Oczyma katechety

Na temat katechezy w szkole pisze świecki katecheta

Decyzja o wprowadzeniu religii do szkół zastała mnie w czasie wakacji po czwartym roku teologii. Była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Po roku zjawiłem się z mieszanymi uczuciami w szkole. Od tej pory minęło już ponad osiem lat. Uczyłem w kilku szkołach i praktycznie na wszystkich możliwych poziomach. Na co dzień nie zastanawiam się nad zaletami i wadami szkolnej katechezy. Staram się pracować jak najlepiej w tych warunkach, jakie są. Parę refleksji na ten temat jednak się nasuwa...

Podstawową zaletą katechezy w szkole jest fakt, że pomaga ona patrzeć na sprawę szeroko rozumianego wychowania ku dojrzałości w sposób integralny. Mówienie o Bogu, modlitwie, sakramentach, zasadach moralnych, czy przyszłym życiu stało się przez sam fakt obecności katechezy w szkole tak samo ważne jak matematyka, budowa materii, twórczość literacka czy historia świata. Wymiar religijny życia człowieka przestał być czymś, co trzeba wstydliwie spychać w sferę prywatności; stał się normalnym wymiarem ludzkiej egzystencji. Młody człowiek stanął przed szansą rozwoju bez swoistej schizofrenii, w której istnieją dwa światy: Boży i ludzki. Cały świat jest Boży: poznawanie jego budowy, uczenie się wykorzystywania go dla dobra ludzkości jest poznawaniem Bożego dzieła i czynieniem sobie ziemi poddaną - jak chciał Stwórca. Obecność katechezy w szkole pomaga tak właśnie spojrzeć na świat. Nie bez znaczenia jest w tym kontekście sama obecność katechety w szkole, a co za tym idzie wspieranie innych nauczycieli w pracy wychowawczej. Może to odbywać się chociażby przez pomoc w tworzeniu programów pracy wychowawczej szkoły, uczestnictwo w szkolnych imprezach, akademiach czy wycieczkach.

Inną zaletą katechezy w szkole jest jej ogólna dostępność. Młody człowiek nie staje dziś przed dylematem: religia czy szkoła muzyczna, trening albo prywatne lekcje angielskiego. Dziś trafiają - choćby z nudów - na katechezę nawet ci, którzy do salki by nie przyszli. Jest to szansa przyciągnięcia do Boga tych, którzy z różnych powodów od Boga się oddalili. Jest stworzeniem okoliczności, w których Bóg może łatwiej dotykać swoją łaską.

Katecheza w szkole ma też swoje wady. Czasami - paradoksalnie - to, co stanowi zaletę katechezy w szkole, przeradza się w jej wadę, stwarza nowe zagrożenia. Integralne wychowanie jest szansą, ale głupio byłoby zapominać, że każdy człowiek, zwłaszcza młody, ma potrzebę wyróżnienia się w jakiś sposób od reszty społeczeństwa. Dawniej chodzenie na religię mogło uchodzić za wyraz buntu przeciw komunistycznej rzeczywistości. Dziś już nie jest, bo chodzenie na katechezę stało się czymś normalnym. To występując przeciw katechezie czy katechecie, zostaje się w oczach niektórych bohaterem. Dlatego niektórzy przeszkadzają w prowadzeniu lekcji. Utrudniają lub uniemożliwiają tym sposobem udział w niej tym, którzy chcą skorzystać. Do salki katechetycznej złośliwie przeszkadzający by nie przyszli albo można by ich po prostu wyrzucić. W szkole nie jest to takie proste.

W szkole katecheza bywa zepchnięta do roli jeszcze jednego, czasem nudnego, czy niepotrzebnego przedmiotu. Z powodu religii nie można repetować w klasie. Mając do wyboru narażenie się na uwagę zazwyczaj łagodnego katechety albo jedynkę z matematyki czy biologii, uczeń wybiera to pierwsze. I na religii np. odrabia zadania z innych przedmiotów. Podobnie ma się rzecz z uczniami, którzy za godzinę piszą klasówkę z polskiego albo, co gorsze, przed chwilą skończyli klasówkę z geografii. Przed - są spięci, po - rozgorączkowani, a jedno i drugie nie sprzyja słuchaniu katechety. Można oczywiście po prostu włączyć się do ich rozmowy, ale...

Jeszcze inna rzecz to szkolne dzwonki. Jeśli dziecko ma zaszczepiony odruch, że dzwonek równa się końcowi lekcji, nie sposób nad tym bez sporego wysiłku zapanować. Katecheza w salce dawała możliwość dokończenia lekcji. Na postawione pytanie można było odpowiedzieć, problem można było pomóc rozwiązać. Minuta nic nie znaczyła. Dziś często sam zainteresowany na dźwięk dzwonka traci całe zainteresowanie. Rozumiem go. Jeśli nie zje śniadania teraz, następna okazja pojawi się za czterdzieści pięć minut...

Szkolnej katechezie brak też odpowiedniej atmosfery. Czasami katecheta ma w szkole swoją salę. Gorzej, jeśli co lekcję przechodzi do innej, w której jedynymi atrybutami religijnymi są noszone przez niego krzyż i Pismo Święte. Wobec stojącego w oszklonej szafie szkieletu czy rozbebeszonego silnika to raczej mizerne rekwizyty. Ze szkoły trudno też wybrać się do kościoła. Atmosfera miejsca świętego, cisza skłaniają do refleksji i modlitwy. Można też przy okazji niektóre sprawy pokazać od strony praktycznej.

Na miejsce katechizacji nie mam wpływu i cieszę się, bo miałbym nie lada dylemat. Na ile uda nam się wykorzystać szanse, jakie stwarza, na ile uda się uniknąć pułapek, jakie zastawia? Może czas pokaże...

Andrzej Macura

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama