Nie da się uciec od pytania, czy III Rzeczpospolita jest spadkobierczynią PRL, czy raczej powinna rozliczyć PRL...
Problem większości kłamców lustracyjnych polega na tym, że swoje wizerunki publiczne budowali oni na legendzie niezłomnych wrogów systemu komunistycznego. Często była to ich jedyna legitymacja do udziału w życiu publicznym.
Kiedy kilkanaście lat temu pojawiały się w Sejmie projekty ustaw o restytucji niepodległości, kiedy debatowano o przywróceniu tradycyjnego godła narodowego i o tym, czy III Rzeczpospolita jest prawnym następcą II RP czy PRL-u ogromna większość środowisk opiniotwórczych powiadała, że jest to debata zastępcza. Przyznam, że i ja wówczas sądziłem, że ważniejsze są reformy gospodarcze, stworzenie struktury prawnej dostosowanej do standardów Zachodu. Myliłem się. Z pozoru słowa zawarte w preambułach aktów konstytucyjnych czy - tym bardziej -wypowiadane w debatach publicznych są ulotne i niewiele znaczące. Okazuje się jednak, że to te słowa tworzą przestrzeń mentalną, w której powstaje twarda struktura polityczna i społeczna.
Z pozoru właśnie chrześcijanie powinni o tym wiedzieć najlepiej. Fundamentem naszej religii jest w końcu stwierdzenie: „na początku było Słowo". Daliśmy się jednak uwieść politycznej szarlatanerii, której skrótowym wyrazem było hasło pierwszej kampanii Aleksandra Kwaśniewskiego: „Wybierzmy przyszłość". I dzisiaj, po piętnastu latach niepodległego bytu Muzeum Powstania Warszawskiego zwołuje konferencję o polityce historycznej, której smutną konstatacją jest stwierdzenie, iż wbrew stereotypowi Polacy są jednym z najbardziej lekceważących historię narodów Europy. Nie tylko lekceważących, zapominających o własnej historii.
Wybraliśmy przyszłość i oto okazuje się, że gmach Trzeciej Rzeczypospolitej, niczym dom zbudowany na lotnym piasku, bez fundamentów, zaczyna się chwiać i rysować. Coraz liczniejsi politycy i publicyści powiadają: musimy zbudować IV Rzeczypospolitą, bo ta trzecia nie jest Polską naszych marzeń. Tak, zgadzam się, że budowa Czwartej Rzeczypospolitej jest historyczną koniecznością. Jeśli jednak zaczniemy ją budować bez historycznej i ideowej refleksji, wyjdzie potworek gorszy od panującej dziś amoralnej i ideowej Polski Kwaśniewskiego.
Jedynym zaawansowanym projektem politycznym związanym z wizją Polski po postkomunistach jest cztero-punktowy projekt zmian konstytucyjnych zaproponowany przez Platformę Obywatelską. Z pozoru rzecz wygląda dość rozsądnie - wybory w okręgach jednomandatowych, likwidacja Senatu, zmniejszenie liczby posłów. Obywatelom mającym serdecznie dość partyjniactwa, głupoty i interesowności świata politycznego projekt się podoba. Przyznam, że widzę w nim więcej zabiegania o popularność niż ideowej konsekwencji, ale zawartość koncepcji jest tu - paradoksalnie - mniej istotna. Ważniejsze jest to, czego w projekcie PO nie ma. A nie ma w nim wizji IV Rzeczypospolitej. W gruncie rzeczy otrzymujemy zapis dotyczący wewnętrznych regulacji w samej klasie politycznej, projekt zrobiony przez polityków dla polityków. Nie oszukujmy się, oszczędności na zmniejszeniu parlamentu nie zmienią niczego w polskim budżecie. Szumnie zapowiadane zmiany są kiełbasą wyborczą dość wątpliwej jakości. Przykład krajów o słabej demokracji dowodzi bowiem, że z okręgów jednomandatowych wchodzą do parlamentu lokalne mutacje senatora Stokłosy, a nie ludzie działający dla dobra publicznego.
Druga z partii opozycyjnych -Prawo i Sprawiedliwość - recepty na IV Rzeczpospolitą upatruje w specjalnej komisji Prawdy i Sprawiedliwości. Komisji, która ma rozliczyć ludzi rządzących III RP, dokonać przeglądu prywatyzacji i tak dalej. Pomysł na pewno potrzebny, bo bez rozliczenia przeszłości co chwilę będziemy zderzali się z polityką, która nie jest godna miana Rzeczypospolitej (która by ona nie była) tylko PRL bis. Sama komisja nie załatwi jednak koniecznej zmiany ustrojowej, może jedynie pomóc w jej przeprowadzeniu. Jeśli bowiem mamy myśleć poważnie o ustanowieniu IV Rzeczpospolitej, nie traktując tego jako hasło wyborcze, a jako prawdziwy program polityczny, musimy spełnić kilka podstawowych warunków.
Pierwszym z nich jest określenie korzeni historycznych naszego państwa. Rzecz wcale nie taka prosta, bo w sensie prawnym dzisiejsza Polska kontynuuje tradycję PRL. Jeśli chcemy nawiązać do tradycji II Rzeczypospolitej, musimy zdobyć się na jasną ocenę Polski Ludowej jako państwa niesuwerennego i okupowanego przez obce mocarstwo. Nie znaczy to, iżbym postulował odebranie wypracowanych w PRL emerytur. Ale jadąc niedawno przez południową Polskę, zobaczyłem przy tablicy z nazwą miasta informację: „miasto odznaczone Krzyżem Grunwaldu". Krzyż Grunwaldu wymyślony przez sowieckich propagandystów już nie istnieje, ale w pamięci ludzi zachował się jako tytuł honorowy. Otóż unieważnienie tytułów honorowych i odznaczeń epoki PRL nic nie kosztuje. Co więcej, nikogo nie krzywdzi, a stanowić może czytelne przypomnienie twardej granicy między Polską a sowieckim protektoratem. To samo dotyczy konieczności dokończenia lustracji. Kogo to obchodzi, że ktoś 30 lat temu był donosicielem? I jakie miał potem zasługi - dodają krytycy lustracji. Być może nikogo to nie obchodzi, ale skoro tak, to otwórzmy akta bezpieki, niech będą dostępne dla wszystkich w Internecie. Cóż szkodzi, by obywatele mogli sami ocenić, jaki jest bilans zasług i win poszczególnych osób. Problem większości kłamców lustracyjnych polega przecież na tym, że swoje wizerunki publiczne budowali oni na legendzie niezłomnych wrogów systemu komunistycznego. Często była to ich jedyna legitymacja do udziału w życiu publicznym. A po latach okazuje się, iż legitymacja była fałszywa. Otwarcie archiwów rozwiąże ten problem.
Czwarta Rzeczpospolita powinna być również oczyszczona z efektów oczywistego złodziejstwa i nieuczciwości. Przeglądu prywatyzacji powinni dokonać ludzie, co do których nikt nie wątpi, że są zwolennikami uczciwego kapitalizmu. Ale jednocześnie należy ukarać, a w razie potrzeby unieważnić, akty prywatyzacyjne zawarte na warunkach korupcyjnych. Bez tego nikt nie uwierzy w wyższość gospodarki prywatnej nad resztkami socjalizmu. Być może będzie to najtrudniejsze z zadań IV Rzeczpospolitej, ale czytelnicy ankiet socjologicznych, które dowodzą, że spora część Polaków jest przekonana o wyższości gospodarki państwowej nad prywatną, winni się zastanowić, czy premiowanie złodziejstwa, nawet usankcjonowanego w przeszłości, nie stanowi najlepszej reklamy PRL-u.
IV Rzeczpospolita pozostanie kontynuacją Polski Ludowej, jeśli nie uda się ukrócić wszechwładzy służb specjalnych. Owszem, była ona ufundowana przede wszystkim na dostępie do ukrywanych akt lustracyjnych, ale nie tylko. Obecność byłych oficerów bezpieki w życiu gospodarczym i dziecinna wiara w tajne informacje, jaką wykazywali rządzący, zbudowały państwo służb. IV Rzeczpospolita nie może tej choroby kontynuować.
Jeśli idzie o podział władzy, to przebudowa Polski powinna polegać przede wszystkim na wyjaśnieniu wzajemnych relacji pomiędzy ośrodkiem prezydenckim i rządowym. Zgodnie z zapisami konstytucji, władza wykonawcza spoczywa w rękach premiera. Pozycja konstytucyjna prezydenta jest słaba. Z drugiej jednak strony to prezydent, jako przywódca wybrany w wyborach powszechnych, dysponuje niezwykle silnym mandatem społecznym do sprawowania władzy. Taki system prowadzi do nieustannego napięcia pomiędzy Pałacem Prezydenckim a urzędem premiera. Logiczne byłoby rozstrzygnięcie tego dylematu albo przez ustanowienie systemu prezydenckiego, albo też przez wprowadzenie wyboru głowy państwa przez parlament (co jest normą w krajach o słabej prezydenturze - takich jak Niemcy czy Węgry). Oba rozwiązania: prezydenckie i kanclerskie są do przyjęcia, najgorszy pozostaje system obecny prowadzący często do ośmieszania Polski na arenie międzynarodowej.
Nie będziemy mogli mówić a budowie IV Rzeczypospolitej bez zdefiniowania naszej roli w Unii Europejskiej. To wcale nie jest jakaś tajemnicza wiedza dostępna nielicznym wybranym. Przeciwnie, nasi politycy zachowują się w Brukseli tak, jakby nie wiedzieli, jakie są strategiczne cele narodowe Polski, gdzie znajdują się nasi sojusznicy, a gdzie przeciwnicy. Czy Polska chce szybkiego rozszerzania Unii na wschód, czy na południe (Turcja), czy UE ma być przekształcana w „państwo Europa", czy ma pozostać strefą wolnego handlu, gdzie jest w naszej polityce miejsce Stanów Zjednoczonych? To zaledwie kilka pytań, na które powinniśmy sobie odpowiedzieć. A wynika z nich i takie pytanie - czy Konstytucja IV RP ma być aneksem do Konstytucji Europejskiej, czy może zdecydujemy się wywalić tego prawniczego potworka do kosza.
Za zgodnym uznaniem, że III Rzeczpospolita nie okazała się naszą Polską szklanych domów musi pójść diagnoza jej słabości i projekt rozwiązań. Projekt zbudowany na jasnej podstawie aksjologicznej (w Polsce nie wydaje się, by mogło nim być cos innego niż nauka społeczna Kościoła), projekt sytuujący IV RP w całym ciągu historii Polski i projekt który zagwarantuje, że IV RP nie zostanie zainfekowana rakiem postkomunizmu, który zniszczył podstawy Trzeciej Rzeczypospolitej, zmieniając ją w PRL bis.
JERZY MAREK NOWAKOWSKI
Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu, w latach 1997 2001 był podsekretarzem stanu i głównym doradcą premiera ds zagranicznych, obecnie jest komentatorem międzynarodowym tygodnika WPROST
opr. mg/mg