Rozmowa z bpem Marianem Florczykiem na temat sportu i ruchu olimpijskiego
Pierre de Coubertin, ojciec nowożytnego ruchu olimpijskiego, podczas igrzysk w Londynie powiedział: „W życiu ważny jest nie triumf, lecz walka; istotną rzeczą jest nie zwyciężać, lecz umieć toczyć rycerski bój". Czy po stu latach te słowa, w kontekście olimpijskich zmagań sportowców, nie zatraciły swego sensu?
- Zatraciły, ale nie całkowicie i nie u wszystkich sportowców. Sportowiec żyje w określonej cywilizacji, w konkretnej rzeczywistości życia społecznego. Dzisiejsza cywilizacja bardzo często nastawiona jest na łatwy i nagły sukces. To ona dyktuje metody dochodzenia do takiego sukcesu. Tu trzeba odwołać się do historii, by zrozumieć istotę rycerskiego boju. Zwyciężał ten rycerz, który okazywał odważne serce, sprawność fizyczną, wolę walki i siłę ducha. Rycerz był człowiekiem honoru. A ponieważ rycerze najczęściej toczyli boje na śmierć i życie, tylko zwycięzca takiego pojedynku pozostawał przy życiu.
Ze sportem jest trochę inaczej. Dlatego triumf nie jest tak ważny. Dziś można osiągnąć go oszukaną i szkodliwą metodą. Poprzez takie działanie wielu sportowych mistrzów i rekordzistów dyskwalifikowano, odbierano im rekordy, medale. Chcieli szybko, bez rycerskiego wysiłku, ryzyka i honoru osiągnąć sukces. Dlatego właściwą wydaje się być teza: najpierw trzeba przygotować siebie do współzawodnictwa, a potem z honorem i pełnym zaangażowaniem stoczyć szlachetną walkę, by z dumą odebrać medal zwycięstwa. Wówczas taki medal ma smak szczęścia, nie tylko dla samego sportowca, ale i dla kibiców.
Jak powinni zachowywać się w Pekinie zawodnicy, by móc po zakończeniu igrzysk z czystym sumieniem powiedzieć za Św. Pawłem: „w dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem"?
- Każde współzawodnictwo ma prowadzić do zwycięstwa dobra, wartości i do okazywania szacunku rywalowi. Uczestnictwo w zawodach nie może być okazją do tego, by sportowiec zatracał „coś" z godności osoby ludzkiej. Przecież nie temu służy sport. Poprzez sport nie można zatracić też posiadanej wiary. Kto ją ma, kto ją rozumie, wie jakim jest skarbem. W tym kontekście myślę, iż dobrze, że przy sportowcach są duszpasterze. Wracając do Pana pytania, jestem przekonany, że nasi zawodnicy na arenach sportowych zostawią część serca, odwagę i zachowają to, co w nich jest piękne, w tym również wiarę.
Dziś sport, podobnie jak inne dziedziny życia, przeplata się z polityką. Czy partykularne interesy ekonomiczne i polityczne w obliczu łamania praw człowieka w Chinach, głośnej sprawy Tybetu nie sprawiają, że organizacja olimpiady w Pekinie staje się hipokryzją?
- Wzajemne zależności i powiązania pomiędzy sportem a polityką to sprawa oczywista. Sport nie może się dobrze rozwijać bez przychylnej polityki i wsparcia finansowego. Problem zaczyna się jednak wówczas, gdy instrumentalizuje się sport do osiągnięcia celów politycznych. Ideologia danego systemu politycznego potrafi niestety zdominować szlachetne idee sportu, więcej - nawet je zniszczyć. Dziś staję przy sportowcach i nie chcę, by wciągnięto ich w walkę polityczną dotyczącą Chin. Sportowcy nie mogą być ofiarami, nie mogą być tymi, którzy będą ponosić największe koszty politycznych uwarunkowań. Pamiętajmy, że nie oni wybierają miejsce, gdzie odbędzie się olimpiada.
Bp Marian Florczyk, urodził się w 1954 r. w Kielcach. W 1981 r. został wyświęcony na kapłana. 21 lutego 1998 r. mianowany biskupem pomocniczym diecezji kieleckiej. 18 kwietnia tego roku wyświęcony na biskupa. Jest biskupem tytularnym Limata, doktorem nauk społecznych. Bp Florczyk to także delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Sportowców oraz członek Rady KEP ds. Społecznych.
opr. mg/mg