O Matce teresie z Kalkuty
Powołanie Matki Teresy kształtowało się w pełnym ciepła domu. O wyjątkowości jej wychowania świadczy fakt, że w dzieciństwie była prowadzana za rękę przez swoją matkę do innych domów, po to, żeby nieść pomoc ludziom potrzebującym. Jej dom rodzinny był wypełniony wewnętrzną harmonią modlitwy, pracy i wzajemnych dobrych relacji. W harmonię tę wtargnął dramat tragicznej śmierci ojca. Teresa miała wtedy osiem lat. Śmierć ta zachwiała dobrobytem rodziny, ale jej harmonii nie zniszczyła.
Teresa wzrastała w regionie pełnym różnorodności. Obok siebie współistniały różne odłamy chrześcijaństwa i różne religie. Przygotowało to w niej umiejętność dostrzegania i szanowania różnorodności w ludzkim tyglu, jakim są Indie i cały współczesny świat.
Zdumiewającą jest niezwykła dojrzałość Teresy na każdym etapie życia. Pierwszą Komunię otrzymała w wieku pięciu i pół lat, bierzmowanie przyjęła, mając sześć lat. Jako osiemnastoletnia zakonnica, płynąc do Indii, pisała o sobie: „Żelazny krzyż ściskany w dłoni, / wyciska w niej pragnienie zbawienia, / a duch ochoczy radośnie przyjmuje / kielich, któremu się poświęciła. // Przyjmij, Panie, to, co ci ofiaruję, / Na przypieczętowanie miłości, którą Ci przyrzekłam, / Pomagaj swojemu stworzeniu, Stworzycielu, / A ja sprawię, że Ty będziesz chwalony”.
Gdyby nie przebieg późniejszych wydarzeń, można by uznać te słowa za wytwór młodzieńczej fantazji. A jednak wszystko, co się działo w życiu Teresy było zbudowane na tym fundamencie. Jej bezpośrednia relacja z Jezusem doprowadziła do powołania w powołaniu. Niektórym wydawało się, że drugie powołanie było zaprzeczeniem pierwszego, a był to po prostu kolejny krok w jej zbliżaniu się do Jezusa. Dopiero proces beatyfikacyjny wydobył na światło dzienne Jego bezpośrednią interwencję w tym przełomowym wydarzeniu życia siostry Teresy.
Czy Matka Teresa była prorokiem? A jeśli tak, to na czym jej proroctwo polegało? Czy Matka Teresa powiedziała coś nowego? Coś, czego świat nie znał? „Jaką dobrą nowinę przyniósł Jezus? Że Bóg jest Miłością. Że Bóg Cię kocha. Bóg kocha mnie. Bóg stworzył ciebie i stworzył mnie do większych rzeczy...” — wydaje się, że całe jej posłannictwo zawiera się w tych kilku zdaniach, które przecież niosą dobrze znane treści. Jak więc się to stało, że wniosła ona tyle pozytywnego zamieszania? Czyżby świat potrzebował, żeby te słowa wypowiadane były wciąż na nowo?
Św. Paweł pisze do Koryntian, że „ten, kto prorokuje, mówi ku zbudowaniu ludzi, ku ich pokrzepieniu i pociesze”, i „buduje Kościół” (1 Kor 14,3-4). Słowa te można odnieść do proroctwa Matki Teresy, które rozeszło się po całym świecie, z niespotykaną siłą dotykając serc wielu milionów ludzi, i stało się przyczyną zmiany stylu ich życia.
Siłą tego prorokowania było nieskrywane przeświadczenie o tym, że sam Bóg potrzebuje naszej miłości. Wezwanie Matki Teresy: „Razem zróbmy coś pięknego dla Boga!” stało się dla wielu osób siłą napędową ich życia. Nie można bowiem dopatrzeć się innej motywacji w zaangażowaniu tysięcy sióstr i setek tysięcy ich bezpośrednich współpracowników. Motywacja ta promieniuje na miliony innych osób, nasączając ich działanie tym samym duchem. Nadrzędne w prorokowaniu Matki Teresy było przypominanie, że Bóg pragnie człowieka i że wyraził to, zwracając się do kobiety przy studni słowami: „Daj Mi pić” i powtarzając tę prośbę aż po ostatnie chwile na krzyżu. W dzień po beatyfikacji założycielki misjonarek miłości, w homilii podczas Mszy świętej dziękczynnej kard. José Saraiva Martins podsumował ten wymiar jej życia: „Jak sama mówiła o sobie, była misjonarką, posłańcem Bożej miłości i ambasadorem Jego pokoju. Pragnęła, żeby ludzie, o których się troszczyła, doświadczyli delikatnej miłości Boga. Jej czuła dłoń, jej szeroko otwarte ramiona, jej jasny uśmiech, jej serdeczne gesty, wszystko to niosło przesłanie: «Jesteś kochany, jesteś akceptowany. Jest ktoś, kto się o ciebie troszczy». Przekonywająca moc miłości Matki Teresy zdobywała serca”.
Matka Teresa była twórcą i zarazem przywódcą wielkiego państwa cywilizacji miłości, w którym relacja pomiędzy nią a szeregowymi obywatelami polegała na bezinteresownym podporządkowaniu się tak wielu ludzi potrzebie miłości, czytelnie przez nią formułowanej. Ten wszczepiony mechanizm działał przypuszczalnie w milionach jej naśladowców. Nie ma on w sobie nic ze ślepego posłuszeństwa lub powielania. Dałoby się go raczej porównać do wyzwolenia eksplozji wewnętrznego oczekiwania na coś bardzo dobrego, co się powinno zdarzyć w naszym życiu.
Siłą tego prorokowania była jego spójność. Brak rozdźwięku między ołtarzem a życiem. Eucharystia wrastająca w życie i przedłużona w nim — aż do końca. Radykalizm Boga wprowadzany w ludzkie życie. Bo gdy widzi się w Kalighacie niewysoki postument, a na nim leżącego człowieka przywiezionego z ulicy i myjącą go siostrę, a obok skromną tabliczkę z napisem: Body of Christ, czyli: „Ciało Chrystusa”, to nie można nie dostrzec swego wygodnego, konsumpcyjnego chrześcijaństwa.
Siłą tego prorokowania była jego autentyczność. Powszechnie akceptowanym obrazem miłosierdzia Bożego są dwie dłonie: męska i kobieca, przygarniające syna marnotrawnego na obrazie pędzla Rembrandta. Ukazują one dwa aspekty tej samej miłości. Podobnie dłonie Mat- ki Teresy. Dwie duże i spracowane męskie dłonie Matki Teresy, które z miłością dotykały tysięcy ludzi w ich ostatniej chwili. „Staramy się — pisała — by dotyk naszej ręki, nasz ton głosu i uśmiech były niezwykle czułe i delikatne, aby mogły uczynić Boże miłosierdzie bardzo prawdziwym dla umierającego człowieka...”. Dłonie, które napisały dziesiątki (może setki) tysięcy listów z podziękowaniami i zachętą. Listów, na które czekało tylu ludzi. Dłonie, które dźwigały tysiące kubłów z pomyjami i ludzkimi odchodami — bo tego wymaga miłosierdzie. To pewnie dlatego te dłonie były ze czcią całowane przez tylu ludzi. Dłonie te weszły do kanonu dziedzictwa nie tylko Kościoła, ale również światowego dziedzictwa jako symbol ludzkiej miłości. Te ręce, głoszące miłosierdzie, są poparciem autentyczności jej słów. Za każdym słowem stoi jej zmęczenie, praca, a przede wszystkim dostrzeżenie czyjejś potrzeby. Poprzez własną pracę Matka Teresa stała się największą i autentyczną głosicielką Bożego miłosierdzia i pragnienia zarazem.
Szczególnym elementem proroctwa Matki Teresy jest głoszenie miłości zdolnej przekształcić najnędzniejsze warunki bytowania w rzeczywistość godną człowieka. Wejście misjonarek miłości do najróżniejszych slumsów i zatrzymanie się przy ludziach na chodnikach ulic Wschodu i Zachodu, Północy i Południa pomaga nam odkryć wielkość człowieka — tę wielkość, która mierzy się nie tylko sukcesami biotechnologii i liczbą samochodów na głowę mieszkańca.
Idąc za Matką i jej siostrami, można się dowiedzieć od pięcioletnie- go dziecka, że dom jest tam, gdzie jest kochająca matka, choćby to by- ło na chodniku; że głodująca wraz z dziećmi muzułmańska matka gotowa jest podzielić się odrobiną żywności z głodną rodziną hinduską; że poraniony bezdomny człowiek potrafi zataić imię swojego oprawcy, powodowany nie strachem, ale współczuciem; że matka wyrzucona przez syna na śmietnik potrafi mu przebaczyć w ostatnich chwilach swojego życia.
Obcowanie z takim proroctwem uczy właściwego postrzegania proporcji życiowych spraw, doceniania rzeczy ważnych. Każe myśleć z większą pokorą o własnych niedostatkach. Bóg obdarował nas wszystkich w tak nierównomierny i nieoczekiwany sposób, abyśmy mogli nawzajem się obdarowywać, wolni od widzenia własnych zaangażowań na rzecz innych ludzi w kategoriach „poświęcenia się”.
Uważny słuchacz proroctwa Matki zauważy, że nieustannie wskazywała ona prostą ścieżkę prowadzącą do Boga. Wśród pierwszych jej słów wypowiedzianych w Polsce znalazły się takie: „Bardzo ważne i koniecz- ne jest, aby wprowadzić modlitwę w nasze życie, ponieważ modlitwa daje nam czyste serce. Czyste serce może oglądać Boga. (...) Jezus uczynił modlitwę chlebem swojego życia”. Słowa te wracały w jej wypowiedziach natarczywym echem. Kilka miesięcy później mówiła do przyszłych księży: „Świat nigdy tak bardzo nie potrzebował świętych kapłanów, jak dzisiaj. Jak czyste, jak święte musi być serce kapłana, aby przemieniać chleb w Ciało Pańskie, aby ofiarować najdroższą Krew Bogu Najwyższemu, aby uczynić z grzesznika człowieka czystego. Jeśli mamy być źródłem modlitwy, musimy sami się modlić. Tacy powinni być kapłani i wy, którzy macie być jutro kapłanami Kościoła, uczcie się modlitwy, bo modlitwa da wam serce czyste. A czyste serce ogląda Boga. Gdy będziecie widzieli Boga, będziecie dawali ludziom Słowo Boże”.
Wiele jej wypowiedzi dotyczyło konieczności podjęcia codziennej adoracji. Myśli i pragnienia adresowane do księży znalazły swój szczególny wyraz w ostatnich wypowiedziach Matki i stanowią istotną część jej duchowego testamentu. Jej gorącym pragnieniem było rozszerzenie ruchu kapłańskiego Corpus Christi.
W znanym liście skierowanym do kapłanów napisała: „Drogi Współpracowniku Chrystusa, ojcze... Powiedziałeś Jezusowi «tak», a On trzyma cię za słowo. Słowo Boże stało się Jezusem, biednym człowiekiem. Stąd też ta straszna pustka, której doświadczasz. Bóg nie może napełnić czegoś, co jest już pełne — może napełnić tylko pustkę — głęboką biedę; a twoje «tak» jest właśnie początkiem bycia czy też stawania się pustym. Nie chodzi o to, jak dużo «mamy» do dania, tylko, na ile jest w nas pusto, abyśmy mogli w pełni otrzymywać w naszym życiu i byśmy mogli pozwolić Mu żyć w nas Jego życiem. On dzisiaj pragnie przeżyć je- szcze raz swoje całkowite oddanie się Ojcu — pozwól Mu na to. Nie jest ważne, co czujesz — ważne jest, co On czuje w tobie”.
Dzięki niej wielu ludzi spotkało się z Bogiem. We wspomnianej homilii kard. Saraiva Martins powiedział również: „Można powiedzieć, że dla współczesnego świata spragnionego prawdy i miłości Matka Teresa była darem Bożym danym darmo i bez zastrzeżeń. Ponieważ była całkowicie pochłonięta umiłowaniem Boga i w pełni oddana głoszeniu Ewangelii, wielu postrzegało ją przede wszystkim jako przykład prawdziwie chrześcijańskiego życia; byli oni pociągnięci przez Oblicze Chrystusa, które jaśniało w niej i w jej służbie dla biednych. Kochali ją ludzie każdej wiary. Słowa sekretarza generalnego ONZ, którymi przedstawił Matkę Teresę, gdy została zaproszona na to poważne zebranie, są bardzo dobrze znane, bo obiegły cały świat: «Oto najpotężniejsza kobieta na ziemi. Oto kobieta, która jest wszędzie przyjmowana z szacunkiem i podziwem. Faktycznie jest ona Narodami Zjednoczonymi', bo przyjęła do swojego serca biednych z każdego zakątka ziemi!»”.
Każdy, kto choć trochę interesował się Matką Teresą, musiał zauważyć ten niezwykły rezonans jej słów i czynów, który poruszył cały niechrześcijański świat. Ten dar Boży otrzymaliśmy po wiekach naznaczonych także wielkimi błędami w kontaktach białych ludzi z ludźmi innych kultur. Obecny Papież wielokrotnie już za nie przepraszał. Nie można w tym kontekście nie zauważyć, że świadectwo Matki pozwoliło odkryć przed mieszkańcami Indii, a także całego świata, tę prostą prawdę, że Jezus przyniósł przesłanie miłości Bożej do wszystkich ludzi na całej ziemi.
Nieodłącznym doświadczeniem każdego człowieka jest brak sukcesu lub jego krótkotrwałość. Wydaje się, że prorok przeżywa ten brak jeszcze głębiej. Jednak jego najbardziej bolesnym doświadczeniem jest brak potwierdzenia słuszności raz obranej drogi. A przecież wyraźnie musi wciąż płynąć pod prąd. Bóg, który na początku wręcz bezpośrednio ingeruje w jego życie, potem jakby gdzieś znika. Dopiero w trakcie procesu beatyfikacyjnego Matki Teresy wyszło na jaw, że początek jej niepojętego wręcz radykalizmu wynikał z tego, że podporządkowała się Je- zusowi, który wzmacniał ją drogą bezpośrednich kontaktów. Pozwolił jej się zobaczyć, co natchnęło ją niezwykłą energią i nadzieją. Musiało to jej jednak wystarczyć na całe życie. Niezwykle zaskakujący jest fakt, że kilkadziesiąt następnych lat zmagań z przeciwnościami materialnymi i duchowymi Matka Teresa musiała przejść jakby sama. Z jednej strony była przekonana o słuszności drogi, którą obrała, to znaczy robiła to, czego Bóg od niej oczekiwał. Z drugiej strony jej zmysły i psychika zo- stały wyłączone z odczuwalnego doświadczenia wiary — czuła się wręcz odrzucona. Siłą woli kontynuowała raz zaczętą sprawę: niosła radość innym, sama pozbawiona radości. Jest to niezwykłe świadectwo wielkości człowieka — świadectwo niemalże namacalne, bo przecież dotyczy kogoś, kogo dotykaliśmy, z kim rozmawialiśmy i kto nas przekonywał do Bożej miłości.
W świecie, w którym toczy się ciągłe zmaganie dobra ze złem, dobro wymaga ciągłego podtrzymywania. Wymagania te dotyczą również wszystkich, którzy twierdzą, że przejęli się proroctwem Matki Teresy. Poczynając od jej najbliższych naśladowczyń — sióstr misjonarek miłości. W każdej z nich tkwi potencjalna chęć uśmiercenia tego proroctwa. To dlatego Matka Teresa niejednokrotnie je przestrzegała, żeby wraz ze ślubami nie kończył się ich zapał.
Początkowe posłuszeństwo wewnętrznemu płomieniowi często poddawane jest miażdżącemu działaniu codzienności. Na początku dokonuje się prawie rewolucja. W Indiach dziewczęta z wysokich kast ściągają bogate sari i zamieniają je na skromny habit-sari zgromadzenia. Niejednokrotnie przekraczają w ten sposób bariery systemu kastowego, istniejącego przecież w jakiś sposób w każdym kraju.
Matki Teresy nie zabito fizycznie. Nie było żadnej próby zamachu na jej życie. Starano się jednak z różnych stron dokonać zamachu na jej dzieło. Próbowano żądać od niej, żeby była działaczem społecznym, przedłużeniem służb medycznych i opieki socjalnej. Oskarżano ją o niedbałość o sprawy materialne i brak umiejętności medycznych. Media poprzez swoją wielką siłę oddziaływania, a jednocześnie prymitywną interpretację spłaszczyły w istotnym stopniu jej proroctwo do wymiaru poprawiania ludzkiego dobrobytu. Największym jednak zagrożeniem jej dzieła jest wygaśnięcie w każdym z naśladowców Matki Teresy tego pierwotnego płomienia i zanik chęci podporządkowania się wewnętrznej sile miłości.
Jacek Wójcik (ur. 1951), biofizyk, założyciel Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata „Maitri”.
opr. ab/ab