choć nie jest to akt prawny, tylko deklaracja. Deklaracje Rafała Trzaskowskiego i jego decyzje, jako prezydenta Warszawy, idą raczej w kierunku uprzywilejowania środowisk kryjących się za skrótem LGBTQ+. To zasadnicza różnica.
Równolegle do prorodzinnych deklaracji prezydenta potrzeba jednak decyzji o charakterze instytucjonalnym ze strony PiS. W cieniu wyborów prezydenckich zbliża się czas obsadzenia przez Sejm, za zgodą Senatu, urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich, po zakończeniu kadencji Adama Bodnara – powiązanego z instytucjami Georga Sorosa. Jak niebezpieczny był wybór tego człowieka, pisałem przed pięciu laty. O jego zaangażowaniu w prawa środowisk LGBTQ+ wiadomo wiele. O działaniach na rzecz wolności sumienia ludzi wierzących, jak choćby drukarza z Łodzi czy pracownika IKEI, represjonowanego za cytowanie Biblii nie słyszałem.
Jeszcze przed wyborami prezydenckimi warto byłoby poznać nazwisko kandydata PiS na szefa tej ważnej instytucji. W tych wyborach liczą się nie tyle deklaracje składane przez Andrzeja Dudę, co działania jego politycznego środowiska, zwłaszcza w odniesieniu do instytucji. Bo słowa przemijają, a instytucje trwają i działają. Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich to instytucja zatrudniająca około 300 specjalistów i bardzo wpływowa. Wiedzą o tym działacze nowej lewicy , którzy w program swojej rewolucji mają wpisany systematyczny marsz przez instytucje. Warto to i na prawicy przemyśleć.
opr. ac/ac