Sylwetki sióstr Nazaretanek, męczennic z Nowogródka oraz historia ich męczeństwa
Z całym Kościołem, który świętuje Wielki Jubileusz Roku 2000, siostry nazaretanki obchodzą jubileusz 125-lecia istnienia zgromadzenia. W skarbcu historii przechowują żywą pamięć wydarzenia z 1 sierpnia 1943 r., kiedy to w Nowogródku poniosło śmierć męczeńską z rąk niemieckich nazistów 11 sióstr. Złożyły one swoje życie w ofierze za aresztowanych członków polskich rodzin i za kapłana. Są chlubą Kościoła i zgromadzenia. Ich beatyfikacji dokona Jan Paweł II 5 marca 2000 r.
Pierwsze nazaretanki przybyły do Nowogródka 4 września 1929 r. na zaproszenie bpa Zygmunta Łozińskiego, by zająć się religijnym wychowaniem i nauczaniem dzieci i młodzieży. Miasteczko to, położone na wschodnich krańcach ówczesnej Rzeczypospolitej (obecnie Białoruś), zamieszkiwała zróżnicowana narodowościowo ludność. Polacy, Białorusini, Żydzi i Tatarzy tworzyli barwne, bogate kulturowo i harmonijnie żyjące społeczeństwo. Nowogródek posiadał zarówno żydowską synagogę, jak i meczet.
Siostry podjęły pracę wśród młodzieży. Na początku założyły internat, a następnie, od 2 września 1930 r., w wynajętym lokalu zaczęła działać szkoła. W ciągu ośmiu miesięcy staraniem zgromadzenia i społeczeństwa została wybudowana szkoła powszechna. Pierwszym dziełem apostolskim sióstr, warunkującym niejako działalność edukacyjną, była praca związana z kościołem pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego, zwanym Białą Farą, który stanowił ważny ośrodek oddziaływania religijnego na mieszkańców miasta i okolic. Siostry tworzyły wspólnotę domu Chrystusa Króla w Nowogródku. Wszystkie dawały przykład głębokiej wiary, nadziei i miłości, którą przypieczętowały krwią męczeńską.
S. Maria Stella od Najświętszego Sakramentu (Adela Mardosewicz), urodzona 14 grudnia 1888 r. we wsi Ciasnówka w powiecie nieświeskim (obecnie Białoruś, diecezja mińsko-mohylewska), została przyjęta do zgromadzenia 14 września 1910 r. Formację nowicjacką otrzymała w Albano we Włoszech, w międzynarodowym nowicjacie, gdzie złożyła pierwsze śluby i śluby wieczyste. We wspólnocie nazaretańskiej pełniła różne funkcje: wychowawczyni internatu, ekonomki, zakrystianki. Do Nowogródka przyjechała w 1936 r. W latach drugiej wojny światowej była w Nowogródku przełożoną. Przyjęto ją do nowicjatu z oporami, miała bowiem poważną wadę serca. Ówczesna przełożona generalna m. Laureta Lubowidzka orzekła jednak, «że nie tylko zdrowe siostry są potrzebne w zgromadzeniu». S. Marię Stellę charakteryzowała dobroć, wspaniałomyślność i czynna miłość bliźniego, której uczyła się u stóp ołtarza, wpatrując się w Najświętszy Sakrament. Nazywano ją «mamą» młodzieży nowogródzkiej. Wszyscy szukali u niej pocieszenia, szczególnie ci, którzy nie zdali matury. W krytycznym momencie, gdy Rosjanie zdobywali Nowogródek i siostry uległy ogólnej panice, sytuację opanowała s. Maria Stella mówiąc do nich: «Gdzie mamy iść? Do Jezusa». Wszystkie siostry weszły do kaplicy i o ucieczce nie było już mowy. To ukierunkowanie na Jezusa pomogło jej prowadzić wspólnotę i nie zmylić drogi nawet podczas ciemnej nocy okupacyjnej.
S. Maria Imelda od Jezusa Hostii (Jadwiga Karolina Żak) urodziła się 29 grudnia 1892 r. w Oświęcimiu (obecna diecezja bielsko-żywiecka). Została przyjęta do zgromadzenia 13 maja 1911 r. Formację nowicjacką razem z s. Marią Stellą otrzymała w Albano, gdzie też złożyła pierwsze śluby i śluby wieczyste. Pracowała jako nauczycielka i wychowawczyni w internacie. Ludzie wspominają ją jako osobę rozmodloną, bogatą wewnętrznie. Do Nowogródka przyjechała w 1936 r. W czasie okupacji była zakrystianką w kościele Przemienienia Pańskiego. Pracę swoją wykonywała z zaangażowaniem i z ogromną dbałością czuwała nad czystością bielizny kościelnej i wystrojem ołtarza. Ministrantów, którymi się opiekowała, uczyła ładu wewnętrznego poprzez porządek zewnętrzny. Często powtarzała: «Tak jak komeżki są czyste, tak i dusze wasze powinny być czyste». Pisała: «Spraw Panie, by moja modlitwa była jak ciężki kamień sięgający dna boskiej głębi, a na powierzchni wód zataczała coraz szersze kręgi». I została wysłuchana.
S. Maria Rajmunda od Jezusa i Maryi (Anna Kokołowicz) urodziła się 24 sierpnia 1892 r. w Barwaniszkach na ziemi wileńskiej (obecnie Litwa, archidiecezja wileńska). Do zgromadzenia wstąpiła 1 listopada 1918 r. Formację nowicjacką otrzymała w Grodnie, gdzie też złożyła pierwsze śluby, a później wieczyste. Do Nowogródka przyjechała w 1934 r. Nie ma wielu informacji o tej prostej, niewykształconej siostrze, która nigdy nie chodziła do szkoły. W zgromadzeniu pracowała w kuchni, pralni i ogrodzie, pomagała w gospodarstwie i sprzątała szkołę, prowadziła też bufet śniadaniowy. S. Maria Rajmunda była chorowita, cierpiała na silny artretyzm, mimo to «pracowała jak mrówka». Jej wybuchowy temperament, a po części i cierpienie, były niekiedy przyczyną przykrych reakcji. W stosunku do uczniów nowogródzkiej szkoły była «cicha, spokojna, życzliwa, skromna, opanowana w słowie. Czas wolny od zajęć domowych spędzała w kaplicy».
S. Maria Daniela od Jezusa i Maryi Niepokalanej (Eleonora Aniela Jóźwik) urodziła się 25 stycznia 1895 r. w Poizdowie na Podlasiu (obecna diecezja siedlecka). Do zgromadzenia została przyjęta 21 stycznia 1920 r. Skrócony czas formacji nowicjackiej ze względu na działania wojenne odbyła w Grodnie, gdzie złożyła pierwsze śluby, a siedem lat później śluby wieczyste. Nie odebrała żadnego wykształcenia poza trzymiesięcznym kursem wieczorowym. Wypełniała obowiązki domowe takie jak praca w kuchni, pralni, sprzątanie szkoły. Do Nowogródka przyjechała w 1932 r. Usługiwała gościom i księdzu kapelanowi, opiekowała się refektarzem, a także kuchenką szkolną. Z natury była powolna, ale wszystko robiła jakby niepostrzeżenie, bez rozgłosu. Ksiądz kapelan powiedział o niej: «Cichy, dyskretny Anioł Stróż. Była ogromnie troskliwa, pogrążona w modlitwie, skupiona, żyła ciągłą obecnością Bożą». Miłością i troską otaczała dzieci, zwłaszcza najbiedniejsze.
S. Maria Kanuta od Pana Jezusa w Ogrójcu (Józefa Chrobot) urodziła się 22 maja 1896 r. w Raczynie w powiecie wieluńskim (obecna archidiecezja częstochowska). Jej powołanie zakonne związane jest ze specjalnym znakiem danym przez Boga. Ona sama nie myślała o życiu konsekrowanym. Zgodnie z wolą rodziców miała wyjść za mąż. Gdy dano już na zapowiedzi, we śnie usłyszała głos: «Nie wychodź za Stanisława, twój Oblubieniec czeka na ciebie w Grodnie, a jako prezent ślubny podaruje ci czerwoną sukienkę». Do zgromadzenia wstąpiła 21 kwietnia 1921 r. Formację nowicjacką otrzymała w Grodnie, gdzie złożyła pierwsze śluby i śluby wieczyste. Do Nowogródka przybyła najwcześniej z całej grupy męczennic: w 1931 r. Na placówce tej cały czas pracowała w kuchni. Zdrowie miała słabe, nieraz bardzo cierpiała, lecz «trwała przy kuchni z miłości do Pana Jezusa». Świadkowie jej życia zgodnie twierdzą, że miała dar modlitwy kontemplacyjnej. «Gdy wybuchła wojna, codziennie do północy krzyżem leżała w kaplicy i błagała o miłosierdzie i o to, by Królestwo Boże owładnęło światem». Niekiedy zwierzała się siostrom, że jej sen nie spełnił się do końca, bo nie otrzymała «czerwonej sukienki». Prawdopodobnie w chwili śmierci zrozumiała w pełni, że to męczeństwo jest obiecanym darem — «czerwoną sukienką».
S. Maria Sergia od Matki Bożej Bolesnej (Julia Rapiej) urodziła się 18 sierpnia 1900 r. we wsi Rogożyna w powiecie augustowskim (obecna diecezja ełcka). Do zgromadzenia została przyjęta 25 grudnia 1922 r. Formację nowicjacką rozpoczęła w Grodnie, skąd po roku została wysłana z innymi siostrami do Ameryki. W Des Plaines złożyła pierwsze śluby, a w Filadelfii śluby wieczyste. Do Nowogródka przyjechała w 1933 r. Gdy w domu w Filadelfii siostry mówiły jej o groźbie wojny w Europie, s. Maria Sergia odpowiedziała: «Tego się nie boję, bo nie mam nic innego, co mogłabym dać Panu Jezusowi za Jego miłość, więc pragnę oddać Mu swoje życie i męczeństwa też się nie boję». W klasztorze wykonywała prace domowe: pomagała w kuchni, a w czasie wojny w gospodarstwie. Wyróżniała ją szczególna miłość do Matki Najświętszej. Był to jej ulubiony temat rozmów. Oddziaływała na innych swoim życiem wewnętrznym. Ktoś o niej powiedział: «Jak ta siostra przejdzie obok mnie, to mnie się wówczas żyć chce i wraca do mnie równowaga duchowa, a myślałem o tym, aby już raz to życie zakończyć». Nazywano ją «ukrytym skarbem Nazaretu».
S. Maria Gwidona od Miłosierdzia Bożego (Helena Cierpka) urodziła się 11 kwietnia 1900 r. w Granowcu, w powiecie Odolanów (obecna diecezja kaliska). Do zgromadzenia została przyjęta 17 lutego 1927 r. Formację nowicjacką otrzymała w Grodnie, gdzie złożyła pierwsze śluby, a potem śluby wieczyste, po czym wyjechała do Nowogródka w 1936 r., gdzie pracowała w gospodarstwie. Pozostała w pamięci sióstr i mieszkańców Nowogródka jako «pełna wesela i radości. (...) Bardzo pracowita, w zakresie swojej pracy utrzymywała ład i porządek. Miała w swych rękach gospodarkę i ogród. Niestrudzenie pracowała od świtu do nocy. Spieszyła również do kaplicy — umiała się modlić, bo Bóg błogosławił jej pracy i dawał ładne plony. Całe jej życie przepełnione było głęboką wiarą w Pana Boga, a swoje obowiązki traktowała jako wyraz wiary i miłości Pana Boga i bliźniego». Zyskała miano «tytana pracy i modlitwy».
S. Maria Felicyta (Paulina Borowik) urodziła się 30 sierpnia 1905 r. w Rodnie w województwie lubelskim (obecna diecezja siedlecka). Do zgromadzenia została przyjęta 4 lutego 1932 r. Po formacji nowicjackiej w Grodnie złożyła pierwsze śluby w 1935 r. i wyjechała do Nowogródka. Nie miała żadnego wykształcenia. W Nowogródku pomagała w sprzątaniu szkoły i internatu oraz w innych pracach domowych. Z natury cicha, pracowita, uprzejma, pogodna i skromna, przeszła przez życie jakby niepostrzeżenie. Nie ma o niej wielu wzmianek. Kochały ją siostry i kochało otoczenie.
S. Maria Heliodora (Leokadia Matuszewska) urodziła się 8 lutego 1906 r. w Starej Hucie w powiecie świeckim (obecna diecezja pelplińska). Ukończyła cztery klasy niemieckojęzycznej szkoły powszechnej. Do zgromadzenia została przyjęta 8 stycznia 1933 r., a po ukończeniu nowicjatu w Grodnie złożyła pierwsze śluby w 1935 r. i wyjechała do Nowogródka, gdzie pomagała w sprzątaniu szkoły, na furcie szkolnej i w kuchni. Była pogodna i radosna, prawa, szczera i wszędzie tam, gdzie się pojawiła, wnosiła wiele pogody ducha. Miała w sobie wielką Bożą radość, toteż nowogródczanie lubili na nią patrzeć, a dzieci ją wprost uwielbiały. «Ta zawsze uśmiechnięta, dzielna zakonnica była ulubienicą maluchów». Jedna z matek powiedziała: «Przyprowadziłam dzisiaj dziecko, aby popatrzeć na siostrę Heliodorę, bo jestem zdenerwowana, a ta siostra dziwnie kojąco na mnie wpływa i zawsze po rozmowie z nią odchodzę podniesiona na duchu». Podczas okupacji sowieckiej jej Boży entuzjazm wywarł wielki wpływ na dyrektora szkoły, Rosjanina i niewierzącego, a także na jego rodzinę. S. Maria Heliodora była żywym świadkiem wiary, dlatego Bóg przez nią mógł oddziaływać na innych.
S. Maria Kanizja (Eugenia Mackiewicz) urodziła się 27 listopada 1903 r. w Suwałkach (obecna diecezja łomżyńska). Do zgromadzenia wstąpiła 27 sierpnia 1933 r. jako osoba pracująca samodzielnie. Na tę decyzję wpłynęła nagła śmierć jej brata kapłana, choć o życiu zakonnym myślała już w wieku 14 lat. Formację nowicjacką otrzymała w Albano, gdzie też złożyła pierwsze śluby w 1936 r. Pracowała w szkole najpierw w Kaliszu, a od 1938 r. w Nowogródku. Dla siebie twarda i wymagająca, względem innych była pełna wyrozumiałości. To, co przekazywała dzieciom i młodzieży, wypływało z jej osobistego doświadczenia, wyrastało z modlitwy i ofiary. Cieszyła się zaufaniem uczniów. Dzieci przygotowujące się do I Komunii św. mówiły jej o swoich słabościach i grzechach, a ona pomagała każdemu rozwiązać wątpliwości. «Była nauczycielką wymagającą i surową — miała wprawdzie przydomek 'Siostra dyscyplina', lecz była lubiana i szanowana».
S. Maria Boromea (Weronika Narmontowicz) urodziła się 18 grudnia 1916 r. w Wiercieliszkach na ziemi grodzieńskiej (obecna diecezja grodzieńska). Do zgromadzenia wstąpiła 24 grudnia 1936 roku w Grodnie, gdzie po ukończeniu nowicjatu złożyła pierwsze śluby w 1939 r. i wyjechała do Nowogródka. W czasie okupacji radzieckiej pracowała jako sprzątaczka w szkole rosyjskiej mieszczącej się w budynku dawnej szkoły sióstr, a po jej zamknięciu pomagała w gospodarstwie. Na prośbę rodziców i za zgodą przełożonych na pewien czas pojechała do domu, ale nie została tam długo, bo — jak napisała do swojej mistrzyni z nowicjatu — «coś ją nagliło, żeby wrócić do sióstr». Z natury zamknięta w sobie, o dużym poczuciu własnej godności, ukształtowanym przez przynależność do szlachty zaściankowej, wrażliwa i subtelna, zmagała się z sobą, by w pełni odpowiadać na stawiane jej wymagania. Siostry wspominają jej poświęcenie dla każdej sprawy, pracowitość, oddanie modlitwie. S. Maria Boromea przeżywała kryzys powołania, zmagania i rozterki, bo trudno jej było, jako początkującej w życiu wewnętrznym, zaufać Bogu do końca, gdy w świecie szalała nienawiść. Nad jej sercem czuwał jednak Ktoś większy od jej słabości. Nie tylko przynaglił ją do powrotu, ale ofiarował za darmo łaskę męczeństwa.
Wybuch II wojny światowej 1 września 1939 r. i okupacja ziem wschodnich, najpierw sowiecka, a potem niemiecka, zburzyły ład i porządek nowogródzkiej wspólnoty. W czasie okupacji sowieckiej siostry żyły w rozproszeniu, spotykały się jednak na Mszy św. i nabożeństwie wieczornym w Farze. Jeszcze bardziej zbliżyły się wówczas do ludzi. Wyrzucone z domu, borykały się z problemami życia codziennego i z bliska poznawały cierpienie innych. W czasie okupacji niemieckiej siostry powróciły do klasztoru i starały się być dla udręczonej ludności znakiem nadziei. Takim światłem w mroku stała się podczas obu okupacji Fara, nic też dziwnego, że wierni wypełniali ją tłumnie. Sytuacja była bardzo trudna. Najeźdźcy próbowali poróżnić Białorusinów i Polaków zgodnie z zasadą divide et impera. Wraz z przybyciem do Baranowicz grup specjalnych gestapo wzmógł się terror wobec ludności cywilnej w mieście i całym województwie. 31 lipca 1942 r. odbyła się pierwsza zbiorowa egzekucja, podczas której rozstrzelano 60 osób.
Siostry były ostoją dla Polaków nie tylko poprzez swą gorliwą modlitwę w kościele, ale także przez działalność charytatywną, gdyż to oni najbardziej, po ludności żydowskiej, byli prześladowani ze względu na narodowość i wiarę. Na wiosnę 1943 r. siostry jeszcze bardziej wzmogły swój apostolat na polu religijnym i charytatywnym. Wysyłały paczki deportowanym w głąb Rosji, pomagały wszystkim potrzebującym pomocy, zorganizowały chór, który śpiewał podczas nabożeństw. S. Maria Kanizja przygotowała trzy grupy dzieci do I Komunii św. i prowadziła w domach tajne nauczanie języka polskiego i historii. Udręczeni nowogródczanie szukali pociechy i ukojenia w Eucharystii, którą sprawował codziennie ks. Aleksander Zienkiewicz, jedyny w tej okolicy ocalały kapłan. Wieczorem przed wystawionym Najświętszym Sakramentem wierni, razem z księdzem i siostrami, odmawiali różaniec.
W nocy z 17 na 18 lipca 1943 r. gestapo aresztowało w Nowogródku ok. 120 osób i zamierzało je rozstrzelać. Ich rodziny dzieliły się swoim bólem z siostrami. W tej sytuacji po południu owego dramatycznego dnia s. Maria Stella przy spotkaniu z ks. Aleksandrem Zienkiewiczem powiedziała: «Mój Boże, jeśli potrzebna jest ofiara z życia, niech raczej nas rozstrzelają, aniżeli tych, którzy mają rodziny — modlimy się nawet o to». Tę decyzję siostry podjęły wspólnie, a s. Maria Stella jako przełożona domu wyraziła ją wobec księdza kapelana. Informacja dotarła do uwięzionych i jak wspomina jedna z aresztowanych: «nowa otucha i nadzieja wstąpiła w nasze serca».
W końcu skazanym zamieniono karę śmierci na wywóz do pracy w Niemczech. Niektórych zwolniono. Transport wyruszył na zachód 24 lipca 1943 r. Wszyscy wywiezieni przeżyli wojnę i ocaleli.
Na liście osób poszukiwanych przez gestapo znajdował się również ks. Aleksander Zienkiewicz. S. Maria Stella powiedziała do niego: «Mój Boże, ksiądz kapelan jest o wiele potrzebniejszy niż my, toteż modlimy się teraz o to, aby Bóg raczej nas zabrał niż księdza, jeśli jest potrzebna dalsza ofiara».
31 lipca 1943 r. jeden z gestapowców nakazał siostrom stawić się wieczorem, o godz. 19.30, w komisariacie okręgowym, w gmachu dawnego urzędu wojewódzkiego. Wieczorem, po nabożeństwie różańcowym, jedenaście sióstr nazaretanek ze swą przełożoną udało się na gestapo. Siostry spodziewały się w najgorszym wypadku wywiezienia na prace przymusowe do Niemiec. W domu pozostała dwunasta z nich, s. Maria Małgorzata Banaś, pracująca w szpitalu. Wracając z pracy, spotkała współsiostry, które szły na komisariat. Pragnęła do nich dołączyć, ale przełożona poleciła jej wrócić do klasztoru i zaopiekować się Farą i księdzem.
Wyrok na siostry był przesądzony z góry. Eksterminacją księży i zakonnic w Nowogródku i jego okolicach zajmowała się policja bezpieczeństwa z Baranowicz, kierowana przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy, która dążyła do «rozbicia chrześcijaństwa». Tętniąca życiem religijnym Fara, nazywana «kolebką nadziei, gniazdem polskości i bastionem katolicyzmu», musiała zostać zlikwidowana. Stąd też nie oskarżano sióstr o nic ani nie przeprowadzono dochodzenia. Spędziły noc na modlitwie zamknięte w niewielkiej piwnicy komisariatu.
W niedzielę 1 sierpnia 1943 r. o świcie gestapowcy wywieźli siostry i rozstrzelali je w niewielkim brzozowo-sosnowym lesie, w odległości 5 kilometrów od Nowogródka. Okoliczności męczeństwa sióstr znane są z fragmentarycznych wypowiedzi uczestników egzekucji. Jeden z gestapowców, Niemiec pochodzący z Łotwy, który stołował się u Polki, Marii Tarnowskiej, w niedzielę 1 sierpnia 1943 r. zjawił się na śniadaniu. «W pewnym momencie złapał się za głowę i powiedział: 'Ach, jak one szły, trzeba było widzieć, jak one szły!'. Na pytanie gospodyni domu: 'Kto szedł?', odpowiedział: 'Siostry'. Innym razem powiedział: 'Tak, one rzeczywiście były niewinne'». Estończyk pracujący w komisariacie, który widział siostry w piwnicy przed śmiercią i uczestniczył w egzekucji, opowiedział, że siostry «w lesie przed straceniem poklękały wszystkie, modliły się, a następnie klęcząc żegnały się ze sobą. Matka przełożona każdą błogosławiła. Ostatni cios odbierały na klęczkach». U innej rodziny polskiej, państwa Cieślewiczów, stołowali się dwaj oficerowie z brygady lotnej z Baranowicz i ich kierowca. Pan Cieślewicz próbował dowiedzieć się czegoś o losie sióstr od szofera. Powiedział on, że «sami oficerowie z lotnej brygady rozstrzeliwali siostry. I że tylko jedną ich prośbę wykonali, mianowicie siostry prosiły, aby nie zdejmowano z nich ubrania zakonnego. Tak się stało — miały wszystko na sobie». Potwierdziła ten fakt ekshumacja dokonana w dniu 19 marca 1945 roku.
Śmierć sióstr była heroicznym gestem miłości w obliczu nienawiści, świadectwem wiary w Boga, który pierwszy nas umiłował. Męczennice z Nowogródka w 125-letniej historii Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu stanowią najcenniejszy i niezniszczalny skarb, przykład chrześcijańskiego bohaterstwa i mocy Ducha Świętego, który słabe, zwykłe niewiasty uzdalnia do dawania świadectwa o Chrystusie i ofiarowania życia «za przyjaciół swoich» (J 15, 13).
S. Maria Teresa Górska CSFN
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (2/2000) and Polish Bishops Conference