Fragmenty książki "Bioetyka. W obronie życia człowieka"
Zanim przejdziemy do szczegółowych problemów sztucznego zapłodnienia, postawmy pytanie o chrześcijański sens ludzkiej prokreacji.
— Prokreacja jest formą uczestnictwa w akcie stwórczym Boga. Posiada szczególną wartość i godność, bo jest aktem świadomej i wolnej współpracy z Bogiem w przekazywaniu życia na ziemi. Stwórca powołał człowieka, jako jedyną wśród stworzeń istotę osobową, do przekazywania życia w sposób odpowiadający ludzkiej godności i szczególnej relacji z Dawcą życia. Oznacza to, że prokreacja nie jest tylko aktem fizycznym, lecz aktem ściśle osobowym. Dlatego istotą prokreacji będzie wyrażenie przez osoby ich szczególnego sposobu bycia, relacji, wspólnoty uczuć i myśli. Inaczej mówiąc, prokreacja jest aktem miłości i tylko w miłości znajduje swój właściwy wyraz. Akt prokreacji winien być zawsze pojmowany w ścisłym związku z miłością, która w szczególny sposób dopełnia się w zjednoczeniu seksualnym. Podobnie jak miłość nie może być nieobecna w akcie seksualnym, tak też prokreacja nie może być odłączona od miłości i aktu seksualnego. Te trzy elementy: miłość, akt seksualny i prokreacja pozostają w małżeństwie zawsze nierozdzielne, i stanowią integralną całość.
Czy pod jakimikolwiek warunkami dopuszczalna jest sztuczna prokreacja poza małżeństwem?
— Nie. Małżeństwo jest jedyną relacją osobową, która spełnia warunki ludzkiej prokreacji na poziomie godnym człowieka jako osoby. Jeżeli słyszymy dzisiaj o zastępczym macierzyństwie, o prokreacji w związkach lesbijskich i prokreacji w małżeństwie, ale z udziałem obcego dawcy spermy, to mamy do czynienia z głębokim naruszeniem sensu ludzkiej prokreacji. Zastępcze macierzyństwo jest przykładem rozdzielenia funkcji rodzicielskich: rodziców genetycznych i rzeczywistej rodzicielki. Kobieta, która rodzi dziecko należące genetycznie do innej kobiety, nie będzie matką tego dziecka, chociażby biologicznie je zrodziła. Pojęcie macierzyństwa zostaje w tym wypadku zupełnie rozchwiane. Ponadto nie jest to w istocie rzeczywisty akt prokreacyjny, bo przekazanie życia nie dokonuje się tu w ścisłej więzi z miłością małżonków, wyrażoną w seksualnym akcie małżeńskim. Podobnie rzecz się przedstawia w odniesieniu do prokreacji, która pozostaje poza bezpośrednim udziałem mężczyzny. Kobieta, która otrzymuje embrion lub spermę obcego dawcy, uczestniczy po prostu w jakimś akcie technologicznym, który sprowadza rodzenie dziecka do zwykłej, bezosobowej reprodukcji. Skoro niegodziwe są też wszelkie pozamałżeńskie akty prokreacyjne, tym bardziej niegodziwe wydają się akty reprodukcyjne, w których czynnik osobowy sprowadza się wyłącznie do przyzwolenia na reprodukowanie życia. Ludzka prokreacja powinna być aktem osobowym, gdyż jest ściśle związana z godnością człowieka, jego zdolnością do aktów rozumnych i wolnych, do aktów miłości. Każdy nieporządek moralny w dziedzinie prokreacji narusza w sposób istotny osobowy status życia człowieka.
W naszych czasach wiele małżeństw pozostaje niepłodnych. Zapłodnienie in vitro jest dla nich niekiedy jedyną szansą na posiadanie dziecka. Czy w ich przypadku usprawiedliwiona jest sztuczna prokreacja?
— Oczywiście, że nie. Małżonkowie są powołani przez Boga do przekazywania życia, ale w warunkach odpowiadających godności ludzkiej prokreacji. Jeśli nawet obydwoje bardzo pragną mieć dziecko, które byłoby owocem ich miłości, to w przypadku sztucznej prokreacji ta miłość nie znajduje swego właściwego wyrazu. Choć samo pragnienie dziecka jest tu wyrazem miłości, to spełnia się ono poza płodnym aktem małżeńskim. Dziecko zostaje poczęte w probówce, tj. w akcie technologicznym i reprodukcyjnym, gdzie nie ma miejsca na zaangażowanie miłości osobowej ani na relację seksualną. Mamy więc do czynienia z reprodukcją, którą trudno byłoby nawet nazwać ludzką prokreacją. Ta bowiem wymaga relacji osobowej, dzięki której przychodzi na świat nowe życie jako owoc miłości i małżeńskiego zjednoczenia. Nie należy także zapominać o niegodziwym sposobie nabywania spermy drogą masturbacji, co w przypadku małżonków oznacza naruszenie ich więzi osobowej i seksualnej. Generalnie rzecz ujmując, oddzielenie aktu prokreacyjnego od normalnego pożycia małżeńskiego pociąga za sobą wiele konsekwencji zarówno dla małżeństwa jako takiego jak i punktu widzenia godności przekazywania życia ludzkiego.
Jak zatem pomóc małżeństwu niepłodnemu, które pragnie dziecka?
— Życie jest darem i wyłącznie darem. Nikt nie ma absolutnego prawa do dziecka, czyli do arbitralnego powoływania do życia drugiego człowieka. Sztuczna prokreacja nie wydaje się więc dobrym rozwiązaniem w przypadku małżeńskiej niepłodności. Nie jest też aktem terapeutycznym, jak twierdzą ci, co nie widzą różnicy między ludzką prokreacją, a technologiczną reprodukcją. Należy przede wszystkim leczyć przyczyny niepłodności, a nie szukać drogi na skróty, narażając przy tym małżonków na błędne decyzje rodzicielskie i stwarzając iluzję rozwiązania trudności w realizacji prokreacji. Niepłodność jest niewątpliwie cierpieniem, którego problem nie może być jednak rozwiązywany kosztem niegodziwie powoływanego życia. Wówczas dziecko okazuje się tylko środkiem do zaspokojenia pragnień rodziców, mimo że wydaje się być celem samo w sobie. Trzeba także pamiętać, że sztuczna prokreacja zakłada równocześnie zapłodnienie w probówce wielu embrionów, z których większość jako nadliczbowa, zostaje przeznaczona na eksperymenty lub zniszczenie. Nie można więc zapominać, że dziecko z probówki przychodzi na świat kosztem życia wielu swoich braci i sióstr. Niepłodni małżonkowie, którzy naprawdę chcą zrealizować się jako rodzice, winni raczej adoptować dzieci pozbawione rodzicielskiej troski.
Ministerstwo zdrowia zapowiada finansowanie przez państwo zapłodnienia metodą in vitro. Protestują środowiska katolickie. Dlaczego Kościół jest przeciwny finansowaniu tej metody?
— Zamiast finansować sztuczne zapłodnienie ze środków społecznych, państwo powinno wspomagać rzeczywistą terapię niepłodności. Można odnieść wrażenie, że tutaj także próbuje się iść na skróty. Jak mawiał znany francuski genetyk Jerôme Lejeune, gdyby środki przeznaczone na sztuczne zapłodnienia skierować na badanie i leczenie niepłodności, większość jej przypadków znalazłaby pomyślne rozwiązanie. Obiecująca w leczeniu niepłodności okazała się np. w ostatnim czasie naprotechnologia, która na drodze naturalnej stwarza nawet większe szanse poczęcia niż metoda in vitro. Tymczasem inwestuje się właśnie w zapłodnienie in vitro, jakby to była terapia i najbardziej pożądana dla niepłodnych małżeństw metoda. Oczywiste jest przecież, że ten rodzaj zapłodnienia nie ma nic wspólnego z terapią niepłodności. Małżeństwo niepłodne nie podlega przecież uzdrowieniu przez fakt, że zastosuje techniczną reprodukcję. Podkreślmy raz jeszcze, że jest to bezsprzecznie technologia reprodukcyjna, a nie terapia niepłodności. Mielibyśmy do czynienia z terapią, gdyby działania medyczne mogły doprowadzić do naturalnego poczęcia.
Sprawa finansowania zapłodnienia in vitro budzi także sprzeciw z racji etycznych. Gdyby metoda sztucznego zapłodnienia była etycznie usprawiedliwiona, Kościół z pewnością nie sprzeciwiałby się jej stosowaniu i finansowaniu przez państwo w przypadku niepłodnych małżeństw. Ponieważ jednak w żadnej sytuacji nie powinno się jej dopuszczać, jej finansowanie byłoby formą promocji praktyk moralnie nagannych. Dzieje się tak zresztą często, gdy to, co legalne stwarza pozory bycia tym, co moralne. Bardzo często społeczeństwu wydaje się, jak np. w przypadku aborcji, że jeśli państwo dopuszcza jakieś postępowanie jako legalne, to jest ono przyjmowane bez zastrzeżeń za moralne. Państwo nie może więc sobie pozwalać na promocję zjawisk społecznych, które są etycznie wątpliwe lub jednoznacznie niemoralne. Nie należy także zapominać, że nie wszystko, co technicznie możliwe, jest etycznie dopuszczalne. Niestety, historia pokazuje, że człowiek niejednokrotnie usprawiedliwiał działania niemoralne w imię potrzeby eksperymentu naukowego lub jakiegoś dobra społecznego. Nie mówiąc już o skrajnych nadużyciach techniki dla celów wojennych i masowego zniszczenia, nie należy zapominać, iż także w stanie pokoju stosuje się środki techniczne, które przez akumulację swych negatywnych skutków niszczą zdolność prokreacyjną człowieka, powodują choroby nowotworowe, itd.
Pamiętajmy wreszcie o tym, że stosując metodę in vitro wytwarzamy co najmniej kilka ludzkich embrionów, z których część jest wykorzystywana, a reszta zamrażana, bądź od razu niszczona. Finansowanie metod sztucznej prokreacji oznaczałoby więc promowanie takiego stanu rzeczy, który jest etycznie niedopuszczalny. Kościół naucza, że ludzki embrion jest człowiekiem, więc jego zniszczenie równa się zabójstwu człowieka. Tak, że powoływanie do życia ludzkiego embrionu, z którym nie wiadomo, co później uczynić — w najlepszym wypadku zniszczyć lub poddać eksperymentom naukowym — wydaje się wysoce niegodziwe.
A jeśliby metodę in vitro udoskonalić w taki sposób, by wszystkie embriony były wykorzystywane dla celów prokreacyjnych?
— Nawet, jeśli do sztucznego zapłodnienia wystarczyłoby wytworzenie tylko jednego embrionu, to Kościół nadal byłby przeciwny metodzie in vitro. Chodzi bowiem o samą koncepcję człowieka i osobowy charakter ludzkiej prokreacji. Zapłodnienie in vitro jest złem samo w sobie, gdyż narusza osobową strukturę małżeństwa jako miejsca zrodzenia dziecka, i traktuje instrumentalnie dziecko, które ma się narodzić. Jak mówiliśmy wcześniej, według nauczania Kościoła poczęcie winno zachodzić w następstwie aktu miłości i zjednoczenia seksualnego. Tymczasem w metodzie in vitro poczęcie nie ma nic wspólnego z bezpośrednim aktem miłości, a tym bardziej ze zjednoczeniem płciowym, bo do zapłodnienia dochodzi w sposób sztuczny, poza organizmem matki. Kościół sformułował swe negatywne stanowisko wobec metody in vitro w roku 1987 w instrukcji Kongregacji Nauki Wiary Donum vitae, gdy jej prefektem był kard. Joseph Ratzinger. Od tamtej pory Urząd Nauczycielski Kościoła potwierdza to stanowisko we wszystkich oficjalnych wypowiedziach na temat godności ludzkiej prokreacji i nie może go zmienić, bo sprzeciwiałoby się to prawu Bożemu i naturalnemu, które stoi na straży niezmiennych ludzkich wartości.
Co Kościół proponuje małżonkom, którzy nie mogą mieć dzieci?
— W świetle nauczania Kościoła istotą małżeństwa jest budowanie wspólnoty życia i miłości między kobietą i mężczyzną, a także zrodzenie potomstwa. Jeśli nie mogą oni mieć dzieci, nadal ich związek ma sens jako wspólnota miłości. Kościół proponuje w takich sytuacjach adopcję dziecka, tym bardziej że bardzo wiele sierot czeka na rodziców zastępczych. Nie jest nigdy dobrym rozwiązaniem takie, które dla zaspokojenia czyichś pragnień instrumentalnie traktuje życie drugiego człowieka. Nasze ludzkie relacje oparte są bowiem na poszanowaniu wolności i nikt nie może uzurpować sobie prawa do więzi z drugą osobą, jeśli miałaby ona być wymuszona. Podobna więź nie będzie ostatecznie nikogo satysfakcjonować, bo u jej podstaw leży przemoc, a nie dobrowolna zgoda. Jeśli nawet małżonkowie bardzo cierpią z powodu swej niepłodności, nikt nie może im przyznać prawa do dziecka, tak jak nie można nikogo zmusić do spełnienia czyjegoś pragnienia miłości. Pragnienie dziecka ma służyć dobru dziecka, a nie zaspokojeniu osobistych potrzeb rodziców, ich poczucia niespełnienia i samotności. Ludzka prokreacja zakłada wolność, tak samo jak każda forma osobowej miłości. Podobnie jak w miłości osoby należą do siebie we wzajemnym obdarowaniu, a więc są darem jedna dla drugiej, tak też i w prokreacji obecna jest logika daru, którą małżonkowie powinni uszanować. Jeśli naprawdę chcą być kochającymi rodzicami i pragną rzeczywistego dobra swego dziecka, nie mogą przy jego powoływaniu na świat stosować reprodukcyjnej przemocy i doprowadzać do jego zaistnienia w sposób uwłaczający ludzkiej godności oraz godności życia jako daru.
A jeśli mimo to katolickie małżeństwo zdecyduje się na metodę in vitro — czy popełnia grzech?
— Popełnia grzech w odniesieniu do wielorakich postaci zła, o których do tej pory mówiliśmy. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że metodzie sztucznego zapłodnienia towarzyszy niszczenie ludzkich embrionów, to mamy tu do czynienia z zabójstwem dziecka poczętego, obdarzonego przez Boga duszą i życiem nieśmiertelnym. Zabójstwo niewinnego życia ludzkiego jest zaś w każdym przypadku grzechem ciężkim. Ale grzech nie jest tylko złem popełnionym wobec drugiego człowieka, jest także i przede wszystkim aktem przeciwko Bogu. Zauważmy, że Bóg jako źródło i dawca wszelkiego życia w przypadku technologii reprodukcyjnej jest traktowany jako bezosobowa władza, której moc człowiek wykorzystuje arbitralnie dla realizacji swoich własnych zamierzeń. Jest to więc w istocie manipulowanie stwórczą władzą Boga i uzurpowanie sobie boskiej wszechmocy, jakiej pragnie czarnoksiężnik. Taka postawa towarzyszyła od początku człowiekowi, który zdecydował się ostatecznie sięgnąć po najwyższą władzę decydowania o dobru i złu. Nie zapominajmy także o bezpośrednich konsekwencjach grzechu pierworodnego: o władzy człowieka nad człowiekiem, o władzy nad jego życiem. W przypadku technik ludzkiej reprodukcji zdobywamy poniekąd taką właśnie absolutną władzę nad życiem człowieka, decydujemy o tym, jaki, czy i kiedy ma się narodzić, komu lub czemu ma służyć jego życie. Kiedy dziecko staje się produktem technologii, zmniejsza się — siłą rzeczy — jego wartość dla osób, które go wytworzyły i przeznaczyły do określonych funkcji. Ciężkim grzechem jest zatem powoływanie do życia ludzkiej istoty, która od momentu poczęcia nie będzie traktowana w pełni osobowy sposób.
Kościół przypominając o grzechu, wymaga od każdego, kto uważa się za członka wspólnoty wierzących, lojalnego podporządkowania się głoszonej doktrynie. Podstawą tej doktryny jest przekonanie, że decyzja małżonków na zapłodnienie in vitro godzi przede wszystkim w Boże prawo, ale także we wspólnotę Kościoła i ostatecznie w godność człowieka.
A czy dziecko poczęte tą metodą jest obciążone jakąś winą moralną?
— Nie, absolutnie nie. Winą moralną może być obciążony tylko ten, kto podejmuje działania w sposób świadomy i dobrowolny. Przemoc reprodukcyjna jest ewidentnym skutkiem grzechu pierworodnego, w rezultacie którego rodzi się dziecko z probówki. Nikt z nas nie jest odpowiedzialny za to, że dziedziczymy grzech pierworodny. Świat, w którym żyjemy, jest jednak wyraźnie naznaczony grzechem pierworodnym i musimy sobie z tego zdawać sprawę. Dziecko z probówki przychodzi zatem na świat, w którym grzech pierworodny przekłada się na przemoc reprodukcyjną i technologiczną. To, jakie ono będzie, zależy więc od technologii, od oczekiwań społecznych, od pragnień rodziców. Roszczenia pod jego adresem mogą być właściwie nieskończone. Ale może spotkać się także z pogardą czy nawet potępieniem, jeśli nie spełni pokładanych w nim nadziei. Oczywiście, to samo może zdarzyć się w przypadku dziecka naturalnie poczętego. Tu jednak można mieć pretensje tylko do natury, a nie do określonej techniki czy konkretnych ludzkich działań. Natomiast roszczenia i pretensje towarzyszące od samego początku sztucznemu zapłodnieniu wynikają z całkowitej arbitralności decyzji i nie liczą się z możliwością indywidualnych ograniczeń. Gdyby w wyniku zapłodnienia in vitro doszło do anomalii, jedynym racjonalnym rozwiązaniem byłoby zniszczenie embrionu. Dziecko poczęte w probówce, samo wolne od wszelkiej osobistej winy moralnej, mimo wszystko uczestniczy w procederze obciążonym głębokim nieporządkiem moralnym. Bo jest przede wszystkim jego ofiarą.
Sytuacja katolickich małżonków, którzy poczęli dziecko metodą in vitro może być moralnie i emocjonalnie bardzo trudna. Z jednej strony cieszą się z dziecka, z drugiej żyją w poczuciu winy, że złamali przykazania Kościoła. Czy Kościół może im jakoś pomóc?
— Taka sytuacja rzeczywiście może rodzić wewnętrzne dylematy. Mamy tu do czynienia z typowym konfliktem wartości, w którym nie do pogodzenia staje się pragnienie posiadania dziecka i moralnie naganny środek, jakim się posłużyli, aby je zdobyć. W tym stanie satysfakcja z posiadania dziecka miesza się z poczuciem poniżenia. Okazuje się również, że wyidealizowane dziecko, poczęte na zamówienie, może czasem przynieść rozczarowanie. Jednak każdy wierzący ma możliwość pojednania z Bogiem i ze sobą samym. Może bowiem znowu stanąć pod Krzyżem, przed którym wcześniej uciekł. Niestety, ucieczka przed cierpieniem prowadzi zwykle do utraty wolności i możliwości samospełnienia. Dopiero poznanie rzeczywistej natury swego cierpienia może prowadzić do takiej jego przemiany, że już nie niszczy wolności, a nawet człowieka uszlachetnia. W ten sposób dokonuje się także nawrócenie, które polega na zmianie postawy wobec popełnionego czynu. Nawrócony nigdy nie wróciłby do swego grzechu. Nawet, jeśli nie odrzuca skutków grzesznego czynu, ma świadomość jego niemoralności i gotów jest podjąć pokutę, która oczyszcza. Nie oznacza to jednak, że miałby się wyzbyć dziecka lub traktować je inaczej niż powinien. Należy tym bardziej zatroszczyć się o to, by zapewnić dziecku zdrową relację rodzicielską.
Czy spotyka się ksiądz w konfesjonale z ludźmi, którzy spowiadają się ze stosowania metody in vitro?
— Tak, coraz częściej kapłan spotyka w konfesjonale małżonków, którzy zastosowali metodę in vitro i chcieli się po tej grzesznej decyzji pojednać z Bogiem. Także w tym przypadku stosują się ogólne zasady do uzyskania rozgrzeszenia. Przy ocenie stopnia odpowiedzialności za dany czyn trzeba brać pod uwagę wiele czynników, m.in. świadomość grzechu. Jeśli małżeństwo nie miało pełnej świadomości grzechu w przypadku sztucznego zapłodnienia, ich odpowiedzialność jest zmniejszona. To ich jednak nie usprawiedliwia ich zaniedbania, gdyż jako katolicy powinni byli poszukiwać w Kościele prawdy o moralnej ocenie podejmowanych działań, przeprowadzić rozmowę z proboszczem swej parafii, skontaktować się z jakimś ośrodkiem informacji katolickiej. Nadto trzeba pamiętać o uwarunkowaniach, które towarzyszą decyzji małżonków zdesperowanych z powodu niepłodności. W ich nieszczęściu grzech powoduje dodatkowe poniżenie. Spowiedź zaś stwarza możliwość całościowego uporządkowania tej sytuacji.
Formą pokuty, oprócz modlitwy, mogłaby być adopcja dziecka osieroconego, pomoc dzieciom pozbawionym opieki rodzicielskiej, pomoc charytatywna rodzinom ubogim, poprawa sytuacji dzieci bezdomnych, głodnych, chorych. Oczywiście, taką pokutę należy proponować na miarę indywidualnych możliwości. Jeszcze inną formą pokuty mogłaby być duchowa adopcja dziecka poczętego, któremu zagraża niebezpieczeństwo aborcji lub odrzucenia przez matkę.
A czy Kościół powinien protestować przeciwko finansowaniu metody in vitro przez państwo, jeśli mieliby z niej korzystać niewierzący, którzy nie podzielają katolickiego systemu wartości?
— Powinien, bo zło moralne metody in vitro jest złem samym w sobie. Polega na podejmowaniu działań przeciwko człowiekowi, przeciwko jego najbardziej fundamentalnym wartościom. Jest więc złem obiektywnym, niezależnym od wiary, czy światopoglądu. Istnieje wiele argumentów przeciwko tej metodzie, wcale nie wypływających z wiary, lecz z rozumienia człowieka, jego godności. Można by wymienić wiele argumentów naukowych, medycznych, o których niechętnie się mówi, by nie zaciemniać sensu realizacji celów i pragnień, którym służy metoda in vitro. Nie należy zapominać, że ta metoda tylko w pewnym stopniu okazuje się skuteczna, że wiąże się ze zwiększonym ryzykiem ciąży pozamacicznej, z zaburzeniami genetycznymi, nowotworami, itd. Może się jeszcze okazać, że w przyszłości metoda zapłodnienia in vitro będzie oceniona jako niespójna ze standardami medycznymi, zwłaszcza w porównaniu ze skutecznymi metodami rzeczywistego leczenia niepłodności.
Warto jeszcze przytoczyć stanowisko światopoglądowo neutralne. Otóż francuski genetyk Jacques Testart, który jako pierwszy w swym kraju dokonał zapłodnienia in vitro, wycofał się z tej metody. I to nie z powodów religijnych, bo argumentuje jako niewierzący, ale z powodów etycznych i humanitarnych. Jego zdaniem ta metoda prowadzi bowiem nieuchronnie do nadużyć, do selekcji embrionów i eugeniki. Według Testarta metoda in vitro spełnia warunki prokreacji na zamówienie (la vie à la commande), a taka prokreacja jest z gruntu nieludzka. Dlatego stwierdził kiedyś: „osobiście staję w opozycji wobec postępu naukowego, w którym uczestniczę”.
Czym jest zatem życie z probówki?
Trudno zgodzić się z tym, że życie z probówki jest darem Boga. Nie odpowiada bowiem zamysłowi Stwórcy, który ludzką prokreację związał z aktem osobowej miłości małżonków. Życie z probówki jest arbitralnie wymuszonym produktem technologii, która nie liczy się z prawami najsłabszych i bezbronnych, nie mogących decydować o swoim życiu i przeznaczeniu. Powołanie do życia człowieka w warunkach technologicznych jest moralnie niegodziwe, jest formą przemocy. Jak stwierdzał Heidegger: „jesteśmy tymi, do których życie skierowało swoje zaproszenie”. Zgodnie z tym możemy także twierdzić, że żyjemy na zaproszenie, nie na zamówienie. A zapłodnienie in vitro jest bez wątpienia technologią reprodukcyjną, która powołuje do życia właśnie na zamówienie. W tym sensie jest aktem reprodukcyjnej przemocy, aktem pozbawionym miłości i wolności. Tylko osobowy akt miłości małżeńskiej może być aktem prokreacyjnym, bo realizuje powołanie do życia na zaproszenie. Z natury rzeczy wiąże się więc z życzliwością i poszanowaniem indywidualnej wolności.
opr. aw/aw