Zmasowana nagonka na podręcznik prof. Roszkowskiego to rzecz bez precedensu. Jest ona jednak prostą kontynuacją walki z wolnością słowa i poglądów, prowadzoną od stuleci przez pokolenia przeróżnych postępowców, z ustami pełnymi tolerancji zakładających kagańce inaczej myślącym
Tyle nasłuchaliśmy się od piewców postępu o tolerancji, wolności słowa i tym podobnych pięknych ideach. Piękne to było, dopóki o tym mówili. Gdy tylko mogli swoje idee realizować, realizacje te były dokładnym tychże idei negatywem.
Po „ojcach założycielach” współczesnego postępizmu pozostało wiele pięknych tekstów, wśród nich przypisywana Wolterowi wypowiedź Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć. Gdy jednak przejęli władzę, dla inaczej myślących i tych, których o takie myślenie podejrzewali, postawili gilotyny. Nie było dochodzenia winy ani litości. Gilotyny pracowały na pełnych obrotach, a nie rozumiejącym piękna wolności i tolerancji, wiernym Bogu i królowi Wandejczykom urządzono pierwszy nowożytny Holokaust.
Młodsi o wiek spadkobiercy rewolucyjnych postępowców godnie kontynuowali walkę swych protoplastów o wolność i tolerancję. Najbardziej przejęli się chyba hasłem Nie ma wolności dla wrogów wolności, a kto tym wrogiem wolności był, wyznaczali sami. W zależności od dzierżonego sztandaru, czy to czerwonego, czy brunatnego, wrogiem wolności był ktoś więcej posiadający lub wiedzący, albo po prostu Żyd, Cygan lub inny podczłowiek.
Dbano też o czystość umysłów wyzwalanych. Palenie książek, niszczenie dzieł sztuki, ścisła cenzura, zamykanie ocalałych egzemplarzy w zbiorach prohibitów, to postępowy standard. Tolerancja objęła również rodzące się wówczas media elektroniczne, czego symbolami były sowiecki kołchoźnik i niemiecki Volksempfänger (odbiornik ludowy) – proste odbiorniki radiowe służące do odbioru jedynie słusznych stacji. Powstania telewizji brunatni towarzysze nie doczekali, a czerwoni to i owszem. Media się zmieniły, metody nie. Wprowadzono zatem system telewizji kolorowej SECAM, odmienny od stosowanego na zachodniej stronie Łaby systemu PAL, by płynący z zachodu przekaz nie zmącił czystych umysłów komunistycznych poddanych, jako że wzniesiony w trudzie mur słabo radził sobie z zatrzymywaniem fal elektromagnetycznych.
Dzisiaj nie ma już muru, SECAM zniknął w zapomnieniu, nie powiewają już czerwone i brunatne sztandary, zastąpione zielonymi i tęczowymi, a wrodzone postępowcom dążenie do monopolu przekazu i likwidacji dyskusji pozostało.
Ten przydługi wywód historyczny popełniłem po to, by w historycznym kontekście pokazać wściekłą nagonkę na podręcznik do historii i teraźniejszości autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego. Tak zmasowana nagonka na podręcznik, to rzecz bez precedensu. Jest ona jednak prostą kontynuacją walki z wolnością słowa i poglądów, prowadzoną od stuleci przez pokolenia przeróżnych postępowców, z ustami pełnymi tolerancji zakładających kagańce inaczej myślącym.
Wojciech Roszkowski popełnił mianowicie zbrodnię, dla której nie ma wybaczenia. Pokazał okres 1945 -1979 z punktu widzenia myśliciela konserwatywnego, kierującego się klasycznym pojęciem prawdy i takimiż sposobami dochodzenia do niej. Co gorsza, pokazując fakty i zjawiska społeczne, wskazuje ich przyczyny, czasami odległe, oraz konsekwencje. Właśnie to pokazywanie historii jako złożonego continuum, gdzie nic nie bierze się z powietrza ani nagle nie kończy, gdzie ładnie brzmiące hasła i idee dają w przyszłości nieoczekiwane, często tragiczne skutki, skłania czytelnika do myślenia, do zastanowienia, czy modne dziś nurty ideowe naprawdę są takie zbawienne dla ludzkości, i czy naprawdę są nowe.
Takiej zbrodni wybaczyć nie sposób. Myślący młody człowiek może już nie łykać tak łatwo wszystkich nowinek, choćby i pochodziły z samej Unii Europejskiej. Może zastanowi się, czy rzeczywiście istnieje kilkadziesiąt płci i czy amputacja paru narządów i faszerowanie hormonami naprawdę przekształci kobietę w mężczyznę i na odwrót. Czy nasza, oparta na chrześcijaństwie cywilizacja rzeczywiście jest najgorszą z możliwych i jedynie przyjęcie kolejnych milionów muzułmanów stworzy z Europy raj na Ziemi? Młody, samodzielnie myślący człowiek to śmiertelne zagrożenie dla postępizmu.
Wojciech Roszkowski obala też parę mitów bezkrytycznie głoszonych przez tak zwany main stream. Ukazuje skrywane fakty z życia lewicowych świętych, jak choćby przywołując pedofilskie dokonania Daniela Cohn-Bendita – do niedawna lidera europejskich postępowców. A to już niewybaczalna zbrodnia świętokradztwa.
Sygnał do ataku dał Donald Tusk, publicznie potępiając podręcznik na podstawie jednego cytatu, a raczej tego, co z tego cytatu wyczytał i zrozumiał. Za nim ruszyła cała chmara zawodowych potępiaczy, atakujących przede wszystkim personalnie autora i konfabulująca na temat jego rzeczywistych poglądów. Gdy jednak przyjrzymy się tym formułowanych z wyższością opiniom i pouczeniom, widzimy, że mało kto z krytyków przeczytał tę książkę, może nawet nikt. Prawie wszyscy pastwią się nad fragmentem cytowanym przez Donalda Tuska, kilkoma wierszami z pięćsetstronicowego dzieła. Merytorycznej dyskusji nie ma wcale.
Któż zresztą mógłby dyskutować merytorycznie? Według dorobku naukowego, zdecydowana większość z nich nie dorasta profesorowi do pięt. Mają chyba tego świadomość i dlatego tak wściekle atakują, wiedząc, że profesor im nie odszczeka, nie ta liga.
Dostało się również ministrowi edukacji za zmuszanie nauczycieli do indoktrynacji młodzieży w duchu kato-narodowym. Potępiacze solidarnie przemilczeli fakt, że podręcznik nie jest obowiązkowy i do nauczyciela należy wybór, czy będzie z niego korzystać, czy nie.
Wydaje się, że nie tyle sam podręcznik, ale właśnie możliwość jego wolnego wyboru uważają za największe zagrożenie dla ich wizji świata. Dlatego media, te raczej postępowe, regularnie i triumfalnie informują o szkołach, które zrezygnowały z tego podręcznika. Powstała Inicjatywa Wolna Szkoła, publikująca mapę szkół bez podręcznika prof. Roszkowskiego. To forma nacisku na tych, którzy się wahają. Według postępowców szkoła będzie wolna, jeśli nauczyciel nie będzie sam wybierał podręczników, a ulegnie ich presji.
Na największego bohatera walki o wolność słowa wyrasta burmistrz Ustrzyk Dolnych, który po prostu zakazał stosowania podręcznika w prowadzonej przez gminę szkole. I nie ma racji minister Czarnek kwitujący to stwierdzeniem, że zakazać może sobie żonie. Tak, merytoryczny nadzór nad szkołami sprawuje kurator, a nie burmistrz, jednak burmistrz jest organem prowadzącym szkołę i to on podpisuje z nauczycielami umowy o pracę, co daje mu konkretne narzędzia wymuszania swoich decyzji. Że takie wymuszania są niezgodne z prawem? Są, i co z tego? Można iść do sądu, ale wielu sędziów ma postępowe poczucie sprawiedliwości i praworządności. Burmistrz panem jest i basta. Jak każe tak ma być, zgodnie z tolerancją i wolnością słowa.
Pan burmistrz zdarł tym samym maskę tolerancji i stał się pionierem otwartego zamordyzmu myślowego, ikoną cenzury. Pokazał co naprawdę kryje się za głoszoną tolerancją i wolnością słowa. Wolność tylko dla naszych, dla innych szlaban. I wracamy do czasów pozornie minionych, choć cenzor z Ustrzyk Dolnych przebija tych z dawnych czasów swą otwartością.
Pamiętam czasy komunistyczne. Spotkałem wtedy parę osób przyznających się do pracy w milicji lub służbie bezpieczeństwa. Niektórzy nie kryli dumy ze swej służby. Nie spotkałem natomiast nikogo przyznającego się do pracy w cenzurze, a trochę ich tam pracowało. Cenzura w PRL działała dyskretnie, jakby wstydząc się swego istnienia. Wszystko odbywało się tak, by czytelnik, widz czy słuchacz niczego nie zauważyli. Dopiero Solidarność wymusiła zaznaczanie w tekstach cenzorskich ingerencji.
A burmistrz niczego się nie wstydzi i z dumą prezentuje swą cenzorską działalność. Decyzję tą podjąłem w pełni świadomie, biorąc jej wszystkie konsekwencje na siebie – mówi zapowiadając gotowość do męczeństwa za cenzurę. Oczywiście konsekwencji nie będzie, postępowcy już o to zadbają, ale dobrze jest epatować tanią odwagą. A więc brawo! Ciekawe, czy burmistrz wykaże się konsekwencją i opublikuje indeks lektur szkodliwych dla młodzieży? A książki, których młodzież czytać nie powinna, trzeba by chyba spalić?
Na zakończenie, panu burmistrzowi i przemądrzałym krytykom, pouczającym prof. Roszkowskiego, polecam cytat z jego książki odnoszący się do ideologii Nowej Lewicy z lat sześćdziesiątych, a równie dobrze obrazujący modne dziś prądy ideowe, głoszone przez zjawiające się nie wiadomo skąd autorytety :
Tego rodzaju ideologia jest niestety popularna i w dzisiejszym świecie. Może ona trafiać do osób nierozumiejących pewnej dyscypliny społecznej i obowiązku. Dojrzałość polega jednak na zrozumieniu, że są to rzeczy konieczne.
Warto przy tej okazji zauważyć, że pewność siebie ideologów lansujących tego rodzaju uproszczone wizje świata jest odwrotnie proporcjonalna do ich prawdziwej wiedzy. Pycha bowiem zagłusza racjonalną ocenę swoich możliwości. W psychologii zjawisko to zbadali amerykańscy uczeni Justin Kruger i David Dunning. Stwierdzili oni na podstawie badań statystycznych, że osoby niewykwalifikowane w jakieś dziedzinie mają skłonność do przeceniania swych umiejętności, podczas gdy osoby wykwalifikowane mają skłonność do ich niedoceniania. Zrozumienie efektu Krugera-Dunninga może pomóc przezwyciężyć jakże częste sytuacje, w których ulegamy bezczelnym krętaczom udającym wtajemniczenie.
Polecam lekturę całości.