Wolność od mądrości

Felieton "szkolny"

Jeśli wolność to robienie tego, czego się chce,
to najbardziej wolny jest ten, komu się nic nie chce.

Przez tydzień Dominik nie chciał ze mną rozmawiać. Obraził się na mnie prawie śmiertelnie. Uważam, że niesłusznie, ale ponieważ nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie, to opowiem wam o tym, co się stało. Niech każdy z Was sam osądzi, czy Dominik miał powody do tego, by się gniewać. Problem pojawił się na początku karnawału. Właśnie wtedy Dominik zaczął powtarzać do znudzenia, że wreszcie na starość (ma już 19 lat!) zrozumiał, co to znaczy być człowiekiem wolnym i niezależnym.

Swoim odkryciem chwalił się na każdej przerwie i w każdej części szkolnego korytarza, gdziekolwiek spotkał kogoś, kto z zainteresowaniem i podziwem przyjmował jego sensacyjne „odkrycie”! Owo „odkrycie” polegało na powtarzaniu starej jak świat bajki o tym, że wolność to robienie tego, co się komu podoba. Bajkę tę wymyślił niejaki Adam z pewną pomocą niejakiej Ewy i przy współudziale sponsora medialnego o dosyć syczącym głosie. Co do tego sponsora z syczącym głosem, to historycy dotąd nie mają pewności, czy chodziło o radio, telewizję, Internet czy o stary, poczciwy telefon komórkowy. Ten akurat wątek nie jest taki istotny...

Wróćmy do Dominika i jego wspaniałego „odkrycia”. Otóż właśnie tydzień temu zasugerowałam mu, by o swojej koncepcji wolności zechciał powiedzieć własnym rodzicom. „Niech oni też będą równie postępowi i nowocześni, jak ty!” — stwierdziłam z (nieco tylko) ukrywaną ironią. Dominik nieopatrznie posłuchał mojej rady i bardzo dokładnie wytłumaczył rodzicom, na czym polega „prawdziwa wolność'. I właśnie wtedy stało się nieszczęście, którego mój kolega się nie spodziewał. Oto pierwszy raz w życiu rodzice uwierzyli własnemu synowi! Skutki były oczywiście opłakane. Od tygodnia mama nie gotuje, nie sprząta, nie prasuje, a nawet nie odrabia lekcji za Dominika, bo stwierdziła, że jej się już nie chce. Z kolei tata wziął sobie miesięczny (na razie!) urlop. I to bezpłatny. On też stwierdził, że nie chce mu się chodzić do pracy, a skoro wolność polega na tym, że robi się to, co się chce, to on jest najbardziej wolnym człowiekiem na świecie, gdyż jemu nic się nie chce.

Niestety najgorzej na tym wszystkim to wyszłam właśnie ja, gdyż Dominik najpierw się na mnie obraził, a dzisiaj w szkole na dużej przerwie pojednał się ze mną. Nie zrobił tego jednak w ramach wielkopostnej pokuty, lecz całkiem bezinteresownie. Poprosił mnie o to, bym „przypadkowo” odwiedziła jego rodziców i wyjaśniła im, że wolność to solidne wypełnianie ich obowiązków wobec syna. Na to ja odpowiedziałam Dominikowi, że chętnie podejmę się tej misji specjalnej, ale pod warunkiem, że najpierw to on odzyska wolność, czyli zabierze się do solidnej nauki. Sama jestem ciekawa, na jak długo Dominik obraził się na mnie tym razem...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama