Nam jest trudniej

Kim jest współczesny konserwatysta? Czy "nowoczesny" konserwatyzm to nie sprzeczność sama w sobie? Rozmowa z posłem Janem Dziedziczakiem

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - „Możemy obalić to przekonanie, że politycy i wyborcy prawicowi muszą chodzić w gumofilcach, nie potrafią się bawić, opowiedzieć pikantnego żartu, a do basenu i jacuzzi idą w garniturze” - tak rzecznik prasowy PiS, partii prawicowej, konserwatywnej, tłumaczył w mediach swe wulgarne zachowanie na koleżeńskiej imprezie, co zostało nagrane z ukrycia przez dziennikarzy i pokazane całej Polsce w telewizji. Panie Pośle, jaki w istocie jest ten najbardziej współczesny wizerunek polskiego konserwatysty?

JAN DZIEDZICZAK: - Współczesny polski konserwatysta to cały czas człowiek idei. Z pewnością dobrze wie, kiedy trzeba założyć garnitur, a kiedy luźniejszy strój, potrafi się bawić i opowiadać dobre, czyli nieprymitywne dowcipy... Jednak wciąż nie stawia na pierwszym miejscu powierzchownego wizerunku, pomimo że wymogi dzisiejszej polityki są takie, że bardzo ważny jest przysłowiowy kolor krawata i koszuli.

- Dbałość o odpowiedni strój - bardzo konserwatywne podejście...

- Tak, tyle że nie o samą schludność stroju tu chodzi, lecz o to, że współczesne media skupiają się często na formie i tzw. show - ulegają wirusowi postpolityki, która w drugiej połowie XX wieku zapanowała w całym zachodnim świecie, a w Polsce jej eksplozja nastąpiła właściwie dopiero za rządów Donalda Tuska. Ten rząd postawił przede wszystkim na taki właśnie postpolityczny wizerunek, służący wyłącznie utrzymaniu się przy władzy, a nie rzeczywistemu działaniu na rzecz dobra kraju. Działa według zasady, że najważniejsza jest popularność i to, żeby się podobać.

- A prawicowo-konserwatywnym politykom naprawdę na tym nie zależy?

- Nie o to chodzi. Obóz patriotyczny i prawica konserwatywna nieco inaczej pojmuje znaki czasu i reaguje na nie. Trzeba korzystać z metod nowoczesnej komunikacji, prowadzić też aktywną politykę wizerunkową (public relations), ale nie dla pustej popularności, lecz po to, by w sposób możliwie jasny i zrozumiały przedstawić własny program. Własny pomysł na Polskę. PR to tylko narzędzie, a nie cel sam w sobie. Naszym zdaniem, w polityce najważniejsza jest treść, wizja, misja oraz to, jacy jesteśmy naprawdę, a nie to, jakimi chciałyby nas widzieć liberalne media.

- Pana partii i jej prezesowi często zarzucano, że nie umie dbać o swój wizerunek, dlatego tak często przegrywa.

- Jarosław Kaczyński jest politykiem idei. Od kilkudziesięciu lat ma sprecyzowaną wizję Polski, zarówno w świecie wartości i cywilizacji chrześcijańskiej, jak i w podejściu do kultury, patriotyzmu, tradycji narodowej, tożsamości.

- Te wizje - według oceny liberalnych mediów, które mają obecnie dominujący wpływ na postawy Polaków - idą pod prąd tendencjom cywilizacyjnym, spychają Polskę do ciemnogrodu...

- Mimo to, na przekór liberałom, prezes Kaczyński nie zmienia zdania, nie dostosowywał nigdy swych przekonań oraz politycznych planów do głosów liberalnych elit, do sondaży opinii publicznej. Nawet wtedy, gdy jego partia miewała niespełna 2 proc. społecznego poparcia.

- Skąd zatem fenomen dzisiejszej popularności?

- Być może, podobnie jak w 2005 r., wyborcy docenili właśnie te konkretne przekonania i ich niezmienność.

- I naprawdę nie są potrzebni takiemu politykowi i takiej polityce specjaliści od wizerunku i makijażu?

- Muszę przyznać, że ta polityka konsekwencji i nieugiętości bywa bardzo trudna do pokazania w mediach pragnących codziennej sensacji. Byłem rzecznikiem rządu Jarosława Kaczyńskiego i doskonale pamiętam te wszystkie ciężkie decyzje podejmowane przez niego pod prąd medialnej opinii, lecz w imię moralnej słuszności i z przekonaniem, że choć się nie wszystkim podobają, to dla Polski będą dobre. Mimo że głosy liberalnych mediów, a za nimi opinia publiczna stawały się coraz bardziej krytyczne. Zawsze podzielałem przekonanie, że trzeba robić to, co jest obiektywnie dobre, a nie to, co się doraźnie podoba. Chwilowe sondaże poparcia dla danej decyzji nie powinny mieć głosu decydującego.

- Nie można się jednak zupełnie z nimi nie liczyć, gdy chce się wygrać. Jaka jest więc recepta konserwatywnego specjalisty od public relations na wygraną?

- Powinniśmy być nowocześni w formie działania i retoryce, czyli szybko reagować, prowadzić składną i uporządkowaną debatę w mediach. Ale należy to traktować tylko jako narzędzia do realizacji naszych idei. Obecność w mediach to ważna, ale tylko część, a nie całość aktywności politycznej. Polityk konserwatywny nie ogląda się przy każdej najmniejszej decyzji na słupki poparcia i stosownie do nich nie modyfikuje swych zamiarów oraz metod działania. Wielcy wizjonerzy i przywódcy nigdy się tak nie zachowywali.

- Na ile obecnie rosnące poparcie dla PiS, Pana zdaniem, wynika z docenienia tej właśnie postawy?

- Stan spraw społecznych i gospodarczych w Polsce jest dziś taki, że to właśnie my możemy powiedzieć ze smutkiem: „a nie mówiliśmy?”. Realizuje się dokładnie to, przed czym już dawno ostrzegaliśmy. W polityce rządu ujawnia się przerost formy nad treścią i patologiczna skłonność do zmienności, kłamstwa. Stąd ten drastyczny spadek poparcia dla partii rządzącej, a wyborcy decydują się teraz popierać tego, kto ma niezmienną postawę i bardzo konkretny, od dawna dobrze znany pomysł na Polskę. Za nami przemawiają fakty - jakość życia z lat 2005-07. Rząd Donalda Tuska jest pierwszym w historii od roku 1989, który stracił poparcie dlatego, że nic nie robi.

- Mówi się, że ten wzrost popularności PiS jest zasługą tych, którzy w sposób bardziej nowoczesny kształtują wizerunek konserwatystów...

- Nie sądzę, by tak było. W ostatnich wyborach parlamentarnych ta sama ekipa PR czuwała nad wizerunkiem, a przegraliśmy dużo mocniej niż w roku 2007, choć byliśmy opozycją i mogliśmy punktować rząd... To wszystko nie jest takie proste, jak chcieliby to widzieć specjaliści od politycznego marketingu.

- I nie wystarczy być na luzie, w markowym garniturze, czasami trochę wypić, poświntuszyć, bo to się ludziom podoba?

- Nie sądzę, aby w ten sposób ktokolwiek mógł się przyczynić do wzrostu poparcia dla PiS. Osobiście reprezentuję inny poziom poczucia humoru... Wiem też, że na szczęście większość młodych ludzi bawi się jednak na wyższym poziomie. Także w sytuacjach całkiem prywatnych, w których można sobie pozwolić na większy luz.

- Czy - Pana zdaniem - politycy, również w sytuacjach prywatnych, powinni się znacznie bardziej kontrolować?

- Tak. Zwłaszcza politycy PiS, którym media liberalne nie darują żadnej wpadki. My mamy, zawsze mieliśmy i zawsze będziemy mieć „gorzej”, lepiej więc nie prowokować niezręcznych sytuacji. A jeżeli już chcemy się uważać za moralnie lepszych od innych polityków, to musimy stawiać sobie wyższe wymagania.

- I stale mieć się na baczności?

- Nie o to chodzi! Polityk konserwatywnej prawicy powinien wyznawane przez siebie wartości - mówiąc językiem harcerskim - realizować całym swoim życiem. Wiem, że to nie zawsze jest łatwe, że każdy z nas bywa grzeszny. Gorszy mnie jednak podejście, by przed mediami (i, niestety, służbami inwigilującymi prawicę) mieć się na baczności, zachowywać się inaczej, by nie dać się nagrać. Moim zdaniem, ludzie na pewnym poziomie moralno-etycznym - a politycy konserwatywni do takich chcą się zaliczać - po prostu niemoralnie się nie zachowują. Nie dlatego, że ktoś może nagrać, ale dlatego, że tak się po prostu nie robi.

- Niekonserwatywnym politykom wolno więcej?

- Tak, bo wszyscy inni - a jest ich dziś w Polsce większość - hołdują postpolityce, uważają, że polityka jest tylko medialną grą. Od lat 90. ubiegłego wieku w Polsce przekonywano - celował w tym zwłaszcza były komunistyczny rzecznik prasowy i jego obrzydliwe pismo - że wymiana poglądów i ostre dyskusje to tylko teatr polityczny, bo potem i tak wszyscy razem idą na wódkę... Tymczasem polityka to nie medialna gra (ta gra to tylko forma jej realizacji), lecz prawdziwa wojna systemów wartości. Jako konserwatyści jesteśmy w polityce po to, by Polskę urządzać według tego, w co osobiście głęboko wierzymy, czyli w chrześcijańskie wartości i katolicką naukę społeczną. A to oznacza, że wolno nam jednak mniej, nad czym - jeśli dobrze rozumiemy swą misję - bynajmniej nie powinniśmy ubolewać.

- We współczesnym świecie jednak coraz trudniej wykonywać tę misję strażnika przyzwoitości.

- Ale taki jest nasz polityczny i chrześcijański obowiązek! Ojciec Święty Franciszek przypomniał nam właśnie, że chrześcijanin ma nie tylko prawo, ale i obowiązek wtrącania się do polityki, bycia aktywnym. Bo chodzi o coś więcej niż tylko o jakąś grę pozorów, jakieś doraźnie kalkulacje, chodzi wprost o to, żeby bronić naszej cywilizacji. Sam papież Franciszek czyni wiele gestów, które podobają się liberalnym mediom, ale przecież nie rezygnuje z prawd naszej wiary, podobnie jak jego poprzednicy. Gesty to tylko narzędzia prowadzące do czegoś znacznie głębszego. Warto go naśladować.

- Wydaje się, że w Polsce chrześcijanom coraz trudniej „wtrącać się do polityki”, bo to zdecydowanie nie podoba się liberalnym mediom.

- To prawda. Jednak trzeba iść pod prąd, trzeba być w polityce i w mediach, bo jeśli nas nie będzie, to nasze miejsca zajmą liberałowie i oni będą urządzać nasz świat. Życie nie zna próżni.

- Obserwując tzw. partyjne młodzieżówki, można sądzić, że młodzi ludzie dość chętnie garną się do polityki. Jak Pan ocenia ich ideową motywację?

- Wielu z nich rzeczywiście bardzo świadomie kieruje się pobudkami ideowymi, programem politycznym wybranej partii. Ale - to trzeba powiedzieć otwarcie - równie wielu jest takich, dla których polityka to zawód celebrycki. Kłopot polega dziś na tym, że partie w dość nikły sposób przywiązują wagę do ideowo-moralnej formacji przyszłych polityków. Młodzi szybko uczą się narzędzi i mechanizmów polityki, natomiast brakuje im fundamentu tych wartości, dla których w tej a nie w innej partii się znaleźli.

- Nie są politykami z powołania, śmieją się z misji?

- Nie można generalizować. Dla wielu polityka to przede wszystkim wielka fascynacja i ekscytacja już samym byciem w centrum wydarzeń - kamerami, blichtrem, a w końcu władzą... Zauważalny jest jednak w tym środowisku brak pokory, a niekiedy silnego ideowego kręgosłupa, jednoznaczności przekonań. Już teraz w codziennym życiu - czyli w praktyce, poza publicznymi deklaracjami - bywają sytuacje, w których coraz trudniej odróżnić polityka lewicy od polityka prawicy. Bo np. młody konserwatywny polityk nie dostrzega niczego niestosownego w mieszkaniu razem przed ślubem, a lewicowiec w umiłowaniu luksusu...

- Ile jest prawdy w stwierdzeniu, że polityka w jakimś stopniu demoralizuje każdego?

- Kategorycznie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem! Oprócz wielu negatywnych przykładów, można znaleźć i pozytywne. Także w naszych czasach. Bardzo mi się podoba np. to, że pan Jarosław Kaczyński jest osobą nieprzywiązaną do pieniędzy, luksusów i do dóbr materialnych, co paradoksalnie daje mu dodatkową siłę w polityce. On naprawdę całym życiem skupia się na idei. Marek Jurek, gdy go kiedyś zapytałem o to, jak sobie radzi poza parlamentem, powiedział mi coś niezwykle ważnego: że mądry polityk powinien zawsze żyć na tyle skromnie, z dystansem do dóbr materialnych, żeby w razie braku polityki jego codzienne życie nie zmieniło się w sposób radykalny. To daje wolność, bo nie jesteśmy od niczego uzależnieni. Powtarzam to ciągle wszystkim młodym kolegom. I to nie tylko dlatego, że media traktują nas bardziej wrogo niż pozostałe partie, ale przede wszystkim dlatego, że sami dokonaliśmy wyboru takich, a nie innych wartości.

* * *

Jan Dziedziczak (ur.1981) - poseł PiS, najmłodszy po 1989 r. rzecznik rządu (2006-07), członek Komisji Kultury i Środków Przekazu, instruktor Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama