Pułapka nacjonalizmu

Paryskie zamachy podsyciły dyskusję na temat polskiego nacjonalizmu. Czy "Polska dla Polaków" to jedyna możliwa obrona przed tym, aby i w Polsce nie popłynęła krew, czy jest wręcz przeciwnie?

Pułapka nacjonalizmu

Paryskie zamachy podsyciły dyskusję na temat polskiego nacjonalizmu. Czy „Polska dla Polaków” to jedyna możliwa obrona przed tym, aby i w Polsce nie popłynęła krew, czy jest wręcz przeciwnie?

Środa 11 listopada. Ulicami Warszawy jak co roku maszerują narodowcy. Z daleka wygląda to pięknie i podniośle. Morze biało-czerwonych flag, patriotyczna atmosfera, duma z odzyskanej niepodległości. Coś jednak zaczęło zgrzytać. Zamiast manifestacji polskości coraz więcej ksenofobicznych haseł. „Polska dla Polaków”, „Chcemy kotleta nie Mahometa” czy „J***ć Żydów”. To wszystko, niczym refren, przeplatane okrzykiem „Wielka Polska katolicka”. Co to ma wspólnego z katolicyzmem?

Piątek 13 listopada. W Paryżu w sześciu skoordynowanych zamachach bombowych i strzelaninach ginie co najmniej 129 osób, a blisko 350 zostaje rannych. To najkrwawsze zamachy od czasu II wojny światowej. Do ich przeprowadzenia przyznają się dżihadyści z Państwa Islamskiego. Na zabytkach dookoła globu, w geście solidarności, pojawiają się kolory francuskiej flagi. Komentują także Polacy, z tym że u nas krwawe wydarzenia we Francji stają się pretekstem do jeszcze większego podgrzania nacjonalistycznych nastrojów, wyrażających się choćby w deklaracjach, że „nie przyjmiemy imigrantów”, bo „nie chcemy podobnych zamachów w Warszawie”.

Lęki i obawy przed terrorystami są zrozumiałe i uzasadnione. Ale czy jedyną odpowiedzią na nie jest zamknięcie się na ludzi, którzy potrzebują pomocy, i postawienie znaku równości pomiędzy muzułmaninem i terrorystą z kałasznikowem? Czy Polska musi być nacjonalistyczna, bo inaczej nie przetrwa?

Geneza lęku

O polskim lęku przed obcym w intrygujący sposób pisze na łamach „Plus Minus” Stefan Chwin, podkreślając, że w Polsce ksenofobia jest inna niż w społeczeństwach zachodnich. Dlaczego? „Fundamentem ksenofobii polskiej jest strach przed nieistnieniem. Żadne społeczeństwo zachodnie w swojej historii nie stanęło w obliczu zagrożenia całkowitą zagładą” — odpowiada eseista. I doprecyzowuje, że dla Polaków punktem oporu wiele razy był Kościół, stąd „silny zrost uczuć patriotycznych i religijnych”, który z kolei przekładał się (i nadal przekłada!) na naszą postawę wobec obcych. Zdaniem Chwina więc, nie tylko my sami jesteśmy sobie winni (o ile można tu posługiwać się kategoriami winy), ale winni są również ci, którzy chcieli „zniszczyć Polskę”. Ten patriotyczno-religijny zrost znajduje szczególne odzwierciedlenie w hasłach wznoszonych przez uczestników Marszu Niepodległości, którzy domagają się Polski nie tylko wielkiej, ale i katolickiej.

Szymon Hołownia nie ma wątpliwości, że Polska nie może być tylko dla Polaków, a katolik nie może być nacjonalistą. „Przywoływana chętnie przez ksenofobów zasada ordo caritatis (pożyczona od św. Tomasza) mówi nie o porządku pomagania, a o porządku kochania (czyli że najpierw Boskiego Ojca, później ziemskiego ojca etc). Co do pomagania — pomagać należy najpierw zawsze najbardziej potrzebującym” — uważa publicysta.

Nieco więcej wątpliwości ma ks. Wojciech Węgrzyniak, któremu „nie leży” ani wystąpienie ks. Międlara, ani tekst Hołowni, ale który zastanawia się, z jakim nacjonalizmem mamy w ogóle do czynienia w Polsce. Jego zdaniem, spośród pięciu -izmów (a. robiący krzywdę innym narodom, b. robiący krzywdę obcokrajowcom we własnym kraju, c. odmawiający przyjęcia obcych do swojego kraju, d. przyjmujący tylu obcokrajowców, ilu każą inni obcokrajowcy, e. uważający, że każdy ma prawo przyjechać do naszego kraju bez względu na wszystko), w Polsce chodzi wyłącznie o spór między punktami c. i d. „Im więcej będzie naciskania na wersję d, tym większą siłę będzie pokazywać wersja c. Nie dlatego, że jesteśmy ksenofobami, ale dlatego, że nie cierpimy, jak się nam cokolwiek narzuca. I paradoksalnie to nie nacjonaliści Polscy, ale nieudolne rządy Unii w tej materii są pierwszą przyczyną takich a nie innych okrzyków. I paradoksalnie ten opór, to może jest jeden z nielicznych dowodów na to, że Polacy są na wskroś przepojeni Ewangelią Wolności. Ewangelia bowiem nigdy nikogo nie zmusza do miłości. Bo miłość bez wolności jest tylko rodzajem zniewolenia” — podkreśla ks. Węgrzyniak.

Polak-katolik-nacjonalista?

Czy można być jednocześnie katolikiem i nacjonalistą? Pytam o to Artura Zawiszę, polityka obecnie mocno związanego z Ruchem Narodowym, a jednocześnie ultrakatolickiego konserwatystę. — Można być katolikiem i konserwatystą, można być katolikiem i chadekiem, można więc i być katolikiem, i nacjonalistą. Nacjonalizm chrześcijański to ważny nurt europejskiej prawicy XIX i XX. Jego polskie odmiany zostały opisane w literaturze naukowej przez profesorów Grotta i Bartyzela czy doktora Kawęckiego. Katolicyzm jako religia miłości wyklucza szowinizm jako uczucie nienawiści czy pogardy, ale o chrześcijańskim nacjonalizmie mówił np. papież Pius XI (prawy porządek chrześcijańskiego miłosierdzia nie zabrania nacjonalizmu) — komentuje dla „Przewodnika”.

Ks. Łukasz Kachnowicz ma na ten temat nieco inne zdanie. — Bycie chrześcijaninem ustawia mi optykę także na sprawy ojczyzny. Jestem przekonany, że każdy chrześcijanin autentycznie przeżywający swoją wiarę staje się także dobrym Polakiem, dobrym obywatelem. Nie widzę potrzeby dodawania do chrześcijaństwa jakichkolwiek -izmów. Ono naprawdę jest wystarczające — przekonuje.

„Patriotyzm nie oznacza nacjonalizmu. Nacjonalizm, a jeszcze tym bardziej szowinizm, bierze się z nienawiści, patriotyzm bierze się z miłości, z poczucia utożsamienia się ze wspólnotą, ze wspólnoty kultury, historii” — mówił Lech Kaczyński z okazji 90. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.

Z takim rozróżnieniem nie zgadza się Zawisza, którego zdaniem były prezydent się mylił. — Patriotyzm jest cnotą osobistą (rzeczywiście opartą na miłości ojczyzny — patrii), zaś nacjonalizm doktryną polityczną podnoszącą prymat interesu narodowego. Nie ma więc sprzeczności, gdyż pojęcia te funkcjonują na innych poziomach — mówi polityk, doprecyzowując, że nacjonalizm właściwie rozumiany nie jest z zasady „na kontrze”, natomiast w sytuacji konfliktu interesów indywidualnych i narodowych, narodowych pomiędzy sobą lub narodowych i międzynarodowych — zawsze opowiada się za interesem narodowym.

(Nie)ludzkie warunki

Konflikt interesów uwidacznia się bardzo mocno przy powracającej niczym bumerang kwestii przyjmowania do Polski obcych. Tymi obcymi, których obawia się dziś spora część Polaków, są imigranci. Im większy lęk przed uchodźcami, tym mocniejsze nastroje nacjonalistyczne. Do tego dochodzą takie sytuacje, jak zamachy w Paryżu, które te obawy podsycają. A przecież Polska stoi przed wyzwaniem, jakim jest przyjęcie imigrantów. Pomijając nasze polityczne zobowiązania (które już zdążył zakwestionować nowy minister ds. europejskich Konrad Szymański), to wyzwanie także dla nas, chrześcijan, którym Jezus każe przecież miłować bliźniego.

— Imigranci stanowią kłopot nie dlatego, że są nieznani, ale ponieważ są aż nazbyt dobrze znani. Szczególna sytuacja uchodźców zdarzająca się rzadko nie może być wytrychem do otwierania drzwi dla kolejnych fal imigrantów ekonomicznych. Obcość kulturowa jest dodatkowym wyzwaniem, a infiltracja islamistyczno-terrorystyczna szczególnym zagrożeniem. Europejski bilans imigracyjny jest niekorzystny dla narodów Europy i Polska nie może iść błędną drogą — ostrzega Zawisza.

Przed błędną polityką, mogącą prowadzić do tragedii, ostrzega w swojej najnowszej książce Czarna ziemia. Holokaust jako przestroga Timothy Snyder. Publikację zamyka cytat z Gustawa Herlinga-Grudzińskiego: „Człowiek może być ludzki tylko w ludzkich warunkach”. Czy wobec tego musimy jednak najpierw domagać się ludzkich warunków dla nas samych, dobra dla nas, aby być dobrymi dla innych? — Wiesz czego wobec tych wyzwań potrzeba światu od nas chrześcijan? — pyta mnie ks. Kachnowicz. I odpowiada: — Ludzi, którzy będą się modlić, pościć i pracować na rzecz tego, żeby ludzkie serca się nawracały. Jak mówi Jezus: zło rodzi się z serca. Można walczyć, robić marsze i inne akcje, ale człowiek wierzący wie, że klucz leży w tym, żeby nawróciło się ludzkie serce, bo wtedy zło niszczy się u korzenia. To jest najskuteczniejsze i to jest zadanie dla ludzi wierzących.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama