"Niezwykłe objawienia świętych" - fragmenty
Wydawnictwo ESPRIT,
Rok wydania: 2013, ISBN 978-83-63621-45-2 |
Marcello Stanzione Anna Flisiak Zdziarska (tłum.)
Niezwykłe objawienia świętych
Święci są przy nas i pobudzeni Bożą miłością nieustannie za nami się wstawiają - szczególnie w chwilach najtrudniejszych, czyli w czasie choroby i niebezpieczeństwa zagrażającego naszemu zdrowiu czy życiu. Dowodem tego są niezwykłe i cudowne interwencje świętych. Autor książki, niezwykle popularny włoski ksiądz Marcello Stanzione przywołuje historie zebrane i zweryfikowane podczas procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych świętych. Potwierdzający je autorytet Kościoła daje nam pewność, że są one prawdziwe. Są to często święci obecnie mniej znani lub niemal zapomniani, a przecież będący wciąż niezwykle skutecznymi orędownikami. za ich wstawiennictwem możemy otrzymać od Boga wielkie łaski; wystarczy, byśmy o nie prosili w modlitwie. Ważną częścią książki są modlitwy z prośbami o wstawiennictwo świętych. Fragmenty
|
To zaskakujące, ale niemal we wszystkich aktach beatyfikacyjnych czy kanonizacyjnych świętych wśród cudownych objawień odnajdujemy też takie, które miały miejsce zaraz po ich śmierci.
Ojciec Avivone, postulator w procesie kanonizacji Ludwika Bertranda, poświęca dwanaście rozdziałów na wyliczenie niebiańskich łask przyznanych wiernym, którzy obdarzali tego świętego szczególną czcią i uwielbieniem. Ludwik Bertrand (hiszp. Luis Bertràn), urodzony w 1526 roku w Walencji, w Hiszpanii, będąc jeszcze młodzieńcem, udał się na pielgrzymkę do Santiago de Compostela na grób świętego Jakuba (którego święto obchodzimy 25 lipca). Jego intencją było uzyskanie pomocy w wyborze zgromadzenia, do jakiego powinien wstąpić. Chociaż to doświadczenie nie oświetliło mu przyszłej drogi i Ludwik nie otrzymał żadnej wskazówki, jednak w wieku osiemnastu lat przywdział habit braci dominikanów, a w 1547 roku przyjął święcenia kapłańskie. W wieku zaledwie 23 lat został mistrzem nowicjuszy i na przestrzeni trzydziestu lat funkcję tę piastował parokrotnie.
Nie będąc człowiekiem szczególnie uzdolnionym i nie posiadając wybitnych talentów na miarę uczonego, zdołał osiągnąć zadowalające efekty dzięki swej pilności, wytrwałej i żmudnej pracy oraz działalności kaznodziejskiej. Był niezwykle surowy wobec samego siebie oraz tych, którzy zostali mu powierzeni. Wydaje się, że nie miał zupełnie poczucia humoru i koncentrował się na duchowości opartej jedynie na lęku przed Bogiem. Jednakże sławy świętego przysporzyła mu właśnie ta wstrzemięźliwa i pełna determinacji natura, jak również ciężka praca wśród chorych podczas epidemii dżumy, która wybuchła w Walencji w 1557 roku.
Nawet święta Teresa z Ávila (którą wspominamy 15 października) zwróciła się doń z prośbą o radę w sprawie kiełkującej wówczas reformy zakonu karmelitów. Bertrand dodał jej otuchy i zachęcił ją do podjęcia się tego przedsięwzięcia, przepowiadając, że w ciągu pięćdziesięciu lat jej zakon stanie się jednym z najznakomitszych na łonie Kościoła.
W 1562 roku podjął się nowego typu apostolatu, skupiając uwagę na potrzebach misjonarskich wśród rdzennych mieszkańców Ameryki Łacińskiej, posługujących się językiem hiszpańskim. Zaczął aktywnie działać na terytorium dzisiejszej Kolumbii, gdzie uzyskał od Boga ogromne wsparcie w postaci wielu charyzmatycznych darów, które pozwalały mu mówić w kilku językach, głosić proroctwa i dokonywać cudów. Nawrócił tysiące osób, w tym wszystkich mieszkańców Tubary i Cipacua (sam wypełnił wszystkie rejestry chrztów). Następnie przez pewien czas poświęcał się pracy na Wyspach Nawietrznych w archipelagu Małych Antyli, skąd po trwającej sześć lat służbie powrócił do Hiszpanii. Trzeba jednak zauważyć, że owe nawrócenia na szeroką skalę były „raczej owocem gorliwości apostolskiej niż rozwagi i roztropności” świętego i często przysparzały jego następcom niemałych trudności. Po powrocie do Hiszpanii, usiłował nakłonić ówczesne władze do przedsięwzięcia odpowiednich kroków w związku z okrucieństwem i chciwością hiszpańskich konkwistadorów w Ameryce. Chciał w jakiś sposób położyć kres przemocy, której zbyt często był świadkiem i której — jako misjonarz — nie miał możliwości zapobiec.
Resztę życia spędził, przygotowując braci kaznodziejów do wypraw na misje i podkreślając zawsze, że jedyną, niezachwianą gwarancją skutecznego głoszenia Ewangelii jest pokora i żarliwa modlitwa, „ponieważ słowa bez stosownych uczynków nie będą nigdy w stanie zmienić ludzkiego serca”. Ludwik Bertrand zmarł po długiej chorobie 9 października 1581 roku w Walencji. Jego kanonizacja odbyła się w 1671 roku. Jest pierwszym patronem Kolumbii. Jego grób w Hiszpanii został zniszczony podczas wojny domowej w 1936 roku. W Sewilli zachował się jego jedyny portret, będący dziełem hiszpańskiego malarza Francisca de Zurbarána (1598—1664). Święty trzyma na nim złotą czarkę, z której wynurza się wąż. Scena ta jest nawiązaniem do niespodziewanej próby otrucia Ludwika na jednej z wysp karaibskich.
Ojciec Avivone, ważny biograf Ludwika Bertranda, tak pisze o objawieniach świętego dominikanina:
Do pierwszej kategorii owych nadnaturalnych łask należą objawienia świętego w chwale po jego śmierci. Bez wątpienia trudno jest potwierdzić autentyczność takiej wizji, ponieważ zazwyczaj wszystkie dowody na jej prawdziwość są zaczerpnięte z jednego źródła, to znaczy od osoby, która tego objawienia doznała. Nawet jeśli osoba przyznająca się do wizji jest poza wszelkim podejrzeniem oraz uznawana jest za zdolną do trzeźwego i obiektywnego osądu tego zdarzenia, to i tak trudno zadecydować, czy to co widziała jest wynikiem siły wyobraźni, czy może spowodowane zostało jakimś czynnikiem zewnętrznym lub nadprzyrodzonym. Czasami wizja jest wzmocniona przez czynnik zewnętrzny, wywołujący efekt perswazji, na przykład kiedy ktoś dowiaduje się z wizji o czymś, czego nie byłby w stanie się dowiedzieć w sposób naturalny albo kiedy podczas wizji obiecane zostaje uzdrowienie, które później rzeczywiście ma miejsce.
Nieraz jednak świętość zmarłego i światło jego duszy są tak wielkie, że same w sobie są dostatecznym dowodem na nadprzyrodzony charakter wizji doznawanych przez osobę modlącą się. Taka nieskazitelność przeważnie dotyczy świętych kanonizowanych. Poza tym fakt, czy wystąpiła realna i obiektywna obecność danej osoby lub widzianej rzeczy, czy też było to tylko — pozostawione na duszy — wrażenie lub odbicie wywołane przez nadprzyrodzone, choć niedostrzegalne okiem działanie, ma niewielki wpływ na decyzję w kwestii uznania autentyczności wizji. W rzeczywistości w wizjach o charakterze bardziej wzniosłym oko nie bierze udziału, a całkowite wrażenie duchowe zostaje stworzone przez nadprzyrodzoną przyczynę. Jedyna trudność polega na stwierdzeniu z całą pewnością, że to nadprzyrodzone zjawisko wystąpiło naprawdę i że wizja nie została zrodzona jedynie przez pobożną i żarliwą fantazję.
Ojciec Francisco Ribera, spowiednik i biograf świętej Teresy z Ávila, napisał cały rozdział na temat objawień tej bez wątpienia wspaniałej i bardzo znanej świętej.
Teresa urodziła się 28 marca 1515 roku w Ávila i była trzecim z dziewięciorga dzieci, do których należy doliczyć jeszcze troje z poprzedniego małżeństwa jej ojca. Teresa już jako dziecko wyróżniała się silnym i niezależnym charakterem. Wyraźnie zarysowywały się także jej skłonności do poszukiwania transcendencji, które w konsekwencji doprowadziły ją do odnalezienia głębokiego sensu miłości w mistycznej unii z Chrystusem. Ojciec Carlo Cremona pisał o niej:
Istnieją w świeckim świecie kobiety o męskim charakterze, które stanowią fundament narodów. Niech wolno mi będzie wymienić choćby Goldę Meir czy Margaret Thatcher... Ale kiedy kobieta wykazuje tak wielką siłę, ryzykuje, że straci swoją charakterystyczną i cenną kobiecość. Wielkie kobiety chrześcijaństwa są tysiąc razy silniejsze i tysiąc razy bardziej kobiece — Katarzyna ze Sieny czy Teresa z Ávila... Duchowa moc tej ostatniej onieśmielała papieży, kardynałów i panujących książąt. Święta narzucała im swoją mądrość i odwagę, a wszystko to czyniła poprzez reformy religijne, teologiczne i mistyczne pisma oraz cudowne charyzmaty i doświadczenia. Zmarła w Alba de Tormes 4 października 1582 roku. Papież Paweł VI ogłosił ją doktorem Kościoła.
O jej objawieniach ojciec Ribera pisze: „Były one tak liczne, że potrzebnych byłoby wiele rozdziałów, a może i cała książka, by je wszystkie przedstawić”. Święta objawiła się dwukrotnie swojej współsiostrze, Caterinie od Jezusa, lecz ta nie ośmieliła się do niej zbliżyć, obawiając się, że padła ofiarą halucynacji. Wówczas święta powiedziała jej:
— Zapewniam cię, że nie jesteś naiwna. Doprawdy większą przyjemność sprawia mi, jeśli w moim zakonie przykłada się wagę raczej do prawdziwej cnoty, niż do wizji i objawień. Ale aby przekonać się, że ta wizja nie jest fałszywa, zbliż się do mnie.
I to mówiąc, dotknęła rany, która bardzo dokuczała Caterinie i której nikt nie potrafił wyleczyć. Uścisnęła także jej dłoń i zniknęła, pozostawiając Caterinę wyzwoloną z wszelkiego bólu i cierpienia. Po jej odejściu z dłoni siostry zniknęła również głęboka czarna blizna. Ten podwójny cud zadziwił wszystkich, którzy znając poprzedni stan zdrowia siostry Cateriny, teraz stwierdzali jej całkowite uzdrowienie.
Relacjonując kolejne objawienia, ojciec Ribera pisze:
Niektórzy zapewne mogliby zapytać, dlaczego mieliby uwierzyć w historie przytoczone w tym rozdziale, skoro zdarzały się one na osobności pojedynczym osobom, które w swojej miłości do siostry Teresy mogłyby uznać za prawdę coś, co było jedynie grą ich wyobraźni. Jeśli chodzi o mnie, to nie chcę wcale z góry uznawać tych wydarzeń i opowiadać się za ich autentycznością. Bezstronność nakazuje dopuścić, że osoby te mogły rzeczywiście paść ofiarą złudzenia. Ponieważ jednak nie ulega wątpliwości, iż faktycznie istnieją ludzie obdarzeni łaską doświadczania wizji, zapytuję, które wizje powinny być bardziej przekonujące dla naszych oczu, jeśli nie te, gdzie jakiś wielki sługa Boży, którego nie ma już pośród żywych, sam potwierdza ich prawdziwość?
Czy można podejrzewać, że to diabeł macza w tym palce? Wydaje się oczywiste, że z jego punktu widzenia gra nie byłaby warta świeczki. Usiłowałby on raczej zburzyć kredyt zaufania, jakim ludzie obdarzają sługi Boże, wygasić — jeśli to możliwe — pamięć o nich, przeszkodzić w adoracji Boga i zbawieniu dusz. Jeśli zaś nieprzekonani sugerują, by nie wierzyć w te historie, ponieważ są potwierdzone przez świadków, których uwielbienie dla takiego czy innego Świętego mogłoby sprowadzić ich na manowce, to czyż nie jest zastanawiający fakt, że gdyby ten argument był logiczny i słuszny, to należałoby odrzucić tysiące podobnych historii przytaczanych w żywotach dawnych i współczesnych świętych?
W swym dziele ojciec Ribera przytacza także opowieści świętego Grzegorza I Wielkiego zawarte w napisanym przezeń Żywocie świętego Benedykta, wymienia świętego mistrza Kościoła, Bonawenturę, opowiadającego o licznych objawieniach świętego Franciszka z Asyżu, oraz biskupa Cyryla Jerozolimskiego, który wspomina o wizji świętego Hieronima. Potrzebowalibyśmy stworzyć naprawdę wielotomowe dzieło, aby zmieściły się w nim wszystkie wiarygodne świadectwa świętych pisarzy, dotyczące objawień innych świętych, czy to mężczyzn, czy kobiet. Jak było w czasach wczesnego chrześcijaństwa, tak było w średniowieczu i jest również dzisiaj. Oto dwa przykłady zaczerpnięte losowo z biografii świętych Karola z Sezze i Pauli Frassinetti.
Święty Karol z Sezze (zmarły w Rzymie 6 stycznia 1670 roku) zjawił się po swej śmierci umierającemu ojcu Paolo Titiemu, zachęcając go, by wstał. Ów śmiertelnie chory człowiek został w wyniku tego objawienia natychmiast uzdrowiony i faktycznie się podniósł. Święty objawił się również innej umierającej o imieniu Giovanna Ceccano i ją także uzdrowił.
Paula Frassinetti, założycielka Zgromadzenia Sióstr św. Doroty, zmarła 11 czerwca 1882 roku. Według relacji kardynała Capecelatra, arcybiskupa Neapolu, zamieszczonej w poświęconej jej biografii święta Paula pojawiła się zaraz po śmierci pewnemu kapłanowi w Rzymie oraz w miejscowości Rivarola niejakiej Caterinie Danavaro, sędziwej, pobożnej kobiecie, która szczerze wielbiła fundatorkę kongregacji sióstr nauczycielek.
opr. ab/ab