Rozmowa na temat duszpasterstwa dzieci i młodzieży
Co złego dzieje się z naszą chrześcijańską wiarą, że nie zakorzenia się w życie naszych dzieci?
- Może to zabrzmi dość mocno, ale uważam, że bukłaki się podarły i wina nie mają...
...Jakiś czas temu abp Kazimierz Nycz na pytanie, jak ewangelizować młodzież, żeby nie odchodziła od Kościoła, odpowiedział, że musimy zacząć nosić stare wino w nowych bukłakach...
- Patrząc na moją młodzież, na to, co wspólnie robimy, nasuwa mi się tylko jeden wniosek - młodzi potrzebują wzorców, ludzi autentycznie żyjących ewangelią, żyjących nią na co dzień. Gdy zostałem diecezjalnym duszpasterzem akademickim w Krakowie w 1995 roku, to właśnie przestawało funkcjonować ok. 13 z 30 duszpasterstw akademickich. Dlaczego? Bo forma działalności, jaka sprawdzała się w latach 70. czy 80. przestała sprawdzać się w latach następnych. np. wykłady, konwersatoria, a nie znaleziono nic nowego. Młodzież - co było łatwe do przewidzenia - znalazła sobie inne miejsca.
Jeden z pastorów z Frankfurtu nad Menem, żeby przyciągnąć młodych ludzi do Kościoła, postanowił wyremontować świątynię w taki sposób, że przekształcił ją w supernowoczesny budynek, w którym brzmi głośna muzyka pop, przy barze podawane są napoje, przy stolikach stoją palmy. Tylko czy to jest faktycznie sposób na przyciągnięcie młodzieży do Kościoła? Czy w ogóle to jeszcze jest dom Boży?
- Nie sądzę, żeby tego typu pomysły miały rozwiązać problem stosunku młodzieży do Kościoła. Najpierw musi być wino, jakaś siła inspirująca, potem dopiero forma. Forma jest wynikiem współpracy, wzajemnego wsłuchania się duszpasterza i młodzieży. Powiem tak, w moim duszpasterstwie nie ja decyduję o wielu sprawach, nawet nie ja mam inicjatywę. Teraz młodzież chce być odpowiedzialna za ważne sprawy, chce samodzielności, własnych doświadczeń. Ja jestem tylko inspiratorem i ewentualnie przewodnikiem nadającym odpowiedni kierunek. Młodych trzeba słuchać, a przede wszystkim żyć razem z nimi ideałami. W nich jest mnóstwo zapału i wzniosłych idei, jeśli widzą w kimś uczciwość, pokorę prawdziwego ucznia Jezusowego, pójdą za nim.
Okazuje się, że w tym samym czasie co w Polsce także w Stanach Zjednoczonych były robione badania dotyczące religijności młodzieży. I również w USA, podobnie jak w Polsce, młodzież odchodzi od Kościoła. Tam główną przyczyną odejść jest zmiana stylu życia i sytuacji. Czym tłumaczy się młodzież w Polsce?
- Moim zdaniem są trzy powody odejść polskiej młodzieży z Kościoła. Przede wszystkim żyjemy teraz w świecie marketingu. Cały czas jesteśmy traktowani jako klienci. Dogadzają nam, zgadują nasze potrzeby. Trudno jest człowiekowi szukać prawdy, gdy zajęty jest konsumowaniem przyjemności. Młodzi ludzie stają się areligijni, nie za, nie przeciw. To ich nie dotyczy. Po drugie: Kościół i wiara, choćby w wymiarze zaangażowania i czasu, stały się jednym z elementów wolnego rynku. Innymi słowy, młody człowiek wybiera, czy będzie spędzał czas w kościele, czy w pubie lub przed telewizorem. A jeśli trafia już do kościoła, naturalnie porównuje, np. mówców. Resztę proszę sobie dopowiedzieć. I wreszcie wśród młodych ludzi dominuje potrzeba przeżyć, doświadczeń, autentyczności. Dlatego odszedłem prawie zupełnie od wykładów, w których studenci biernie uczestniczą i ich to nie kręci, nawet od dyskusji, gdy nie są do niej przygotowani. W zamian za to wspólnie przeżywamy Ekstremalną Drogę Krzyżową, Rekolekcje w Mieście (nawet przez 8 tygodni codziennie) czy wolontariat. Gdzie jest ewangeliczne szaleństwo, tam są młodzi; gdzie nie ma — zostaje przyzwyczajenie.
Jeden ze znanych polskich kapłanów stwierdził, że zarówno rodzice, jak i działalność Kościoła nie pomagają młodym w podjęciu decyzji pozostania w nim...
- Uważam, że każdy odpowiada za siebie; rodzic, wychowawca, kapłan. Jeśli człowiek żyje wiarą, powinien żyć życiem intensywnym, poszukiwać prawdy. Natomiast dzieci czy młodzież mogą temu towarzyszyć. Zbyt wielu ludzi niby w swoim życiu spełnia normy Kościoła, a jednak nie szuka prawdy, życia ewangelicznego, co w konsekwencji odbija się na braku poszukiwań w tej sferze u młodych ludzi. Natomiast bez sensu jest stwierdzenie, że po to szukam prawdy, żeby poprowadzić młodych ludzi! Nie, to ja sam zawsze muszę szukać. Często jest tak, gdy pytam matki: modlisz się? Tak, modlę się z dzieckiem. Czyli sama może by się nie modliła. Zatem ta modlitwa nie wypływa z jej serca, z jej wewnętrznej potrzeby, a dziecko to doskonale wyczuwa z mowy ciała.
Weszłam na forum młodych ludzi, by przeczytać, co sami piszą o powodach, dla których odchodzą z Kościoła. Padają stwierdzenia, że wiara jest zbyt trudna bądź niewygodna, stawia konkretne wymagania, które kłócą się z ich rozumieniem szczęścia. Brak im autorytetów w Kościele. Młodzi zarzucają Kościołowi także zakłamanie oraz nieustannie podnoszą problem czystości przedmałżeńskiej.
- Obserwuję moich studentów i widzę, że na tle rówieśników ich życie jest fascynujące. Wybierają służbę wolontariatu, zarządzają akcjami, organizują happeningi, wyjazdy w góry, kręcą filmy, piszą artykuły, robią mnóstwo rzeczy. Gdy zadaję pytanie, jak wygląda ich życie na tle kolegów i koleżanek, mówią, że osób podobnie żyjących w ich wieku nie ma wiele, ponieważ ich rówieśnicy raczej koncentrują się na przebywaniu w pubach czy na sprawianiu sobie przyjemności. Zastanawiam się, czy w Kościele jest dla młodych ludzi, tak jak u mnie się to dzieje, miejsce dla rozwoju i takiego pozytywnego zakręcenia. Oczywiście, nie wszyscy muszą chcieć żyć w takich wymaganiach i tak intensywnie, ale jeśli nie ma takich wzorców, to poprzeczka jakości życia chrześcijańskiego systematycznie spada w dół. Jeśli chodzi o kwestię seksu, to obniżenie wymagań Kościoła w tej kwestii niczego by nie zmieniło. Młodzi ludzie żyją w świecie wolnego rynku, wybierają między koncertem, pubem, spotkaniem z przyjaciółmi a przyjściem do kościoła. Pytanie, dlaczego mieliby przyjść do kościoła, nawet gdybyśmy obniżyli wymagania wobec seksu, czy z tego powodu przyjdą do kościoła? Przecież oni to mają gdzie indziej. Nie o to tutaj chodzi. Wręcz odwrotnie. Chodzi o pokazanie szczerych, prawdziwych ludzi, którzy żyją tymi wymaganiami i to powinno fascynować i fascynuje. W jakimś sensie zarzut zakłamania w Kościele także tego właśnie dotyczy, gdyż młodzi szukają w nim prawdziwego życia, ludzi, którzy żyją ideałami. Jak tego nie znajdują, to porównują ze swoim idealizmem i mówią — nie, to nie jest to i nie w tym miejscu. Wówczas odchodzą.
Jest spora grupa kapłanów, która twierdzi, że młodzi wcale nie odchodzą od Kościoła, wręcz przeciwnie, gorliwiej uczestniczą w jego życiu, częściej pielgrzymują, częściej też przystępują do sakramentów pokuty i Komunii św.
- Kiedyś byłem duszpasterzem w Collegium Medicum UJ i zrobiłem badania religijności wśród studentów medycyny. Wyniki były zaskakujące. 90 proc. chłopaków w ogóle nie było zainteresowanych wiarą, czyli ani za, ani przeciw; 10 proc. było bardzo mocno zorientowanych religijnie. W tym samym akademiku 90 proc. dziewczyn było bardzo silnie zaangażowanych w życie religijne, a 10 proc. w ogóle nie była nim zainteresowana. To jest najlepsze odzwierciedlenie, czym żyją dziś młodzi ludzie. Jest grupa, która wiarę traktuje jak hobby, jako wyzwanie, następnie jest ostra granica, za którą znajduje się duża grupa, niestety, systematycznie powiększająca się, w ogóle tym problemem niezainteresowana. Zatem rozumiem księży, którzy mają u siebie pewną grupę młodych osób bardzo zaangażowanych w życie religijne, ale pytanie brzmi, jaki to jest procent do ogółu, tych, którzy są obojętni wobec religii. Te procenty obojętności zmieniają się w zależności od regionu Polski, w którym młodzież mieszka. Uważam, że te osobiste odczucia nie zmienią niestety ani statystyk, ani obrazu całości tego problemu. Pytam też licealistów, jak tam jest u was z wiarą, a oni mówią: a z mojej klasy do kościoła to chodzą trzy, cztery osoby. Pytam zatem, gdzie reszta?!
Nie wystarczy narzekać i siedzieć z założonymi rękami ze stwierdzeniem, że młodzież odchodzi z Kościoła. Ksiądz o tym akurat wie doskonale. Choć częściowo już Ksiądz odpowiedział mi, co robić, aby młodych zachęcać do powrotu, to chciałabym do niego powrócić...
- Jeszcze raz powtórzę, bukłaki podarte, wina nie mają. Wydaje mi się, że potrzebni są charyzmatycy, że jest potrzebny nowy sposób funkcjonowania ludzi wiary i nie tylko prawdziwy, ale także w takiej przestrzeni, na którą młodzi są bardzo wrażliwi. Od pewnego czasu staram się przekształcić moje duszpasterstwo akademickie bardziej w kierunku wolontariatu. Wolontariat jest właśnie taką przestrzenią, w którą bardzo chętnie młodzi się angażują. Nie tylko o orientacji religijnej. A to, że się później okazuje, że rówieśnicy mocno zaangażowani w ten wolontariat żyją głęboką wiarą, jest powodem przyciągania tych niezdecydowanych do Kościoła. Myślę, że potrzebni są tylko ludzie żyjący wiarą, szukający prawdy, potrzebne jest obudzenie z letargu, przecież jest jeszcze wielu ludzi w Kościele, tylko nie ma młodzieży i jest coraz mniej dzieci. To widać w każdym miejscu w Polsce. Utrzymywanie obecnej formy niedzielnej Mszy św. ma do tej pory znaczenie tylko dla tych, którzy się do niej przyzwyczaili. Natomiast równocześnie jest cała spora grupa wiernych, która się odzwyczaja przychodzenia na tę niedzielną Eucharystię i w pewnym momencie zacznie być widoczne, że tradycjonaliści nie zastąpią już tych, co na dobre odeszli.
opr. mg/mg