O postaci św. Andrzeja Boboli
Żadnemu z polskich świętych nie zależało tak bardzo na tym, aby ludzie go znali, jak Andrzejowi Boboli. Jego objawieniom różnym osobom w ciągu trzech wieków towarzyszyło przekazywanie przepowiedni i obietnic.
Najważniejszym proroctwem, jakie złożył ten zamordowany przez Kozaków w 1657 r. jezuita, była zapowiedź odzyskania przez Polskę wolności i obrania Świętego za jej patrona. 16 maja br., w liturgiczne wspomnienie św. Andrzeja Boboli, odbędą się w Warszawie uroczystości ku czci nowego drugorzędnego patrona Polski, którego wybór - na prośbę Prymasa - zatwierdziła watykańska Kongregacja Kultu i Dyscypliny Sakramentów. Św. Andrzej będzie czczony na równi ze św. Stanisławem Kostką. Jego wspomnienie ma rangę święta, a nie uroczystości - tak jak wspomnienie NMP Królowej Polski, św. Wojciecha i św. Stanisława.
Po raz pierwszy po męczeńskiej śmierci w 1657 r. Andrzej ukazał się w 1702 r. rektorowi kolegium jezuickiego w Pińsku Marcinowi Godebskiemu, któremu obiecał opiekę nad klasztorem podczas trwającej wojny. Warunkiem udzielenia pomocy miało być odszukanie trumny ze zwłokami męczennika i złożenie jej na „osobnym miejscu”. Przez kilka dni trwały poszukiwania, a kiedy wreszcie ją znaleziono i otwarto, okazało się, że ciało świętego jest dobrze zachowane, mimo że wiele lat spoczywało w bardzo wilgotnym miejscu. „Miało tak świeży wygląd, jakby dopiero wczoraj było pochowane. Nawet rany czerwieniły się od świeżej, choć skrzepłej krwi” - czytamy w źródłach. O. Godebski wykonał polecenia męczennika, a ten dotrzymał danej obietnicy. Wieść o tym szybko się rozeszła, do grobu Boboli zaczęli napływać pielgrzymi. Gromadzono dokumenty potrzebne do wszczęcia procesu o beatyfikację. Do Rzymu słano w tej sprawie listy, napisał nawet król August II Sas.
Czcią otaczał męczennika też o. Alojzy Korzeniecki, dominikanin zaangażowany w walkę o niepodległość Polski, któremu w 1819 r. w Wilnie ukazała się postać w stroju jezuity. Przebieg tego spotkania, na podstawie opowiadania o. Korzenieckiego, relacjonuje jezuita o. Grzegorz Fielkierżamb: „»Stawiam się na twe wezwanie, ojcze Korzeniecki; jestem Andrzej Bobola. Otwórz raz jeszcze okno twoje, a dziwy zobaczysz. Płaszczyzna, którą masz przed sobą - mówił dalej Wielebny Bobola - to okolica Pińska, wśród której miałem szczęście ponieść męczeństwo dla wiary. Przyjrzyj się, a dowiesz się o tym, co cię tak żywo obchodzi«. O. Korzeniecki zwrócił znowu oczy na krajobraz. Tym razem płaszczyzna była pokryta niezliczonymi batalionami Moskali, Turków, Anglików, Francuzów i innych ludów, których nie umiał rozróżnić. Wszyscy oni walczyli z zaciekłością bezprzykładną.
Zakonnik nie rozumiał, co to miało znaczyć; przyszedł mu z pomocą Święty. »Kiedy ludzie doczekają się takiej wojny, za przywróceniem pokoju nastąpi wskrzeszenie Polski, a ja zostanę uznany jej głównym patronem«. Uradowany obietnicą o. Korzeniecki zawołał: »O mój Święty, jakże mogę mieć pewność, że to widzenie, te odwiedziny niebiańskie i ta przepowiednia nie są złudzeniem wyobraźni, snem jedynie?«. »Daję ci na to rękę - odrzekł wielebny Andrzej. - Udaj się teraz na spoczynek, abyś zaś miał znak mojego pojawienia się, ślad mojej dłoni na stoliku twoim zostawiam«. To mówiąc położył dłoń na stole i znikł”.
Przez ponad sto lat Bobola działał przez liczne cuda, o jakie prosili go wierni. Aż wreszcie znowu o sobie przypomniał osobiście, zjawiając się w latach osiemdziesiątych XX wieku w Strachocinie k. Sanoka - miejscu swojego urodzenia. Proboszcz Józef Niźnik wspomina: „7 września 1983 r. zamieszkałem w tutejszej plebanii. Po czterech dniach budzę się w nocy i widzę przed sobą smukłą postać ubraną w czarną sukmanę. Włosy stanęły mi dęba. Miałem świadomość, że odwiedziła mnie postać z zaświatów. Rano zwierzyłem się siostrze zakrystiance ze swoich nocnych perypetii. Wtedy dowiedziałem się, że podobne przeżycia miał poprzedni proboszcz, a ich skutek był taki, że znalazł się w szpitalu... Przestraszyłem się i kilka najbliższych nocy spędziłem u księży w sąsiedniej plebanii. Ale jak długo można uciekać...”. Spotkania strachocińskiego proboszcza z nocną zjawą trwały cztery lata i skończyły się w nocy z 16 na 17 maja 1987 r., po sprowadzeniu relikwii Świętego do parafii.
Długo nie można było ustalić miejsca urodzenia Andrzeja Boboli, ani nawet dokładnej daty. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można jednak stwierdzić, że pochodził ze Strachociny k. Sanoka i przyszedł na świat między sierpniem a grudniem 1591 r. - być może 30 listopada. Kształcił się w szkole jezuickiej, by po jej ukończeniu wstąpić do tego zakonu. Uczył i duszpasterzował w wielu ośrodkach, m. in. w Braniewie, Pułtusku, Wilnie, Nieświeżu, Bobrujsku, Pińsku, Łomży, Warszawie. Miał kłopoty ze skończeniem studiów i dopuszczeniem do kolejnych święceń, a sprawy ocierały się nawet o najwyższe władze zakonu w Rzymie. Przez trzy i pół roku nie dopuszczano go do profesji, zalecając pracę nad wadami charakteru, przede wszystkim nad pohamowaniem nagłych wybuchów zniecierpliwienia.
Nic z tej wybuchowości nie pozostało, gdy 16 maja 1657 r. Kozacy za namową Cerkwi prawosławnej schwytali Andrzeja w okolicach Janowa Poleskiego... Opis jego męki jest bardzo drastyczny, wystarczy więc powiedzieć, że ostatecznie został zamęczony w janowskiej rzeźni, a gdy wydano ciało, nie pozwolono go - z powodu ran - oglądać klerykom i uczniom. Zaraz spisano świadectwo męczeństwa, zaznaczając, że gdy Andrzeja torturowano, on cicho się modlił...
Jak często zaznacza ks. Mirosław Paciuszkiewicz, współbrat Andrzeja Boboli, cnotę cierpliwości Święty wypracował w stopniu heroicznym, gdyż aż 196 lat od śmierci został beatyfikowany, a po 281 latach - kanonizowany. Bardzo długo czekał też na oficjalne potwierdzenie proroctwa, że zostanie patronem Polski. Nieoficjalnie uważany był za takiego od dawna, zwłaszcza w okresie międzywojennym, gdy jego zwłoki, „wyrwane” przez papieża z komunistycznej Rosji, tryumfalnie powróciły w 1938 r. do Polski (na Wawelu modlił się przy relikwiach Karol Wojtyła). Papież Pius XI zdecydował, że będą one umieszczone w Warszawie, w kaplicy oo. Jezuitów na Rakowieckiej. Dzisiaj jest to duże sanktuarium.
W grudniu ub. roku warszawscy jezuici wraz ze Stowarzyszeniem Krzewienia Kultu św. Andrzeja Boboli zorganizowali konferencję pt. „Ze św. Andrzejem Bobolą w drodze ku jedności na progu III tysiąclecia”. Jej uczestnicy byli zgodni, że św. Andrzej Bobola - obok św. Wojciecha, który dał początek państwu polskiemu, i św. Stanisława, który poniósł śmierć broniąc jego jedności przed rozbiciem dzielnicowym - będzie patronował budowaniu jedności w podzielonym narodzie polskim. Za przyczyną tego męczennika, który jest ofiarą braku jedności - podkreślają ojcowie jezuici - Kościół w Polsce może też dążyć do pojednania z prawosławnymi sąsiadami ze Wschodu, dając świadectwo w jednoczącej się Europie przez odnowę wiary.
opr. mg/mg