Boża Opatrzność a sprawy materialne

Z cyklu "Szukającym drogi"

Jest takie powiedzenie: Pan Bóg daje dzieci, da i na dzieci. Czy można sobie wyobrazić, żeby ktoś mówił to na serio? Czy faktycznie są to słowa prawdziwej wiary? Chyba bardziej świadczą one o nieodpowiedzialnej niefrasobliwości! A może istotnie ktoś może mieć wiarę tak wielką, że wpływa ona nawet na jego sytuację materialną?

Zastanówmy się nad następującą sytuacją. Ktoś walczy z jakąś swoją słabością. Spotykają go jednak ciągłe upokorzenia: czyni sobie mocne postanowienie poprawy, obmyśla sposoby przezwyciężenia swojej słabości, ale skutki są mizerne. Spowiednik powiada mu: „Człowiecze, zacznij wreszcie tak naprawdę prosić Boga o pomoc, bo więcej tu zależy od Bożej pomocy niż od twojej silnej woli!” Czy spowiednik radzi dobrze? Czy Pan Bóg ma zastępować człowieka w pracy nad sobą? Albo czy Pan Bóg jest taką instancją uzupełniającą, wkraczającą cudownie, kiedy człowiek nie radzi sobie sam?

Otóż ani jedno, ani drugie, a przecież rada spowiednika jest mądra i słuszna. Pomoc Boża ani nie zastępuje pracy człowieka, ani nie jest jej uzupełnieniem. Kiedy bowiem modlimy się o pomoc Bożą, prosimy Boga o to, żeby naszą pracę i w ogóle całą naszą sytuację zechciał umieścić w tej przestrzeni, w której wszystkie sprawy człowieka uzyskują swój najgłębszy sens i najgłębszą moc. Wprawdzie to ja pracuję nad sobą, to ja pokonuję trudności, przeżywam nieszczęście itp. — a jednak z Boga to jest, że wszystkie te konkretne sytuacje nie są ode mnie większe, ale ja nad nimi panuję i właśnie przez nie zbliżam się do życia wiecznego.

Bo zauważmy: Swoją Opatrzność rozciąga nad nami ten sam Bóg, który nas stworzył. Należy więc z góry wykluczyć, że Bóg chciałby kierować nami w taki sposób, by nasza odpowiedzialność i wolność stała się czymś tylko pozornym. To przecież Bóg stworzył nas jako istoty rozumne, zdolne do podjęcia odpowiedzialności za siebie i za wszystko, co zostało nam powierzone. Nie byłby więc naszym Stwórcą, gdyby swoją Opatrznością nie chciał pomagać nam do tego, żeby nasze postawy i postępowanie były bardziej rozumne, wolne, odpowiedzialne. Przecież nawet człowiek człowiekowi może pomóc w bardziej rozumnym i odpowiedzialnym podejmowaniu życia. Cóż dopiero Bóg! On nie tylko może i chce nam pomóc, On może nas uzdolnić do tego, że nawet sytuacje bezsensowne i nierozumne będziemy przyjmowali w sposób głęboko sensowny i rozumny.

Jest na przykład rzeczą bezsensowną i nierozumną, że człowiek krzywdzi człowieka. A przecież Bóg rozciąga swoją Opatrzność zarówno nad krzywdzicielem, jak nad pokrzywdzonym. Krzywdziciela Bóg wzywa do opamiętania i naprawienia krzywd oraz obiecuje mu możliwość pokuty. Pokrzywdzonego zaś umacnia, aby nie uległ nienawiści, ale zarazem aby nie dał się skrzywdzić w tym, co najistotniejsze. I Bóg naprawdę skutecznie potrafi bronić człowieka przed krzywdą najistotniejszą. Nie przeszkadza prześladowcom w zadawaniu tortur swoim ofiarom (On szanuje naszą wolność nawet wówczas, kiedy jej źle używamy), zarazem ogarnia męczenników swoją Obecnością i Mocą, tak że wrogowie nie mają dostępu do ich dusz. I więcej jeszcze: tak ich umacnia, że swoją krzywdę przeżywają jako czyn męczeński, oczyszczający, otwierający na życie wieczne.

Zarówno krzywdziciel, jak pokrzywdzony mogą się zamknąć na dobrotliwą moc Opatrzności lub na nią otworzyć. Krzywdziciel zwykle jest zamknięty na Bożą Opatrzność i właśnie dlatego jest krzywdzicielem. Jeśli jednak da się ogarnąć dobrotliwej mocy Wszechobecnego, przestanie zadawać krzywdy i rozpocznie pokutę. Również pokrzywdzonemu może nie starczyć wiary, żeby oddać się w obronę Bogu — wówczas zadawana krzywda osłabi go, wypaczy lub nawet złamie. Ale na szczęście bywa i tak, że pokrzywdzony staje się świadkiem wielkiej mocy Bożej, żywym dowodem, że nie ma takiej sytuacji, w której człowiek musiałby zrezygnować ze swojej godności. Nie zapominajmy jednak, że męczeństwo to wielka praca ducha: Opatrzność uzdalnia do wykonania tej pracy, ale to człowiek musi ją wykonać, mimo że jest tak straszliwie trudna.

Opatrzności Bożej nie należy więc rozumieć w taki sposób, jak gdyby to była siła działająca obok naturalnych układów przyczynowo—skutkowych, ingerująca niekiedy w te układy, zawieszająca ich działanie itp. O Opatrzności trzeba myśleć raczej jako o Kochającym Bogu, który przenika swoją transcendentną wobec wszystkiego wszechobecnością wszystko, co istnieje, z całą pieczołowitością dla natury wszelkiego bytu (do tego stopnia, że Wszechmocny znosi, jak nadużywamy swojej wolności, nawet jeśli krzywdzimy bezbronne dzieci). Zarazem jednak Opatrzność jest ostatecznym dnem wszystkiego, co istnieje, jest więc również ostatecznym dnem wszelkich układów przyczynowo—skutkowych, w jakie jesteśmy zanurzeni: nie uwalnia nas z nich, ale pozwala nam je wspaniale przekraczać, nawet jeśli są nam one wrogie. Do nas należy takie kształtowanie struktur przyczynowo—skutkowych, żeby pracowały one raczej na naszą korzyść niż przeciwko nam; ale nawet jeżeli jakieś przyczyny działają przeciwko nam i nie jesteśmy w stanie tego zmienić, z każdego miejsca i w każdym momencie człowiek ma bezpośredni dostęp do Opatrzności, która ma moc tak nas uzdolniać, że w ostatecznym wymiarze wszystko, nawet najbardziej złowrogie siły, będzie pracowało dla naszego dobra ostatecznego.

Podam przykład. Od wieków ludzkość trapią zarazy, głód i inne klęski żywiołowe. Od wieków też staramy się usuwać przyczyny tych klęsk: stworzyliśmy nowoczesną medycynę, rozwijamy rolnictwo itp. Postawmy sobie pytanie następujące: Jak się mają te wysiłki do naszej wiary w Opatrzność, do której przecież ludzie prawie instynktownie zwracają się w momentach różnych klęsk? Otóż po pierwsze, nasze starania, aby przyroda była nam bardziej życzliwa, to jakaś współpraca z Bożą Opatrznością: przecież w ten sposób więcej ujawnia się Boże pochodzenie ziemi, na której żyjemy. Po wtóre — i to jest daleko ważniejsze — niezależnie od tego, czy siły przyrody są nam aktualnie życzliwe czy nie, w każdym momencie możemy i powinniśmy otwierać się na Boga, „bo miłującym Go wszystko pomaga ku dobremu” (Rz 8, 28).

Jakże nietrafne więc są zarzuty, jakoby wiara w Opatrzność była świadectwem ludzkiej bezsilności. Ileż pychy w przechwałkach, że bardziej opłaca się człowiekowi zdawać na siebie niż na Boga, bo dopóki człowiek zwracał się do Boga o oddalenie zarazy lub obronę przed głodem, pomagało mu to bez porównania mniej, niż kiedy sam zakasał rękawy i wynalazł szczepionki oraz nawozy sztuczne. Doprawdy bardzo wiele pychy jest w tym spojrzeniu. Bo po pierwsze, cóż to za przeciwstawianie siebie Bogu, skoro przecież jesteśmy Bożymi stworzeniami i to właśnie On, Stwórca, obdarzył nas rozumem, a naszą ziemię zdolnością owocowania. Po wtóre, wcale nie wiadomo, czyja sytuacja jest korzystniejsza: czy tych trapionych przez zarazy i głód, ale otwartych na Boga; czy też tych, którym niczego nie brakuje, bo zamknęli się w swojej pysze. Wreszcie po trzecie, to jednak nie bardzo przyzwoite chwalić się nadmiernie takimi sukcesami (choć to są bardzo realne sukcesy) w momencie, kiedy tyle milionów ludzi przymiera z głodu, a medycyna nie może sobie poradzić ze specyficznie dwudziestowiecznymi chorobami. Kto wie, może dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek musimy modlić się o wyzwolenie z klęski głodu: a Pan Bóg być może w ten sposób będzie nas wysłuchiwał, że będzie usuwał z naszych serc nienawiść, egoizm i obojętność. Bo to są przecież główne przyczyny tego, że tylu ludzi umiera dzisiaj z głodu.

Pyta Pani, co myśleć o powiedzeniu: „Pan Bóg dał dzieci, da i na dzieci”. Skąd się wzięło takie powiedzenie? Czuję w tych słowach ciężkie troski wielu małżonków, którym trudno było przyjąć następne dziecko i którzy prawie już nie wiązali końca z końcem. Słowa te wyrażały ich wiarę, że — jakby na przekór faktom — świat jest naprawdę Boży i jego ostatecznym dnem jest jasność, a nie ciemność. Słowa te wydają mi się bardzo dalekie od pustej niefrasobliwości, przebija z nich głęboka wiedza o znojnej pracy na chleb powszedni. Człowiek, który w wierze wypowiedział takie słowo, nie chciał się wymigiwać od tej pracy. On tylko wierzył, że jego praca oraz sprawiedliwość, jaką Bóg wzbudza w ludzkich sercach, wystarczą, żeby jego dzieciom nie zabrakło chleba.

Tego ostatniego motywu nie podkreśliliśmy jeszcze w naszym opisie, czym jest wiara w Opatrzność. Mianowicie — jednym z elementów wiary w dobrotliwą opiekę Opatrzności jest wiara w naszych bliźnich: Jeśli świat jest Boży, a wszyscy ludzie są Bożymi stworzeniami, to przecież egoizm, kłamstwo i przemoc na pewno nie są ostatecznymi zasadami, którymi rządzi się ród ludzki. Chociaż wiele jest w nas grzechu, przecież wiele też w nas dobrej woli, poświęcenia, pragnienia sprawiedliwości. To jest znak naszego pochodzenia od Boga, że jesteśmy zdolni do dobroci i solidarności. Bóg swoją Opatrzność nad nami sprawuje również przez innych ludzi: przecież od Boga to mamy, że jesteśmy zdolni do dobrego.

Wobec tego jednak człowiek może również zamącić obraz Opatrzności, działającej w świecie: jeżeli nie czyni tego dobra, które powinien czynić.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama