Właśnie teraz, gdy trwa batalia o godność ludzkiego życia, zwłaszcza tego słabego, na ołtarze zostanie wyniesiona Hanna Chrzanowska.
Właśnie teraz, gdy trwa batalia o godność ludzkiego życia, zwłaszcza tego słabego, na ołtarze zostanie wyniesiona Hanna Chrzanowska (1902-73), której życiową misją była troska o chorych. W parafii pw. św. Mikołaja w Krakowie, na której terenie spoczywają doczesne szczątki pielęgniarki, trwają przygotowania do jej kwietniowej beatyfikacji.
W Pracowni Teorii i Podstaw Pielęgniarstwa krakowskiej Alma Mater leżą książeczki o Hannie Chrzanowskiej. Studenci piszą referaty o jednej z prekursorek pielęgniarstwa rodzinnego, domowego i parafialnego. Od czasów komunistycznych w polskich placówkach zdrowia wiele się zmieniło, ale wciąż zdarzają się etyczne dramaty. Przyszła położna opowiadała mi niedawno, jak młody lekarz przekazał pacjentce w ciąży wiadomość o tym, że jedno z jej bliźniąt jest nieuleczalnie chore – przy studentach, bez emocji, „technicznie”, właściwie mówiąc do nich, a nie do mamy dzieci. – Myślałam, że zapadnę się pod ziemię... – opowiada studentka położnictwa.
Jej zdrowa reakcja jest zbieżna z tym, co można przeczytać w opracowanym przez Hannę Chrzanowską „Rachunku sumienia pielęgniarki”: „Czy rozumiem, że do moich obowiązków należy dbanie o psychikę chorych?”, a w innym miejscu: „Czy nie traktuję chorych jak numery, jak przypadki chorobowe, zapominając o osobowości każdego z nich? Czy pamiętam, że operacja dla mnie setna jest pierwszą dla chorego? Że każdy noworodek, którego spośród wielu zanoszę matce, jest jej największym ukochaniem?”.
Zabytkowy kościół pw. św. Mikołaja znajduje się przy ul. Kopernika 9, w sąsiedztwie budynków uczelni medycznej i licznych oddziałów szpitala uniwersyteckiego. Obecni i przyszli pracownicy służby zdrowia mogą więc tu przyjść na chwilę modlitwy. Drogę tę pokonują również pacjenci oraz ich bliscy, którzy polecają się wstawiennictwu Hanny Chrzanowskiej. Swoje intencje zapisują w specjalnej księdze.
Tą samą ulicą chodziła przyszła błogosławiona. Już jako maturzystka w 1920 r. pomagała w Klinice Chirurgicznej przy ul. Kopernika 40. Tak opisuje swe pierwsze zetknięcie z praktyką pielęgniarską, którą rozpoczęła po ukończeniu szkolenia prowadzonego w Krakowie przez Amerykański Czerwony Krzyż: „To było już końcowe stadium wojennej kliniki. Już nie przywożono nowych chorych, a ci, co leżeli, zmierzali ku zdrowiu albo czasem ku straszliwemu inwalidztwu. Może dobrze się stało, że skończyłam ten właśnie mały kurs typowo pielęgniarski, gdzie nie instrumenty chirurgiczne, ale łóżko chorego było na pierwszym planie”. Te priorytety zachowała, gdy została absolwentką nowo powstałej Warszawskiej Szkoły Pielęgniarstwa, a następnie szkoliła pielęgniarki w stolicy i w Krakowie.
– Beatyfikacja odbędzie się 28 kwietnia 2018 r., dokładnie w przeddzień 45. rocznicy śmierci Hanny Chrzanowskiej. Do sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach przyjedzie przedstawiciel papieża Franciszka kard. Angelo Amato – powiedział „Niedzieli” ks. Józef Gubała, proboszcz parafii pw. św. Mikołaja. Wspólnota przygotowuje się do uroczystości m.in. przez modlitwę. Co tydzień odbywają się tu „Czwartki z Hanną”: w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu czytane są fragmenty jej pism. Począwszy od 28 stycznia, co miesiąc wieczorną Eucharystię w kościele odprawi inny biskup krakowski (w styczniu Jan Zając, w lutym Jan Szkodoń, a w marcu Damian Muskus OFM), następnie będzie można wysłuchać konferencji o pielęgniarce. – Szczątki Hanny spoczywają obecnie w krypcie naszego kościoła. Przygotowujemy świątynię, trwa remont. Sądzę, że to m.in. dzięki wstawiennictwu przyszłej błogosławionej dostaliśmy dofinansowanie ze Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa, co znacznie przyspieszyło prace – uśmiecha się ksiądz proboszcz. Zapowiada, że obraz i relikwie pielęgniarki będą umieszczone w kaplicy świątyni, po prawej stronie od głównego ołtarza. – Artysta malarz Zbigniew Juszczak maluje obraz Hanny Chrzanowskiej. Będzie przedstawiona w czepku pielęgniarskim, z „Rachunkiem sumienia pielęgniarki” w ręku. To atrybut jej świętości, wybrany w gronie osób przygotowujących beatyfikację, wśród których są właśnie pielęgniarki. Relikwiarz, nad którym pracuje z kolei Stanisław Juszczak, to trumienka z pięknego marmuru.
– Co Księdza najbardziej inspiruje w postaci Hanny? – pytam proboszcza parafii pw. św. Mikołaja. – Dostrzeżenie ludzi chorych. Gdy odwiedzam ich z Komunią św., przypomina mi się Chrzanowska. Myślę o tym, jak ważne jest, by ich posłuchać. Ciśnie czas, a tu ktoś chce porozmawiać... – dzieli się ks. Józef.
Obecnie jest szansa na zwiększenie ochrony życia w Polsce. Gdy jednak przysłuchujemy się debatom, tym publicznym, ale i w gronie znajomych, widać, że mentalnie mamy problem, jeśli chodzi o zgodę na niedoskonałość. Hanna, doświadczona cierpieniami, które niosły wojny i komunizm, wybrała troskę o życie i służbę cierpiącym. Pokazała etos pielęgniarki, kim powinna być, jak powinna pochylać się nad chorym. Zwracała też uwagę na to, co jako Kościół możemy uczynić dla naszych bliźnich.
– Pierwsza poprosiła o możliwość odprawiania Mszy św. u chorych. Odwiedziny u nich przez kleryków to mogła być jej inspiracja, którą podjął kard. Wojtyła. Wizytacja biskupia w domach cierpiących parafian również wzięła początek z jej współpracy z Wojtyłą. Odwiedzał ludzi chorych w Trzebini na rekolekcjach, które pielęgniarka organizowała w ośrodku Salwatorianów. Gdy został wybrany na papieża, prosił o modlitwę zwłaszcza osoby zmagające się z cierpieniem – przypomina ks. Józef. I dodaje: – Hanna Chrzanowska pokazała, że trzeba iść do najbiedniejszych, także tych chorych moralnie. Szukać ich. Torowała drogę kapłanom, by przychodzili do jej podopiecznych z Najświętszym Sakramentem, z namaszczeniem chorych. Dla niektórych ludzi do dziś jest zaskoczeniem, że 90-letni staruszek umrze i że trzeba wezwać kapłana. Przychodzą do kancelarii i mówią: „Nie zdążyliśmy...” – opisuje nierzadkie sytuacje ksiądz proboszcz.
Czy można powiedzieć, że Hanna Chrzanowska zrobiła pewną rewolucję w Kościele, szukając pomocników do współtworzenia parafialnej opieki nad chorymi? – U jednego z proboszczów usłyszała: „Tu nie ma chorych obłożnie”. Spisała więc warunki, w jakich się znajdowali. Wiedziała, że pielęgniarki muszą pracować odpłatnie, bo nie może to być chwilowe zajęcie – opowiada ks. Józef.
– Nie jest przypadkiem, że teraz będzie wyniesiona na ołtarze osoba, która opiekowała się chorymi, samotnymi. To znak czasu – włącza się do rozmowy Justyna Paluch, która pracuje w kancelarii parafialnej i pomaga w duchowych przygotowaniach do beatyfikacji. Dopytuję ją o inny znak: – Dziś jest wiele osób, które decydują się na życie w pojedynkę. Czy Chrzanowska może być dla ludzi stanu wolnego przykładem, że takie życie warto przeżyć z sensem? Pani Justyna potwierdza: – Niektórzy myślą, że są dwie drogi: małżeństwo lub zakon czy kapłaństwo. Trzecią jest droga samotności, poświęcenia się Bogu w stanie świeckim. Taka osoba może pójść tam, dokąd nie dojdzie ta w habicie. Jest znakiem zapytania. Hanna zrobiła to celowo. Wiedziała, że ma tak służyć. Została świecką oblatką – formowała się duchowo u tynieckich Benedyktynów.
Gdy pytam o to, jaka była w kontaktach prywatnych i czym się interesowała, moi rozmówcy wymieniają m.in., że lubiła teatr, ale i kryminały. Kochała góry. Mówiła też: „Zadbana pielęgniarka to dama”. Podkreślała, że ta, która zadba o siebie, zadba też o chorych. Pochodziła z profesorskiej rodziny (jej ojciec Ignacy wykładał literaturę polską na Uniwersytecie Jagiellońskim), nabywała zawodowego doświadczenia na stypendiach w Belgii, we Francji i w Stanach Zjednoczonych. Po ojcu odziedziczyła talent pisarski. Na co dzień cechowało ją duże poczucie humoru, ale potrafiła również zachować dystans i takt.
Warto też wiedzieć, że za cud beatyfikacyjny uznano uzdrowienie pielęgniarki Zofii Szlendak, która przed laty zapoznała Chrzanowską z ks. Karolem Wojtyłą... Widząc, że nowatorskie jak na owe czasy idee Hanny nie znajdują u innych zrozumienia, Zofia zaproponowała: „Pójdziemy do Wujka”. Był czerwiec 1957 r., kiedy przyszły na ul. Kanoniczą. Ks. Wojtyła słuchał z półuśmiechem. Umówili się, by w trójkę pójść do ks. inf. Ferdynanda Machaya, proboszcza w kościele Mariackim. Ten zaproponował pensję tysiąc złotych i wydelegował do pomocy Hannie s. Darię ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana. I tak zaczęła się parafialna opieka pielęgniarska nad chorymi...
W pamiętniku Hanna tak opisała pierwszy kontakt z ks. Wojtyłą: „Rozmowa była krótka. We mnie się paliło: musisz dopomóc! Nie wiedziałam jeszcze, że mam przed sobą najwspanialszego słuchacza wszelkich spraw”. Ten sam człowiek w dniu pogrzebu Hanny (zmarła w białą niedzielę, w którą dziś obchodzimy święto Bożego Miłosierdzia) powiedział: „Byłaś wśród nas jakimś wcieleniem Chrystusowych błogosławieństw z Kazania na Górze, zwłaszcza tego, które mówi: «Błogosławieni miłosierni»”.
opr. ac/ac