Urzekająca śmierć Jezusa

Fragmenty książki o teologii i mistyce Krzyża

Urzekająca śmierć Jezusa

José H. Prado Flores, Ângela M. Chineze

Urzekająca śmierć Jezusa

(Fragmenty)

JEDNOŚĆ KIELCE 2006
ISBN 83-7442-390-0



Spis Treści
Wprowadzenie5
Klucz do lektury: symbolizm11
Ciemności, które okrywają całą ziemię21
Jezus wydaje okrzyk udręczenia27
Zasłona Świątyni rozrywa się33
Trzęsienie ziemi41
Zmarli którzy zmartwychwstają47
Jezus jest Synem Bożym51
Zakończenie57

Wprowadzenie

Mateusz, autor Ewangelii, wspaniale zwieńczył swój opis tego, co się wydarzyło owego chwalebnego popołudnia na szczycie Kalwarii:

Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: << Prawdziwie, Ten był Synem Bożym >> Mt 27, 54.

Wbrew wszelkiej logice, straże obecne na miejscu egzekucji, uwierzyły w bóstwo tego Człowieka, który przed chwila umarł, podczas, gdy inni odchodzili z tego miejsca głaszcząc swoje brody, aby ukryć obłudnie uśmiech zadowolenia. Niektórzy uwierzyli z całego serca, inni odetchnęli z ulgą, ponieważ w końcu Bóg wymierzył sprawiedliwość temu Nazarejczykowi, który odważył się utrzymywać, że Bóg po trzykroć Święty, był jego Ojcem. Tylko niektórzy przeniknęli tajemnicę. Byli też tacy, którzy, choć stali bardzo blisko, pozostali bardzo daleko. Dlaczego jedni wierzą, a inni z uporem odrzucają wiarę? Gdzie jest różnica między tymi dwiema grupami? Co nakłoniło pogańskiego żołnierza, aby uwierzyć i wyznać, że ten nagi Człowiek, który nie miał siły, aby zejść z krzyża, był Synem Bożym?

Zarówno setnik, jak i inni obecni na Kalwarii, widzieli, że słońce zaćmiło się, zostawiając ziemię pogrążoną w całkowitych ciemnościach; każdy czuł, że brakowało mu gruntu pod stopami; wszyscy wzdrygnęli się, gdy usłyszeli pełen udręki krzyk Jezusa, który czuł się opuszczony właśnie przez Tego, o którym On sam głosił, że jest Jego Ojcem.

Setnik i jego towarzysze umieli odczytać i zrozumieć znaczenie symboli. Przeciwnie, wielcy znawcy Prawa i Proroków, pozostali dalecy od zrozumienia znaczenia tego, co się wydarzyło. Oni okazali się niezdolni, aby popatrzeć poza zwierciadło znaków i odkryć głębię orędzia. Tym niemniej ci, którzy zrozumieli doniosłość tego, co się działo, wykonali skok jakościowy, wyznając, że ten Człowiek ukoronowany cierniem "prawdziwie był Synem Bożym". Oni właśnie dostrzegając, że to, co się zdarzyło w tym momencie, zmieniło bieg historii, rzucili światło prawdy, potrzebne do wzrostu naszej wiary.

Te stronice, oddajemy czytelnikom z nadzieją, że staną się w ich rękach jak lampa, która pomoże odnaleźć sens różnych faktów opowiedzianych przez ewangelistę. Ofiarujemy przede wszystkim klucz konieczny dla lektury, tak aby czytelnik nie pozostał przywiązany do literalnego znaczenia słów opowiadania, lecz przeniknął do głębi powody, które sprawiają, że stają się one wydarzeniami. Następnie, przejdziemy do analizy każdego z sześciu różnych kolorów tęczy Nowego Przymierza, przypieczętowanego we krwi Chrystusa na Kalwarii.

Jeśli śmierć Jezusa zmieniła historię świata, to odczytanie jej znaczenia, może również zmienić historię naszego życia. I nie wystarczy tylko zrozumieć jej cel. Celem końcowym jest to, aby uwierzyć w Jezusa i mieć odwagę ogłosić Go jako Zbawiciela, aby w ten sposób uczynić własnym zbawienie, które On nabył za cenę Swojej niewinnej krwi.

Każdy z nas, jak ów setnik, może własnymi ustami zaświadczyć o tym , w co wierzy sercem: że Jezus jest jedynym Panem nieba i ziemi, ponieważ jest Synem Bożym.

Patrząc w świetle Ewangelii na tak nadzwyczajne orędzie, zostaniemy zdobyci przez Jezusa Ukrzyżowanego, tak, że powiemy razem ze św. Pawłem: "Nie pragnę znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa i to Ukrzyżowanego"; który właśnie wtedy, gdy jest wywyższony na krzyżu, przyciąga nas do siebie nieodparcie i czyni swoimi nieodwołalnie.

Nie ulegając łatwemu sentymentalizmowi, zostaniemy pochwyceni przez Chrystusa Ukrzyżowanego, aby poznać jak bardzo i w jaki sposób Bóg umiłował ten świat: tak dalece, że Syna swego Jedynego dał. Porażeni blaskiem Tego, który patrzy na nas ze swego tronu z drewna, i chociaż Jego korona jest koroną z cierni, złożymy Mu dziękczynienie i oddamy hołd należny za tak wielki czyn, który zmienił historię, naszą historię. Aby to uczynić, potrzebujemy światła Ducha Świętego, który nam objawia osobę i misję Jezusa. On, który natchnął ten fragment Biblii, może również objawić nam jego najgłębsze znaczenie. Dlatego pierwszą rzeczą jaką uczynimy, będzie prośba do Ducha Świętego, aby ukazał nam prawdę o tym, co chciał wyrazić, ponieważ tylko przez Niego oświeceni, możemy wejść w ten zagadkowy i pełen symboli świat Pisma Świętego.

Modlitwa do Ducha Świętego

Duchu Święty, jesteśmy pewni, że od chwili, w której rozpoczniemy czytać to słowo Pisma, Ty, Duchu Święty, już będziesz nas pouczał o rzeczach nowych, których sobie nawet nie wyobrażamy.

Daj nam uszy uczniów, oczy proroków i serca męczenników, abyśmy mogli przeniknąć do wnętrza tajemnicy, tej urzekającej śmierci Jezusa, aby móc wyznać, że Jezus jest prawdziwie Synem Bożym.

Ożywieni przez Ciebie, czytamy Słowo Boże.

Lektura fragmentu Pisma Świętego

Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej.

Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: „Elě, Elě, lemà sabachthàni? „, to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?

Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: "On Eliasza woła".

Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić.

Lecz inni mówili: "Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić". A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha.

A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli powstało.

I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli do Miasta Świętego i ukazali się wielu.

Setnik zaś i jego ludzie którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: "Prawdziwie , Ten był Synem Bożym" ( Mt 27, 45- 54).

 

Aby wyrazić niewyrażalne, św. Mateusz opisuje sens śmierci Jezusa poprzez sześć momentów, które przekształciły się w jeden kadr o wymiarze wieczności:

Ciemności, które okryły całą ziemię.

Wołanie pełne udręczenia, z którym Jezus zwraca się do Ojca: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”

Zasłona Świątyni, która się rozdarła z góry na dół.

Trzęsienie ziemi i skały, które pękają.

Zmartwychwstanie umarłych.

Zakończenie, z ostatecznym celem swojego dzieła: Wyznanie wiary w bóstwo Jezusa.

Te sześć punktów tworzą mozaikę, w której każdy pojedynczy element ma swoją wartość; tym niemniej, gdy spojrzymy na całą kompozycję, ta nabywa dodatkowego czaru i piękna. Chodzi o tęczę, w której harmonijne zbliżenie wszystkich kolorów objawia Przymierze, jakie Bóg nierozerwalnie zawarł z nami we krwi Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego.

Znajdujemy się naprzeciw poematu, chociaż jego wątek będzie dramatyczny. Jest nim punkt kulminacyjny majestatycznego arcydzieła: życie i ofiara Jezusa dla nas.

 

 

Guadalajara, México Londrina, Brasil

1. KLUCZ DO LEKTURY: SYMBOLIZM

Był dzień 26 czerwca 2003r. Na stadionie „Guerland” w Lionie, we Francji, rozgrywany był mecz piłki nożnej między Kamerunem i Kolumbią. Chociaż było to spotkanie półfinałowe i dawało możliwość zdobycia Pucharu Konfederacji FIFA, to jednak nie cieszyło się wielkim zainteresowaniem europejskiej publiczności. Mimo to, był to mecz przeznaczony do tego, aby pozostać w zapiskach historii.

Była 72° minuta drugiej połowy, rozgrzana drużyna afrykańska, ze zwinnością gazeli, zwyciężała kraj szmaragdów jeden do zera. Nieoczekiwanie spotkanie zostaje przerwane z powodu, który nigdy wcześniej się nie zdarzył. Przed kamerami telewizyjnymi i na oczach przerażonych widzów z całego świata, gracz Kamerunu z n°23 na koszulce, Marc Vivien Foé, pada na ziemię, jakby przeszyty niewidzialnym ostrzem. Został porażony atakiem serca, jak uderzeniem pioruna. Umrze kilka minut później. Scena jest tak szokująca, że Joseph Blatter, przewodniczący Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej określił ją jako „niezwykłą tragedię”.

Bez wątpienia jest to jedna z bardzo poruszających nas śmierci na przestrzeni wieków, biorąc po uwagę to, że Marc Vivien Foé zakończył swoje życie realizując to, co potrafił i chciał czynić. Umarł grając w piłkę, a nie z bronią w ręku, na jakiejś bezsensownej wojnie, w obronie interesów ekonomicznych. Zakończył swoje życie na tym świecie, pośród przyjaciół, w koszulce drużyny swojego kraju, a nie w samotności szpitala, lub jako anonimowy numer zaginionych z powodu trzęsienia ziemi lub tsunami.

Dodajmy, że umarł zwyciężając mecz i jego drużyna przeszła do fazy finałowej mistrzostw. Może najbardziej poruszającym było to, że pierwszymi, którzy udzielili mu pomocy i towarzyszyli w agonii, byli lekarze i piłkarze należący do drużyny Kolumbii, jego przeciwnicy z pola gry. Zadałem sobie pytanie: czy był lepszy sposób ukoronowania ziemskiej egzystencji niż ten, który zdarzył się Marc'owi Vivien Foé...?

A cóż powiedzieć o 02.04.2005r? Jest sobota, godz. 21.37, w Watykanie umiera Papież Jan Paweł II. Cały świat towarzyszy mu w modlitwie, gdy "odchodzi do domu Ojca". Ten Święty Pasterz Kościoła, który szukał zagubionych owiec, teraz umiera na oczach świata, któremu dawał świadectwo cierpienia. Świadomie przekroczył "próg nadziei", otoczony miłością tych, których szukał, a teraz oni przyszli do Niego.

Istnieje tylko jedna piękniejsza śmierć, która zdarzyła się około 20 wieków temu na szczycie Kalwarii, poza murami Jerozolimy. Była tak niezwykła, że słowa nie potrafią wyrazić jej transcendencji. Dlatego ewangelista musiał sięgnąć po obrazy i symbole, aby spróbować nas zbliżyć do granic tej urzekającej tajemnicy, jaką jest wzniesiony na tej górze krzyż, który ogłasza święto wolności i jaśnieje pośród mroku jako znak wyzwolenia z wszelkiej niewoli.

Podobnie jak śmierć afrykańskiego piłkarza lub Jana Pawła II, dla jednych była „niezwykłą tragedią”, tymczasem dla nas stanowi szczyt całego ich życia, tak również dzieje się z krzyżem Jezusa, który jest paradoksem, bez pośrednich określeń: zgorszenie lub moc Boża; głupota lub mądrość Boża (por. 1Kor 1, 23-24).

Zazwyczaj patrzy się na krzyż w ten sposób, że akcentuje się tylko ból i cierpienie Jezusa w tym momencie. Dlatego mamy wiele obrazów ukazujących Chrystusa zakrwawionego, pokonanego przez krzyż i zło, przez niesprawiedliwość i zawiść. Czerwone barwy krwi przeważają nad jasnymi tonami nadziei. Liturgie Wielkiego Tygodnia, w wielu miejscach na świecie, posiadają akcent i klimat tragedii, z procesją w ciszy, w żałobnych strojach, z żałobnym szeptem i pieśniami, które towarzyszą pogrzebom. Przestają bić dzwony i zostają zasłonięte święte obrazy. Droga Krzyżowa, kończy się w samotności i chłodzie wypożyczonego grobu.

Kładzie się akcent na tragicznym wołaniu Jezusa: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”, nie ze względu na jego całkowite zaufanie i powierzenie się w ręce kochanego Ojca: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”. Te przedstawienia dają raczej obraz człowieka pokonanego przez zło i przewrotność, zamiast kogoś, kto zwyciężył śmierć i kto poddał się jej dobrowolnie, aby później powrócić i odzyskać życie.

Najgorszym z tego wszystkiego jest to, że reflektory są ustawione na cierpienie Jezusa, zamiast podkreślać i przedstawić w majowym świetle owoce odkupienia. Niestety słowo "krzyż" jest synonimem bólu, zamiast określeniem najwyższej miłości. Dla wielu "Kalwaria" odnosi się bardziej do udręczenia, smutku i żalu, niż do zbawienia. Skąd się bierze to niepełne i ograniczone spojrzenie na ten szczytowy moment w życiu Jezusa, który był jak finałowy akt w dziele sztuki?

My weźmiemy pod uwagę trzy obrazy, które ukazują prawdziwy wymiar śmierci Jezusa:

1. „Chrystus św. Jana od Krzyża” Salvadora Dalí (1904-1989).

2. „Chrystus Ukrzyżowany” Diego Velázquez'a (1599-1660).

3. Opowiadanie św. Mateusza z Ewangelii.

Dwa pierwsze obrazy, pomogą nam z większą swobodą zbliżyć się do "fresku" wykonanego przez ewangelistę, który potrafił narysować drogocenną tęczę z barwami Nowego Przymierza.

 

 

 

 

Salvador Dalí: „Chrystus Świętego Jana od Krzyża”

Urzekająca śmierć Jezusa

 

Salvador Dalí, zainspirowany „Płomieniem miłości” św. Jana od Krzyża, pokazuje nam ukrzyżowanie z wyższej perspektywy, to znaczy tak, jak Bóg je widział i kontemplował. Tylko patrząc z góry i oczami Boga, można odkryć jego prawdziwe znaczenie. Pędzel Dali i kolory hiszpańskiego mistyka, dały ten efekt, że powstał obraz, który odbija i ukazuje tę "wieczną chwilę" dzieła sztuki Krzyża Chrystusa.

Krzyż nie dotyka ziemi, lecz jest koroną wszechświata, jego zwieńczeniem. Ten krzyż wznosi się do nieba, niosąc ze sobą całe stworzenie i doprowadza je, aż do jego najwyższych granic. Podstawa krzyża jest zawieszona w strefie światła. Poza tym, staje się ona tym jaśniejsza, im bliżej jest nieba.

Jezus tego katalońskiego malarza jest nagi, ponieważ wziął na siebie nagość, której doświadczyli w raju nasi pierwsi rodzice. Bóg patrzy na Jezusa, podczas, gdy Jezus widzi ziemię przyodzianą w złoto zwycięstwa i błękit życia, które lśni dzięki owocom Jego odkupienia. Ten Jezus, nie posiada w sobie nawet kropli krwi, pozbawił się jej całkowicie. Czy jest to konsekwencja aktu Jego całkowitego oddania się, czy też preludium Jego zmartwychwstania? Nie widzimy Jego twarzy, ponieważ To On patrzy na nas, co jest rzeczą o wiele ważniejszą. Nie tylko Jego ramiona, ale też Jego dłonie pozostają otwarte.

Nie można dostrzec słów napisanych na tabliczce, ponieważ to Jezus Ukrzyżowany, jest najwymowniejszym Słowem Boga, posłanym, aby ukazać Jego miłość. Nie było potrzeby pisać żadnych innych słów.

Światło tego obrazu wychodzi z nieprzeniknionej ciemności; jego promienie biegną horyzontalnie (poziomo). Było już prawie po zachodzie słońca, co zgodnie z mentalnością żydowską oznacza, że zbliża się nowy dzień. W najniższej części widać łódź, która jest cumowana do molo.

Diego Velázquez: „Chrystus Ukrzyżowany"

Urzekająca śmierć Jezusa

Ukrzyżowanie, namalowane przez Diego Velázquez'a ma swoje ramy w robiącej ogromne wrażenie ciemności, która przywołuje czarne chmury, tak, że wydają się władać tajemnicą. Bez wątpienia, w centrum, jak zwycięskie słońce, które rozsiewa swoje promienie, znajduje się Ukrzyżowany, o łagodnym i majestatycznym wyglądzie. Jego głowa ukazuje tajemnicę paschalną, ukoronowana cierniem, ale otoczona błyszczącą i o wiele większą aureolą światła. Nie jest oświetlony żadnym zewnętrznym źródłem światła. To Jego osoba jest źródłem światła, ponieważ Jezus jest słońcem sprawiedliwości, w którego promieniach znajduje się zbawienie dla wszystkich ludzi (por. Mal 3, 20). Skazaniec stoi. Z postawą władcy i autorytetem panuje nad krzyżem, to nie krzyż panuje nad Nim. Ma się wręcz wrażenie, że On podnosi swoje ramiona w geście zwycięstwa. Obok Jezusa i Jego krzyża, nie ma żadnego innego elementu lub postaci na tym obrazie, ponieważ On, Pan jest jedynym centrum historii.

Głowa i ciało przedstawiają zarówno Jezusa jak i nas samych. Głowa (Jezus), cierpi aby Jego ciało (my) mogło uczestniczyć w świetle życia. Połowa jego twarzy jest zakryta, ponieważ istnieje niesłychane i niewyobrażalne cierpienie, ale druga połowa pozostaje widzialna, aby pokazać nam, że w zależności od tego z jakiej perspektywy patrzymy na krzyż, możemy odkryć oblicze Boga lub nie.

Krzyż jest wykonany estetycznie, wręcz doskonale wykonany, to nie jest zwykły bal wbity w ziemię lub bezkształtny pień. Jego estetyczne wykonanie przypomina nam, że za tym cierpieniem kryje się doskonale opracowany plan Boga.

Tabliczka z napisem w językach: religii (hebrajski), wiedzy (grecki) i polityki (łaciński), ukazuje, że Pan włada wszystkimi dziedzinami, jako Król Najwyższy. On króluje i włada z tronu krzyża, jest Królem i Panem, chociaż jego korona jest z cierni. Jezus Velázquez'a jest równocześnie boski i ludzki.

Opis ewangeliczny wg Św. Mateusza

Trzeci fresk znajdujemy w opowiadaniach ewangelicznych. Śmierć Zbawiciela w Ewangelii wg św. Marka wykazuje kolory dramatu, w opisie św. Jana jest chwalebna i wywyższająca, podczas gdy św. Łukasz ukazuje całą jej zdolność do przebaczania i zaufania do Boga. W tej książce, zajmiemy się głównie opowiadaniem św. Mateusza, który z własnej perspektywy ukaże nam ten moment, który wieńczy życie Jezusa.

Ewangelista pisze dla żydów, którzy są przyzwyczajeni do alegorii, przenośni i przypowieści, dlatego użyje symboli, które tamta kultura mogła z łatwością zrozumieć. Gdy słowa nie wystarczają, aby wyrazić to, co jest niewyrażalne, gdy milczenie nie jest również wystarczająco wymowne, wtedy mamy tylko jedno wyjście: język metafor, z którego następnie należy wydobyć znaczenie opisanych elementów, tak aby móc się zbliżyć do granic rzeczywistości, którą chce się wyrazić.

To jest klucz dla interpretacji tego opowiadania, które św. Mateusz skomponował dla swoich braci żydów, którzy nigdy nie zadowalają się sensem dosłownym słów, ale oświeceni własnym doświadczeniem zbawienia, natychmiast rozumieli ich symboliczne przesłanie.

Jeżeli wcześniej twierdziliśmy, że aby wniknąć w zamysł opowiadania ewangelicznego o krzyżu Jezusa Chrystusa, powinniśmy zrezygnować z tradycyjnego spojrzenia, dostrzegającego tylko tragedię i ból przedstawiany w czerwonych barwach krwi, teraz należy uczynić ważny krok i przejść od języka pojęciowego do języka symboli, w którym najważniejsze nie jest to, co tekst mówi, lecz to co chce powiedzieć.

Opis tego, co się wydarzyło na Kalwarii nie jest więc dokładnym zdjęciem wydarzeń lecz tworzy pewien rodzaj fresku. Różnica polega na tym, że zdjęcie odpowiada doskonale prawdzie historycznej, podczas gdy fresk wyraża prawdę, ale jest wytworem oczu malarza, który go rysuje oraz wnosi do dzieła swoją duszę i serce. Każdy artysta, malarz, pisarz, rzeźbiarz wyraża bardziej, swoją koncepcję świata i historii, niż tworzy fotokopię rzeczywistości.

To, o czym św. Mateusz nam opowiada nie tyle jest historyczne co rzeczywiste. Przynależy więc do innego wymiaru, który można dostrzec tylko dzięki wierze i przy zastosowaniu do lektury klucza, zdolnego odszyfrować znaczenie obrazów. Potrzeba z naszej strony takiej postawy mentalnej, która pomoże nam dokładnie zbadać głębokie znaczenie tych symboli, które mówią więcej niż pojęcia wyrażone w słowach.

Podobnie jak wtedy, gdy Jezus stwierdza: "Ja jestem bramą", nie zatrzymujemy się na tym, by utożsamiać Jezusa z zamkiem lub zawiasami, ani nie pytamy czy chodzi o bramę z metalu czy drewna. Tak teraz, w ten sam sposób, musimy popatrzeć na tekst opisujący śmierć Jezusa, poprzez lustro, którym jest symbolika wschodu.

Na samej Kalwarii, niektórzy, patrząc powierzchownie, zatrzymują się na zewnętrznym aspekcie wydarzeń: gdy Jezus krzyczy „Elí, Elí, lemá sabachthaní?„, ci którzy znają aramejski przypuszczają, że woła Eliasza. Nie zrozumieli absolutnie nic. W samym momencie ukrzyżowania i kilka kroków od krzyża, chmury mogą przesłonić panoramę, bez możliwości przeniknięcia tajemnicy. Stali tak blisko krzyża i równocześnie tak daleko od jego znaczenia. Tak blisko faktu, a jednak tak dalecy od wydarzenia. Żołnierze rzymscy przeciwnie, "widząc to, co się działo", potrafili wykonać skok wiary i wyznać, że ten człowiek, który umiera, jest prawdziwie Synem Bożym.

Opowiadanie ewangelii św. Mateusza jest odbiciem tego, w jaki sposób wspólnota judeochrześcijańska rozumiała i przeżywała wydarzenie śmierci Jezusa. Dla nich była ona tak wyjątkowa i cenna, że nie wystarczały im słowa. Z tego powodu zostawili nam pewien kod, nie po to aby czytać, lecz intuicyjnie poznać orędzie, które jest ukryte w tekście. Jeśli zredukujemy je do tego, co mówią słowa, bardzo okaleczymy jego sens.

Jeżeli opowiadanie ewangeliczne jest owocem przeżytego doświadczenia, tym samym, aby zgłębić całe jego bogactwo, konieczne jest, abyśmy także my przeżyli doświadczenie zbawienia. Mniejsza o to, czy ono poprzedza, czy też idzie w ślad za analizą tekstu Ewangelii. Jednak bez niego, nie otrzymamy paszportu, aby przejść przez łuk tryumfalny Jezusa i będziemy zmuszeni pozostać zaledwie w cieniu Jego krzyża

Setnik pod krzyżem potrafił zobaczyć to, co niewidzialne dla oczu. Sięgając poza to, co dostrzegał zmysłami, odkrył "serce i duszę" wydarzeń. On sam pozwolił się uczynić więźniem każdego z wydarzeń, które miały miejsce na Kalwarii, aby zostać przepełnionym owocami zbawienia dokonanego przez Jezusa na krzyżu. W tym setniku, możemy dostrzec swego rodzaju zwierciadło, ukazujące to, co Bóg chce uczynić w nas.

2. CIEMNOŚCI KTÓRE OKRYWAJĄ CAŁĄ ZIEMIĘ

Pierwsze zdarzenie o którym opowiada św. Mateusz, opisując śmierć Jezusa na krzyżu, zostało wybrane specjalnie po to, aby już na samym początku przykuć naszą uwagę.

Kolor wydaje się być ponury i ciemny, ponieważ odnosi się do ciemności, które okryły całą ziemię. Stanowi on jednak platformę, na której Apostoł pragnie zbudować swoje opowiadanie, aby ukazać nam urzekające znaczenie śmierci Jezusa i jej zastosowanie do naszego życia.

Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej (Mt 27, 45).

Mateusz nam opowiada, że nagle zgasły wszystkie światła na scenie, pozostawiając "teatr" Kalwarii w strasznej ciemności. Zwykle uważa się, że ta zbrodnia przeciwko niewinnej Osobie była tak niesprawiedliwa, że spowodowała to, iż wszechświat zbuntował się i przywdział żałobę. Egzekucja tego Człowieka, który przeszedł przez ziemię, dobrze czyniąc, była tak silnym ciosem, że odczuło go całe stworzenie: słońce gaśnie a ziemia pozostaje pogrążona w ciemnościach przez trzy godziny.

Na początku, należy wyjaśnić, że nie ma informacji potwierdzających prawdopodobieństwo zaćmienia słońca czy burzy piaskowej, które mogłyby uzasadnić jakąś mgłę lub zaciemnienie. Oprócz tego, gdyby fakt ciemności rzeczywiście miał miejsce, nikt nie mógłby zaświadczyć o zdarzeniach opowiedzianych przez czterech ewangelistów. Dlatego, bardziej niż o fakt historyczny, chodzi tu o rzeczywistość teologiczną, która pragnie nam przekazać bogatsze i mocniejsze orędzie. Ewangelista wskazuje nam dwa ślady, poprzez które możemy odkryć transcendencję tej chwili:

  • Od godziny szóstej aż do godziny dziewiątej,
  • odpowiada okresowi między południem a trzecią popołudniu. Niemal zawsze sądziliśmy, że ciemność rozciąga swój czarny płaszcz od momentu w którym Jezus oddał ducha, ale tekst biblijny przynosi przeciwny wniosek: chaos panował w otoczeniu już wcześniej, zanim umarł Jezus. Dlatego tym, co Ewangelia chce nam ukazać jest fakt, że gdy Jezus umiera, ustępuje ciemność, która od długiego przeciągu czasu, okrywała ostygły świat.

  • Na całej ziemi:
  • Ciemności ogarniają nie tylko Jerozolimę czy też samą Kalwarię. Dlatego, gdy ewangelista mówi o "całej ziemi", ma na myśli bardziej rzeczywistość teologiczną niż geograficzną. Fenomen ogarnia nie planetę, lecz ludzkość, która żyła w mrokach nocy i dopiero śmierć Jezusa dała początek dla nowego dnia nadziei.

Używając tego podwójnego klucza, możemy z łatwością odkryć ewangeliczne orędzie: Śmierć Jezusa nie powoduje ciemności. Przeciwnie, to ona jest źródłem światła, które rozprasza ciemności grzechu, te ciemności, które nas czyniły niewolnikami. Oprócz tego, czas w którym ziemia była zanurzona w ciemnościach jest bardzo krótki (tylko trzy godziny) w porównaniu z trwałością światła, które będzie trwało wiecznie.

Światło w mentalności biblijnej jest początkiem stworzenia. W Księdze Rodzaju, gdy "na początku wszystko było chaotyczne i puste", Bóg wypowiedział swoje słowo mówiąc: "Niech się stanie światłość” (por. Rdz 1,3). To światło jest detonatorem, który daje początek życiu. Tak też, kiedy umiera Jezus, Słowo Boga, pojawia się światło. Dzieje się tak, ponieważ w tym momencie biorą początek nowe niebiosa i nowa ziemia, dzięki światłu Słowa Bożego... Chrystusa Jezusa

Mistrz powiedział przecież z naciskiem: „Ja jestem światłem świata” (por. J 8,12). Teraz to czyni jawnym. On jest początkiem nowego stworzenia. Jezus nie tylko przynosi światło, ale On sam jest źródłem światła, "Światłem ze Światłości".

Jezus jest światłem świata, tak, jednak światło potrzebuje odbijać się w jakimś ciele lub rzeczy, aby móc pokazać swoją jasność i być źródłem życia. On już pokazał swoją zdolność zapoczątkowania nowego stworzenia w naszym istnieniu. Prawdopodobnie to było to, co przydarzyło się temu pogańskiemu setnikowi, że zaczynając od silnego blasku, który bił z krzyża, pozwolił aby ciemności w jego sercu, które zakrywały prawdę zostały zniszczone.

Smierć Jezusa otworzyła nam możliwość aby zacząć jeszcze raz o początku, mniejsza o ciemność w której żyjemy, ile czasu cierpieliśmy chłód nocy. On już wykonał swoją część zadania. Teraz od nas zależy, czy wystawimy się na promienie zbawienia, które On nam przyniósł abyśmy zostali uzdrowieni, wyzwoleni i stali się nowymi stworzeniami w Nim, przez Niego i z Nim. Jego śmierć staje się znakiem nadziei dla wszystkich i dla każdego z nas, zwłaszcza dla tych, którzy żyją w cieniu śmierci. Już się zbliża godzina trzecia popołudniu, czas w którym moc zbawcza Jezusa nadchodzi aby rozproszyć ciemności bezpłodnego bólu, złości, niesprawiedliwości, nienawiści, nie tylko na całym świecie, lecz także w świecie każdego z nas.

Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie;

I mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło (Mt 4, 16).

Wartość krzyża Jezusa nie zakorzenia się w cierpieniu jako takim, lecz w tym, że ono się przemienia w ofiarę o wymiarze zbawczym. Ból dla samego bólu w rzeczywistości nie posiada żadnego sensu, poza masochizmem lub dziką satysfakcją zbrodniarzy. Jednak kiedy się przemienia w ofiarę, zdolną odrodzić i odnowić życie Boże na tym świecie, wtedy nabiera sensu i jaśnieje jak na obrazie Velázquez'a. Dlatego nie mówimy o tragedii ale o symbolu nadziei. Krzyż nie jest znakiem końca, lecz początkiem nowego stworzenia. Cierpienie Jezusa Chrystusa jest owocne i płodne, ponieważ z niego się rodzi nowe życie. Ono ma sens i warto było, aby Jezus je przeżył.

Jeśli rzeczy tak się mają, to co powinna sprowadzić na nas śmierć Jezusa: cienie smutku czy światło nadziei?

Zobaczyliśmy pierwszy kolor tęczy, który maluje piękno i moc stwórczą, która wyszła ze szczytu Kalwarii. Ona nie stworzyła ciemności lecz przeciwnie, sprawiła że ciemności w których żył pogrążony świat, zostały rozproszone, aby dać początek nowemu stworzeniu ze swoim światłem, lub lepiej, z Jezusem, który jest światłem świata.

Gdy św. Mateusz opowiadał o poszczególnych zdarzeniach, które towarzyszyły śmierci Jezusa, na pierwszym miejscu umieścił właśnie to, ponieważ ono jest platformą dla wszystkiego, co się wydarzy później. Zanim wejdziemy w głąb scenariusza, zapalił dla nas reflektory, lampy i światła oświecające scenę, aby zwrócić naszą uwagę i powiadomić nas, że chodzi tu bardziej o poemat niż dramat.

Wychodząc z tego punktu, możemy wspiąć się na górę Kalwarii, wiedząc że z jej szczytu, my jako pierwsi będziemy mogli dostrzec Światło nowego dnia, które wschodzi dla całej ludzkości.

 

Modlitwa

Duchu Święty,

dziękuję Ci, że w tym orędziu pełnym światła objawiłeś mi plan Boga i napełniłeś mnie jasnością chwały Jezusa, który odradza we mnie nadzieję bycia nowym stworzeniem.

Jezu,

oświeć wszystkie ciemne chwile i dziedziny mojego życia, zapal Twoje światło pośród ciemności moich lęków, niewiedzy, ran spowodowanych moim grzechem lub niesprawiedliwością innych.

Zalej Twoim światłem wszystkie moje myśli, wszystkie postawy, a zwłaszcza te przestrzenie mojej duszy, które nie doświadczyły miłości i dlatego nie czuję się zdolny kochać innych!

Oświeć mnie aby mój ból i cierpienie przemieniły się w ofiarę tak płodną i życiodajną jak Twoja: źródło życia dla mnie i innych.

Niech światło z Twojej światłości, Boski Mistrzu, usunie wszelkie ciemności, które mnie dręczą.

Pozwól mi żyć i doświadczać mocy krzyża, który mnie wyzwala z bezpłodnego bólu i cierpienia, które jest pozbawione sensu.

Niech blask Twojego stwórczego światła pomoże mi żyć w świetle, wierząc że Ty, Jezu, jesteś omegą dawnego stworzenia i alfą nowego.

Niech Twoje boskie promienie, Światło Sprawiedliwości, odbijają się we mnie i w moim życiu, tak aby zniszczyć każdą ciemność i w ten sposób rozpocząć nowe życie.

3. JEZUS WYDAJE OKRZYK UDRĘCZENIA

Drugi symbol całej sceny rozgrywającej się na Kalwarii, ukazany jest jako głośne wołanie udręczonego Jezusa: krzyk udręczenia, który nas niepokoi i szokuje. Nie należy próbować go złagodzić, lecz musimy go przyjąć z całą jego twardością i surowością, aby dojść do zrozumienia jego głębokiego znaczenia.

Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: "Elě, Elě, lemà sabachthaně?", to znaczy "Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?" (Mt, 27, 46).

U św. Marka, podobnie jak u św. Mateusza, jest to jedyne i ostatnie słowo, jakie Jezus wypowiada z krzyża. Może dlatego, że ono podsumowuje misję Jezusa i zawiera jego testament.

Mówimy o okrzyku, który został nam przekazany w języku oryginalnym, w którym został wypowiedziany, co ma swoje znaczenie. Św. Mateusz, chce przez to zwrócić naszą uwagę i podkreślić ten fakt, kierując na niego wszystkie reflektory i umieszczając w centrum sceny. Znajdujemy się w decydującym momencie Męki Jezusa: cierpienie niosące zbawienie osiągnęło punkt szczytowy. Jezus powoli umierał, Jego udręka była niesłychana.

Doprowadzono Go do tego, że tej nocy pełnej księżyca pocił się krwawym potem. Jeden z Dwunastu Go zdradził. Wszyscy Go opuścili. Trzech najbardziej zaufanych uczniów zasnęło w Ogrodzie Getsemani, a Jego najbliższy przyjaciel zaparł się Go trzy razy. Mówimy o wielkiej egzystencjalnej samotności, której doświadcza Zbawiciel.

Został Mu tylko Jego Ojciec, który mógł sprawić, aby ominęła Go konieczność wypicia tego kielicha goryczy. Jednak wobec nieobecności i Bożego milczenia odzianego w bezczynność, z głębi serca Jezusa wydobywa się okrzyk pełen udręczenia. Jest to wołanie pełne żalu i sprzeciwu Kogoś, kto doznał zawodu. Wołanie zwrócone do Tego, który zarówno nad Jordanem, jak i na górze Tabor wyznał publicznie swoją miłość do Jezusa, swojego Syna.

Dlaczego, Boże Mocny, pozostawiasz mnie w rękach tych, co mnie nienawidzą? Gdzie byłeś, gdy najbardziej Ciebie potrzebowałem? Dlaczego niesprawiedliwość tryumfuje nad prawdą i sprawiedliwością?

Tekst biblijny ofiaruje nam trzy światła, abyśmy mogli zrozumieć tę sytuację, która posiada wszystkie kolory tragedii, ale w swej głębi zawiera wielką i wzruszającą miłość Jezusa do nas grzeszników.

Godzina dziewiąta

Jest prawie trzecia popołudniu: na szczycie góry Syjon sprawuje się ofiarę wieczorną, podczas gdy na górze Kalwarii ofiaruje się jedyną i ostateczną ofiarę zdolną usunąć grzechy.

Krzyk

Nie jest to głos normalny. Jezus podnosi swój głos, woła głośno aby wypowiedzieć słowo skierowane nie do ludzi, ale do Boga.

Jest to jednak słowo, które musi być usłyszane przez wszystkich i wyryć się głęboko w ich pamięci. Mówi się, że krzyczymy wtedy, gdy druga osoba jest daleko lub gdy zauważamy, że nasz współrozmówca nas nie słucha. Jezus, odchodząc z tego świata, pozwala sobie dotknąć najczulszych strun swoich uczuć.

Język aramejski

Krzyk został zapisany w języku oryginalnym, w którym został wypowiedziany. Nikt nie może zapomnieć tego wyrażenia, które zawiera w sobie również pierwotny rym:

"Elě, Elě, lemà sabachthaně?"

Pismo Święte pomaga nam odkryć i wyjaśnić nie tylko przyczynę ale też intencję, zamiar tego krzyku:

  • Z jednej strony św. Paweł, stwierdza, że na krzyżu: "Tego, który nie znał grzechu, Bóg uczynił grzechem" (2 Kor 5,21). Wielu pragnęło "osłodzić" to twarde zdanie Apostoła, tłumacząc, że Jezus po prostu niesie lub zdejmuje ciężar naszych grzechów. Zgodnie z tekstem biblijnym, istnieje identyfikacja (zachodzi utożsamienie) Jezusa z samym grzechem. Poza tym grecka forma czasownikowa jest tu bezosobowa, to fenomen gramatyczny znany jako passivo divino i zakłada, że to sam Bóg uczynił Go grzechem. Mimo wszystko, mamy do czynienia z Mądrością Bożą: gdy na krzyżu umiera Jezus uczyniony grzechem, wraz z Nim umiera również nasz grzech.
  • Z drugiej strony w Liście do Rzymian, apostoł mówi trzy razy o opuszczeniu grzesznika przez Boga (Rz 1, 24. 26. 28). To zaś oznacza, że grzesznik jest pozostawiony własnemu losowi, który go prowadzi do przepaści egzystencjalnej samotności.
  • Gdy św. Paweł po raz pierwszy pisze o śmierci Jezusa (ok. 57r), tym co go interesuje najbardziej, jest nie tyle sam fakt, co powód zdarzeń: "Umarł za nas!". To znaczy, że wszystko to, co się dzieje na Kalwarii "jest dla nas, dla naszego dobra" (1 Kor 15, 3).

Już prorok Izajasz dostrzegł ten wymiar, który wyjaśnia:

"Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie" (Iz 53, 4-5).

  • Przy innej okazji św. Paweł podaje motywację z którą Jezus oddaje swoje życie za nas. Umiera nie za sprawiedliwych, ale za grzeszników: wtedy, gdy byliśmy grzesznikami. To jest największy dowód miłości Bożej (Rz 5,8).

Te cztery elementy pomagają nam zrozumieć właściwie intencję i cel tego krzyku Jezusa. Umiłowany Syn Ojca, dogłębnie odczuwa milczenie i opuszczenie przez Boga, ponieważ On nie tylko obciążył się naszym grzechem, ale wręcz się z nim utożsamił. To za nas, zajmując nasze miejsce, Jezus z miłości bierze na siebie grzech i jego największą konsekwencję - na sobie samym doświadcza opuszczenia przez Boga, aby nam pokazać, że jesteśmy tak cenni, jak Jego własne życie.

Nie więcej, ale też nie mniej.

Jednak w ten właśnie sposób, Jezus uśmiercił grzech, nasz grzech i dzięki temu, my grzesznicy mamy pokój z Bogiem. W ten sposób On zapłacił pełną cenę, cały rachunek: niczego Mu nie brakowało. Jego drogocenna krew, ma wystarczającą wartość, aby pokryć nasze długi wobec Boga, aż do konsekwencji opuszczenia przez Boga i samej śmierci. Z tego powodu, kontemplować Jezusa opuszczonego na krzyżu, oznacza zrozumieć, że w ten sposób On bierze na siebie cenę jaką my powinniśmy zapłacić za nasze grzechy.

Z drugiej strony, oznacza to również, że został uregulowany rachunek, nasz dług i że już nic nie jesteśmy winni Bogu. Wobec tak wielkiej i wyjątkowej tajemnicy, św. Paweł wykrzykuje z entuzjazmem: "dostąpiwszy usprawiedliwienia przez wiarę, zachowujmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa!" (Rz 5,1).

Wobec tak wielkiej miłości, poeta i mistyk śpiewa swój hymn:

Z miłości dla mnie Tyś przyjął wygnanie,

O Boski Jezu, na tej łez dolinie,

I ja dla Ciebie cierpieć pragnę, Panie,

Żyć i umierać dla Ciebie jedynie.

Tyś rzekł, że najwyższa miara

Miłości, to życia ofiara;

Więcej nikt dać nie jest w stanie.

A mą miłością najwyższą

Jesteś Ty, o Panie!

Dzień się już kończy, cichą mgłą spowity

Wieczór zapada i sama nie mogę

Rozeznać drogi, a chcę wejść na szczyty,

Boski Pielgrzymie, ukaż mi Twą drogę.

Twe słowo, co wszystko kruszy,

Potężne brzmi w mojej duszy.

Cierpieć jest moim pragnieniem...

Twe słowo serce moje

Pali płomieniem!

Zanim Bóg-Człowiek wszedł do swojej chwały,

Wycierpiał mękę i duszy i ciała,

Przez krzyż zwyciężył i podbił świat cały,

Czy nie naszą ta droga się stała....?

Prawdopodobnie ten rzymski setnik przeżył chwile zamieszania wewnętrznego, z powodu sprzeczności różnych elementów tych zdarzeń, które miały miejsce owej nocy. On wiedział, mimo że nie znał języka aramejskiego, że ten krzyk pełen udręczenia, zawierał ton modlitwy.

Pogański żołnierz być może zaczął sobie zadawać pytania dotyczące tego niesprawiedliwego wyroku, uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Dlaczego ten człowiek, który nazywał siebie Synem Bożym, teraz uskarżał się i żalił z powodu opuszczenia przez swojego Ojca? Niewątpliwie, sposób w jaki umierał, dawał do zrozumienia, że nie był On zwykłym śmiertelnikiem. Łatwo możemy się już domyślić, że Bóg nic Mu nie odpowiedział, ponieważ nie było takiej potrzeby, przyjąwszy, że Jego odpowiedź była przytwierdzona do krzyża.

Ten drugi kolor tęczy krzyża, który wydawał się tak ciemny i dramatyczny, przemienił się w poemat miłości Boga do nas. Miłości Tego, który nie tylko stał się grzechem, ale także przyjął konsekwencje samego grzechu, aż do akceptacji opuszczenia ze strony Boga Ojca. Tak własnym cierpieniem zapłacił to, co my mieliśmy przecierpieć z powodu naszych grzechów.

I jeśli On już zapłacił nasz rachunek, my już nic nie jesteśmy dłużni Bogu i nie ciąży już nad nami żadne potępienie. Pokusa złagodzenia i "osłodzenia" tego momentu śmierci Jezusa, byłaby zarówno pomniejszeniem powagi i ciężaru grzechu, jak i pomniejszeniem głębi wspaniałomyślnej miłości Jezusa, który oddaje życie za tych, których kocha.

 

Modlitwa opuszczonego Jezusa

Ojcze,

dlaczego pozostawiasz mnie samego i milczysz kiedy Cię najbardziej potrzebuję?

Dlaczego mnie opuszczasz w chwili, w której najbardziej Cię szukam?

Nie opuściłeś mnie, gdy trudziłem się dla Twego Królestwa i pełniłem Twoją wolę!

W godzinach radości czułem twoją obecność, tak blisko mnie.

Teraz jednak Twoja nieobecność się ujawnia a samotność jest moją jedyną towarzyszką.

To właśnie Ciebie jest spragnione to wyschłe ciało!

Dlaczego opuszczasz mnie teraz, gdy w tej egzystencjalnej pustce potrzebuję tylko Ciebie?

Gdzie jesteś Ojcze w tym czasie mojej pustyni?

Dlaczego nic nie czynisz a wręcz przeciwnie, zachowujesz to niezrozumiałe milczenie?

Czy może sprzymierzyłeś się z moimi wrogami? Jakże bardzo jesteś tajemniczy, Boże i mój Ojcze!

Ale, Ja bez wahania i wątpienia, błogosławię Ciebie, Ojcze, ponieważ wiem, że w tym milczeniu kryje się tajemniczy plan, który Ty przygotowałeś z mądrością i miłością.

Więcej: Na stronach Wydawnictwa Jedność

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama