O chrzcie Polski i jego konsekwencjach
Rok 2000 jest czasem wyjątkowym. To Rok Jubileuszowy, czas łaski i nawrócenia. Dla Polski ten czas jest wyjątkowy jeszcze z innego powodu. W roku 2000 mija bowiem akurat tysiąc lat od utworzenia na ziemiach, które dzisiaj określamy mianem Polski, stałej, niezależnej organizacji kościelnej, urzeczywistnionej przez utworzoną w roku 1000 archidiecezję i metropolię gnieźnieńską. O ile chrzest Mieszka w 966 r. dawał podwaliny państwowości polskiej, o tyle fakt ustanowienia w Gnieźnie kościelnej metropolii zabezpieczał nowemu państwu niezależny byt. W zapale przeżywania Roku Jubileuszowego marginalizujemy pamięć o tym wydarzeniu i jego skutkach. Warto więc chyba u progu roku 2000 zadumać się także i nad tym.
Około roku 960 władzę nad pogańskim plemieniem Polan objął pierwszy, historyczny władca tego plemienia - Mieszko. W trakcie toczonych przez siebie wojen - na zachodzie z chrześcijańskimi Sasami, na południu ze schrystianizowanymi również czeskimi Przemyślidami szybko dostrzegł anachronizm swej sytuacji - władcy państwa pogańskiego, które żadną miarą nie mogło liczyć ani na moralne, ani na militarne wsparcie żadnego z władców chrześcijańskiej Europy. Nie bez powodu obawiał się, iż pozostając na dotychczasowej pozycji, nie będzie w stanie obronić niezależności właśnie rodzącego się państwa. Pierwszym krokiem było małżeństwo z córką chrześcijańskiego władcy Czech Bolesława Srogiego, Dobrawą - damą ponoć nieszczególnej urody, ale za to, zdaniem kronikarzy - niewiastą wyjątkowej dobroci. Mariaż ten dawał Mieszkowi wiele, zapewniał mu silniejszą pozycję względem sąsiadów i przygotowywał grunt pod przyjęcie chrztu z pominięciem pośrednictwa potężnego, prącego na wschód, chrześcijańskiego sąsiada z zachodu - Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Szczęściem Mieszko rychło w czas spostrzegł, iż pozostawać dłużej pogańskim władcą pogańskiego państwa w tej części ówczesnej Europy z politycznego punktu widzenia po prostu nie opłaca się, jest politycznym samobójstwem. W rok po ślubie zatem wybrał się w podróż do dalekiej Ratyzbony, gdzie w Wielką Sobotę 14 kwietnia 966 r. przyjął wraz ze swoim otoczeniem chrzest (możliwa do przyjęcia, choć mniej prawdopodobna wydaje się teza, że chrztu udzielono Mieszkowi w Poznaniu). Nie minęło dwa lata, jak w Poznaniu utworzono pierwsze na ziemiach Polan biskupstwo. Nie była to, jak twierdzą niektórzy, diecezja misyjna, ale stała jednostka administracji kościelnej. Nie była też poddana jurysdykcji żadnego z ościennych metropolitów niemieckich, co wydawało się być naturalnym następstwem faktu utworzenia nowej diecezji, ale wprost zależna od Stolicy Apostolskiej. Warto zauważyć, iż powstałe w tym czasie sąsiednie diecezje czeskie: w Ołomuńcu w 963 r. i w Pradze w roku 973 zostały właśnie uzależnione od niemieckiego metropolity z Moguncji. Zaraz też, zgodnie z wolą monarchy, możnowładcy, ich wasale, tudzież poddani, zaczęli, trudno powiedzieć na ile tak zupełnie dobrowolnie i bez oporów, ale jednak, przyjmować chrzest.
Akt z 966 r. jest i najważniejszym i najbardziej nośnym w skutki posunięciem politycznym i zwrotem kulturowym w historii Polski, i to nie tylko dlatego, że Polska przyjęła chrześcijaństwo - do tego i tak wcześniej, czy później musiało dojść. Znacznie bardziej decydujący był tu fakt, że Polska przyjęła chrześcijaństwo w obrządku łacińskim. Dlaczego? Otóż w kilka lat później, w roku 988 chrześcijaństwo przyjęła Ruś, tyle że z Konstantynopola, w obrządku nazwanym później "prawosławnym". Gdyby "przytrafiło się" to Polsce, co wówczas było zupełnie możliwe, nie istniałby dzisiaj naród polski, nie istniałby też naród ukraiński, czy białoruski. Egzystowałby za to ogromny naród rosyjski. Rzeczą oczywistą jest, że zaistnienie jako odrębnych organizmów - narodów ukraińskiego, czy białoruskiego możliwe było tylko dzięki przeniesieniu na ich ziemie przez Polskę kulturowych i politycznych wpływów z łacińskiego Zachodu i dzięki pozostawaniu przez setki lat, poprzez sąsiedztwo z łacińską Polską, pod tym właśnie wpływem. Dzięki trwaniu w zachodniej - łacińskiej wspólnocie religijnej i kulturowej przyjęła się w Polsce doktryna praw człowieka i system władzy kontrolowanej przez społeczeństwo. Wskutek zupełnie rozbieżnych związków i wpływów - papieskiego Zachodu na Polskę i cesarskiego Bizancjum z dużą domieszką wpływów mongolskich na Ruś, zrodziły się na styku tych dwóch organizmów państwowych skrajnie odmienne i przeciwstawne tradycje egzystencji społecznej: polska z poczuciem praw jednostki i rosyjska oparta na despotyzmie bizantyjskim i jego rosyjskiej, osobliwej mutacji - samodzierżawiu, tak obcemu mentalności człowieka Zachodu. Prawienie zatem dzisiaj o słowiańskiej wspólnocie narodów i rzekomych, łączących Polskę i Rosję, wspólnych słowiańskich (znaczy rzekomo moralnie zdrowych i nieskażonych zachodnim relatywizmem) wartościach jest, jeżeli nie głupotą, to co najmniej daleko posuniętą naiwnością, tym bardziej bolesną, że wychodzącą nierzadko ze środowisk roszczących sobie prawo do reprezentowania jedynie słusznej, obowiązującej "prawdziwego katolika", opcji politycznej. c.d.n.
opr. ab/ab