Forum "Katechety"
W naszej szkole, tak jak i w wielu innych, realizując temat rekolekcji szkolnych, mamy wiele do zrobienia. Jedno jest jednak pewne: wydaje się, że wiemy do czego mamy dążyć.
Katechizuję w szkole (podstawowej i gimnazjum) liczącej 650 uczniów (w klasach VIII i I gimnazjalnych). Oprócz mnie uczą tu jeszcze religii trzy katechetki. Od samego początku (od r. 1991) wiedzieliśmy jedno: nikt za nas nie zorganizuje rekolekcji. Myślę, że była to myśl zbawienna, bo w ten sposób każdy z nas stał się odpowiedzialny za przeprowadzenie rekolekcji szkolnych wśród tych, których katechizuje. (A swoją drogą szkoda, że jeszcze wielu katechetów oczekuje, że te dni ktoś za nich wymyśli i powie im, co mają robić). Dni rekolekcyjne podzieliliśmy na 2 części: liturgiczną (w kościele) i duszpastersko-wychowawczą (w szkole).
Część liturgiczna obejmuje: Liturgię Słowa, adorację Krzyża, sakrament pojednania i Mszę św. Przyglądając się tej części rekolekcji, obserwuję dziwne zjawisko. Otóż, o ile moi uczniowie prawie wszyscy przychodzą na zajęcia rekolekcyjne do szkoły, to do kościoła wielu nie chce iść. U niektórych dosłownie widać "kościołowstręt". Powodów tego stanu rzeczy jest jak zwykle wiele, ale najczęściej wymieniane przez nich to: nuda i dokuczliwe zimno w kościele. Z ankiety wynika też, że osobnym problemem rekolekcji jest dobry kaznodzieja. Dobry, według nich, to przecież nie ten, który ich tylko zabawia (jakiś kawał opowie) i gra na gitarze. Potrzeba dziś nowych sposobów dotarcia ze Słowem, Liturgią do dzieci i młodzieży.
Część duszpastersko - wychowawcza odbywa się w szkole (a także w innych miejscach - np. sali gimnastycznej, kinie) i trwa około 3-4 godzin każdego dnia. Przed rozpoczęciem zajęć w szkole "odszkalniamy" sale lekcyjne, odsuwając ławki tak, aby można było usiąść w kręgu. Przystosowujemy też aulę do podsumowań warsztatów wychowawczych. Zajęcia prowadzone są albo w grupach klasowych, albo z całym rocznikiem (ok. 90 osób). Organizujemy przerwy na rozmowy i herbatę (normalnie działa stołówka). Czynna jest świetlica i biblioteka dla osób, które nie uczęszczają na katechezę i nie biorą udziału w rekolekcjach. Miniankieta, którą przeprowadzam co roku po zakończeniu rekolekcji szkolnych pokazuje, że moi uczniowie najbardziej lubią spotykać się z ludźmi, którzy ich nie nawracają, ale dzielą się swoim doświadczeniem Boga i opowiadają o swojej drodze do Niego. Stąd staram się, żeby to byli "świadkowie", a nie tylko "opowiadacze". Byli u nas, m. in. Jan Budziaszek ze "Skaldów". japoński konwertyta z buddyzmu - F. X. Hashimoto, pastor Bob Gamble, misjonarz z wyspy Flores, prof. Stefan Stuligrosz, ks. Andrzej Szpak - duszpasterz młodzieży "różnych dróg", członkowie AA, młodzież z różnych subkultur, człowiek chory na aids ... Spotkania i rozmowy z tymi ludźmi zapadły nam na długo w pamięci.
Wielkim zainteresowaniem cieszą się przeprowadzane przez osoby z Duszpasterstwa Rodzin rozmowy o ... dorastaniu (pt. Sex i te rzeczy). Myślałem, że ich to w końcu znudzi, ale ciągle powtarzają, że w domu nikt nie chce z nimi poważnie o tym rozmawiać.
Odwiedzają też naszą szkołę przedstawiciele różnych zakonów żeńskich i męskich (habitowych i bezhabitowych). Co roku jest ktoś inny. Myślę, że to bardzo ważne, by uczniowie wiedzieli, jak jest za klasztorną bramą i by poznawali wielość dróg do Boga. Cieszę się, że ostatnio sami zaproponowali, by zamiast zapraszać kogoś z zakonu do nas - pojechać do nich. No i tak, dzięki ich podpowiedzi, zaczęliśmy wyjeżdżać do klasztorów w Osiecznej, Lubiniu, Gostyniu, Wronkach czy w Poznaniu.
Lubią też śpiewać. Stąd Ewangelia w piosence i zapraszane zespoły: Minores (z Krakowa), Gaudeamus (z Poznania), Greccio (z Wronek), Zmartwychwstanie (z Poznania).
Do tych, do których nie dociera Ewangelia w piosence, adresowane są sztuki teatralne i filmy w kinie (ze szczególnym sentymentem wspominamy film pt. "Agnus").
Organizowane są też konkursy. Największą popularnością cieszyły się "nocne podchody Ewangelistów". Przed rekolekcjami należało przeczytać wyznaczoną Ewangelię. "Przeszkodami" na trasie były pytania ze znajomości tekstu. "Podchody" odbywały się nocą (w scenerii lasu i różnych mokradeł) - trasę obsługiwało około 30 osób z duszpasterstwa młodzieży. "Imprezę" zorganizowano dla chętnych, przyszli prawie wszyscy. Ja zaś dbałem, by uczestniczący w nich przeczytali daną Ewangelię. (Lekturę tej Ewangelii rozpoczynaliśmy już w Adwencie.)
W szkole odprawiamy też Drogę Krzyżową. Przychodzą na nią chętni. Spotykamy się wieczorem i ze świecami w ręku zaczynamy wędrówkę od sali do sali. Pierwsza stacja jest zawsze w pokoju nauczycielskim. To tu - mówię - zapadają czasem "niesprawiedliwe wyroki". Modlimy się za nauczycieli, ale i za uczniów niesprawiedliwie oceniających nauczycieli. Sale lekcyjne, które do tej pory kojarzyły się z chemią czy matematyką, nabrały nowego znaczenia. Ponieważ mamy w szkole 15 sal, postanowiłem, aby w ostatniej sali było rozważane ... Zmartwychwstanie Jezusa. Długo szukałem człowieka, który przy tej stacji opowiedziałby o "swoim zmartwychwstaniu". Wreszcie znalazłem - narkomana, który po 12 latach porzucił narkotyki. Podczas innej Drogi Krzyżowej przybijaliśmy do krzyża, zrobionego przez jednego z największych "łobuzów" naszej szkoły, kartki z wypisanymi najczęściej przez nas popełnianymi grzechami. Później w sali "zmartwychwstania" paliliśmy je. Innym razem podczas rozważania czwartej stacji Drogi Krzyżowej odbyło się spotkanie z matką, która ma swego syna w więzieniu. Na zakończenie spotkania modliliśmy się w tej sali za nasze mamy, które tak często "ranimy" słowem, czynem lub milczeniem.
Od kilku też lat pedagog szkoły szykuje dla każdego wychowawcy materiały na program wychowawczy, realizowany w wymiarze jednej godziny każdego dnia.
Program ten nawiązuje do programu wychowawczego na dany rok szkolny i próbuje dać "lekarstwo" na "choroby" naszej szkoły (czy konkretnej klasy). Tematyka tych spotkań jest różna i zależy od grupy wiekowej. Najstarsi omawiają, takie zagadnienia jak agresja, ja - drugi człowiek, chłopak - dziewczyna, narkomania. Program ten jest tak konstruowany, by na spotkaniu z wychowawcą nie było monologu - zakłada aktywizację uczniów przez wypełnianie ankiet, odgrywanie scenek, zbieranie głosów wszystkich uczestników na specjalnych arkuszach papieru. Następnie poszczególne poziomy prezentują na spotkaniu z pedagogiem i psychologiem wyniki, do których doszli wszyscy w danej klasie. W ten sposób uczniowie z innych klas mogą dowiedzieć się, co na dany temat myślą ich koleżanki i koledzy.
Najtrudniejsze były pierwsze rekolekcje. Po prostu dlatego, że byłem zupełnie sam z 270 osobami. Nauczyciele byli w tym czasie w szkole; albo pili herbatkę, albo mieli rady pedagogiczne. Nie przychodziły nawet sprzątaczki. Dziękuję Bogu, że nic się nie stało. Później jednak okazało się, że niektórzy z nich podpatrywali mnie i postanowili mi pomóc. No i tak od drugich rekolekcji szkolnych (1992 rok) robimy je powoli razem. W naszej szkole pracuje około 50 nauczycieli. Niektórzy bardziej "czują" rekolekcje szkolne, inni mniej. Często żartuję sobie, że gdyby co roku jeden nauczyciel przekonał się do sensowności tych dni rekolekcyjnych, to byłoby dobrze. Ci, którzy przekonali się, przychodzą z pomysłami, pieniędzmi, oferują pomoc, obiecują modlitwę. Jestem wdzięczny, rozumiejąc, jak bardzo jest im czasami ciężko. Porównują się bowiem z nauczycielami z innych szkół, którzy mają "trzy dni wolnego", znoszą rozmaite zaczepki i drwiny (np. "święta szkoła"). Najpiękniejsze jest jednak to, że rekolekcje powoli organizujemy razem.
Niektórzy nadal jednak myślą, że te rekolekcje za nas "ktoś" zrobi i bardzo powoli przekonują się do tego, że sami musimy pracować z dziećmi i młodzieżą, a nie tylko liczyć na różne zapraszane osoby. Wiem, że nie jest to proste. Przyzwyczaiłem bowiem jednych (nauczycieli) i drugich (uczniów) do "konsumpcji" - do tego, że "ktoś" za nas zrobi szkolne rekolekcje. A tymczasem nie można ich oprzeć tylko na zaproszonych gościach. Coraz więcej szkół zaczyna myśleć o zapraszaniu różnych gości na czas rekolekcji, a oni mają tylko zwykłą ludzką wytrzymałość i mogą być tylko w kilku miejscach. Innym powodem jest to, że zaproszonym osobom nie zawsze pasuje nasz konkretny termin. Niektórzy nie dowierzają, że mogą dobrze poprowadzić takie spotkania. Inni boją się spotkań, zrażeni tym, że godzina wychowawcza jest najtrudniejszym "przedmiotem" w szkole. Uczono nas biologii, chemii, polskiego, a nie jak spotkać się i rozmawiać z coraz bardziej agresywnymi dziećmi i młodzieżą. Trudności dodaje fakt, że sami uczniowie nie zawsze tęsknią za swymi wychowawcami. Te "dni" wymuszają też nieco inny sposób bycia nauczycieli i uczniów (w domyśle: lepszy). One obnażają też nasze nieudolności katechetyczne i wychowawcze, obnażają nasz katolicyzm. Szczególnie smuci fakt, że katolickim wychowawcom trudno wejść razem z dziećmi i młodzieżą do świątyni. Trudno niektórym zrozumieć fakt, że już sama zgoda na bycie wychowawcą, przymusza, by być z własną klasą wszędzie: w kinie, na zabawie, na wycieczce, przy ognisku ..., w kościele. Trudno zrozumieć niektórym też chyba to, że katolikiem jest się wszędzie i że w katolicyzm jest wpisane dawanie świadectwa.
Rekolekcje szkolne są dla mnie poszukiwaniem "nowego bukłaka dla młodego wina". To nie jest łatwe poszukiwanie. Dla wielu uczniów w ogóle nie docieram. Po prostu "świat katechizuje" ich lepiej ode mnie. Bardzo mnie to boli, ale tak po prostu jest.
Co mówią moi uczniowie o rekolekcjach szkolnych? Jak zwykle mówią różnie: od pełnej akceptacji i entuzjazmu, aż do obojętności i krytyki. Oto niektóre ich głosy.
* Rekolekcje to czas, kiedy można spotkać się i porozmawiać z ciekawymi ludźmi. Nakierowują mnie na to, co warto w życiu mieć i zdobywać.
* Dla niektórych uczniów, to tylko trzy dni wolnego, ale ja widzę w nich sens. Miałam nadzieję, że pomogą mi one w stu procentach uwierzyć w Boga. Czy tak się stało? Chyba nie, ale to raczej z mojej winy.
* Te trzy dni na nowo natchnęły mnie do dobra.
* Przez te dni zbliżam się do Boga. Upewniam się, że jest Ktoś, dla kogo się żyje. Doceniłam to, że żyję.
* Nie chodziłam na rekolekcje, dlatego że mi się nie chciało. Wydawało mi się, że iść trzy razy w tygodniu do kościoła, to będzie bardzo nudno. Ja chodzę raz na tydzień i bardzo się nudzę, a gdzie tu trzy razy...
* Rekolekcje szkolne, to według mnie, strata czasu.
* Rekolekcje powinny być co miesiąc, a nie raz w roku.
* Po ich zakończeniu pojawiła się w mym oku łezka.
* Najlepsze z tych rekolekcji to to, że nauczyciele byli dla nas milsi.
* Rekolekcje pomogły mi odnaleźć siebie.
* Przez rekolekcje szkoła się zmieniła i my się zmieniliśmy.
Niektórzy z uczniów po opuszczeniu szkoły, wracają do niej na czas szkolnych rekolekcji. Podpatrywali zaproszoną młodzież i sami postanowili coś zrobić. Poprowadzili blok tematyczny przez wszystkie dni (śpiewy, pantomima, inscenizacje, świadectwa wśród swoich nauczycieli, koleżanek i kolegów). Wiem, że swoją postawą zrazili innych, wiem też, że to forma rekolekcji szkolnych obudziła ich wiarę.
Na koniec to, co jest może najważniejsze: rekolekcje są zaczynem. Tak naprawdę, to nie lekcje religii, ale pierwsze rekolekcje zbliżyły nas do siebie. Nie mogliśmy tego przerwać. Coś z tym trzeba było zrobić. Zaczęliśmy spotykać się po lekcjach. Uczyłem ich grać na gitarze i oglądaliśmy filmy na video. Czytaliśmy Biblię i graliśmy w ping-ponga. Były tańce, indywidualne rozmowy, wyjazdy i wspólne Msze św. Organizowaliśmy profesjonalne koncerty dla całego miasta (m.in. Stare Dobre Małżeństwo, Antonina Krzysztoń, Tadeusz Woźniak ...). Wydawaliśmy gazetkę szkolną. Bardzo się z tych spotkań cieszyliśmy. Czekaliśmy na nie. Doświadczaliśmy tego, że dobro ma to do siebie, że chce być pomnażane. Nasze spotkania zaowocowały powstaniem Wielkopolskiego Przeglądu Piosenki Religijnej.
Można by dużo jeszcze o tym pisać. Wiem jednak, że tak jak w każdej sprawie, tak i tu "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". I wszystko można zrobić jeszcze lepiej, cudowniej, wspanialej. To wszystko co opisałem, łączy nas i spaja.
opr. ab/ab