Uśmiech w Kolonii

Fragmenty książki o Benedykcie XVI "Pontyfikat na piątkę"

Uśmiech w Kolonii

o. Emil Mirosław Pacławski

Pontyfikat na piątkę

ISBN: 978-83-7030-760-8

wyd.: 2010 Księgarnia św. Jacka


Uśmiech w Kolonii

To była pierwsza pielgrzymka nowego papieża. Pielgrzymka zaplanowana przez Jana Pawła II. Zaproszenie do Kolonii na Światowe Dni Młodzieży było skierowane jeszcze przed śmiercią papieża Polaka. Młodzież przygotowywała się na wyjazd od ostatniego spotkania w Toronto w 2002 roku. Nie przypuszczała, że autor i pomysłodawca Dni Młodzieży nie przyjedzie do niemieckiej Kolonii. W ogóle nie brała tego pod uwagę. Kiedy przyszli pod okna papieskie zaraz po Wielkanocy 2005 roku liczyli, że papież wyzdrowieje i pojedzie do Niemiec. Jednak Opatrzność chciała zupełnie inaczej. Do Kolonii zbliżał się prorok z tego samego kraju. Benedykt XVI ani na chwilę nie pomyślał, by nie pojechać do Kolonii. Tym bardziej że widział przecież w młodym pokoleniu wielką nadzieję i przyszłość. Nie chciał przecież zaniedbać tych, którzy z całego świata właśnie na zaproszenie Jana Pawła wybierali się w te sierpniowe dni do niemieckiego państwa, ojczyzny nowego papieża. To wystarczyło, by Benedykt został nie tylko zaakceptowany, ale wręcz przyjęty jako następca umiłowanego przez młodych Jana Pawła II. Oni doskonale wiedzieli, że nie będzie żadnej powtórki ze spotkań z Wojtyłą. Ratzinger był zupełnie inny. Nie taki sam, ale inny i ciekawy pod każdym względem. Nie tylko wieku. Doświadczenie Ratzingera z Kościoła niemieckiego zostało maksymalnie wykorzystane do kontaktu z młodzieżą świata. Ojciec Święty na „dzień dobry” w Kolonii powitał nie tylko młodych ochrzczonych i katolików, ale pozdrowił również nieochrzczonych, tych, którzy nie znają jeszcze Chrystusa bądź nie odnajdują Go w Kościele. To pierwsze zaskoczenie, że papież nie przyjeżdża tylko do tych, którzy grzecznie się modlą, praktykują w niedzielę i zgadzają się z nauką Kościoła. Zasięg jego słów był o wiele większy. Może niedoceniony, ale przez obserwatorów i dziennikarzy zauważony. Papież jadąc do Niemiec, wiedział, że w Europie pod względem religijnym nie jest dobrze. Religijny analfabetyzm dawał się we znaki. Nie tylko młode pokolenie, ale również starsze, nie wszystko wiedziało na temat swojej religii i wiary. Niemiecka gazeta „Die Zeit” napisała, że nowy papież nie pozyska wątpiących, zaciekawionych i zdystansowanych sympatyków. Dechrystianizacji Europy nie da się powstrzymać. Stąd pozdrowienie papieskie kierowane nie tylko do najbliżej stojących, ale przede wszystkim do tych, którzy się nie tylko oddalili, ale są poza zasięgiem wzroku. Wszyscy oni zgromadzili się na modlitewnym czuwaniu w sobotni wieczór na Marienfeld.

Światowe Dni Młodzieży miały swoją renomę. Ten pomysł Karola Wojtyły nie tylko przyjął się, wręcz został połknięty przez młodzież, która Wojtyłę uwielbiała. Podczas spotkania na Tor Vergata pod Rzymem w Roku Jubileuszowym było dwa miliony młodych słuchaczy. Wtedy to burmistrz Rzymu miał powiedzieć: Nawet mistrzostwa świata czy olimpiada nie przyciągnęły tu nigdy tylu osób. Kamerzysta niemiecki, patrząc na tłumy zgromadzone na Marienfeld, rzucił komentarz: Nie ma w Europie dyskoteki, która przyciągnęłaby taką rzeszę. Najbardziej gigantycznym zgromadzeniem za Jana Pawła II była Manila na Filipinach. Ponad cztery miliony modliły się, śpiewały i wiwatowały, a papież musiał lecieć helikopterem nad tłumami, żeby ogarnąć wzrokiem filipińskie rzesze. Niemiecki papież przyjechał do swojej ojczyzny. Ale ojczyzna papieska nie do końca była zadowolona z wyboru papieża. Nie akceptowała nauczania Kościoła w sprawach wiary i moralności za papieża Jana Pawła, podobnie nie akceptowała treści nauczania jego następcy Benedykta. Z Kościoła katolickiego zaraz po zburzeniu muru berlińskiego wystąpiło około 3 milionów wiernych. Tylko 65% katolików wierzy w życie wieczne. Na niedzielne nabożeństwa uczęszcza regularnie zaledwie 15% katolików. W Kolonii ten odsetek jest jeszcze niższy. To 12% praktykujących wiernych. Co trzeci mieszkaniec landów wschodnich wierzy w Boga. Na okładce niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” pojawił się tytuł: Powrót papieża do niechrześcijańskiego kraju. Czy pielgrzymka niemieckiego papieża do tego niechrześcijańskiego kraju zmieniła nastawienia do Kościoła i powrót niektórych wiernych do wspólnoty kościelnej? Zdecydowanie tylko czas i dojrzałość wiary Niemców pozwoli wyciągnąć wnioski. Jednak Kolonia ożywiła struktury kościelne w Niemczech. Wielu młodych ludzi rzeczywiście przejęło się papieskim zaproszeniem i wyrzuciło ze swojego życia obawy, że Kościół i dekalog ograniczają ich wolność. Sam prezydent Niemiec zauważył coś pozytywnego w kolońskim spotkaniu i w całej wizycie rodaka w ojczyźnie. Ale Kolonia to nie tylko spotkanie z młodzieżą, która czekała na papieża i doczekała się. Mówiło się również o Kolonii dwóch papieży. Jeden patrzył z nieba, a drugi prowadził po ziemi, by z wiarą dojść do nieba. Papież Benedykt rozmawiał w Niemczech nie tylko z młodzieżą. Po jego drugiej stronie znaleźli się muzułmanie, którym przypomniał, że spoczywa na nich wielka odpowiedzialność za formację nowych pokoleń. Potępił terroryzm i upomniał się o poszanowanie wolności wyznania i praw mniejszości. Ciekawe, że spotkanie ze światem islamu odbyło się w sobotę, a nie w piątek, kiedy muzułmanie mają dzień wolny. Ten papież postawił sobie również za cel jednoczyć świat chrześcijański. Na spotkaniu z protestantami i prawosławnymi mówił: W naszym przekonaniu jedność taka występuje w Kościele katolickim, w którym nie grozi jej utrata. Nie oznacza ona jednak jednolitości we wszystkich przejawach teologii i duchowości, w formach liturgicznych i w dyscyplinie. Jedność w różnorodności i różnorodność w jedności; pełna jedność i prawdziwa katolickość idą w parze. Po raz pierwszy Benedykt uśmiechnął się w synagodze. Powitał go rabin Teitelbaum, który w mowie powitalnej zwrócił się do matki członka zarządu gminy w Kolonii: Na jej przedramieniu można odczytać numer, który wytatuowano w obozie koncentracyjnym. W 1944 roku w Auschwitz nie miała ani dość siły, ani dość wyobraźni, by pomyśleć, że pewnego dnia w 2005 roku jej syn oficjalnie powita papieża w synagodze w Kolonii. I tu na twarzy Ojca Świętego pojawił się uśmiech. Wcześniej twarz była pełna skupienia, wręcz napięta. Następnie rabin tłumaczył, że judaizm opiera się na pięciu filarach. Potem podniósł w górę swoją wielką rękę i powiedział: Z tych pięciu filarów tworzy się jedna dłoń, która stanowi jedną dłoń narodu żydowskiego. I tę dłoń wyciągam do papieża jako symbol pokoju ze strony narodu żydowskiego, wyciągam ją także w stronę wszystkich narodów tego świata. Po czym rabin podszedł do papieża. Ten nieco zaskoczony zdjął okulary i powstał z krzesła. Rabin mocno uścisnął drobną dłoń papieża. W tym momencie Benedykt uśmiechnął się po raz drugi. Papież w swoim przemówieniu przypomniał, że dialog chrześcijańsko- żydowski nie może przemilczeć istniejących różnic ani ich pomniejszyć (...); musimy się darzyć wzajemnym szacunkiem. W tym momencie papież dodał zupełnie od siebie, płynnie jakby odczytał z kartki, ale tego w oficjalnym przemówieniu nie było. Dodał: i kochać. Tego się nie spodziewano, co nie umknęło uwadze watykaniście „La Repubblica”, który napisał, że Benedykt nauczył się sztuki i przyjemności improwizacji. Papież podczas wieczornego zgromadzenia na polach Marienfeld mówił młodym: W zakończonym niedawno stuleciu przeżywaliśmy rewolucje, których wspólnym programem było to, aby nie oczekiwać niczego od Boga, lecz całkowicie wziąć losy świata we własne ręce, aby zmieniać jego warunki. I widzieliśmy, że w ten sposób ludzki i cząstkowy punkt widzenia przyjmowano zawsze za absolutną miarę ukierunkowania. Absolutyzacja tego, co nie jest absolutne, lecz względne, nazywa się totalitaryzmem. Nie wyzwala człowieka, lecz odbiera mu jego godność i zniewala. To nie ideologie zbawiają świat, ale tylko zwrócenie się do Boga żywego, który jest naszym Stwórcą, gwarantem naszej wolności, gwarantem tego, co rzeczywiście jest dobre i prawdziwe. Prawdziwa rewolucja polega wyłącznie na zwróceniu się bez zastrzeżeń do Boga, który jest miarą tego, co sprawiedliwe i zarazem jest wieczną miłością. A cóż mogłoby nas ocalić, jeśli nie miłość? Pozwólcie mi dodać jeszcze dwie krótkie myśli. Wielu mówi o Bogu; w imię Boga głosi się także nienawiść i dopuszcza się przemocy. Dlatego ważne jest odkrycie prawdziwego oblicza Boga. Mędrcy ze Wschodu znaleźli je, kiedy upadli na twarz przed Dziecięciem w Betlejem. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” — powiedział Jezus do Filipa (J 14,9). W Jezusie Chrystusie, który dla nas pozwolił, aby przeszyto Jego serce, w Nim ukazało się prawdziwe oblicze Boga. Pójdziemy za Nim razem z wielkim zastępem tych, którzy nas wyprzedzili. Wówczas podążać będziemy właściwą drogą. Oznacza to, że nie tworzymy sobie prywatnego Boga, prywatnego Jezusa, lecz wierzymy i oddajemy pokłon temu Jezusowi, którego ukazuje nam Pismo Święte i który w wielkiej wspólnocie wiernych zwanej Kościołem okazuje się żywy, zawsze z nami, a zarazem zawsze przed nami. Można bardzo krytykować Kościół. Wiemy o tym i powiedział nam o tym sam Pan: jest on siecią, w której są dobre i złe ryby, polem pszenicy i kąkolu. Papież Jan Paweł II, który w tak wielu błogosławionych i świętych ukazał nam prawdziwe oblicze Kościoła, prosił też o wybaczenie tego, co w ciągu dziejów, z powodu czynów i słów ludzi Kościoła, wydarzyło się złego. W ten sposób ukazał też nam nasze prawdziwe oblicze i wezwał, byśmy ze wszystkimi naszymi ułomnościami i słabościami szli w pochodzie świętych, zapoczątkowanym przez Mędrców ze Wschodu. Było też pewne novum, którego nie było za pontyfikatu Jana Pawła II. Niektórzy się nawet obawiali, czy młodzież zrozumie intencje Benedykta. Okazało się, że tak. Zrozumieli nawet krytyczni dziennikarze, którzy nie mogli uwierzyć, że młodzież zrozumie ciszę. A jednak. Tym novum była adoracja Najświętszego Sakramentu. Na wielkim placu modlitwy nastała wręcz niepokojąca cisza. A to była cisza wypełniona Bogiem. Papież i jego młodzi przyjaciele klęczeli przed Jezusem Eucharystycznym. W ciszy, skupieniu i zamyśleniu. Media po raz kolejny musiały transmitować ciszę modlitwy. Nie było tam żadnej akcji, żadnego dynamizmu. Tak jak w katedrze na Wawelu, gdy przez ponad godzinę modlił się psalmami z brewiarza Jan Paweł II. Papież wyjeżdżał ze swojej ojczyzny odmłodzony i odnowiony. W Kolonii postawił na młodych. Kościół jest młody — mówił i przypominał słowa ze swojej homilii podczas mszy św. Inaugurującej pontyfikat. Nie jest dziełem przypadku, że pierwsza pielgrzymka 78-letniego papieża odbyła się do jego rodzinnego kraju na spotkanie z młodym Kościołem. Benedykt nie mógł przegapić tego spotkania, bo straciłby nadzieję pokładaną w młodości. Mógł i nadal może liczyć na to młode pokolenie, które zaraziło go entuzjazmem, wrażliwością i gotowością do podejmowania zadań przyszłości. A że potrzebował tej swojej Kolonii, przekonał się na własnej skórze, gdy leciał prawie dobę do młodych Kościoła w Australii. Tam w Sydney wykorzystał energetyczny potencjał duchowy, który otrzymał w Kolonii — mieście Trzech Mędrców ze Wschodu.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama