Paryż, San Bernardino - to kolejne cele terrorystów po obu stronach Atlantyku. Czy politycy Unii Europejskiej i USA znajdą sposób, aby ukrócić te działania? Czy ograniczenie dostępu do broni palnej jest słusznym rozwiązaniem?
Duże zagrożenie zamachami terrorystycznymi jest jednym z głównych tematów w mediach po obu stronach Atlantyku. Do głównych zadań stojących przed amerykańskimi i europejskimi przywódcami w 2016 r. będzie należeć zapewnienie bezpieczeństwa swoim obywatelom
Seria zamachów terrorystycznych w Paryżu z 13 listopada ubiegłego roku wstrząsnęła całym cywilizowanym światem. Informacja o śmierci 129 osób i o kolejnych kilkuset rannych była szokiem nie tylko dla mieszkańców Starego Kontynentu. W niespełna rok po krwawym ataku na redakcję francuskiej gazety „Charlie Hebdo” Paryż ponownie znalazł się na celowniku muzułmańskich terrorystów. Był to najtragiczniejszy zamach w historii Francji. Islamski dżihad coraz częściej przenosi się na ulice europejskich miast, sieje strach w sercach Europejczyków, którzy we własnym domu czują się coraz mniej bezpiecznie. Po atakach terrorystycznych na bliźniacze wieże nowojorskiego kompleksu World Trade Center z 11 września 2001 r. prezydent George W. Bush ogłosił globalną wojnę z terrorem. Tragedia tamtego pamiętnego wrześniowego dnia uświadomiła wszystkim, że wojna z terroryzmem może rozgrywać się również na naszym podwórku. Dzięki m.in. operacjom wojskowym USA w Afganistanie oraz w Iraku udawało się trzymać terroryzm z dala od granic naszej zachodniej cywilizacji. Mimo to doszło do tragicznych ataków na Londyn oraz Madryt. Choć wtedy w nasze oczy zaglądał ogromny strach i poczucie zagrożenia, sytuacja nie była jeszcze tak trudna jak dzisiaj, kiedy radykalny islamski ekstremizm paraliżuje życie w największych europejskich metropoliach.
Nie zdążyliśmy do końca otrzeć łez, a muzułmańscy ekstremiści znowu wyszli na ulice, by dokonać kolejnej krwawej rzezi. Tym razem celem ich ataku stały się Stany Zjednoczone. W środę 2 grudnia ub.r. w mieście San Bernardino, położonym w południowej Kalifornii, doszło do tragicznej w skutkach strzelaniny. Terroryści otworzyli ogień do ludzi zgromadzonych w ośrodku dla niepełnosprawnych — Inland Regional Center, gdzie odbywało się świąteczno-szkoleniowe spotkanie dla pracowników Departamentu Zdrowia Publicznego hrabstwa San Bernardino.
Jednym z pracowników lokalnego Departamentu Zdrowia, który uczestniczył w imprezie, był 28-letni muzułmanin urodzony na terenie USA w stanie Illinois — Syed Rizwan Farook. W pewnym momencie zdenerwowany wyszedł. Za jakiś czas wrócił wraz ze swoją żoną, 27-letnią muzułmanką — Tashfeen Malik. Byli bardzo dobrze uzbrojeni. Oprócz taktycznego oporządzenia posiadali również dwa karabiny typu AR-15 (cywilna wersja amerykańskich M16 — przyp. red.) oraz dwa półautomatyczne pistolety kalibru 9 mm. Ok. godziny 11.00 czasu lokalnego napastnicy otworzyli ogień do uczestników imprezy znajdujących się w ośrodku dla niepełnosprawnych. Zabili 14 osób i ranili 21 kolejnych. Jak poinformował szef miejscowej policji — Jarrod Burguan, po wkroczeniu do Inland Regional Center terroryści oddali ok. 75 strzałów. Na miejscu odkryto również ładunki wybuchowe, które jednak nie eksplodowały. W sumie terroryści posiadali prawie 1,5 tys. sztuk amunicji do karabinów oraz 200 naboi pistoletowych.
Po strzelaninie para odjechała z miejsca zbrodni czarnym SUV-em. Jak poinformowało amerykańskie radio NPR, mimo że Farook miał zakrytą twarz, świadkom ataku udało się go rozpoznać. To pozwoliło policji namierzyć dom, w którym najprawdopodobniej mieszkali podejrzani. Wysłane na miejsce jednostki policji zauważyły jadący samochód, który przypominał ten widziany na miejscu masakry. Znajdowali się w nim terroryści. Doszło do wymiany ognia. Policja oddała w kierunku pojazdu prawie 400 strzałów, w wyniku czego obie osoby odpowiedzialne za strzelaninę w ośrodku Inland Regional Center zostały zabite.
— Ubrani byli w taktyczne oporządzenie, posiadali również kilka sztuk w pełni załadowanych magazynków. To wskazuje, że byli przygotowani do strzelaniny — powiedziała Meredith Davis, rzeczniczka prasowa Biura ds. Alkoholu, Tytoniu, Broni Palnej oraz Materiałów Wybuchowych, cytowana przez „NBC News”. — Z mojego doświadczenia, zdobytego w trakcie pracy przy innych masowych strzelaninach, wynika, że działanie to było dokładnie zaplanowane — dodała.
W miarę trwania śledztwa pojawiły się dowody jednoznacznie wskazujące, że strzelanina w San Bernardino była zamachem terrorystycznym. Już sam fakt, że napastnicy byli muzułmanami, pozwalał podejrzewać, że atak ten należy zaliczyć do kategorii zamachu terrorystycznego. W domu wynajmowanym na nazwiska sprawców strzelaniny policjanci znaleźli kilkanaście sztuk domowej roboty bomb rurowych oraz materiały i narzędzia potrzebne do produkcji kolejnych tego typu ładunków wybuchowych. Na konferencji prasowej policja poinformowała, że Farook stał się islamskim radykałem. Mężczyzna kontaktował się również z osobami podejrzewanymi przez FBI o terroryzm, a także z innymi islamskimi radykałami, zarówno ze Stanów Zjednoczonych, jak i z zagranicy. W tym celu wykorzystywał telefon oraz media społecznościowe. Dziennik „Los Angeles Times” poinformował, że Syed Farook utrzymywał kontakt m.in. z syryjskim Frontem Al-Nusra — organizacją terrorystyczną powiązaną z Al-Kaidą.
Na krótko przed masakrą kobieta uczestnicząca w strzelaninie — Tashfeen Malik złożyła za pośrednictwem Facebooka przysięgę wierności przywódcy Państwa Islamskiego — Abu Bakrowi al-Baghdadiemu. ISIS określiło zamachowców z San Bernardino mianem swoich „sympatyków”.
Przez dosyć długi czas amerykańska lewica oraz sympatyzujący z nią dziennikarze nie byli w stanie nazwać strzelaniny w San Bernardino aktem terroru. Zamiast tego, jak zwykle wówczas, kiedy dochodzi do masowych strzelanin, zaczęli szukać przyczyny w powszechnym dostępie do broni palnej. Z uporem maniaka zapominali o dosyć oczywistym fakcie, że broń sama nie strzela. Prezydent Barack Obama w wywiadzie dla telewizji „CBS” stwierdził, że w innych państwach nie dochodzi tak często, jak w USA, do masowych strzelanin. Zamiast jednak skupić się na analizie motywów, które kierowały sprawcami tragedii w San Bernardino, amerykański prezydent zaczął upatrywać przyczyny w broni palnej i w amerykańskim prawie, które przewiduje dosyć łatwy dostęp do niej. Obama ponownie zwrócił uwagę, że należy zaostrzyć przepisy, które regulują zasady kupowania broni palnej. Jest to znana od dawna retoryka, którą przy okazji każdej większej strzelaniny używają co bardziej lewicowi demokraci. Fakty i zdrowy rozsądek stoją jednak po stronie zwolenników posiadania broni. W Ameryce jest takie powiedzenie: „Złego człowieka z bronią może powstrzymać jedynie dobry człowiek z bronią”. Jak poinformowała amerykańska stacja „ABC” — po strzelaninie w San Bernardino kalifornijskie sklepy oferujące broń palną odnotowały znaczący wzrost jej sprzedaży. Ludzie obawiają się zagrożenia terrorystycznego. Nie jest to jednak jedyny powód wzrostu sprzedaży broni i amunicji w Kalifornii. Jak zauważył Sam Paredes — rzecznik organizacji popierającej dostęp do broni „Gun Owners of America”, politycy często w takich sytuacjach reagują podobnie, chcą wykorzystać tego typu tragedie do osiągnięcia politycznych celów. Mieszkańcy Kalifornii boją się zatem, że ich prawo do posiadania broni może zostać dodatkowo obłożone nowymi restrykcjami. — Obserwujemy więc naturalne wzmożenie ruchu w sklepach z bronią i amunicją — powiedział Sam Paredes, cytowany przez amerykańską stację „ABC”.
Porównanie pierwszych stron dwóch nowojorskich dzienników doskonale ilustruje dwa różne podejścia do strzelaniny w San Bernardino. Znana ze swoich lewicowych sympatii redakcja „New York Daily News” na swojej pierwszej stronie umieściła napis: „Bóg tego nie rozwiąże”. Jest to tytuł artykułu, który nawiązuje do wypowiedzi republikańskich kandydatów na prezydenta, wzywających do modlitwy za ofiary masakry w San Bernardino oraz ich rodziny. Ten piękny gest lewicowi dziennikarze nowojorskiego „Daily News” postanowili wyszydzić, sugerując jednocześnie, że Republikanie powinni przestać lobbować za dostępem do broni palnej. Zupełnie inaczej całą sytuację przedstawił konserwatywny „New York Post”, umieszczając na swojej pierwszej stronie tytuł: „Muzułmańscy mordercy” oraz podkreślając, że to islamski terroryzm zaatakował Amerykę.
Donald Trump — jeden z głównych kandydatów po nominację partii republikańskiej do wyborów prezydenckich w 2016 r. oświadczył, że należy wprowadzić całkowity zakaz wjazdu do USA dla muzułmanów. To reakcja polityka na masakrę w San Bernardino. — Dopóki nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego problemu i związanych z nim zagrożeń, nasz kraj nie może być ofiarą straszliwych ataków ze strony ludzi, którzy wierzą w dżihad — stwierdził Trump. Stanowisko miliardera skrytykował nie tylko Biały Dom, ale również politycy z Partii Republikańskiej. Spiker Izby Reprezentantów — republikanin Paul Ryan skomentował, że to, co robi Donald Trump, nie ma nic wspólnego z amerykańskim konserwatyzmem. Jeb Bush — jeden z republikańskich kandydatów na urząd prezydenta również skrytykował Trumpa, stwierdzając, że jego partyjny rywal jest „niezrównoważony”, a jego plan — „niepoważny”. W podobnym tonie wypowiedział się także senator Marco Rubio z Florydy — jeden z poważniejszych kandydatów po republikańską nominację w 2016 r. Oświadczył, że nie zgadza się z propozycją Donalda Trumpa, którego tendencja do udzielania obraźliwych i dziwacznych wypowiedzi z pewnością nie zjednoczy amerykańskiego społeczeństwa. — Lepiej, żeby następnym prezydentem został ktoś, kto potrafi zjednoczyć nasz kraj w obliczu wielkich wyzwań XXI wieku — dodał.
Menadżer kampanii wyborczej Donalda Trumpa — Corey Lewandowski tłumaczył na antenie „CNN”, że zakaz wjazdu do USA będzie dotyczył również muzułmańskich turystów. Z kolei w wywiadzie dla telewizji „Fox News” Trump oznajmił, że ci muzułmanie, którzy już mieszkają na terenie USA, nie zostaliby objęci zakazem.
Strzelanina w San Bernardino jest największym atakiem dokonanym na ziemi amerykańskiej przez terrorystów sympatyzujących z Państwem Islamskim. Zagrożenie ze strony ISIS jest coraz poważniejszym problemem. Same naloty na cele tej terrorystycznej organizacji są niewystarczające. Obama wyklucza jakąkolwiek lądową operację sił zbrojnych USA, większość Amerykanów gotowa jest jednak poprzeć takie rozwiązanie. Pokonanie Państwa Islamskiego będzie najprawdopodobniej jednym z głównych wyzwań nowego amerykańskiego prezydenta.
* * *
Tomasz Winiarski. Student dziennikarstwa, amerykanista zafascynowany kulturą, polityką i historią USA. Dziennikarz dla Polonii w Stanach Zjednoczonych. W życiu stara się kierować mottem: Nie ma rzeczy niemożliwych!
opr. mg/mg