Styl życia chrześcijanina często nie różni się od stylu niewierzących - bo żyjemy bezrefleksyjnie
Małżeństwo, tak jak i chrzest, to jest początek, który trzeba zdobywać. Trzeba sakrament zdobywać. To pojęcie musimy rozumieć, że sakrament jest rzeczywistością do zdobycia. Jeżeli wy łączycie się więzią sakramentalną, to jest punkt wyjścia do zdobywania tej łaski jedności, która między wami jest. Jeżeli wy się od razu wyprzęgacie i przestajecie nad tym pracować, no to co z tego może być. A więc jeżeli zdobywanie, to to wymaga ascezy. To to zakłada pewne trudności. A nie można powiedzieć: Ja już nie mam miłości. Nie mogę. Miłość nie jest ślepą siłą. Miłość jest aktem wolnym, człowiek jest wolny. A przy tym jest łaska, jest modlitwa, jest pomoc Boża. Wiem, to są rzeczy trudne. W praktyce nieraz bardzo trudne, ale przecież jesteśmy chrześcijanami nie od rzeczy łatwych. I powiedzcie, które przykazanie Boże jest łatwe. Czy miłować nieprzyjaciół jest tak łatwo? I czy wielu spełnia to przykazanie Boże? A przecież jednak nie wątpimy, że jest to przykazanie Boże / „W głąb misterium” /
W naturalnych więzach krwi jest coś bardzo mocnego. Nieraz się zdarza w rodzeństwie, że bracia między sobą się porządnie tłuką, ale nie przyjdzie im na myśl, tak się na siebie obrazić, aby już nie chcieć mieć ze sobą nic wspólnego. Pokłócą się, a nawet pobiją, ale zaraz potem wracają do jedności, bo czują, że między nimi istnieje głębsza więź wspólnoty, której te powierzchowne niesnaski nie zrywają. W miłości chrześcijańskiej, która jest wyższego rzędu i większej mocy niż miłość naturalna, tym bardziej tak być powinno, aby nieporozumienia nasze nie wchodziły głęboko, byśmy poprzez nie zawsze mieli w duszy świadomość, że coś o wiele głębszego i o wiele istotniejszego nas łączy, że są to tylko chmurki przepływające po błękitnym niebie / „Wiara, nadzieja, miłość” /
Nic się nie zda kobiecie zamężnej i matce rodziny, że będzie miała duchowość zakonnicy. Rezultatem może być tylko konflikt z rzeczywistością, a w tym konflikcie nikt jeszcze nie wygrał. Będzie jej się zdawało, że żyje jedynie w rzadkich chwilach, kiedy może uciec od tego wszystkiego, co stanowi jej realne życie na co dzień, to zaś życie będzie dla niej bezduszną, zabijającą mordęgą. Jeżeli nie dokona w sobie wewnętrznej przemiany i nie zacznie żyć tym, co faktycznie z Woli Bożej wypełnia jej egzystencję, to się załamie i stanie się człowiekiem zgorzkniałym, umniejszonym, nierozumiejącym sensu swego życia. Albo na cóż się zda choremu, że będzie miał przez całe życie aspiracje do spełnienia zadań, do których choroba czyni go niezdolnym? Trzeba, by matka rodziny stanęła frontem do rodziny, a chory frontem do swej choroby, a wówczas spotkają Chrystusa. (...)
Kto zaczyna od krytyk, niezadowolenia, negatywizmu, ten się nie spotka z Bogiem, lecz się z Nim rozminie. Jeżeli nawet mamy wpłynąć na przemienienie rzeczywistości, w której żyjemy, ulepszyć ją, to droga do tego też nie przez negatywizm i uskarżanie się prowadzi, ale przez przyjęcie i ukochanie jej / „Kierownictwo duchowe” /
W zakonie stosunek do przełożonego jest stosunkiem zależności, nieraz trudnej dla człowieka. Nie ma gwarancji ten zakonnik, który ślubuje, że będzie miał zawsze przełożonych, którzy mu będą odpowiadać i że każdy nowy przeor będzie dla niego przypływem entuzjazmu i zachwytu. Ale jest ślubowanie. Człowiek jest istotą zdolną przeprowadzić linię prostą przez to krótkie, kilkadziesiąt lat liczące, życie. Jest do tego zdolny. I powinien sobie uświadomić to, że jest do tego zdolny. Pan Jezus powiedział, że żaden, kto przykłada rękę do pługa, a obraca się wstecz, nie jest zdatny do Królestwa Bożego. Przyłożyłeś rękę do pługa? Idź prosto do końca skiby. Wtedy i sam do siebie będziesz mógł mieć szacunek / „W głąb misterium” /
W naturze miłości jest delikatność, w naturze miłości jest, że ona prosi o przyjaźń, lecz do niej nie zmusza, puka do drzwi, lecz ich nie wyważa. W naturze miłości jest, że chce być przyjęta jedynie przez akt zupełnie wolny, a więc przez akt miłości. Ale z tego wynika, że może być również odrzucona, a odrzucenie miłości Boga jest równoznaczne z potępieniem / „Świadectwo Boga” /
Widzieliście te maszyny, które się nazywa trolejbusami, chociaż w Krakowie ich nie ma. Otóż człowiek musi być trochę takim trolejbusem. Bo tramwaj jedzie tylko po szynach, nie ma żadnej swobody. Samochód ma całkowitą swobodę. A trolejbus ma swobodę, ale w ramach kontaktu. Nie może tracić kontaktu, bo traci całą energię i światło w nim gaśnie i się zatrzymuje. Więc coś podobnego jest z człowiekiem: człowiek ma swobodę, ale musi czuwać, żeby nie zerwać kontaktu z Bogiem. Żeby sobie nie dać takiej swobody, która go uniezależni od Boga, a przez to wyrwie jego korzeń z gleby życiodajnej i wtedy uschnie. Pan Jezus powiedział: Trwajcie we mnie. I cechą człowieka o pewnym wyrobieniu wewnętrznym jest to, że on sobie uświadamia, co to znaczy, że to nie jest dla niego tylko abstrakcja czy teoria. I tak dzieła wartościowe w Kościele nie powstają na siłę, nie powstają tylko z przemyślenia intelektualnego, nie powstają w mózgu, ale rodzą się organicznie z tego spotkania człowieka z Bogiem, z tego współdziałania z Bogiem. I to jest życie wewnętrzne. Życie wewnętrzne człowieka jest dostrojeniem się do Ducha, który jest niepojęty i nieskończony. Tu jest problem. Problem wielki, ale na tym polega, bez tego nie ma życia wewnętrznego. Dlatego musi być w człowieku pewna giętkość, podatność, gotowość, bo inaczej, jak będzie sztywny, to się nie dostroi, to się nie porozumie ze swoim przewodnikiem / „W głąb misterium” /
Nie może dobrze modlić się ten, kto ma mentalność posiadacza, bo posiadanie uśmierca owo sanctum desiderium — święte pragnienie — o którym wspomina często św. Grzegorz, a które jest nieodzownym warunkiem modlitwy, jeżeli nie jest samą modlitwą. Kto posiada, ten nie pragnie. Ubóstwo jest matką nadziei i jej córką zarazem. Pasażer, który w restauracji dworcowej obstawił się smacznymi kąskami, nie będzie oczekiwał z napięciem przyjścia pociągu, ale raczej będzie trwożnie patrzył na zegarek i życzył sobie spóźnienia się pociągu, aby zdążył wszystko skonsumować. Ale pasażer, który w lekkim okryciu w mroźny dzień szybko chodzi po peronie, wygląda z utęsknieniem oczekiwanego pociągu i usłyszy go z daleka, a gdy pociąg nadejdzie, wskoczy do wagonu, zanim on się całkowicie zatrzyma. Między ubóstwem a nadzieją, między stanem kenozy a modlitwą, zachodzi więc bardzo ścisły związek / „W szkole modlitwy” /
Radość psalmów to jakaś radość inna od wszystkich ziemskich radości, to radość zwycięska. Mówi się często, że psalmy odpowiadają uczuciom serca ludzkiego. Trzeba powiedzieć więcej: one wyrywają serce ludzkie z ciasnoty jego granic. One każą mu śpiewać hymny radosne nawet wtedy, gdy nie jest do tego skłonne. Możemy być bardzo smutni i przygnębieni, a jednak tekst natchniony każe nam śpiewać radość: Uradowałem się, gdy mi powiedziano: „Pójdziemy do domu pańskiego”. Jeżeli uwierzymy psalmowi i damy się prowadzić przez niego i damy się posłusznie wyprowadzić z nas samych, poznamy i my tę radość transcendentną i niezmienną, niezależną od zmienności kolei naszych na ziemi, od cierpień i łez. Poznamy radość z Boga, z tego, czym Bóg jest i z tego, co Bóg czyni, z cudownych dzieł Jego / „Medytacje nad Psalmami” /
Umartwienie zmysłów: wzroku, słuchu, smaku, jak również i umartwienie języka mają to do siebie, że łączą bardzo wielką wartość leczącą z zupełnym bezpieczeństwem ze strony zdrowia. Zaiste nikt jeszcze nie umarł ani nie zachorował od umartwienia swej ciekawości widzenia i słyszenia albo od umartwienia swego gadulstwa, a pożytek z tego wielki i głęboko duchowy, bo duch ludzki, zamykając okna zmysłów, przez które się wylewa zwykle na zewnątrz, skupia się w sobie, znajdując wiele światła i mocy. To umartwienie ma o wiele bliższy i bezpieczniejszy związek z życiem wewnętrznym, powodując to ogólne uciszenie duszy, które umożliwia bliskie obcowanie z Bogiem / „Kierownictwo duchowe” /
Dlaczego nie przyznać, że Pan Bóg nam pomaga, dlaczego nie głosić Jego łaski, Jego Miłosierdzia? Czy my mamy głosić nasze bohaterstwo? Wiemy dobrze, że bohaterami nie jesteśmy. A chrześcijaństwo to jest głoszenie zmiłowania Bożego, i to jest wiara gorąca w to zmiłowanie. To jest oparcie się na Nim. To jest ciągła świadomość, że mam Zbawiciela, że nie jestem sam.
I kiedy nas życie mocno przyciśnie, kiedy doznamy niepowodzenia, słabości, pogardy, kiedy będziemy przegrani w życiu — nie bądźmy przegrani. Nie bądźmy przegrani, bo my nie na nas samych się opieramy. Niepotrzebne nam jest dobre samopoczucie, bo opieramy się nie na sukcesach, ale na łasce. Tego musimy się w życiu nauczyć / „W głąb misterium” /
Dzisiejsi młodzi bardzo często mówią o „autorealizacji”. Oni chcą się w życiu „zrealizować”. Niestety — najczęściej prowadzi to do błędu. Młody człowiek żeni się. Po paru miesiącach dochodzi do przekonania, że z tą dziewczyną się „nie realizuje”, więc ją rzuca i szuka drugiej, aby móc się z tą drugą „zrealizować”. Młody człowiek najczęściej nie zna swojej prawdziwej osobowości. Apokalipsa mówi: Zwycięzcy dam manny ukrytej i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto je otrzymuje (Ap 2,17). „Imię nowe” oznacza naszą prawdziwą osobowość, którą Bóg dla nas pomyślał i która jest Jego darem. Realizowanie siebie jest najczęściej rozdymaniem swojej fałszywej osobowości, rozdymaniem swego egoizmu i swojej pychy. Jest to realizacja nie naszej osobowości, ale naszej karykatury. Realizuje się — posługując się terminologią Pawłową — „stary człowiek”, który powinien umrzeć, aby mógł się rozwinąć nowy, ale nie chce / „Medytacje nad Psalmami” /
Dziś w epoce zlaicyzowania życia bardzo trzeba podkreślić znaczenie niedzieli chrześcijańskiej. Niedziela jest dniem chwały Bożej, dniem światła, dniem myśli Bożej, dniem kontemplacji. Zadaniem niedzieli jest, by człowiek, pochylony ku ziemi przez cały tydzień pracy, wyprostował się ku Ojcu i poczuł się wolnym dzieckiem Bożym. Zachowanie niedzieli jest warunkiem wolności w stosunku do świata, warunkiem zachowania kierunku ku Bogu. Aby niedziela mogła to dać człowiekowi, winna być dla niego przeżyciem religijnym. Laicyzm możemy przezwyciężać, o ile niedziela nasza sama nie będzie zlaicyzowana. Jeżeli zaś niedziela będzie zlaicyzowana i będzie tylko dniem odpoczynku, rozrywki, wycieczki, kina itp., a nie będzie dniem Pańskim, to wyjałowienie duchowe jest prawie nieuniknione. Dobrze zaś przeżyta niedziela daje siły duchowe nawet na bardzo przeładowany pracą tydzień, bo niedziela ma w sobie moc ku uświęceniu całego tygodnia. Niedziela chrześcijańska zdolna jest uratować cały tydzień chrześcijanina, a więc całe jego życie, od zlaicyzowania. To jest jej rola i ona może ją dziś jeszcze spełnić. W przypadkach wyjątkowych, dla osób zmuszonych do pracy w niedzielę, należy pomyśleć o jakiś innych sposobach zaradzenia temu szkodliwemu stanowi rzeczy / „Wierność łasce” /
Szczęśliwy mąż,
który nie idzie za radą występnych,
nie wchodzi na drogę grzeszników
i nie siada w kręgu szyderców (Ps 1).
Droga na tej ziemi nie jest łatwa. Wymaga najpierw mocnej i bezkompromisowej postawy w stosunku do zła. Psalm podkreśla konieczność zdecydowanego odcięcia się do zła (por. Ewangelie), a jednocześnie ostrzega, że zło ma siłę przyciągania i przy pewnych z nim kompromisach można zostać wciągniętym aż na dno przepaści. Najpierw są drobne koncesje, ale stopniowo sumienie się rozprzęga i człowiek staje się zły. Głęboka teologia zła, jego ciemnej atrakcyjności, zwiększającej się w miarę słabości oporu. Werset pierwszy znakomicie się stosuje do drogi przebytej przez niejednego odstępcę, który zaczął od zwykłej obecności na zjeździe, a skończył w aktywie wrogów Kościoła. Ta ciemna siła jest w każdej pokusie, za najniewinniejszą nawet stoi całe „misterium” zła / ”Medytacje nad Psalmami” /
I życie będzie szło. I ty pójdziesz. Skończysz studia, będziesz miał dyplom, pójdziesz do pracy. A co potem? Potem będziesz miał awans, będziesz miał rodzinę. Myśl, co potem będzie. Idziesz drogą życia, to będziesz miał i walkę, to będziesz miał i cierpienie tej ziemi, którego żaden człowiek nie może uniknąć. Rahner powiedział, że po tym można poznać wartość różnych światopoglądów, czy one są dla człowieka, czy one nie są dla człowieka, po tym, co dają człowiekowi słabemu, cierpiącemu, staremu, wyeliminowanemu z życia. Jeżeli światopogląd jakiś jest dla ludzi tylko młodych, dynamicznych, zdrowych, to to nie jest dla człowieka, bo człowiek to nie jest tylko to. W życiu człowieka jest masa biedy, niedoli, nędzy wszelkiego rodzaju i cierpienia. Więc nie trzeba się dziwić, nie trzeba myśleć, że my unikniemy tego, że my jakąś uprzywilejowaną drogą pójdziemy. Nie pójdziemy. I my też będziemy dźwigać krzyż. Każdy z nas, jak doświadczenie ludzkie uczy, będzie miał dość dużą porcję tego do dźwigania i trzeba się będzie do tego zaprawiać. A może niejeden z nas będzie w życiu przegrany, wyeliminowany z życia? Chrystus taki los przyjął. To nie jest takie straszne / „W głąb misterium” /
Fragment z książki „Myśli, powiedzenia, anegdoty”.
Piotr Rostworowski OSB / EC — benedyktyn, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu. Więzień za czasów PRL-u. Kameduła — przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii. W ostatnim okresie życia rekluz oddany całkowitej samotności przed Bogiem. Zmarł w 1999 roku i został pochowany w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu. Był zawsze bliski mojemu sercu — napisał po Jego śmierci Ojciec Święty Jan Paweł II. Autor licznych publikacji z dziedziny duchowości i życia wewnętrznego.
opr. mg/mg