Bóg wcielił się na poważnie i na całego. Tajemnica, która uczy trudnej sztuki wyboru

Wcielenie to wzorzec dla naszego życia, uczący nas sztuki wyboru: stając się człowiekiem, Syn Boży dokonał wyboru; „Tak” Maryi to także wybór. I ja muszę uczyć się wybierać i być wiernym dokonanym wyborom. Wybieram kogoś lub coś jednego, a zostawiam za sobą wszystko inne, nawet gdy jest krzykliwe i pozornie atrakcyjne.

Zacznę roratnio. Na słowa „Niebiosa spuście z rosą Sprawiedliwego” lud odpowiada „Ziemio otwórz się i wydaj Zbawcę naszego”. Tego, który przychodzi z niebios, wydaje ziemia. Oto chrześcijański paradoks. Wcielenie odkodowuje tajemnicę nie tylko Boga, ale i tego świata. Cały ludzki świat, jako że pochodzi od Boga, jest „wcieleniowy” i dlatego może być zbawiony przez Wcielonego.

Jednym z aspektów tajemnicy Wcielenia, który warto dostrzec, jest wybór. Wybór, który jest zarazem rezygnacją z tego, co nie zostało wybrane. Wybór to wybór, a nie możliwość wybierania w nieskończoność i bez konsekwencji. Wcielenie to o wszystkim innym zapomnienie, a wybranie tego jednego. Najlepsza cząstka, której nie zostaniemy pozbawieni.

Wcielenie jako Boski wybór

Zaczyna się oczywiście, jak zawsze, od wyboru dokonanego przez samego Boga. Oto zapada decyzja o Wcieleniu. Syn „nie korzysta ze sposobności”, jak pisze autor Listu do Filipian. Mógłby zdyskontować swoją równość z Bogiem, ale z tego rezygnuje. „Ogołocił samego siebie” i stał się „podobnym do ludzi” (2,6-7). Do tego podobieństwa zalicza się także i to, o czym piszę – wybór, który jest wyborem czegoś jednego kosztem czegoś drugiego, albo wręcz kosztem „wszystkiego niewybranego”.

Następnie i wciąż zgodnie z planem Boskim jest Matka Boża. Na razie w zamyśle Boga, ale za chwilę – już przecież anioł dokonuje „puk, puk” do Jej serca – rzeczywiście pocznie Syna Bożego. Wcześniej wybrała już Boga, a ponieważ wybrała Go całą sobą, wybrała też pewien rodzaj życia, rezygnując z innych opcji. Obok Niej należy zauważyć Józefa, którego wybór umożliwi Maryi pogodzenie woli bycia Dziewicą ze względu na Boga z byciem Matką, także ze względu na Boga. Czy trzeba dodawać, z jak wielu rzeczy Józef musiał zrezygnować, żeby Boży plan mógł się ziścić?

Wróćmy do Tego, który właśnie baraszkuje w Maryjnym łonie. Ziarno bowiem zostało zasiane, wrzucone w ziemię ludzkiej matki – wzrasta w Niej. Nie zostaje wydziobane przez ptaki z przypowieści ewangelicznej, którą dorosły Jezus opowie. Słowo Wcielone narodzi się z tej konkretnej, wybranej z całej ludzkości, Niewiasty. Zamieszka w tym konkretnym ludzie, nie w innym. W Izraelu, a nie na przykład, co skądinąd zdumiewające, w Polsce. Będzie miał takie a nie inne geny i grupę krwi, i określoną, bynajmniej nie najpiękniejszą płeć.

Wcielenie a ludzkie wybory

Patrzę na swoje życie i odkrywam analogiczny „wcieleniowy” paradygmat. Daje on o sobie znać przede wszystkim w wybieraniu woli Bożej, a zatem w życiu nadprzyrodzonym. Ale nie tylko: również zwykłe wydawałoby się ludzkie życie „działa” w analogiczny sposób. Wybieram, aby już dalej nie przebierać. Uwalniając się od ciężaru wyboru biorę coś jednego, a zostawiam za sobą wszystko inne, nawet jeśli jest krzykliwe i wciska się nieproszone jak reklamy youtubowe.

Wcielenie jawi mi się lekarstwem na dzisiejsze czasy nadmiaru bodźców, informacji i towarów. Jest zatem terapeutyczne. Akceptacja Wcielenia pozwala oddalić presję. O przykłady z życia wzięte nietrudno.

Skoro sam Bóg nie był dostępny dla wszystkich, gdy stał się człowiekiem, i ja nie muszę wszystkiego. Wpuszczam jednego gościa, a cały tłum potencjalnych gości pozostawiam za drzwiami. W telefonie wybieram na raz jeden tylko numer, i mogę bez nerwicy natręctw porozmawiać dłużej z wybranym przyjacielem, zamiast hurtowo pozdrawiać na społecznościówkach „przyjaciół” zdalnych.

Wchodzę do hipermarketu i nie dostaję zakupowej depresji, bo, przypominając sobie wybór Maryi, podchodzę do półki i pewną ręką wrzucam do koszyka trafiony „za trzy punkty” produkt. Niekoniecznie najlepszy, ale zawsze „ten jedyny”. Bez jakieś formy wcieleniowej „ascezy” ryzykowałbym wpadnięcie w szał zakupów.

Na regale mam kilkaset nieprzeczytanych książek, a sięgam po jedną tylko z nich, choć mól książkowy we mnie łypie złym okiem. Wieczorem strzelę z pilota i puszczę dla nastroju muzę. Chciałbym puścić całą serię karabinową, ale czasu i pojemności ludzkiej starczy tylko na jedną książkę i jedną płytę CD.

Albo przykład z innej, najpoważniejszej beczki. Przysięgnąwszy przed laty raz a porządnie, mogę skoncentrować miłość na jednej jedynej wybrance serca. Na podobieństwo Chrystusa, który związał się z jednym tylko Kościołem-Oblubienicą. Miłość małżeńska jest jak soczewka ogniskująca światło do tego stopnia, że może rozniecić ogień. Niech zatem płonie ognisko domowe, mini Nazaret.

Nieodwracalność Wcielenia

Wcielenie jest nieodwracalne. Należy z uzasadnioną Wcieleniem podejrzliwością patrzeć na wszelkie próby rozpoczynania życia „raz jeszcze”, „od nowa”. Na fantazje o tym, że mogłem urodzić się w innej rodzinie, i wtedy to dopiero byłbym kimś, że ho-ho. Na rojenia o tym, jak wyglądałoby moje życie, gdybym znalazł inną pracę, no i oczywiście jak czułbym się, gdyby dana mi była inna osobowość niż ta, która mi ciąży.

Aha, i to jeszcze: żeby tak Kościół bardziej odpowiadał moim wyobrażeniom o Kościele. Mrzonki o tym, by również Kościół rozpoczął się „od początku”. Wymyślić i stworzyć taki Kościół, to byłoby coś. Albo przynajmniej, a jest to pokusa wielu chrześcijan, wrócić do „rajskiego” Kościoła pierwotnego. Przekreślając wszystko, co wydarzyło się w ciągu wieków, utożsamiając to ze stopniową degradacją Chrystusowego Kościoła.

Uwielbiam spacery po osiedlu, gdy jest już ciemno i zapalają się po kolei światła w oknach. Chciałbym wtedy znaleźć się we wszystkich tych światach. Tych tak różnych od siebie „królestwach Bożych”, bo tak mi się jawią te mini-kosmosy, choć przecież doskonale wiem, że „swoi Go nie przyjęli” (J 1,11). Trawa jest co prawda zieleńsza u sąsiada, a światło żarówki cieplejsze, gdy patrzę na nie z „drugiej strony szyby” – ale Boga mogę spotkać jedynie tutaj, gdzie jestem, a nie tam.

Wcielenie a wishful thinking

Bóg wcielił się „na poważnie” i „na całego”. Nie ma Boga innego, mnie zresztą innego też nie ma. Alternatywny świat to świat bezbożny, świat niewcieleniowy – a zatem, zgodnie z poniższym biblijnym testem, antychrystyczny:

Wielu bowiem pojawiło się na świecie zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele ludzkim.
Taki jest zwodzicielem i Antychrystem (2 J 1,7).

Wcielenie pozbawia mrzonek, żeby można było naprawdę marzyć. Usuwa „bujanie w chmurach”, myślenie życzeniowe, a otwiera przestrzeń dla pragnienia pełni życia. Tej, która została zarezerwowana dopiero dla przyszłego eonu, na ziemi jej nam bynajmniej nie obiecano. Wszystko jest tutaj wyborem, czyli porzucaniem wszystkiego na rzecz jednego. Nie można mieć wszystkiego, drogą do wszystkiego jest naśladowanie Wcielonego: „nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14,33).

Kto temu przeczy, temu rzeczywistość skrzeczy. Kto rzuca się od jednego do drugiego, ten traci jedno i drugie. Korzysta trzeci. Ptaki z Jezusowej przypowieści wyjadają ziarno, którego wzrostu nie ochroniono. To tak jakby, nie zawaham się przed mocną metaforą, ziarnu Słowa wrzuconego w łono Maryi powiedzieć, że jest niechciane.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama