Jasna Góra moje życie, mój cud...

Ojciec Jerzy Tomziński to żywa legenda Jasnej Góry - w tym roku kończy 100 lat. Jednak dawno temu modlił się, aby nie zostać zakonnikiem...

Było kwietniowe słoneczne przedpołudnie prawie 1989 r. Przede mną niewysoki, szczupły zakonnik, ojciec paulin Jerzy Tomziński. Taki zwyczajny dobroduszny człowiek. A ja wcześniej zapoznając się z jego życiorysem, dokonaniami byłem skłonny pomodlić się do niego.

- Jak masz na imię, zapytał prosto z mostu?

- Jurek.

- Już cię polubiłem, bo ja też Jurek. Bo wiesz, że Jurki to szczególna rasa.

- Że zabił smoka?

- Rasa Jurków jest moim zdaniem nieobliczalna. Często podejmują decyzje dość spontanicznie, nie zakładając, że je w ogóle podejmie.

- Ależ mnie ojciec przejrzał, bo w moim przypadku to strzał w dziesiątkę.

- Często tak robię. Ale ojciec?

- Kochany dawne czasy, no, no...Miałem wtedy z jedenaście lat. Z wałów obserwowałem okno jednej z klasztornych cel.

- Kto tam zamieszkuje?— zapytałem wówczas ojca.

- Zakonnicy — odpowiedział.

Ku zaskoczeniu opiekuna wędrówki po wałach Jureczek zaczął się żarliwie modlić. Modlił się z taką żarliwością, jakiej dotychczas ojciec jeszcze u niego nie widział. A to w jakiej intencji?

- Abym nigdy w takim pokoiku nie musiał zamieszkać! Jednak wkrótce tam zamieszkałem z własnego nieprzymuszonego wyboru... Bom Jurek.

- To istny cud! - wykrzyknąłem.

- Hej, hej z tymi cudami to powściągnijmy lejce, bo was żonglujących słowem,jak kuglarze w cyrku talerzami, bardziej interesuje ile w tym miejscu zostało nawróconych, odrzuciło kule, czy na miejscu dotychczasowej sztucznej szczęki wyrosły im mleczne ząbki. Nic z tego zakresu cudów ci nie opowiem. Opowiem ci o najważniejszym cudzie.

I na dłuższą chwile zawiesił swój głos, jakbyśmy słuchali cicho płynącej rzeki.

Głos ojca milczał, cisza wolno płynęła, zaś we mnie wzbierała coraz większa fala ciekawości, aż dobiegła do krtani:

- Co to za cud?

On jeszcze długo nie odpowiadał, jakby bawił się moją niecierpliwością.

- Cudem jest... Jasna Góra.

Widać, że na mojej twarzy dostrzegł lekkie rozczarowanie taką odpowiedzią.

-Wyobraź sobie — zaczął opowieść — że są to nasze, przyziemne jasnogórskie sprawy, które praktycznie musimy rozwiązywać na bieżąco są owym cudem. Proszę napisać, że codzienne i normalne funkcjonowanie Jasnej Góry można zaliczyć do jednego z cudów. W ubiegłym roku, a rzecz dotyczy historycznego 1989 roku, oczywiście przy pomocy różnych wyspecjalizowanych służb cywilnych pod przewodnictwem ojców, braci paulinów i sióstr podjęto ponad pięć tysięcy pielgrzymek. Każdy z goszczonych spał w czystej pościeli, zjadł wcale nie takie liche trzy posiłki. Czy trzeba tłumaczyć jakich zabiegów wymaga, by je odpowiednio przygotować? Teraz, a mamy już 1990 rok, jest o wiele łatwiej. Trzeba mieć tylko, jak to wy młodzi mówicie, kasę, środki, chociaż ja obstaję przy zrozumiałym dla wszystkim określeniu „pieniądz”. Na przykład przy kasie sklepowej pytają kasjerkę: „Ile mam wyciągnąć środków płatniczych za zapłacenie za kajzerkę?”. Śmieszne, prawda?

 

Pół roku temu ojciec Jerzy zaprosił mnie na kolejne spotkanie, jednak pod warunkiem, że będzie mógł wstać z łóżka po kontuzji nogi. Kiedy kilka dni temu zatelefonowałem do niego, niestety nadal przechodzi rehabilitację. Dodam, iż obecny rok jest dla niego szczególny, gdyż 24 listopada 2018 r. kończy 100 lat. Nie tracę nadziei, że się spotkamy i znowu opowie mi o swoich spotkaniach nie tylko z wielkimi tego świata, lecz również z takimi jak piszący słowa.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama