Ajabłkanizm, czyli satyra na niemoc ateizmu

Gdyby zastosować rygory stawiane przez ateistów do wielu tez, na przykład, że jabłka są smaczne, nie dałoby się ich udowodnić

Nieco żartobliwa próba spojrzenia na sposób rozumowania ateistów. Niemniej jednak wnioski i konkluzje są już jak najbardziej poważne.

Odkąd tylko pamiętam, nigdy nie lubiłem smaku jabłek. Wiąże się to być może z faktem, że swoje dzieciństwo spędziłem nieopodal Sadów Żoliborskich. Wszędzie tu było pełno jabłonek, niekiedy jedynie pojedynczych, niemniej jednak dość równomiernie rozsianych w tej okolicy. Któregoś lata przesiedziałem z kolegą cały słoneczny dzień na jednej z takich jabłonek i obaj dosłownie wepchnęliśmy w siebie kilka kilogramów papierówek. Przejedliśmy się nimi i od tamtej pory nie mogę patrzeć na jabłka aż po dziś dzień. Nie wiem zresztą czy nawet wtedy je lubiłem bo szczerze mówiąc nie pamiętam abym kiedykolwiek je lubił. Opychanie się jabłkami mogło być po prostu przejawem zwykłego naśladownictwa względem innych kolegów, zjawiska tak częstego nie tylko wśród dzieci, ale nawet i wśród dorosłych. Zapewne również wakacyjna nuda odegrała tu swoją rolę i jedliśmy te jabłka po prostu z braku lepszego zajęcia, czyli niekoniecznie dlatego, że w ogóle nam smakowały. Być może teza mówiąca o tym, że jabłka są smaczne, była jedynie przejawem propagandy medialnej lub innej manipulacji, na którą podatne są nie tylko małe dzieci, ale również i dorośli.

Tak więc adekwatnie do pojęcia ateizmu, mógłbym z powodzeniem określić się mianem ajabłkanisty, przy czym uściślijmy, że w przeciwieństwie do negującego istnienie Boga ateisty, ajabłkanista nie neguje istnienia jabłek. Ajabłkanista nie neguje nawet walorów zdrowotnych wynikających ze spożywania jabłek. Na potrzeby niniejszego eseju przyjmijmy, że przez ajabłkanistę rozumiem wyłącznie kogoś, kto nie doświadcza stanu, który mógłby opisać jako zaznawanie pyszności jabłek. Na zasadzie analogii będzie to odpowiadać ateiście, który twierdzi, że nie doświadcza istnienia Boga i tym samym definiuje swój ateizm jako niby jedynie samą niewiarę w Boga. Ajabłkanista mógłby więc przez analogię powiedzieć, że nie podziela wiary w pyszność jabłek. 

Tak więc modne jest ostatnio twierdzenie, tak często rozpowszechniane przez apologetów ateizmu, że ateista jedynie nie wierzy w Boga i tym samym przypisywanie ateiście czegokolwiek ponad to w jego poglądach jest już wykraczaniem poza ateizm. Jednocześnie ateista sugeruje, że brak jakichkolwiek dowodów na teizm sprawia, że teizm obala sam siebie. Twierdzenie takie ma już oczywiście charakter afirmatywny i wykracza poza samą niewiarę w Boga, naruszając przy tym zasady logiki i pozbawiając ateistę konsekwencji w tym miejscu, ale tym zajmę się dalej. Na razie proponuję więc jedynie przyjrzeć się mojej analogicznej do ateizmu propozycji ajabłkanizmu, będącej swego rodzaju porównawczą ilustracją służącą jako pewne ćwiczenie intelektualne. Postaram się wyposażyć mój ajabłkanizm dokładnie w te same cechy, w które apologeta ateizmu wyposaża ateizm, broniąc jednocześnie niekonsekwentnie tezy, że ateizm jest niby jedynie niewiarą w Boga i niczym ponadto.

A zatem jako ajabłkanista nie wierzę w to, że jabłka są dobre. Spożywając je nie odczuwam nic, co mógłbym określić mianem „smaczne”. Moim zdaniem ludzie, którzy twierdzą, że jabłka są smaczne, nie mają na to żadnych dowodów. A w każdym razie wszelkie dowody, które są przedstawiane w ramach poparcia tej tezy, jawią się jako zbyt subiektywne i niejednoznaczne. Niekiedy można je nawet obalić przy pomocy szeregu kontrargumentów. Nie wszystko co spożywamy musi być przecież pyszne, spożywamy na przykład siemię lniane, które nie ma o ile wiem swoich entuzjastów w sensie smakowym. Przy okazji teza, że jabłka są smaczne, jest nadmiarowa i można ją śmiało odciąć przy pomocy zasady znanej jako brzytwa Ockhama. Ajabłkanista w punkcie wyjścia proponuje prostsze i bardziej oszczędne wyjaśnienie niż jabłkanista i nie mnoży bytów ponad potrzebę, takich jak czysto subiektywna, nieuchwytna i niedoświadczalna empirycznie pyszność jabłek. W tym momencie teza mówiąca o tym, że jabłka są pyszne, jest nieweryfikowalna tak samo jak istnienie krasnoludków i ajabłkanista nie musi sobie nią nawet zawracać głowy. Co więcej, jako ajabłkanista domniemuję również, że teza o pyszności jabłek jest w jakiś sposób efektem propagandy medialnej, a wręcz indoktrynacji wpajanej ludziom już od dzieciństwa przez lobby związane z przemysłem przetwórstwa jabłek. Lobby te odnosi niewątpliwie korzyści ze wzrostu spożycia jabłek i co za tym idzie wzrostem zysków ze sprzedaży. Reasumując, jabłkanizm i jego teza o byciu jabłek smacznymi obalają się same na mocy braku jakichkolwiek wiarygodnych przesłanek za tą tezą. I tak dalej. Podobnie może stwierdzić nawet solipsysta, który nie posiada ostatecznie przekonujących dowodów na to, że świat zewnętrzny jest czymś więcej niż jedynie projekcją jego umysłu. Ale czy naprawdę?

W ten sposób dochodzimy do sedna niniejszych rozważań. Co bowiem daje ateiście okrojenie swojego stanowiska jedynie do samej niewiary w Boga? Jak widać - kompletnie nic. Ateista uzyskuje tu co prawda pewne oczyszczenie ze zbędnych koncepcji, których nie musi już bronić, ale nie postulując nic konkretnego pozbawia się zarazem ostrza ataku. Z samej niewiary nie wynika już bowiem absolutnie jakakolwiek negacja czegokolwiek. Stwierdzenie ateisty, że „teizm obala się sam z powodu braku wystarczających dowodów”, nie tylko jest już wprowadzeniem dodatkowego twierdzenia o charakterze afirmatywnym, zajęciem jakiegoś stanowiska i tym samym wykroczeniem przez ateistę poza „jedynie niewiarę”, ale jest to również absurdem gdyż brak dowodu nie jest dowodem na brak (ateista popełnia tu błąd logiczny Argumentum ad Ignorantiam). Dokładnie na to samo wychodzi gdy stwierdzam, że nie lubię jabłek i tym samym jestem niewierzący w tezę o pyszności jabłek. Jako ajabłkanista mógłbym nawet pokazywać, że bezzasadne i zbyt subiektywne są wszelkie argumenty jabłkanistów, którzy twierdzą, że jabłka są smaczne. Kogo by to jednak obchodziło, że nie wierzę w tezę o smacznych jabłkach? I czy w jakikolwiek sposób przeważyłoby to szalę racji na moją korzyść? Nie. Osobiste przekonanie wielbicieli jabłek, w kwestii tego, że jabłka są pyszne, może pozostać jako postulat nawet nieudowodniony i niezweryfikowany empirycznie, niemniej jednak jak najbardziej słuszny. W przypadku podejścia sceptycznego teza ta byłaby co najwyżej ostatecznie nierozstrzygnięta, ale wcale nie zanegowana. 

Nietrudno zauważyć, że do tych samych wniosków dojdziemy wtedy gdy postulat smacznych jabłek zastąpimy czymkolwiek innym, co jest tak samo powszechnie uznawane, choć również nie da się ostatecznie zweryfikować istnienia tego. Może to być choćby zagadnienie istnienia miłości, pojęcia sprawiedliwości społecznej lub godności ludzkiej, a nawet niezależnego istnienia pojęć matematycznych. Wstaw cokolwiek innego zechcesz, a wnioski będą dokładnie te same za każdym razem.

Pierwotna publikacja: grudzień 2016. Wykorzystano w Opoce za zgodą Autora

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama