Z cyklu "Nadzieja poddawana próbom"
Kiedy po raz dziesiąty człowiek usłyszy lub przeczyta tę argumentację, to jednak zaczyna go ogarniać jakiś nieokreślony niepokój. Dlatego bardzo Ojca proszę o ustosunkowanie się do tych poglądów, że chrześcijaństwo już wyczerpało swoją formułę, stało się religią jałową, weszło w okres swojej starości i trzeba myśleć o religii nowej, na miarę naszych czasów. Że chrześcijaństwo jest religią jednej tylko cywilizacji, a dziś potrzebna nam religia dla całej ludzkości. Że chrześcijaństwo spowodowało wiele wojen, prześladowań i nietolerancji, wybudowało już dość przepaści między ludźmi, a dziś ludzkość tęskni za religią pojednania i powszechnej życzliwości. Że będzie to jakaś panreligia, streszczająca w sobie wszystko, co naprawdę cenne w różnych religiach, a zarazem wyzwolona z ograniczeń tych religii.
Leszek Kołakowski napisał gdzieś o dwóch dziewczynkach, które się ścigały. Ta, która przegrywała, kiedy zorientowała się, że nie dopędzi koleżanki, zaczęła wołać: „jestem pierwsza, jestem pierwsza, jestem pierwsza”. Wówczas ta, która naprawdę była pierwsza, nerwowo nie wytrzymała, zatrzymała się i zaczęła płakać. I w tej sposób jej konkurentka rzeczywiście do mety dobiegła pierwsza. Stworzenie faktu psychologicznego, w tym przypadku mijającego się całkowicie z obiektywnym stanem rzeczy, okazało się niezwykle skuteczną manipulacją.
Przypomniała mi się opowieść o dwóch dziewczynkach, bo osobiście nie lekceważyłbym tej agresji psychologicznej, jakiej przeciwko wierze chrześcijańskiej dokonują dzisiaj teozofowie, moonowcy oraz zwolennicy różnych sekt dalekowschodnich i gnostyckich. Istnieniu Kościoła agresja ta z pewnością nie zaszkodzi, bo jego budowniczym i obrońcą jest sam Bóg, ale zniszczyć może ona wiarę w niejednym chrześcijaninie nie dość jeszcze w wierze utwierdzonym.
Spontanicznie porównuję sobie antychrześcijańską agresję ze strony New Age'u oraz walkę z Kościołem w czasach zwycięskiego komunizmu, tzn. w epoce Bieruta i Gomułki. Mimo wszystkich różnic to jedno obu agresjom jest wspólne: komuniści również głosili nadejście nowej epoki, nowego człowieka, nowej moralności, a ich najbardziej oficjalne czasopismo nosiło tytuł „Nowe Drogi”. Kościół i chrześcijaństwo to było dla ówczesnych komunistów coś przestarzałego, co tylko przypadkiem dotarło do naszych czasów, bo powinno przeminąć razem z epoką, do której należało, ale co i tak w krótkim czasie zaniknie.
Dziś komunizm przechodzi już do historii, i to niechlubnie, a Kościół, Bogu dziękować, ma się nie gorzej niż w tamtych czasach. Za jakiś czas zjawiskiem tylko historycznym będzie New Age, ale zapewne pojawi się jakaś następna utopia, oferująca swoje konkurencyjne wobec wiary chrześcijańskiej obietnice. Chyba że wcześniej spodoba się naszemu zmartwychwstałemu Panu wrócić na ziemię i dokonać podsumowania ludzkiej historii.
Ataki na wiarę chrześcijańską ze strony New Age'u wydają się groźniejsze niż te, które cierpieliśmy od komunizmu. Komuniści byli na swój sposób prostolinijni w swojej walce z wiarą. Mówili wyraźnie, że odrzucają Boga i Chrystusa, nie ukrywali swojej niechęci do Kościoła, jasno odcinali się od moralności kierującej się miłością jako pierwszą zasadą moralną.
Natomiast wyznawcy różnych nurtów New Age'u wiele mówią o Bogu, ale tylko niekiedy powiedzą wyraźnie, że ich bóg to wszechświat albo sam człowiek. Nieraz powołują się na Chrystusa i na różne Jego słowa, ale traktują Go tylko jako jednego z wielu nauczycieli ludzkości, odrzucają albo zupełnie przeinaczają prawdę o Jego zmartwychwstaniu i dokonanym przez Niego odkupieniu, niekiedy z całą bezczelnością ogłaszają, że dopiero oni dokonają tego, co Chrystusowi Panu podobno się nie udało.
W tekstach New Age'u bardzo wiele pisze się o miłości, powszechnym pojednaniu i pokoju. Dziwne to rozszerzanie miłości, które polega m.in. na budzeniu niechęci do chrześcijaństwa i oszczerczym przypisywaniu chrześcijaństwu wszystkiego, co negatywne. Jeśli zaś uważnie przypatrzyć się treściom, jakimi wypełnione jest New Age'owskie przesłanie o miłości, okazuje się, że jest to głoszenie zwyczajnej łatwizny. Nic się tam nie mówi o tym, że miłość nieraz wymaga ofiary i poświęcenia. Mówi się natomiast nieustannie, że miłość bliźniego należy budować na miłości samego siebie (nie na miłości Boga, tylko samego siebie!) i że należy się wyzwolić od poczucia winy.
W sugestywny sposób, używając wielu pięknych i pobożnie brzmiących słów, odwołując się do najważniejszych wartości chrześcijaństwa, pod pozorem miłości teksty te propagują duchową i moralną anarchię: „jeżeli uważasz, że to jest prawda, to jest to rzeczywiście prawda, a jeśli uważasz, że to jest dobro, to jest to naprawdę dobro”. Naiwne to i niezwykle niebezpieczne przeświadczenie, że jeżeli nie będziemy zauważać różnicy między prawdą i kłamstwem oraz między dobrem i złem, to uda nam się zbudować utopię świata wolnego od kłamstwa i grzechu! Obym był fałszywym prorokiem: Bezmiar ludzkiej krzywdy i krwi zapowiada to obłąkane przeświadczenie, że jeżeli przestaniemy się uważać za grzeszników, to naprawdę staniemy się bezgrzeszni.
Natomiast co do pomysłu stworzenia panreligii, która byłaby syntezą wszystkiego co najlepsze w dotychczasowych religiach, położyłaby kres dotychczasowym antagonizmom religijnym i stałaby się powszechną religią ludzkości, to najtrafniej rozpoznał go rosyjski myśliciel Włodzimierz Sołowjow w napisanej prawie sto lat temu Krótkiej opowieści o Antychryście. Bo kiedy ktoś nie wierzy, że Jezus Chrystus jest największym i ostatecznym darem Boga dla ludzi, to jest to człowiek niewierzący. Ale kiedy ktoś osiąga ten poziom zuchwałości, że czuje się powołany do stworzenia jakiejś nowej religii i nie waha się użyć do tej bezbożnej roboty imienia samego nawet Chrystusa, niestety, trzeba to nazwać po imieniu: „taki jest zwodzicielem i Antychrystem” (2 J 7; por. 1 J 4,1—3).
Toteż ilekroć widzimy jakieś próby relatywizowania naszej wiary chrześcijańskiej, niech to będzie dla nas okazją do odnowienia naszego własnego stosunku do Chrystusa Pana: że my w Niego wierzymy naprawdę! „On prawdziwie jest Zbawicielem świata” (J 4,42). „Ty masz słowa życia wiecznego! — mówmy Chrystusowi wraz z Apostołem Piotrem. — A myśmy poznali i uwierzyli, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6,69).
Chrystus Pan nie jest zwyczajnym założycielem religii, żeby Jego dzieło miało się zestarzeć i zdezaktualizować. On jest Synem Bożym, przez którego świat został stworzony, a przyszedł do nas nie tylko jako Nauczyciel Bożej mądrości, ale również jako Dawca życia wiecznego. Jest więc Darem Przedwiecznego Ojca dla ludzi nie tylko aż do skończenia świata, ale na całe życie wieczne: „Raz jeden ukazał się teraz na końcu wieków na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie. A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz jeden jest ofiarowany dla zgładzenia grzechów, drugi raz ukaże się dla zbawienia tych, którzy Go oczekują” (Hbr 9,26—28; por. 10,12—14).
Bóg prawdziwy jest Bogiem wiecznym, On nie przemija ani się nie starzeje, toteż jest jednakowo bliski każdemu ludzkiemu pokoleniu: „Ja, Pan, jestem pierwszy, z ostatnimi również Ja będę” (Iz 41,4; por. 43,10n). Otóż w tej właśnie perspektywie należy widzieć Chrystusa Pana, On sam tak o sobie mówił: „Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków i mam klucze śmierci i Otchłani” (Ap 1,17).
Ta wieczna nowość i nieprzemijalność Chrystusa Pana budziła już w czasach apostolskich opory ze strony ludzkiej niewiary. Toteż w Nowym Testamencie wielokrotnie poucza się nas, jak mamy się w takich pokusach zachować. „Fundamentu — powiada Apostoł Paweł — nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus” (1 Kor 3,11). Chrystus Pan — wtóruje Pawłowi Apostoł Piotr — „jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym. (...) Kto w Niego wierzy, na pewno nie zostanie zawiedziony” (1 P 2,4.6). I jeszcze przytoczmy List do Hebrajczyków: „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. Nie dajcie się zwieść różnym i obcym naukom, dobrze jest wzmacniać serce łaską, a nie pokarmami, które nie przynoszą korzyści tym, co się o nie ubiegają” (13,8n).
Owszem, i Kościół, i nasza wiara chrześcijańska mogą się starzeć. Polega to na tym, że każdy z nas, a również cała wspólnota może zapomnieć o tym, żeśmy „zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu Tego, który go stworzył” (Kol 3,9n; por. Rz 8,10n). Krótko mówiąc, Kościół może się zestarzeć naszymi grzechami: jeśli zaniedbujemy to, żeby wiara i łaska „odnawiała nas z dnia na dzień” (2 Kor 4,16).
Warto w tym miejscu przypomnieć — bardzo dawny, pochodzący z połowy II wieku — opis kuracji odmładzającej, jaką Chrystus Pan umożliwia swojemu Kościołowi. Autor tego tekstu, Hermas, zobaczył oczyma ducha Kościół jako zupełną już staruszkę, „ponieważ duch wasz się zestarzał i wyczerpał, i siłę stracił, ze względu na waszą rozwiązłość i chwiejność” (Pasterz, wizja 3,11,2). Ale w następnym widzeniu owa staruszka ukazuje mu się jako „młoda i piękna, i wesoła”, a to dlatego, że „dostąpiliście odrodzenia duchów waszych” (wizja 3,13,1n).
Zatem kiedy niepokoi nas czyjś zarzut, jakoby chrześcijaństwo już się zestarzało, starajmy się odnowić w sobie wiarę w Chrystusa Pana nie tylko naszym umysłem. Starajmy się uczynić to naprawdę całymi sobą. Ów starorzymski chrześcijanin napisał ze wzruszającą prostotą: „A zatem ci, którzy pokutują, odzyskają zupełną młodość” (wizja 3,13,4). Rzecz jasna, młodość duchową, młodość na życie wieczne.
opr. aw/aw