Poznaj prawdziwą moc modlitwy „Jezu, ty się tym zajmij” ks. Dolindo
Być może jest tak, że nie do końca wiesz, dlaczego chcesz przeczytać tę książkę. A może wiesz dokładnie, w czym może ci ona pomóc. Nie mam wątpliwości, że niezależnie od swojej motywacji w trakcie lektury nauczysz się czegoś na temat życia z Panem Bogiem w codzienności i że dadzą ci do myślenia wywiady przeprowadzone z trzema starannie dobranymi rozmówcami. Nieprzypadkowo są to franciszkanin, benedyktyn i jezuita. „Katolicki” oznacza „powszechny”, a to znaczy też, że w Kościele tkwi pełne bogactwo. Trzech niezwykłych kapłanów wywodzących się z trzech różnych tradycji duchowych patrzy na jedną krótką modlitwę – „Jezu, Ty się tym zajmij”.
Z pewnością poruszą cię też świadectwa, które zostały umieszczone w tym zbiorze. Może niektóre nie zawierają spektakularnych opisów cudów, ale przekazują najbardziej niezwykłe doświadczenie, jakie może stać się udziałem każdego człowieka – doświadczenie nawrócenia, przemiany myślenia i sposobu życia. A to wszystko za sprawą modlitwy złożonej z pięciu słów.
„Jezu, Ty się tym zajmij”. Podejmując się projektu przygotowania tej książki, myślałem o niej zupełnie inaczej. Zastanawiałem się, czy nie poprosić kogoś o rozbudowany komentarz teologiczny, zadbać o to, by dogłębnie pokazać, jak nie powinniśmy traktować tej modlitwy. Bo przecież „modlić mamy się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działać tak, jakby wszystko zależało od nas” – bliskie są mi te słowa przypisywane kilku postaciom w historii Kościoła (św. Augustynowi, Marcinowi Lutrowi i… św. Ignacemu Loyoli). Modlitwa księdza Dolindo Ruotolo ma, przynajmniej na pierwszy rzut oka, zupełnie inny charakter. Duchowość tego kapłana mówi raczej o tym, żeby wszystko oddawać Bogu, bo samemu naprawdę znaczymy tyle co nic. Jedyne, co jesteśmy w stanie zrobić to... pomodlić się. „Jezu, Ty się tym zajmij”.
W trakcie pracy nad książką odwróciłem swoje myślenie (czyżby to było nawrócenie?). Pomyślałem, że zamiast pokazywać, co tak naprawdę znaczy modlitwa księdza Ruotolo, zamiast szukać tych, którzy wytłumaczą jasno i klarownie, jak się nią modlić, po prostu... pozwolę zająć się tym Jemu. Odwróciłem swoje myślenie i zacząłem modlić się tak, jakby wszystko zależało ode mnie, a pozwoliłem Bogu działać tak, jakby wszystko zależało od Niego. I tak – to działa.
Zanim jednak pozwolę ci przejść dalej, chciałbym – mimo wszystko – przekazać ci trzy rzeczy dotyczące modlitwy „Jezu, Ty się tym zajmij”.
Nie ogarniam swojego życia. Ale tak naprawdę nikt go nie ogarnia. Myślę, że przy obecnym tempie życia, liczbie obowiązków, relacji, konieczności nieustannego działania w mediach społecznościowych nikt nie jest w stanie ogarnąć, czyli zaplanować, przemyśleć i dokładnie określić, co się dzieje w 90–95 proc. jego życia. Mamy jakieś ramy, w które próbujemy to wszystko wsadzić, ale jeśli nie stać nas na osobistego sekretarza i radcę dworu, to przy najmniejszym potknięciu nasze życie może się zawalić jak domek z kart.
Nie ogarniam. Trzeba się z tym pogodzić. Nie jesteśmy na świecie sami i nie mamy sami radzić sobie ze swoimi problemami. To jest pierwszy krok na drodze do modlitwy słowami: „Jezu, Ty się tym zajmij”. Mam tyle problemów i nie ogarniam. Potrzebuję pomocy. Jestem ograniczony, nie daję rady.
Bóg działa w twoim życiu. W moim też. I ogarnia. To jest drugi krok w modlitwie „Jezu, Ty się tym zajmij”. Nic więcej nie potrzeba, wystarczy ta świadomość. Boże, nie ogarniam, więc oddaję Ci swoje życie, bo Ty to ogarniasz. Tak, tymi słowami też się modlę, choć formuła księdza Dolindo brzmi lepiej. Jeszcze lepiej w oryginale, czyli po włosku: Gesu, pensaci tu (czyt. „Dżezu, pensaczi tu”).
I tutaj pojawiają się rozmaite wątpliwości. No bo jak to? Mam się modlić i nic innego nie robić? „Samo” się zrobi? Nie zdarzyło ci się tak pomyśleć podczas modlitwy?
Takie myślenie to pułapka. Wpadamy w nią, gdy zaczynamy myśleć, że modlitwa to „nicnierobienie” i że działanie Pana Boga to taki cud-automatik. Skoro On działa, to „samo się robi”, czary-mary. Otóż nie.
Módl się tak, jakby wszystko zależało od Ciebie. Ile wytrzymujemy na modlitwie przed Najświętszym Sakramentem, w pełnym skupieniu? Albo po ilu dniach nowenny zaczyna nam się ona nudzić? Po której dziesiątce przestajemy tak naprawdę rozważać tajemnice różańca i wpadamy w automatyczne „Zdrowaś Maryjo...”? Modlitwa to często ciężka praca, walka o to, by być skupionym, by rzeczywiście oddać ten czas Jemu, przestać myśleć o sprawach codzienności... Zacznij się modlić słowami „Jezu, Ty się tym zajmij” tak, żeby On się naprawdę tym zajął – z pełnym oddaniem i skupieniem. To nie jest „nicnierobienie”.
W komentarzu do ósmego rozdziału Ewangelii św. Łukasza ksiądz Dolindo wspomina zalęknionych apostołów na łodzi w czasie sztormu1. Pan Jezus śpi. Uczniowie budzą Go przerażeni, „Mistrzu, giniemy!”. Jezus wstaje, uspokaja burzę i pyta: „Gdzie jest wasza wiara?”. Ksiądz Dolindo pisze: „Dlaczego wpadli w panikę, skoro był z nimi Jezus? (...) Jak mogli obawiać się zatonięcia, wiedząc, że mieli misję do spełnienia i wiedząc, że ich Mistrz musi wykonać swoją pracę? Zamiast tego ich wiara zniknęła, jakby połknięta przez burzę”. Każdy z nas, podobnie jak uczniowie, ma swoją misję. Bardzo często rozmaite burze (ksiądz Dolindo często mówił o złych duchach przeszkadzających w dobrych dziełach chrześcijan) przeszkadzają nam w podążaniu obranym kursem. Co robić w trudnych chwilach? Ksiądz Dolindo nie ma wątpliwości: ci, którzy myślą o robieniu dobrego uczynku bez rozmaitych burz, problemów i ucisków; którzy myślą, że burza jest oznaką nieszczęścia, a nie znakiem obecności Boga w naszym działaniu i wielkim przywilejem, oszukują samych siebie”.
Dlaczego? To ksiądz Dolindo wyjaśnia dalej, w tym samym komentarzu: „Niektóre przeciwności zdają się zabijać nasze dobre uczynki. Ale tak naprawdę wynoszą je z samego dna na powierzchnię (…) i zmuszają nasze dusze, aby nie opierały się na swojej własnej sile, ale na mocy Boga; nie na osobistej chwale, ale na łasce, czyniąc dusze piękniejszymi i ożywiając je w spełnianiu dobrych uczynków”.
Innymi słowy, księdzu Dolindo nigdy nie chodziło o to, by przestać działać lub też gloryfikować cierpienie, ale o to, by spróbować patrzeć na swoje życie z perspektywy Boga. Bo z Jego perspektywy widać, że wiele rzeczy, które robimy, jest dobrych. Widać też, że dotyka nas tak wiele złych rzeczy. Ostatecznie jednak chodzi o to, byśmy nie robili ich sami. Byśmy nie próbowali sobie ze wszystkim radzić sami, po swojemu, bez współpracy. Dlaczego? Bo zamknięci w sobie, nigdy nie pokochamy. Dobre działanie, nawet to najlepsze, nie musi być wcale aktem miłości. Musimy być w nim otwarci na drugiego człowieka i na łaskę Boga. A dobrym sposobem, by się na nią otworzyć, jest modlitwa słowami: „Jezu, Ty się tym zajmij”.
1 Dolindo.org, „St Luke – Chapter 8”, www.dolindo.org/english/ St%20%20Luke%20-%20Chapter%208.pdf (dostęp 08.01.2018).