Z cyklu "Wybierajmy życie"
Św. Grzegorz Wielki (590-604), niewątpliwie najwybitniejszy papież przełomu starożytności i średniowiecza, pozostawił po sobie — oprócz tak wybitnych dzieł jak Homilie na Ewangelie, Dialogi czy Księga reguły pasterskiej — bezcenny zbiór 848 listów, dzięki któremu mamy jedyny w swoim rodzaju wgląd w znaczenie, obowiązki i zajęcia ówczesnych papieży, a także w samą duszę Grzegorza, w jego solidność i prostolinijność, wiarę oraz wrażliwość na ludzką biedę.
Początkowo zamierzałem przedstawić opory papieża Grzegorza przed pobieraniem opłat z okazji posług duszpasterskich. Temat to ogromnie ważny co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, był ten papież nieprzejednanym wrogiem świętokupstwa i to jego wypowiedzi na ten temat stały się przez całe wieki dla Kościoła zachodniego istotnym odniesieniem w walce z tym zjawiskiem. Po wtóre, upomnienie, jakiego św. Grzegorz udzielił biskupowi Sardynii, Januaremu, za to, iż żerował na cudzej żałobie, odbiło się szerokim echem w dziesiątkach kościelnych dokumentów średniowiecznych i w ten sposób przez całe pokolenia kształtowało postulat bezinteresowności posług duszpasterskich.
Przypomnijmy istotne fragmenty tego bardzo znanego listu: „Żaliła się nam Nereida, znakomita niewiasta, że chcecie, Czcigodny Bracie, ściągnąć od niej trzy soldy za pogrzeb jej córki i że usiłujecie do jej bólu jeszcze dodać zmartwienie z powodu zbyt wielkiego wydatku. Jeśli tak jest istotnie, wstrzymajcie się, Czcigodny Bracie, od tego żądania, ponieważ szukacie zapłaty za ziemię udzieloną zgniliźnie, i chęć zysku na cudzym smutku jest rzeczą bardzo przykrą i nie licuje z godnością biskupa. (...) Tego nadużycia i my — skoro za wolą Bożą dostąpiliśmy godności biskupiej — zupełnie zabroniliśmy w naszym Kościele i zgoła nie pozwoliliśmy, by się przyjął na nowo ten przewrotny zwyczaj. Pomni jesteśmy tego, że gdy Abraham dla pochowania ciała żony chciał kupić grób od synów Efrona, który był synem Seora, ten odmówił przyjęcia zapłaty, aby o nim nie sądzono, iż osiągnął korzyść z trupa. Jeśli więc poganin miał takie zapatrywania, o ileż bardziej my, którzy nazywamy się biskupami, nie powinniśmy tego czynić. Ostrzegam więc, by ta waga chciwości nawet w stosunku do obcych nie przyjęła się na nowo. Jeślibyście jednak kiedyś zezwolili na pochowanie kogoś w waszym kościele, a rodzice jego albo najbliżsi, albo spadkobiercy chcieli coś dobrowolnie ofiarować na światło, w takim razie nie zabraniamy tego przyjąć. Zakazujemy natomiast stanowczo prosić o coś albo się domagać, aby, nie daj Boże, nie nazywano Kościoła przedajnym, bo to jest sprzeczne z religią, albo by nie myślano, że cieszycie się ze zmarłych, jeśli w jakikolwiek sposób szukacie zysku z ich ciał” (8,35; 3,51).
Żeby mieć wyobrażenie, jaką wartość miały wtedy trzy soldy: w tym samym mniej więcej czasie papież Grzegorz obniżył komuś wynoszącą dotychczas dwa soldy całoroczną opłatę za dzierżawę niewielkiego gruntu kościelnego. „Niech corocznie płaci — pisze papież do odnośnego zarządcy — nie więcej niż jednego solda, ponieważ i podeszły jego wiek i ubóstwo domagają się, by zmniejszono — jak o to prosi — jego ciężar” (9,190; 3,220).
Dodajmy jeszcze — żeby nie przenosić bezkrytycznie Grzegorzowego upomnienia do współczesnej sytuacji Kościoła polskiego — że w Kościele kierowanym przez tego papieża praca duszpasterska była co najwyżej dodatkowym tylko źródłem utrzymania. Z listów św. Grzegorza wynika ponad wszelką wątpliwość, że Kościół ówczesny, w każdym razie w Italii, miał dobrze zbudowany — oparty przede wszystkim na własności ziemskiej — system dochodów, które zapewniały zarówno utrzymanie budynków kościelnych i posługi liturgicznej, jak uposażenia dla duchowieństwa i wspomaganie ubogich. Owszem, wskutek ówczesnej politycznej niestabilności poszczególne regiony i parafie mogły doświadczać ekonomicznych katastrof, jednak nawet te katastrofy nie naruszały samego systemu własności kościelnej.
Wpływ dopiero co przytoczonego listu do biskupa Januarego na kształtowanie ideału bezinteresowności w posłudze duszpasterskiej — jeśli sądzić o tym z zachowanych tekstów — był potężny. Moje tylko pobieżne poszukiwania doprowadziły aż do sześciu autorów, którzy ten list cytują, oraz do licznych wydanych w duchu tego listu uchwał synodów, biskupich i papieskich dekretów oraz opinii najwybitniejszych kanonistów. Pasjonująco ciekawe obserwacje wędrówek, jakie odbyły Grzegorzowe sformułowania idei bezinteresownej posługi duszpasterskiej, doprowadziły m.in. do zauważenia istotnych zależności niektórych polskich uchwał synodalnych od tekstów napisanych jeszcze w poprzednim tysiącleciu.
Postanowiłem jednak przerwać te specjalistyczne poszukiwania i zająć się problemem naukowo mniej ambitnym, ale duchowo chyba ważniejszym. Św. Grzegorz był duszpasterzem, któremu przyszło podejmować mnóstwo decyzji związanych z administrowaniem dóbr materialnych. Kierował się przy tym budzącym najwyższy podziw poczuciem sprawiedliwości oraz współczuciem dla ludzkiej biedy. Toteż wydobycie z jego listów — wzorcowego dla duszpasterzy — modelu posługiwania się w Kościele dobrami materialnymi wydało mi się zadaniem pilniejszym, niż obserwowanie wędrówek tej czy innej wypowiedzi Grzegorza w następnych wiekach.
Myślenie papieża Grzegorza na temat dóbr kościelnych zaczyna się od następującego „dogmatu”: Przede wszystkim nie wolno dopuścić do tego, żeby własność kościelna — również ta, która w całości ma być przeznaczona dla ubogich — była obciążona jakąś, choćby tylko domniemaną, niesprawiedliwością. Z wielką mocą podniósł Grzegorz ten temat na wspomnianym już synodzie rzymskim, jaki miał miejsce 5 lipca 595 roku w bazylice św. Piotra. Ze względu na ważność tej wypowiedzi, przytoczę ją w całości:
„Wdarł się do tego Kościoła nowy, zasługujący na naganę zwyczaj, że gdy zarządcy majątku kościelnego przypuszczają, iż jakieś posiadłości miejskie lub wiejskie prawnie należą do Kościoła, zwyczajem skarbowym umieszczają tytuły własności i tego, co ich zdaniem przypada dla ubogich, bronią nie na drodze sądowej, lecz siłą. I chociaż Prawda mówi przez swoich mówców: Nie wywołujcie waśni (Flp 2,3), oni gotowi są nawet na zło, jakim jest kłótliwy spór, i gdy jakąkolwiek rzecz uważają za przypuszczalną własność kościelną, trzymają ją siłą. Przeto postanawiam niniejszym dekretem, że jeśliby ktoś z ludzi kościelnych kiedykolwiek odważył się z własnej woli umieszczać tytuły własności czy to na wiejskich, czy na miejskich posiadłościach — niech będzie wyklęty! Gdyby zaś ten, kto stoi na czele Kościoła, czy sam to czynić nakazał, czy zaniedbał odpowiednio ukarać, gdyby się dowiedział, że stało się to bez jego polecenia, niech będzie wyklęty! I wszyscy odpowiedzieli: Niech będzie wyklęty!” (5,57a; 2,152).
Przypatrzmy się kilku konkretnym rozstrzygnięciom podjętym przez Grzegorza w duchu tego postanowienia. I tak w odpowiedzi na skargę niejakiego Fausta nakazuje papież zwrócić mu jak najszybciej jego posiadłość. „A jeśli przedstawiciele wspomnianego Kościoła [w Syrakuzach] uważają, że mają podstawy do zgłaszania pretensji do owych gruntów, niech bezzwłocznie oddadzą sprawę sądowi polubownemu, aby wyrok sądu rozstrzygnął, czyja to jest własność” (9,145; 3,175).
Nieco inaczej radzi św. Grzegorz rozwiązać podobną sprawę, jaka została mu przedstawiona zaledwie cztery miesiące później. Mianowicie informując biskupa Mediolanu, iż wpłynęła do niego skarga niejakiego Filagriusza, „że ludzie należący do waszego Kościoła niesłusznie zajęli jego pole z winnicą”, papież sugeruje, że być może spór udałoby się zakończyć bez odwoływania się do sądu. Jeśli bowiem prawa Kościoła do tej ziemi są oczywiste, można przecież Filagriuszowi przedstawić na to dowody i nie narażać go na oddawanie do sądu sprawy z góry przegranej. Jeżeli natomiast nie ma pełnej jasności co do tego, iż ziemia ta stanowi własność Kościoła, powinno się mu ją oddać bez wszczynania sporu sądowego, aby w ten sposób „każdej stronie pozostała niczym nie zmącona świadomość własności” (9,235; 3,283).
Prawo własności nie jest jednak dla Grzegorza kryterium ostatecznym przy rozstrzyganiu sporów tego rodzaju. Jego zdaniem, w niektórych sytuacjach należy zwrócić niewątpliwą własność kościelną temu, kto wysuwa do niej roszczenie, jeżeli przemawiają za tym względy moralne. I tak np. nakazuje święty papież oddać wnukowi dom, który jego babka ofiarowała Kościołowi. Chociaż bowiem w świetle prawa dom ten niewątpliwie należy do Kościoła i roszczenie nie ma podstaw prawnych, „niekiedy jednak należy złagodzić rygor sprawiedliwości, gdy przemawia za tym wzgląd na miłosierdzie” (9,48; 3,95).
W innym spornym przypadku poczucie sprawiedliwości każe Grzegorzowi z korzyścią dla spadkobiercy rozstrzygnąć problem spadku po śmierci biskupa, który nie zdążył sporządzić testamentu, co więcej, przez poprzedniego papieża został za jakieś przestępstwo ukarany konfiskatą majątku. Św. Grzegorz nakazuje oddać synowi tego biskupa wszystko, co było jego własnością prywatną, gdyż „jest wbrew rozumowi i wbrew naszym zamiarom odmawiać zwrotu i zadośćuczynienia, jeśli coś się komuś słusznie należy”. Zarządzona zaś przez papieża Pelagiusza II konfiskata dóbr tego biskupa miała ten cel, żeby „nie popadł on w jeszcze większą zgubę; teraz jednak uważamy za słuszne, by wina ojca nie obciążała syna, niech więc syn otrzyma to, co mu się prawnie należy” (4,36; 2,48n).
Z podziwu godną wielkodusznością rozstrzyga św. Grzegorz problemy spadkowe po śmierci kościelnego ekonoma, którego zadłużenie w kasie kościelnej przerastało wartość całego jego majątku. „Jest obowiązkiem naszego urzędu — pisze papież do trzech synów zmarłego — tak śpieszyć z pomocą dzieciom osieroconym przez rodziców, byśmy mogli ulżyć ich doli, opuszczając coś z tego, co prawnie są winni Kościołowi”. Konkretna zaś decyzja papieża była tym razem następująca: „Chociaż cały jego majątek nie wystarczyłby na wyrównanie jego zadłużenia, my jednak powodowani miłosierdziem pozwalamy wam zatrzymać i posiadać mienie tegoż ojca waszego oraz godzimy się, abyście korzystali z jego dochodów” (3,21; 1.198).
W listach znajdziemy ponadto dowody troski Grzegorza o naprawienie krzywd lub zaniedbań spowodowanych przez zmarłych biskupów. „Zwróć bez żadnego ociągania się — nakazuje biskupowi Gaudentemu, któremu powierzył aż do wyboru nowego pasterza troskę o Kościół w Kapui po śmierci biskupa Festusa — archidiakonowi Rustykowi dziesięć soldów, które w swoim czasie zabrał mu biskup Festus, ponieważ w tak wielką popadł nędzę, że raczej należało mu coś dać, niż zabierać. Okrutną jest bowiem rzeczą i daleką od urzędu biskupiego zaniedbywać człowieka znajdującego się w potrzebie i z żądzy gromadzenia pieniędzy czyhać na nie w sposób niegodny” (5,27; 2,86).
Z kolei nowemu biskupowi Neapolu nakazuje papież naprawić zaniedbanie zmarłego poprzednika, który pozostawił w kasie kościelnej pieniądze przeznaczone na uposażenia dla duchownych oraz na wsparcie ubogich (11,22; 4,62).
Jednak zdarzyło się kiedyś, że ubodzy doznawali niesprawiedliwości również od ludzi działających w imieniu papieża, mianowicie pełnomocnik papieski, niejaki Pantaleon, kazał pobierać od osadników kościelnych podatek zbożowy według niesprawiedliwie powiększonej miary. Papież dowiedziawszy się o tym, każe natychmiast „potłuc ów korzec i powrócić do sprawiedliwości”, przeprowadzenie zaś restytucji powierza „pedagogicznie” samemu Pantaleonowi: Nie mogę dopuścić do tego, „żeby grzechy popełnione przez oszukańczych poborców spadły na nas, gdyby miało do nas wpływać to, co oni zabrali wieśniakom. Chcemy zatem, żebyś z całą wiernością, z całą rzetelnością, zważając na bojaźń Pana wszechmogącego i pamiętając o zobowiązaniu wobec błogosławionego Apostoła Piotra, w każdym poszczególnym majątku spisał ubogich i potrzebujących osadników i za nieuczciwie ściągnięte pieniądze zakupił krowy, owce i wieprze, i rozdał je między uboższych osadników” (13,37; 4,204).
Żeby zaś wszystko było jasne, święty papież daje Pantaleonowi następujące pouczenie: „Ja mam wszystko i to w obfitości (Flp 4,18), i szukam nie pieniędzy, lecz nagrody. Tak więc działaj, żebyś w dniu Sądu pokazał mi owoc nagrody, jaki zebrałeś z tej sprawy, która została powierzona twemu doświadczeniu. Jeśli wykonasz to uczciwie, wiernie i energicznie, i tu odbierzesz nagrodę w dzieciach swoich, i potem przy badaniu przez wiekuistego Sędziego będziesz miał pełną zapłatę” (tamże).
Obrazu krystalicznego poczucia sprawiedliwości, jakie cechowało Grzegorza, dopełnia przestroga, którą przesłał do swojego pełnomocnika na Sycylii oraz do biskupa Syrakuz, aby byli umiarkowani w udzielaniu opieki kościelnej ludziom oskarżonym o korupcję: „aby się nie zdawało, iż bronimy niesprawiedliwie takich, którzy są uwikłani w publiczne kradzieże” (9,79; 3,119).
Część poświęconą cechującej św. Grzegorza postawy charytatywnej zacznę od niesłychanego wręcz upomnienia, jakiego udzielił biskupowi Rawenny, Marynianowi. Ponieważ na list z upomnieniem Marynian nie odpowiedział, papież zdecydował się powtórzyć je przez pośrednictwo niejakiego Sekundusa, zapewne raweńskiego arystokraty, skoro prowadził on pertraktacje pokojowe z królem Longobardów, Agilulfem. Wprawdzie list do Maryniana nie zachował się, wolno się jednak domyślać, że był napisany w podobnym tonie, w jakim Grzegorz przekazywał swoje upomnienie przez pośrednictwo Sekundusa:
„Brata naszego, biskupa Maryniana zachęcaj, jakimi tylko możesz słowami, bo go podejrzewam, iż drzemie. Oto przyszli do mnie jacyś ludzie, wśród których byli też starzy żebracy, i pytałem ich, co od kogo otrzymali, a oni powiedzieli mi szczegółowo, ile im kto dał po drodze. A gdy skwapliwie zapytałem o wspomnianego brata, co im dał, odpowiedzieli, iż go prosili, ale nic w ogóle od niego nie otrzymali, nawet chleba nie dostali na dalszą drogę, wbrew zwyczajowi tamtejszego Kościoła. Powtórzyli zaś, co im powiedział: Nie mam wam nic dać. I dziwię się, że ten, który ma odzienie, ma pieniądze, ma piwnice, nie ma co dać ubogim. Powiedz mu więc, by zmienił usposobienie. Niech sobie nie wyobraża, że wystarczy samo czytanie i modlitwa, żeby siedział na osobności i nie przynosił owoców przez dobre uczynki. Niech ma hojną dłoń, niech śpieszy z pomocą potrzebującemu, niech cudzy niedostatek za swój uważa, bo jeśli tego nie ma, na próżno nosi miano biskupa” (6,63; 2,241n).
Zauważanie konkretnego człowieka, który cierpi biedę, wręcz charakteryzowało tego papieża, który — o czym za chwilę — nieraz przecież organizował pomoc charytatywną dla całych miast, interweniował w obronie ubogich u możnych tego świata i promował wrażliwość na cudzą biedę u podległych sobie ludzi. Zacznijmy jednak od jego interwencji na rzecz pojedynczych osób.
„Wypada, aby papież — pisze Grzegorz do jednego z swoich ekonomów — śpieszył z pomocą tym, którzy, cierpią niedostatek. Dlatego niniejszym nakazujemy ci, abyś pozbawionemu wzroku Albinowi, synowi zmarłego kolona Marcina, corocznie bez żadnej zwłoki dawał po dwie tremissy [tzn. dwie trzecie solda] zapomogi i wpisywał to do prowadzonych przez siebie rachunków” (4,28; 2,38n).
Innemu niewidomemu każe Grzegorz udzielać stałej pomocy w naturze: „Niniejszym polecam ci, byś mu dostarczał rocznie na utrzymanie dwadzieścia cztery korce pszenicy, dwanaście korcy bobu i dwadzieścia dziesiątek wina, co następnie będzie wciągane do twych rachunków. Tak więc czyń, by oddawca niniejszego pisma nie czekał na otrzymanie darów Pana i byś ty mógł uczestniczyć w słusznej zapłacie” (1,44; 1,82). Wyznaczenie zapomogi w naturze nie było zresztą w charytatywnych decyzjach tego papieża czymś wyjątkowym (por. 1,65; 1,98).
To zresztą bardzo charakterystyczne dla tego papieża, że dawaną przez siebie jałmużnę uważa za dar udzielany temu człowiekowi raczej przez Boga, a nie przez siebie. Jeśli zaś rozdzielane ubogim dobra uważać za własność jakiegoś człowieka — również taką myśl będzie Grzegorz nieraz powtarzał — to są one raczej własnością tych ubogich, niż tego, kto jałmużny udziela. „Nie powinniście się wstydzić domagać się natarczywie jałmużny od tego, o którym wiadomo, że do rozdzielenia między ubogich ma ich majątek, nie swój” (13,23; 4,19) — wymawia komuś nieśmiałość w domaganiu się zapomogi.
Przejdźmy jednak do następnego faktu. Otóż zgłosił się kiedyś do niego nieszczęśnik tak uwikłany w długi — zapewne przyczyną jego ruiny była utrata okrętu wraz z towarem — że zabrano mu w zastaw jego rodzone dzieci. Papież zlecił tę sprawę swojemu diakonowi Cyprianowi, którego zdolnościom ekonomicznym oraz wrażliwości charytatywnej ufał szczególnie: „Przykazuję ci zbadać jego sprawę z największą pilnością, ponieważ idzie o rzeczy należne ubogim. I jeśli przekonasz się, że istotnie uwikłany jest we wspomniane długi i nie posiada majątku na ich spłacenie, zobacz się z jego wierzycielami i ułóż się z nimi co do kwoty, potrzebnej na wykupienie jego synów” (3,55; 1,237). Ten zwrot: „ponieważ idzie o rzeczy należne ubogim” (quia de rebus pauperum dandis agitur) bardzo wiele mówi o tym świętym papieżu: świadczenie miłosierdzia było dla niego wypełnianiem sprawiedliwości!
Okazało się jednak, że w grę wchodziła suma przekraczająca kościelne możliwości. Wobec tego Grzegorz poleca pertraktować z wierzycielami w sprawie istotnego obniżenia długu. Przesyła zaufanemu słudze ogromną, choć niewystarczającą sumę sześćdziesięciu soldów, pamiętając zarazem o tym, żeby owego bankruta nie pozostawić po uwolnieniu z długów bez środków do życia: „A jeśliby coś zostało z tychże sześćdziesięciu soldów, daj mu, aby miał z czego żyć wraz z swoim synem. Jeśli zaś nic nie zostanie, to przynajmniej obetnij jego dług do tej wysokości, by potem mógł sobie swobodnie zarabiać. Przypilnuj jednak, żeby po otrzymaniu soldów dali mu całkowite zabezpieczenie na piśmie” (44,43; 2,56).
Wielkim problemem w tamtych niespokojnych czasach było porywanie do niewoli przez grasujące bandy Longobardów czy innych barbarzyńców. Oto niejaki Trybun, duchowny z miasta Sipontum, kiedy był porwany do niewoli, w celu odzyskania wolności zadłużył się aż na dwanaście soldów, teraz zaś nie jest w stanie zwrócić długu. Papież pisze w związku z tą sprawą ostry list do jego biskupa: „Dziwimy się, Czcigodny Bracie, żeś w sprawie jego wykupienia nie wzruszył się miłosierdziem i nie przybył z pomocą. Staraj się przynajmniej pod wpływem naszego upomnienia uczynić to, czegoś dobrowolnie uczynić zaniechał. (...) Teraz musisz tę sprawę pilnie zbadać. A jeśli tak jest [jak mi ją Trybun przedstawił] i przekonasz się, że nie ma z czego zwrócić ceny za siebie zapłaconej, wspomniane soldy zwróć z pieniędzy kościelnych temu, kto go wykupił. Albowiem byłoby rzeczą bardzo przykrą, jeśliby w Kościele, któremu służy, nie znalazł żadnego ratunku. Bez wymówki zatem, bez jakiejkolwiek zwłoki zwróć kwotę, jaka rzeczywiście zapłacona za niego została, aby i wierzyciel tego nie żałował, że w potrzebie przyszedł z pomocą uciemiężonemu, a on sam, uwolniony od ciężkiego smutku, niechaj ze swobodnym umysłem gorliwie i sumiennie spełnia obowiązki swego stanu” (4,17; 2,25).
Odnotujmy ponadto list gwarancyjny, jaki wystawił Grzegorz synom nie żyjącego już biskupa, który jeszcze jako kleryk został wraz z swoją żoną wykupiony z niewoli za pieniądze z kasy kościelnej: „A ponieważ wy z tego powodu żywicie pewną obawę, by kiedykolwiek od was nie zażądano tego, co zostało dane — przeto powagą niniejszego zarządzenia postaraliśmy się usunąć waszą niepewność postanawiając, że odtąd nie podlegacie ani wy, ani wasi spadkobiercy w żadnym czasie obowiązkowi zwrotu. Nikomu też nie wolno stawiać wam zarzutu, bo sprawiedliwość wymaga, by to, co z miłości bliźniego wyłożono, nie stało się ciężarem ani źródłem udręki dla wykupionych” (9,52; 3,98).
W innej sprawie tego rodzaju papież przychylnie ocenia pomysł jakiegoś biskupa, ażeby w celu uzyskania pieniędzy na wykup jeńców sprzedać naczynia kościelne: „Podczas gdy jest rzeczą naganną i karygodną, aby ktokolwiek sprzedawał naczynia poświęcone, z wyjątkiem gdy na to pozwala prawo i gdy święte kanony to zalecają, tak nie ma powodu do stawiania zarzutów lub do karania, jeśli ze względu na miłość bliźniego zostały one sprzedane dla wykupienia jeńców” (7,13; 2,262). „Bo jak w ogóle przykro jest sprzedawać naczynia kościelne — pisze Grzegorz w podobnej sprawie do innego biskupa — tak znów jest winą wobec tego rodzaju konieczności wyżej cenić sprzęty najbardziej nawet opustoszałego kościoła niż jego jeńców i nie myśleć o ich wykupieniu” (7,35; 2,298n).
Wspomnieliśmy już, że św. Grzegorzowi zdarzało się organizować pomoc charytatywną dla całych miast. Na przykład we wrześniu 595 roku, dowiedziawszy się od biskupa Zenona o głodzie panującym w jego mieście — zapewne był to Epir na Półwyspie Bałkańskim — polecił znanemu już nam diakonowi Cyprianowi wysłać tam „tysiąc miar pszenicy albo do dwóch tysięcy, jeżeli okręt tyle pomieści. Zwracamy też uwagę, abyś z wykonaniem tego polecenia nie ociągał się ani nie wymawiał; aby Zenon mógł z Bożą pomocą na czas wrócić bezpiecznie do siebie i czym prędzej udzielił pomocy cierpiącym niedostatek” (6,4; 2,174).
Mniej więcej w tym samym czasie wysyła Grzegorz swego pełnomocnika, który miał objąć zarząd majątku kościelnego w Galii i uporządkować narosłe tam zaniedbania. Czytając instrukcję, jaką ów pełnomocnik otrzymał od papieża, trudno mieć wątpliwości co do tego, że troska o ubogich i o inne rzeczywiste potrzeby Kościoła stanowiła priorytetowe zainteresowanie Grzegorza: Chcemy, abyś za otrzymane pieniądze „kupił odzienie dla ubogich lub wykupił chłopców Anglów w wieku od siedemnastu-osiemnastu lat, aby się mogli wychowywać w klasztorach. W ten sposób soldy galijskie, których w naszym kraju nie można wydać, na właściwym obszarze z pożytkiem będą mogły być wydane. Chcemy też, byś z rozkradzionych dochodów, jeśli ci się uda je odzyskać, również kupił odzienie dla ubogich lub dla chłopców, którzy by mogli wychowywać się w służbie Boga wszechmocnego” (6,10; 2,181). Jeszcze raz przekonujemy się, że nie lubił ten papież poprzestawać na wzniośle sformułowanych ogólnikach.
Wrażliwość charytatywna i temperament praktyka kazały mu też zareagować natychmiast na wieść o biedzie panującej w przytułku dla starców na Górze Synaj, mimo że z ówczesnej perspektywy rzymskiej było to praktycznie na krańcu świata: „Z opowiadania syna naszego Symplicjusza dowiedzieliśmy się, że brak w tym przytułku starców łóżek i pościeli. Posyłamy więc koców piętnaście, sukien trzydzieści, łóżek piętnaście; dajemy również pieniądze na sprawienie poduszek albo materaców. Niech Umiłowanie Twoje — prosi papież opata Góry Synaj — przyjmie to bez urazy i dostarczy na miejsce przeznaczenia” (11,2; 4,37).
Trwałym powodem niepokojów i trosk była dla świętego papieża — tak w każdym razie wynika z tych listów - sytuacja biedoty rolniczej na Sycylii, Sardynii i Korsyce. Zaglądnijmy np. do listu, jaki Grzegorz wysłał do bizantyńskiej cesarzowej 1 czerwca 595 roku. Donosi jej o nieludzkich poczynaniach cesarskich urzędników wobec mieszkańców tych wysp. Kiedy któregoś z nich miejscowy biskup próbował upomnieć, ten odpowiedział, że nie może zaniechać tego zdzierstwa, gdyż musi zebrać na opłatę za otrzymanie swojego urzędu.
Ciężar obowiązkowych świadczeń — kontynuuje papież swoją skargę — jest tam tak nieznośny, że ludzie sprzedają swoje dzieci na niewolników lub uciekają do Longobardów. Działający na Sycylii urzędnik cesarski, Stefan — tylko jego jednego papież wskazuje w tym liście po imieniu — „dopuszcza się tak wielkich krzywd i ucisku, że nachodzi poszczególne miejscowości i wystawia posiadłości oraz domy na licytację bez prawa obrony, a gdybym chciał wyliczyć wszystkie jego postępki, o jakich wieść do mnie doszła, nie mógłbym tego nawet w wielkim tomie spisać” (5,38; 2,105).
Toteż błaga papież cesarzową o interwencję na rzecz tych ubogich: „Należy to w odpowiednim czasie podsunąć najłaskawszemu władcy, aby tak niecny i tak wielki ciężar grzechu odsunął od duszy, od tronu i od swych dzieci. Wiem, że powie, iż to, co się zbierze z tych wysp, posyła na wydatki Italii; ale ja radzę, aby mniejsze wpływy przychodziły do Italii, byle jego rozkaz otarł łzy uciśnionych. Albowiem może i dlatego tak wielkie wpływy w tym kraju mniej przynoszą korzyści, że są grzesznie zbierane” (tamże).
Krzywdy doznawane przez mieszkańców tych wysp jeszcze wiele razy będą przedmiotem Grzegorzowej troski. Jednak zadaniem, jakie tu sobie postawiłem, nie jest opracowanie ekonomicznej, społecznej i charytatywnej działalności św. Grzegorza. Chciałem jedynie — obficie odwołując się do konkretnych faktów — przedstawić postawę duchową tego papieża w jego decyzjach ekonomicznych, działaniach charytatywnych i zaangażowaniach społecznych. Wydaje mi się, że cel ten osiągnąłem.
Pozostaje tylko wyrazić satysfakcję, że człowiek tej klasy duchowej, tak autentycznej wiary, tak krystalicznej sprawiedliwości, tak miłosiernego serca i tak wielkiej wrażliwości na ludzką godność był jednym z najważniejszych nauczycieli kształtującej się po upadku Cesarstwa Rzymskiego Europy. Dość przypomnieć, że był on jednym z czterech — obok świętych Ambrożego, Hieronima i Augustyna — wielkich doktorów Kościoła zachodniego, ciągle czytanym, cytowanym i komentowanym.
opr. aw/aw