Analiza faktów spisanych na kartach Ewangelii - spis wybranych fragmentów oraz wstęp do książki "Fakty i słowa"
Zofia Starowieyska-Morstinowa Fakty i słowa |
Zawsze podziwiamy — i słusznie — owo pokorne fiat, którym Maria uznała się służebnicą Pańską i przyjęła Boże macierzyństwo. Ale może za mało podziwiamy pokorę owego pierwszego pytania: „Jakże się to stanie”. A jednak w tym pytaniu ujawnia się pokora równie wyraziście, jak w mającym za chwilę nastąpić „Niechaj mi się stanie”. Jest to pokora ukryta tak głęboko, że zatraciła nawet swą nazwę.
Jakżeż bowiem wygląda faktycznie rozgrywający się w tym zwięzłym dialogu dramat? Bóg daje poznać Marii, że obrał Ją za narzędzie swej łaski. I pyta Ją — jak zawsze, jak ustawicznie, niestety jakżeż często bezskutecznie pyta każdego z nas, powołując nas do wykonania swej woli i ofiarowując swe dary: czy chcemy, czy się godzimy, czy przyjmujemy?
Człowiek od przyjęcia tych Bożych propozycji najczęściej się uchyla. Daje odpowiedzi wymijające. Nie chciałby odmówić, a nie ma odwagi przyjąć. Ale nawet tak wykręcając się od przyjęcia ofiarowywanych mu darów, umie — z samego faktu ich proponowania — wyciągać zadowolenie miłości własnej. Nawet nie przyjętymi łaskami umie sycić swą pychę. Mimo wszystko czuje się nimi wywyższony, wyróżniony, uprzywilejowany. A tego właśnie pragnie zawsze natura człowieka; zawsze wyrywa się z braterskiej równości i zdąża w wywyższenie, w wyróżnienie, w przywilej. Człowiek nie tyle pragnie mieć, ile mieć więcej. Nie tyle być cenionym, ile cenionym wyżej. Nie tyle być kochanym, ile kochanym bardziej, kochanym wyłącznie. I biorąc jakoś najogólniej, to jest chyba najistotniejsza sprężyna ludzkich dziejów, to motor szczęścia i nieszczęścia poszczególnych ludzi; każdy dąży do wydobycia się na wywyższona platformę; inni prowadzą kontrakcję, by go na nią nie dopuścić albo by przez niego zdobyty czy posiadany przywilej mu odebrać, jego zrównać z resztą ludzi, a siebie — ewentualnie — na to oczyszczone miejsce wywindować.
Coś z tego mechanizmu ludzkiej natury uwidacznia się także w porządku najwyższym, w ustosunkowaniu się człowieka do darów Bożych. Człowiek czuje się zadowolony i zaszczycony, gdy pozna, że Bóg powołuje go do wypełnienia jakiegoś ważnego zadania. I nie przejmuje się zbytnio tym, że źle na to wołanie odpowiada, natomiast czuje się ucieszony, a także ubezpieczony faktem, że owego wołania był przedmiotem.
A gdy jakoś, choćby dość połowicznie, na owo wołanie odpowie, jest głęboko przekonany, że dobry wybór uczynił Bóg, jego właśnie dopełnienia swych zadań powołując. Gdzieś, na dnie serca, jest przekonany, że wie najlepiej, jak ową wolę Bożą wypełnić, a choć czasami wyznaje się „nędznym narzędziem w ręku Boga”, jednak — umiejąc kłaść pychę nawet w formułkę pokory — jest przekonany, że narzędzie jest dobre, sprawne, trafnie wybrane. Jest przekonany, że jest ono niezastąpione.
Maria ani przez chwilę nie pragnęła dla siebie żadnego przywileju. Nawet tego, by zostać Matką Mesjasza. Pragnęła, by Mesjasza Bóg zesłał na ziemię, by skończyła się tęsknota i cierpienia Jej narodu. Nie uważała jednak, że Ona ma być — czy musi być — narzędziem Bożego Miłosierdzia. Nie pomyślała ani przez chwilę, by Ona, stworzenie, mogła być Bogu do wykonania Jego planów naprawdę potrzebna, tym bardziej, że mogłaby być niezastąpiona. Z świętych pragnień i tęsknot osoba Jej była całkowicie wyłączona. Wszystkie Jej myśli obracały się dookoła Boga, żadna nie wracała ku Niej. I tu, w tym poczuciu własnej nieważności, w tym zbagatelizowaniu swego wyróżnienia, swego udziału w mających nastąpić wydarzeniach — tkwi głęboka pokora owego, z pozoru zuchwałego, „jakże się to stanie”.
Anioł daje odpowiedź na pytanie Marii. Wyjaśnia sprawę, która Ją niepokoiła. Usuwa Jej obawy. Zapewnia, że przyjmując na siebie zadanie przeznaczone Jej przez Boga będzie mogła pozostać wierna swym postanowieniom i swemu przyrzeczeniu. Tłumaczy, że stanie się to za sprawą Ducha Świętego i za sprawą Najwyższego.
I wtedy to — ale dopiero wtedy — Maria spełniwszy, co do Niej jako do człowieka należało, zbadawszy rzecz rozumnie, trwając wiernie przy swych obietnicach i prosząc o światło z wysoka, uspokojona i szczęśliwa może rzucić się miłośnie w Boże ramiona, może oddać się Bogu bez zastrzeżeń, ufnie i radośnie, na śmierć i życie.
A gdy tak Maria, aktem w dziejach ludzkości jedynym — a jednak w swej treści moralnej co dnia przez każdego z nas powtarzanym — zgodziła się na wypełnienie woli Bożej, przyjęła wyznaczone sobie zadanie, „odszedł od Niej anioł”.
Odszedł, by w Jej ziemskim życiu więcej nie wrócić.
opr. aw/aw