Budowanie mostów do Kenii

Rozmowa z Walterem Weberem, Szwajcarem od 20 lat pracującym na rzecz Afryki

Walter Weber, lat. 76 ur. W kantonie Zürich, protestant, syn protestantki i katolika. Od 40 lat pracujący w Kenii. Człowiek który wybudował dwie szkoły w buszu, od lat współpracuje z nauczycielami ze Szwajcarii na rzecz pomocy dla Afryki.

Budowanie mostów do Kenii

Kariera zawodowa

AMW, AB : Jaka była Pańska droga do Kenii?

Walter Weber: Najpierw ukończyłem szkołę specjalistyczną (wcześniej pracowałem w różnych fabrykach na terenie Szwajcarii): Tekstyl, Moda, Projektant. Następnie zapytano mnie czy zgodziłbym się wyjechać do Szwecji. Pojechałem i pracowałem 4 lata w dużym koncernie mając pod sobą 4000 pracowników.

Potem wyjechałem do Anglii aby zapoznać się z różnymi rodzajami pralni. Następnie PRĘT À PORTER we Francji, Mediolanie i Zürichu. To wszystko wydarzyło się w przeciągu jednego roku. Sprawiło mi to wiele przyjemności i poznałem wielu ludzi pracujących w tej branży.

Następnie objąłem prowadzenie pewnej fabryki szwajcarskiej na terenie Niemiec jako inżynier tekstylny.

W ciągu następnych 15-tu lat pracowałem jako dyrektor fabryk w Iranie, Holandii i na Malcie, gdzie zdobywałem wszechstronne doświadczenie zawodowe.

Powtórne narodziny

W 1979 wyjechałem do Kenii. Tam można by powiedzieć narodziłem się na nowo.

W tym czasie w Afryce była bardzo trudna sytuacja polityczna, ale ja miałem zezwolenie od rządu holenderskiego na prowadzenie wykładów na Uniwersytecie z marketingu. Prowadziłem również kursy w wielu fabrykach na terenie Kenii. Kiedy projekt był gotowy, stałem się samodzielnym konsultantem d/s tekstylnych. Wtedy otrzymałem korzystne propozycje od Banku Światowego. Z jego polecenia wyjechałem do Sudanu, Zambii, Zimbabwe, Afryki Południowej (RPA) a także na dłuższy okres czasu do Ugandy. Tam otrzymałem ofertę prowadzenia studium z zakresu wykorzystywania potencjału roboczego. Taką samą ofertę otrzymałem w Nairobii, aby pomóc przy rozbudowie fabryki. Pracowałem przy tym projekcie długo, zawsze z myślą o wykorzystywaniu miejscowej siły roboczej. Następnie zajmowałem się stroną socjalną tego projektu. To było bardzo ważne dla mnie.

40 lat w Kenii

I tak zostałem w Kenii przez 21 lat. Stamtąd wyjeżdżałem do Korei Południowej, Japonii, Hong-Kongu. Kupiłem maszyny, studiowałem i zwiedziłem wiele fabryk. Chciałem dać pracę murzynkom, taką samą jaką mają Azjatki. I tego musiałem dowieść, że jest to możliwe. W związkuz tym projektem otrzymywałem coraz więcej ofert ze strony banku światowego, a także Niemieckiej Organizacji Rozwojowej. Dało mi to pewność w tej sytuacji polityczno - gospodarczej.

Czy można pomóc krajom Trzeciego Świata?

W tym czasie zostałem zaproszony przez jedno z czasopism szwajcarskich by pokazać możliwość rozwoju krajów trzeciego świata. Wtedy usłyszałem od uczniów szwajcarskich opinię, że należałoby przestać jedną ręką dawać Afryce cokolwiek, tylko po to by drugą ręką zabrać jej 2 razy więcej. Ta teoria spodobała mi się . Wówczas napisałem do szkół, że chciałbym coś więcej przekazać młodzieży szwajcarskiej o Afryce. Pisałem tylko do tych szkół w Szwajcarii do których mogłem się udać. Informacje przekazałem uczniom klas początkujących do klasy 6 włącznie. Dużo czasu spędzałem też w szkołach kenijskich. Zachęcałem nauczycieli do współpracy. W ten sposób otworzyłem okno na inny świat.

Budowanie mostów do Kenii

Chciałbym zbudować most...

Chciałbym zbudować most między młodzieżą. Duże czasopismo szwajcarskie zainteresowało się tą problematyką, I spytało ok. 5000-tysięcznej grupy młodzieży w wieku od 16 do 23 co wiedzą na temat trzeciego świata? Odpowiedź brzmiała: Oni są głodni, biedni, niedouczeni i chorzy. Zdenerwowało mnie, że tak mało wiedzą, przecież to nie prawda! I wtedy pomyślałem: Cały zachodni świat nie wie na ten temat kompletnie nic. Wie się, że jest bieda, potrzeba pieniędzy i że żebrzą.

Haram - bi

Obraz który się tworzy na podstawie relacji w mediach - przedstawiający matkę z umierającym dzieckiem na piersi - jest zły. To jest tylko jedna strona medalu. Gdzieś tam przecież żyje naród, który wspiera się wzajemnie. Tam nie ma systemu ubezpieczeń, szpitali jak tu w Europie Zachodniej. Ale jest rodzinne wsparcie, a to oznacza, że ludzie się wzajemnie kochają i wzajemnie mogą pokonywać trudności. To nazywa się ( w języku suahili) Haram - bi. Czyli podanie komuś dłoni gdy ten cierpi.

Byłem raz w buszu i widziałem jak ludzie razem jedzą, śpiewają, są razem. Kiedy mają problemy zdrowotne lub duchowe bliscy podają im dłoń. O tym można w Europie Zachodniej zapomnieć. W Europie idzie się do lekarza, psychologa, do urzędu pomocy społecznej. Tam otrzymuje się pieniądze by żyć, czyli gwarancję zaspokojenia minimum. Dobrze, że dzięki pieniądzom, możemy te sprawy załatwić, ale nie możemy mówić, że murzyni są nieporadni, leniwi itd. Są slumsy. Ale często jedyną "pomocą", która do nich dociera są prezerwatywy. A oni nie potrzebują prezerwatyw w slumsach. Wszystko co mają to pragnienie miłości. Społeczeństwa zachodnie oburzają się wołając: tak ale oni płodzą dzieci i pomnażają biedę. To jest kompletna nieznajomość sytuacji. Oni potrzebują ciepła i to jest wszystko.

Hai muzungu

AMW, AB: Z pewnością przeżył Pan w Afryce wiele smutnych dni, ale i radosnych też. Był pan oczarowany, szczęśliwy, ale i zły na ludzi, sytuację...

Walter Weber: Szczęśliwe momenty, które tam przeżyłem to są dyskusje z moimi studentami po wykładach, zwłaszcza w buszu gdzie udzielałem lekcji dla prowadzących małe sklepy i przedsiębiorstwa. Często rozmawiali ze mną na temat marzeń, demokracji. Cieszy mnie to, że w tym obrazie nie bieda jest najważniejsza. Miałem wiele miłych doświadczeń w buszu, dzieci dawały mi radość. Były zawsze wesołe. I kiedy później szedłem do szkoły, lub do rodzin, dzieci wołały zawsze "Hai muzungu, hai muzungu". Muzungu - czyli biały człowiek. I były zawsze wesołe. To nie zdarza się w Szwajcarii. Tu ludzie odwracają głowy i odchodzą. Tam siedzą w kręgu i słuchają. Opowiadałem kiedyś historię bożonarodzeniową, było około 5 - 6 dzieci i rodzice. Była tam starsza kobieta, nie rozumiała mnie, ale siedziała w rogu machając nogą założoną na nogę i... słuchała. Wtedy zrozumiałem, że ona jest cudowna. Śmiała się. Uśmiech jest niezależny od biedy.

Czasami nawet gdy dla siebie nic nie mieli, dla mnie zabijali ostatnią kurę, żebym coś zjadł. To są moje radości. Dyskusje ze studentami na uniwersytecie: Jak możemy zmienić świat, jak można zlikwidować korupcję, to też były interesujące dyskusje.

Radość przede wszystkim dają rozpromienione twarze, zwłaszcza dzieci. Gdziekolwiek bym nie szedł dzieci są zawsze otwarte. Dziecko śmiejące się na ulicy to jest przykład radości jakie mnie tam spotykają.

Smutek

AMW, AB : Ale bywały w Afryce również smutne dni?

Walter Weber: Oczywiście. Byłem np.z jedną rodziną gdzie ktoś był chory. Zabrałem tę osobę moim samochodem (które ma 22 lata) do szpitala. Od godziny 11 do 20 czekałem siedząc na trawie w ogromnej kolejce z setkami osób!!!

Straszną rzeczą jest również choroba AIDS. W jednej znajomej rodzinie na tę chorobę zmarły trzy córki i jeden syn. To są moje bóle i porażki. Naprawdę ogromna lawina AIDS zalewa świat. Ginie na nią ok. 40 mln. dzieci rocznie.

Kolejny przykład... o 24 w nocy puka ktoś do mnie, do mojej altanki. Była to młoda matka z małym dzieckiem chorym na malarię. Zaprowadziłem tę kobietę do szpitala, ale nie szpitala dla "białych", lecz do miejscowego szpitala wspieranego przez państwo. I tam czekaliśmy w ogromnej kolejce od 24 do 2 - 3 nad ranem. Wtedy myślałem: Mój Boże w końcu przecież musi się coś wydarzyć. Odsłoniłem kotarę i spytałem lekarza, a on mi powiedział: musicie czekać aż przyjmę wszystkich innych. Ale w końcu nam pomógł. W międzyczasie przejeżdżały 2 samochody z rozstrzelanymi przez policję złodziejami. Z ciał na "krypie" ściekała krew na prawo i lewo. Żadnego lekarza, pielęgniarki, nic. Może byli to złodzieje, a może i nie. Takie obrazki można ujrzeć w tym kraju.

Projekt

AMW, AB : Skąd zaczerpnął Pan idee do projektu? Pracuje Pan nad nim sam? Czy otrzymuje Pan jakiekolwiek wsparcie od rządu?

Walter Weber: Projekt powstał z idei uczniów, którzy mieli świadomość, że coś trzeba zrobić. Miałem też kontakt ze szwajcarskimi nauczycielami. Odwiedzili mnie w Kenii. Z entuzjazmu "włożyłem" w ten projekt moje prywatne pieniądze. Wierzę w konieczność solidarności. Słuchałem wielokrotnie rządu z Berna, który od czasów Willi Branda nawoływał do idei solidarności z krajami trzeciego świata. Mówi się i czyta się co roku o tej solidarności. Więc spytałem rząd jak można tę Solidarność pokazać? W istocie rzeczy podstawą tej dyskusji są dane statystyczne a nie sama "paplanina". Wyjechałem ze Szwajcarii, włożyłem w ten projekt własne pieniądze, robiłem w Afryce odczyty, pisałem wiele listów. Najpiękniejsze było 100 pierwszych listów które otrzymałem od szkół. Zostały one zawieszone w szkołach w Kenii. Dzieci oglądały z wielkim zainteresowaniem kolorowe rysunk swoich szwajcarskich rówieśnikówi. Tematami tych rysunków były np. Jak spędzam Wekendy? albo Jak widzę moją przyszłość? I tak powstały bardzo interesujące prace. Przy okazji tematu "Jak spędzam mój wekend?"' zadzwonił do mnie jeden ze szwajcarskich księży i powiedział: dobrze, że to zrobiłeś. Okazało się, że w Kenii chodzi do kościoła ok. 90% dzieci, a w Szwajcarii nawet nie 10%. To był rezultat tej analizy. W tych pracach zobaczyliśmy różnice między stanem zdrowia dzieci, różnice w ich patrzeniu na przyszłość z nadzieją... Tego nie można nigdy porównywać i wiem, że gdybym jako obserwator przeprowadził w szwajcarskiej szkole podstawowej analizę, to 35% - 75% uczniów potrzebuje porad psychologa. Daje gwarancję, że w żadnej z kenijskich szkół tak by nie było. Nikt nie ma problemów z psychiką w szkole. Ostatnio słyszałem, że wszystkie kliniki psychiatryczne w Szwajcarii są wypełnione, natomiast w Kenii jest 60 psychiatrów i skarżą się że nie mają żadnej pracy. To jest jedna z większych różnic. Na tym podłożu doszedłem do przekonania, że uczniowie w szkołach muszą więcej wiedzieć na ten temat. Ja jako starszy człowiek mogę tylko alarmować młodzież o tej problematyce. Na tej podstawie można ujrzeć różnice między pierwszym a trzecim światem. To że miliardy dolarów są wydawane na sprawy nieistotne, podczas, gdy ludzie na świecie giną z głodu, to jest kewstia polityczna.

Nędza i bogactwo w krajach trzeciego świata

AMW, AB: Mógłby Pan przybliżyć nam nieco statystykę?

Walter Weber: Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że wszystkie te kraje które wydostały się spod władzy kolonialnej i stały się niezależne nadal pozostają biedne. Ale teraz np. W Kenii jest 200 000 dzieci mieszkających na ulicy. I co mamy z tym zrobić? Dokąd to prowadzi? Obok mamy przebogaty budynek rządu, który dostaje pieniądze zarówno z Banku Światowego jak i Międzynarodowej Organizacji Monetarnej. To jest ta różnica. Kiedyś jeden z dyplomatów powiedział: Należy przestać nazywać politykę i gospodarkę humanizmem. Nie są to synonimy. To bardzo twarde słowa. Szwajcaria według ONZ jest najbogatszym krajem świata, 49 000 dolarów przypada na jednego człowieka rocznie. W najbogatszych krajach Afryki przypada ok. 150 - 300 dolarów. Musimy tę różnice widzieć. No tak ale niektórzy powiedzą: murzyni muszą więcej pracować. To jest paradoks. Na świecie 20% społeczeństwa ma ogromne masy pieniędzy, inni cierpią z tego powodu. Ok. 40 - 70% mieszka w nędzy i kręcą się ze sprawami socjalnymi ciągle w kółko. I nic się nie dzieje. W ONZ wiedzą o tym. Szwajcaria przecież już teraz jest w ONZ. Zastanawiam się i nawet napisałem do szwajcarskiej ambasady. Tamw Kenii są slumsy. W ciągu jednej nocy przyjechały buldożery i zniszczyły je. X - tysięcy rodzin znalazło się na bruku. Bieda jest coraz większa, ale przecież rząd doskonale zdaje sobie z tego sprawę. W Kenii żyją bogaci politycy, którzy zabiegają o wolność (są tam przecież przedstawiciele organizacji humanitarnych, również z ONZ) i obok nich mieszka nędza. Nikt się nie odezwie i nic o tym nie powie. I to jest to co teraz w szkołach szwajcarskich pokazuję uczniom. Na czym polega tzw. Show - Akcji "pomocy humanitarnej". To przcież nie możliwe przez 40 lat stać w miejscu z rozwojem gospodarczym. Coś musi się przecież dziać! A mogą mogą coś zrobić politycy i ludzie młodzi. Spotkałem i zaangażowałem studentkę studiującą w Genewie prawa człowieka. Również Kościół mi pomaga mam wiele kontaktów z katolickimi księżmi. Oni robią bardzo dużo dobrego. Jednak nie mają wpływu na politykę. Szkoda, naprawdę szkoda...

Budowanie mostów do Kenii

AMW, AB: Kenia w większości jest katolicka, czy protestancka? Pan jest protestantem reformowanym. Tutaj w Szwajcarii są całkiem inne relacje między katolikami a protestantami, a jak to jest w Kenii? Pozostają w przyjaźni, czy też istnieje wrogość między nimi?

Walter Weber: O ile dobrze się orientuję:: 35% stanowią protestanci, a 25% katolicy. Są również anglikanie i metodyści. Z metodystami miałem ciekawe doświadczenia w Afryce Południowej. Przedstawiciel jednej z fabryk zaprosił mnie do domu. Został on właśnie wyświęcony na biskupa metodystów. Mieszkał w przepięknym domu i dostał właśnie nowego mercedesa. Zapytałem go. Czy dostałeś tego mercedesa od Boga? Był troszeczkę niepewny. Ale odpowiedział: Tak ale jadę właśnie jutro do Pretorii, tam mam posiedzenie. Widziałem jak dumnie siedział w tym mercedesie... Jestem protestantem i wierzę że w moim życiu szukam tego czego oczekuje ode mnie Bóg, czy do tego dojdę nie wiem, ale próbuję. Pamiętam z jaką radością ten biskup metodystyczny wsiadał do tego samochodu. Ja bym go wyrzucił. Ale politycznie uważam, że największy wpływ ma w Kenii Kościół katolicki. Jeden z biskupów katolickich był bardzo aktywny również politycznie. Młody 35-letni biskup z Kenii, wziął na siebie ryzyko. Usłyszał od jednego z ministrów, jeśli znowu zaczniesz mówić kazanie nie wrócisz żywy. Poszedł, zaczął mówić kazanie i tego samego wieczoru ogromna ciężarówka rozjechała go. Minister musiał abdykować... Inni biskupi wypowiadają się również często i intensywnie, przeciwko niesłusznym działaniom rządu. Dlatego jako protestant bardzo pozytywnie postrzegam pracę Kościoła katolickiego w Kenii. Pięknie jest kiedy idzie się do kościoła, a kościoły są tam zawsze pełne. Tam widać ogromną harmonię. Nigdy nie zapomnę kapłana katolickiego z Holandii. Podczas niedzielnej Mszy świętej w ogromnym kościele, spytał: Kto jest ważniejszy mężczyzna czy kobieta? "Dziki pomruk", nie śmiech lecz pomruk przeszedł przez kościół. Po tym kazaniu ten kapłan został wydalony przez rząd do Ameryki. Następnie biskup z Kenii sprowadził go ponownie. Ten biskup również mi pomógł w mojej pracy w Kenii. Swego czasu miałem katechezy, zbierałem z ulicy prostytutki i uczyłem je pracy w szwalni. Często też bywałem w slumsach i widziałem jak przy wieczornym świetle dzieci na kolanach i na podłodze odrabiały prace domowe. Kto z Zachodniej Europy może sobie wyobrazić, że można tak odrabiać prace domowe?

Szczęśliwe Boże Narodzenie w Kenii

AMW, AB: Czy spędził Pan kiedykolwiek święta Bożego Narodzenia w Kenii?

Walter Weber: Z wielką radością spędziłem święta Bożego Narodzenia w Kenii. Po pierwsze, tutaj jest oczywiście różnica, bo w Kenii w Boże Narodzenie jest pora słoneczna. Tam nie ma śniegu. I bez niego można spędzić święta fenomenalnie. Ja zawsze stawiałem choinkę, zapraszałem dzieci ze slumsów. Dwie dziewczynki spośród zaproszonych wówczas dzieci, dziś wyszły dobrze za mąż w USA i Anglii. Kiedy wspominam nasze święta w Szwajcarii, kiedy byłem jeszcze dzieckiem: prezenty popakowane pod choinką i śpiew. Następnie kolędy "cicha noc, święta noc"; w Kenii puszczałem je z płyt. Było wspaniale, był spokój, był szacunek. Następnie rozpakowywano prezenty, dziewczęta, które dobrze gotowały zajmowały się kuchnią. Gotowały kukurydzę, kartofle, fasole i jedliśmy to wszystko u mnie na tarasie. Inaczej wyglądają święta w slumsach. Tam nie ma choinki, tam nie ma nawet grosza, żeby jakąś gałąź z choinki kupić. Na Boże Narodzenie zabijają kury i gęsi i niestety pojawia się alkohol i przepity głos. Ale to zdarza się również i u nas. Ale mimo wszystko święta Bożego Narodzenia w Kenii są piękne. Tam widzę wiele rzeczy wygląda piękniej, prawdziwiej niż tutaj "gdzie ludzie się duszą" od nadmiaru. Kiedy widzę ogromne reklamy w MIGRO czy też GLOBUS, również widzę to u mojej rodziny w domu: dzieci z prezentami w autach załadowanych, aż po sam dach, pytam się: Boże dokąd to zmierza? Do tego dochodzą komputery i cała technika. Tak sobie pomyślałem po 20 latach samotnej pracy w buszu, jeżeli damy Afryce całą technologię, nie damy jej tym samym szczęścia. Damy jej tylko nasze problemy psychiczne, to, że nie wiemy co dalej robić z naszym życiem, damy jej tylko choroby. Jeżeli tam ktoś jest chory, nie ma żadnego ubezpieczenia nie zapominajmy o tym, jeśli ktoś jest bezrobotny, nie otrzyma żadnej zapomogi. A mimo to kiedy wspominam Boże Narodzenie w Kenii, to naprawdę widziałem tam szczęśliwych ludzi.

Apel

Na koniec mam apel do nauczycieli w Polsce, jeśli są zainteresowani "budowaniem mostów" między swoimi szkołami a szkołami w Kenii, między swoimi uczniami a afrykańskimi dziećmi, proszę o kontakt na adres mailowy, odpowiem na wszystkie maile pisane po polsku, niemiecku i angielsku.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama