Czy modlitwa może przynieść faktyczne uzdrowienie? Tak, ale nie może to być przysłowiowe "odklepywanie paciorka"
Wszyscy od czasu do czasu na coś chorujemy. Ból zęba, gardła, stawy, grypa lub jeszcze coś gorszego. Choroba jest bez wątpienia złem. Nie jest ona wynikiem pastwienia się Boga nad nami, lecz wynika ze słabości ludzkiego organizmu. Bóg tak naprawdę pragnie abyśmy byli zdrowi. Tak miało być w raju. Niestety jedną z konsekwencji grzechu pierwszych ludzi jest cierpienie, także o charakterze zdrowotnym. Cierpienie jednak może mieć zbawienny skutek. Często właśnie w momencie choroby człowiek zaczyna otwierać się na Boga, stawiać sobie pytania, modlić się o zdrowie i siłę do niesienia krzyża cierpienia.
W Ewangelii często czytamy o uzdrowieniach, których dokonywał Jezus. Zauważmy, że zanim to nastąpi Jezus pyta o wiarę. Dopiero, gdy widzi, że dusza człowieka jest zdrowa, to znaczy ufa Chrystusowi, wówczas uzdrawia. Jezus uzdrawia i dziś. Konieczna jest jednak głęboka wiara: „Panie, Ty wszystko możesz! Dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych! Taka postawa serca ożywiona przez głęboką wiarę może przynieść zdrowie duszy i ciała.
Aby wyzdrowieć fizycznie, konieczne jest przyjmowanie lekarstwa. Aby wyzdrowieć duchowo potrzeba modlitwy. Czym jest modlitwa? Jest ona swoistym „otworzeniem przestrzeni swojego serca” na uświęcające działanie Boga. A zatem paradoksalnie w modlitwie nie chodzi aż tak bardzo o wysławianie Boga, ale o otwartość naszego serca na łaskę Bożą. Jak wiemy, zbawienie dokonuje się z wiary. Ta zaś polega na zjednoczeniu z Chrystusem, zaufaniem Mu. Wówczas on mocą swojego Ducha przenika nasze serce i duszę, ożywia nas swoją łaską. Człowiek zaczyna upodabniać się do Jezusa, a Jego czyny, słowa i postawy są naznaczone miłością, prawdą, pokojem i radością. Taki człowiek może powiedzieć za św. Pawłem: „żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Modlitwa ma więc na pierwszym miejscu służyć pogłębieniu więzi z Chrystusem. Bóg nie potrzebuje naszej modlitwy. On sam jest w sobie doskonały. To człowiek potrzebuje modlitwy, gdyż inaczej się gubi: nie wie, co jest dobre, a co złe. Modlitwa nadaje sens naszemu życiu, budzi w sercu pokój i radość. Człowiek modlitwy jest silny duchowo, łatwiej odrzuca pokusy. Modlitwa nie może być obowiązkiem. Powinna wypływać z potrzeby serca. Nie może być czczą gadaniną, lecz pełnym zawierzania oddaniem się Bogu. Nie może być tylko „odklepaniem paciorka”. W modlitwie wcale nie chodzi o długość, lecz o głębię. Jeśli nie mam czasu na długą modlitwę, mogę pomodlić się krócej, ale za to z całego serca. Wiele osób, mając nieco fatalistyczną wizję życia, boi się spontanicznej modlitwy myślnej. Tymczasem tak właśnie modlił się Jezus. On wolał do Ojca bardzo bezpośrednio: „Abba — Tatusiu!”. Wiele osób myśli, że modlić się należy tylko w postawie klęczącej. Tymczasem nie liczy się postawa ciała, lecz pragnienie serca. Oczywiście kiedy oddajemy hołd Jezusowi obecnemu w Najświętszym Sakramencie, to zawsze należy uklęknąć, niemniej jednak w modlitwie prywatnej, można i siedzieć, a nawet modlić się w drodze, np. do pracy. Na koniec: modlitwa ma służyć temu, by stawać się bardziej otwartym na ludzi. Modlitwa nie jest celem samym w sobie. Gdyby ktoś modlił się, a unikał przez to kontaktu z drugim człowiekiem, alienował się — wówczas można by mówić o jakiejś dewiacji.
Szczególną formą modlitwy jest adoracja, kiedy mogę twarzą w twarz stanąć wobec Jezusa. Nie oznacza ona tylko powtarzania formułek modlitewnych, ale jest zatrzymaniem się, „przytuleniem” swojego serca do bijącego miłością serca Jezusowego. Tak właśnie mówił o adoracji Jan Paweł II w encyklice „Ecclessia de Eucharistia”, A zatem znajdujmy czas na modlitwę, a zwłaszcza na adorację, a wówczas doświadczymy wielkich darów Bożej miłości, także daru uzdrowienia na duszy i ciele.
opr. mg/mg