Co wspólnego ma św. Józef z objawieniami w Gietrzwałdzie? Dlaczego nie każde prywatne objawienia są uznawane przez Kościół?
Miłość i cześć do Świętego Józefa czasami są tak wielkie, że potrafią nawet... uśpić zdrowy rozsądek. Coś takiego przydarzyło się ks. Augustynowi Weichselowi, proboszczowi z Gietrzwałdu z czasów objawień maryjnych.
Stało się już tradycją, że 1 maja spotykamy się przy figurze św. Józefa w miejscowości nomen omen Józefów, która należy do naszej parafii. Zwykle modlimy się litanią, a kapela i zespół śpiewaczy Liskowianie dają mały koncert pieśni, w tym oczywiście pieśni ku czci św. Józefa. Spotkanie kończy się poczęstunkiem. W tym roku, w końcu jest to Nadzwyczajny Rok Świętego Józefa Kaliskiego, obok figurki pojawiła się mała wystawa obrazów przedstawiających Małżonka NMP, a jej właściciel, regionalista i miłośnik historii Karol Matczak, opowiedział historię każdego z nich. Jakże się zdziwiłem, kiedy przeszedł on do omawiania ostatniego obrazu, który przedstawiał św. Józefa z objawień... w Gietrzwałdzie! Obraz zaopatrzony był podpisem w dwóch językach, polskim i niemieckim. Oczywiście przypomniałem sobie, że kiedy w ubiegłym roku pielgrzymowałem do Gietrzwałdu z racji 140 rocznicy objawień maryjnych, a później zagłębiałem się w różne materiały przy pisaniu artykułów, dowiedziałem się co nieco o objawieniach św. Józefa, ale — niestety okazały się one wymysłem jednej z rzekomych wizjonerek i w związku z tym nie zostały nigdy uznane przez Kościół. Opowiedziałem o tym kilka słów jeszcze przy figurce, ale pomyślałem, że może warto przypomnieć tę historię, skoro w kulturze popularnej przetrwały jej ślady.
Zatwierdzone przez Kościół (w 1977 roku) objawienia Matki Bożej w Gietrzwałdzie z roku 1877, jak pamiętamy, opierają się o świadectwa dwóch dziewczynek Justyny Szafrańskiej i Barbary Samulowskiej. Pisaliśmy o tym szeroko rok temu. Jednakże oprócz tych dziewcząt do proboszcza w Gietrzwałdzie ks. Augustyna Weichsla zgłosiło się kilkanaście osób z Warmii i dalszych okolic, nawet z Królestwa Polskiego, które twierdziły, że również miały objawienia. Niektóre z nich były nawet przesłuchiwane protokolarnie. Co ciekawe, były to same kobiety, ale tylko dwie spośród nich, przynajmniej początkowo wydawały się wiarygodne: wdowa Elżbieta Bilitewska i niezamężna Katarzyna Wieczorkówna. Ks. Franciszek Hipler, autor książki wydanej w rok po objawieniach był święcie przekonany, że również te dwie kobiety miały objawienia i traktował je na równi z dziewczynkami: „Rodem z czterech w bliskim sąsiedztwie położonych miejscowości, różniące się między sobą tak wiekiem i stanem, jak powierzchownością i umysłowymi zdolnościami, widują Najświętszą Maryję Pannę odpowiednio do swego usposobienia w rozmaitej postaci. Dzieciom ukazuje się na tronie jako matka-nauczycielka, jako Stolica Mądrości, wdowie jako Matka Boska, dziewicy jako Panna Niepokalana”. Jednakże kiedy zakończyły się objawienia Matki Bożej dzieciom, Bilitewska i Wieczorkówna twierdziły, że miały kolejne objawienia. Mało tego, miał im się też ukazywać św. Józef, w co trudno było uwierzyć.
Wierzył im natomiast proboszcz ks. Augustyn Weichsel, który miał wielką cześć do Świętego Józefa. Poparł więc kobiety i w piśmie do biskupa napisał: „Objawienia św. Józefa uważam za autentyczne, chociaż w doniesieniach zakradła się fałszywa interpretacja różnych wizji. Mam na to następujące dowody: 1. Wdowa Bilitewska i Katarzyna Wieczorkówna są osobami całkowicie wiary godnymi, są gotowe raczej życie stracić, niż w tak ważnej sprawie świadomie mówić nieprawdę. 2. Przywiedzeni świadkowie we wcześniejszym sprawozdaniu zeznają, że wymienione Bilitewska i Wieczorkówna podczas objawień św. Józefa znajdowały się w takim samym stanie ekstatycznym, jak przy objawieniach Najświętszej Maryi. 3. W zeznaniach nie sprzeciwiają się nauce Kościoła Katolickiego, zawsze podają upomnienia do pokory, cierpliwości i posłuszeństwa. 4. Na pokropienie wodą święconą zjawa czyni znak krzyża św.: i wszystkie jej przemówienia zaczynają się i kończą pozdrowieniem: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. 5. Celem objawień jest nawrócenie ludu przez przestrzeganie upomnień otrzymanych podczas objawień Matki Boskiej. 6. Działanie wizji: uspokojenie, radość i zapał w religijnym postępowaniu osób widzących”.
Nie wszyscy zgadzali się z opinią proboszcza, ponieważ zwłaszcza Bilitewska mówiła o sprawach trudnych do przyjęcia, jak choćby o Józefie wziętym do nieba z ciałem, czy w jakim wieku umarł św. Józef (82 lata), czy św. Anna (63 - miała nie żyć, gdy urodził się Pan Jezus). Oprócz tego wraz z Wieczorkówną podawały dokładne liczby dusz, które weszły do nieba w danym dniu. 16 września 1879 roku Wieczorkówna zeznawała, że św. Józef pokazał jej niebo, gdzie „obok Jezusa, Maryi, aniołów i apostołów oraz innych świętych widziała także zmarłego papieża Piusa IX, jak się za nas modli”. Tego samego dnia św. Józef pokazał jej czyściec, ogień był różnokolorowy, dołem czerwony, górą białawy. Widziała w nim różne znajome osoby, jak „cierpiały i wołały ratunku, głos był jęczący”. Kiedy indziej modliła się za swojego zmarłego ojca i miała słyszeć słowa: „Twoja modlitwa jemu nic nie pomoże”. Podobnie zeznawała Bilitewska: „widziała czyściec i dusze w dole ciemnym i w górze jaśniejszej”. [...] „Znany zmarły kapłan został skazany na 14 lat, inny ma jeszcze 12 lat pokuty”. Rozglądała się za znajomymi i usłyszała głos św. Józefa: „pijaków szukasz tu daremnie”. Ale „widziała swojego męża, który prosił o Mszę św. i inne jeszcze znane jej osoby”.
Ówczesny biskup Filip Krementz po pewnym czasie przestał ufać proboszczowi i miał zastrzeżenia co do tych objawień i 7 maja 1878 roku polecił ks. Weichslowi, „aby nie przykładał żadnej wagi do dalszych objawień i aby obydwom osobom zakazał nocnego nabożeństwa do św. Józefa”. Proboszcz oczywiście dostosował się do tego zarządzenia, ale kobiety próbowały wywierać presję na duchownych, „używając” do tego Matki Bożej, która w kolejnych objawieniach miała być smutna z powodu braku wiary w objawienia. Jednak wyrzuty sumienia Wieczorkówny sprawiły, że na początku 1880 roku przyznała się do machinacji z Bilitewską, że świadomie symulowały objawienia i wzajemnie się porozumiewały jak miały zeznawać. Inicjatorką tych oszustw była Bilitewska.
Zdemaskowanie wizjonerek było oczywiście ciosem dla ks. Weichsla, który święcie wierzył w prawdziwość objawień. Z goryczą pisał później do biskupia: „Z mojej strony mogę według sumienia stwierdzić, że obie te osoby strzegłem jak źrenicy oka w głowie, zawsze napominałem i obserwowałem. W najgłębszej pokorze pochylam się, że moją nieudolnością nie zapobiegłem zepsuciu”. Kiedy wszystkie oszustwa wyszły na jaw, proboszcz powiadomił o wszystkim biskupa, a ten wydał ostateczne orzeczenie na temat całej sprawy: „Poczuwam się teraz do obowiązku zabronić tym osobom wszelkiego pytania, słuchania i protokołowania rzekomych ich wizji oraz unikać wszelkich przygotowań i oddalać wszystko, o co one zabiegały, aby nastąpiły wizje. Zechce Ksiądz tym osobom surowo zakazać mówić o tych objawieniach, albo cokolwiek czynić, przez co one nie mogłyby być zaniechane. Z powodu ciężkich grzechów, gdy w tak świętych i pełnych znaczenia sprawach prawda została zgwałcona, zechce Ksiądz nałożyć im ciężkie ćwiczenia pokutne i wykluczyć je od Komunii św., dopóki im znowu na nią nie pozwolę. (...) Co do tej okoliczności, zapytywany pisemnie i ustnie, zechce Ksiądz uchylić się od odpowiedzi zaznaczając, że ja Księdzu zabroniłem zajmować się dalej tą sprawą. Także nie powinna być posyłana żadna woda, żadne rzeczy rzekomo poświęcone przez Matkę Boską lub przez św. Józefa nie powinny być używane i obydwie dotyczące osoby w dniach rzekomych objawień nie powinny być obecne w czasie zwykłych modlitw. (...) Poza tym zechciejmy nieustannie wzywać Boga, aby ta sprawa obróciła się na Jego większą chwałę i dobro Kościoła, a co przy tym zostało zaniedbane lub uchybione, Swoją łaską raczył uzupełnić, przebaczyć i naprawić”.
I tak oto zakończyła się sprawa objawień św. Józefa w Gietrzwałdzie. Trzeba jeszcze dopowiedzieć, że dzięki proboszczowi obie kobiety dostały szansę, aby się zrehabilitować przed lokalną społecznością i odpokutować swoje oszustwa. Katarzyna Wieczorek wstąpiła do zgromadzenia szarytek w Krakowie i jako siostra Teresa została pochowana na cmentarzu Rakowieckim 10 października 1897 roku. Elżbieta Bilitewska do końca życia posługiwała na plebanii w Gietrzwałdzie i tam umarła. Jej córka Józefa, która też utrzymywała, że miała objawienia, wstąpiła do szarytek w Bysławku koło Tucholi, a potem w Środzie Wielkopolskiej, i rzecz ciekawa, to dzięki niej mamy pewne informacje o losach prawdziwej wizjonerki, jednej z dwóch dziewczynek, Justyny Szafrańskiej, która niestety opuściła zakon i wybrała świeckie życie (nie wiemy nawet gdzie spoczywa jej ciało). Korespondowały one między sobą w latach 1913 -1920.
Niesamowite jest to, że te dwie kobiety, które oszukały, ostatecznie chyba odeszły z tego świata w przyjaźni z Bogiem, a autentyczna wizjonerka, Justyna, kto wie? Może jednak św. Józef im pomógł?
opr. mg/mg