Kiedy skrucha jest autentyczna

Z cyklu "Trud wolności"

Czy w ogóle da się naprawić wyrządzone krzywdy? Z dzieciństwa pamiętam opowieść o plotkarzu, który za grzech obmawiania bliźnich otrzymał dwuczęściową pokutę. Najpierw miał wziąć poduszkę i z wieży kościelnej wysypać z niej całe pierze. Kiedy zgłosił się po drugą część pokuty, kazano mu wyzbierać wszystkie pióra z tej poduszki. "Przecież to niemożliwe!" - próbował bronić się przed tą pokutą. "Tak samo - odpowiedziano mu - nie wyciągniesz twoich plotek z serc wszystkich ludzi, do których one dotarły".

Są krzywdy ewidentnie nie do naprawienia. Jeśli ktoś z mojej winy poniósł śmierć albo został kaleką, z pewnością nie naprawię tego nigdy. Nie naprawimy też dziecku tego, żeśmy je pozbawili normalnej rodziny, ani tego, żeśmy je wychowali w duchu egoizmu i lekceważenia dla Bożych przykazań.

Nawet wtedy, kiedy naprawienie krzywdy wydaje się całkowite, w gruncie rzeczy tak nie jest. Sprawiedliwy król Jagiełło nakazał kiedyś zwrócić wieśniakom, którzy przyszli do niego na skargę, bydło zagarnięte im przez swoich zarządców. Wówczas jego święta żona zapytała mądrze: "A kto im zwróci ich łzy?"

Gdybyśmy to wszystko sobie uświadamiali, zapewne więcej uwagi zwracalibyśmy na to, żeby nikogo nie skrzywdzić, nawet mimowolnie. Tu jednak pojawia się wielkie pytanie: Czy mogę jeszcze coś zrobić, jeśli cudzą krzywdą, niestety, już jestem obciążony?

Odpowiedź na to pytanie narzuca się sama: Trzeba wówczas naprawiać przynajmniej to, co da się naprawić. Można na przykład - i trzeba - zwrócić ukradzioną rzecz, odwołać oszczerstwo, ponosić koszty usunięcia spowodowanej przez nas szkody, przeprosić za niewłaściwe zachowanie, itp.

Kto szuka przebaczenia grzechu, ale nie zamierza uczestniczyć w usuwaniu zła spowodowanego przez ten grzech, jest zwyczajnym obłudnikiem, nawet jeśli skruchy doświadcza z wielką psychiczną intensywnością. Spowiednik ma obowiązek próbować doprowadzić takiego grzesznika do skruchy prawdziwej, a więc do takiej skruchy, którą cechuje m.in. gotowość naprawiania krzywd - przynajmniej w takim zakresie, w jakim to możliwe. Gdyby spowiednikowi to się nie udało, nie wolno mu udzielić rozgrzeszenia.

Jak powyższe zasady zastosować do naprawiania krzywd popełnionych w wyniku fałszywych zaangażowań politycznych? Zauważmy najpierw, że pytanie dotyczy nie tylko byłych komunistów. Zauważmy ponadto, że nie zdenerwuje ono jedynie tych ludzi z negatywną przeszłością polityczną, którzy rzeczywiście chcieliby zdystansować się wobec swoich dawnych złych zaangażowań.

Otóż widać co najmniej trzy odcinki, na których ludzie tacy mogą dokonywać jakiegoś zadośćuczynienia za swoje niedobre aktywności polityczne, których obecnie żałują. Po pierwsze, jakąś formą naprawiania uczynionego przez siebie zła jest dawanie o nim prawdziwego świadectwa (tak jak apostoł Paweł wielokrotnie nazywał po imieniu to zło, jakie niegdyś wyrządzał chrześcijanom).

Po wtóre, głos tych ludzi ma szansę zabrzmieć szczególnie donośnie, jeśli będą się oni wyraźnie odcinali od modnego dziś relatywizmu, wedle którego w innych czasach obowiązywały rzekomo zupełnie inne zasady moralne.

Wreszcie po trzecie: Złe polityczne zaangażowania praktycznie zawsze wynikają z fałszywego rozpoznania dobra wspólnego. Stąd szczególnie ważnym sprawdzianem autentycznej skruchy z powodu takich zaangażowań jest zwiększona uważność na dobro wspólne oraz starania, aby je jak najlepiej rozpoznawać.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama