Tożsamość europejska i duchowy nihilizm
Wykład wygłoszony 22 października 2017 r. na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie podczas I Międzynarodowego Kongresu Ruchu „Europa Christi”, który w dniach 19-23 października 2017 r. odbywał się w Częstochowie, Łodzi i Warszawie
Już od ponad wieku Europa przeżywa największy w swojej historii kryzys cywilizacyjny. Kryzys ten, choć nie jest zjawiskiem nowym, nie przestaje się pogłębiać. Nietzche już w roku 1880 zauważył znaki będące zapowiedzią kryzysu: „Bóg umarł. Zabiliśmy Go”. Z dużą przenikliwością przewidział, że to wydarzenie duchowe, metafizyczne i moralne będzie tragiczne w skutkach.
Rzeczywiście, znikanie Boga z życia i z myśli Europejczyków doprowadziło do „wojny bogów” (Max Weber, „Naukowiec i polityk”, konferencje wygłoszone w latach 1917-19), czyli do nieprzezwyciężonej sprzeczności między systemami wartości a ideologiami, a więc do tego, co zostało nazwane dwiema wojnami światowymi i zimną wojną. Europa doświadczona owym kryzysem nihilistycznym, kryzysem polegającym na lenistwie duchowym, wywołała wstrząs na całym świecie.
Początkowo mogło się wydawać, że Europa zdoła pokonać swoje dawne demony i że po upadku imperium sowieckiego wkroczy w erę trwałego pokoju, stając się wzorem demokracji, pomyślności i tolerancji, źródłem nadziei dla licznych ludów. Cóż miałoby być podstawą takiego odrodzenia? Na zakończenie długiej dyskusji, na początku roku 2000, w momencie poszerzenia się o kraje Europy Środkowej i Wschodniej, Unia Europejska postanowiła nie uznać chrześcijańskich korzeni ludów europejskich, cywilizacji europejskiej.
Zdecydowała się więc oprzeć swoje instytucjonalne przedsięwzięcie na abstrakcjach, w tym wypadku na wartościach formalnych: na prawach człowieka, wolności i równości jednostek, wolnym rynku dóbr i osób.
Lecz był to wielki i poważny błąd — jak stwierdził kard. Joseph Ratzinger: nie chcieć uznać, że „prawa ludzkie i godność ludzka bezwarunkowo muszą być przedstawiane jako wartości nadrzędne w stosunku do każdego prawa państwowego. Te prawa ludzkie nie są dziełem prawodawcy i nie nadaje się ich obywatelom, lecz istnieją jako prawa własne, których prawodawca zawsze powinien przestrzegać: przede wszystkim powinien je przyjmować jako wartości pochodzące z porządku wyższego. Ten niepowtarzalny charakter godności ludzkiej, nadrzędny wobec każdego działania politycznego i każdej decyzji politycznej, ostatecznie odnosi się do Stwórcy. Jedynie Bóg może ustanawiać wartości, które stanowią o istocie człowieka i które pozostają nienaruszalne. Wartości, którymi nikt nie może manipulować, stanowią bezwzględną gwarancję naszej wolności i wielkości człowieka; wiara chrześcijańska widzi w tym tajemnicę Stwórcy i człowieka stworzonego na obraz Stwórcy, zgodnie z wolą Bożą. Dziś prawie nikt bezpośrednio nie zaprzeczy nadrzędnego charakteru godności ludzkiej i podstawowych praw ludzkich wobec każdej decyzji politycznej, gdyż koszmary nazizmu i jego teorii rasistowskiej wciąż jeszcze zbyt wyraźnie tkwią w naszej pamięci” (kard. Joseph Ratzinger, „Europa, jej podwaliny dziś i jutro”).
Unia Europejska przypuszczała, że zanegowanie jej chrześcijańskiego źródła umożliwi wprowadzenie nowego humanizmu jako rękojmi stabilności i pokoju. W jaki sposób przezwyciężyć „wojnę bogów”, w jaki sposób uniknąć rozłamów wewnątrz społeczeństw i między społeczeństwami coraz bardziej wielokulturowymi? Unia Europejska odpowiedziała: budując panteon myślowy, zdolny przyjąć tę różnorodność wierzeń i wartości uznanych za równoważne.
W imię tolerancji niektórzy postanowili więc pominąć prawdę, gdyż uznali, że poszukiwanie prawdy może rodzić konflikty i wojny. Od tamtej pory prawda historyczna o pochodzeniu cywilizacji europejskiej i prawda o humanizmie, którego kolebką stała się Europa, zostały odrzucone.
Niektórzy, chcąc usprawiedliwić to odrzucenie, odpowiadali twierdząco na następujące pytanie: Czy chcąc zwrócić się ku przyszłości i pójść naprzód, nie należałoby odciąć się od przeszłości, pełnej gwałtu, agresji, nienawiści? Od jakiej przeszłości należałoby się jednak odciąć? Czy naprawdę można się oczyścić z własnej przeszłości, nie czerpiąc z własnej duszy kryterium pozwalającego nazwać wszelkie rodzaje zła i bólu, by w ten sposób pojednać się ze sobą i z innymi?
Teraz ja z kolei zadaję pytanie: Czy Europa może się odciąć od dramatów XX wieku, w których równocześnie odegrała rolę winowajcy i ofiary, jeśli nie rozpozna ich głęboko ukrytych przyczyn? I w jaki sposób ma je rozpoznać, skoro uparcie trwa w swojej amnezji?
Kościół Chrystusa, Odkupiciela człowieka, ma duże doświadczenie zła. Potrafi rozróżnić, skąd zło pochodzi i co stanowi nieodzowny warunek podjęcia walki przeciw złu. Umie nazwać pokusy, gdyż jest Oblubienicą Tego, „który zna serce człowieka”. Pierwotnym źródłem wszelkiego zła jest dobrowolne odcięcie się od Boga. Europa została zbudowana na wierze w Chrystusa, a dziś trwa w stanie „milczącej apostazji”.
Chciałbym tu zacytować fragment adhortacji św. Jana Pawła II skierowany do Europy, słowa jakże wciąż ważne: „Europo, która jesteś na początku trzeciego tysiąclecia: «Bądź na powrót sobą! Bądź samą sobą! Odkryj na nowo swe źródła. Ożyw swoje korzenie». W ciągu wieków otrzymałaś skarb wiary chrześcijańskiej. Fundamentem twego życia społecznego czyni on zasady Ewangelii i ślady tego widoczne są w sztuce, literaturze, myśli i kulturze twoich narodów. Jednak dziedzictwo to nie należy wyłącznie do przeszłości; jest ono programem na przyszłość, który należy przekazać nadchodzącym pokoleniom, gdyż jest źródłem życia ludzi i narodów, którzy wspólnie będą kształtowali kontynent europejski” („Ecclesia in Europa”).
Czy można się więc dziwić, że Europa naprawdę nie wie, kim jest? Nie zdając sobie sprawy, skąd pochodzi, nie wie również, dokąd zmierza ani czego chce. Nie utożsamiając się ze swoim pochodzeniem, nie może wydać dobrego owocu. Staje się więc niebezpieczeństwem dla samej siebie, bo czyż można się troszczyć o siebie, nie znając siebie? W jaki sposób się bronić, skoro nie wiadomo, czego należy bronić?
A Europa, ognisko uniwersalności, staje się także niebezpieczeństwem dla innych ludów, gdyż siłą rzeczy zaraża innych rozpaczą, która ją prześladuje, nihilizmem, który ją zżera, i głębokim kryzysem antropologicznym, który ją niszczy.
Na czym w takiej sytuacji polega dziś misja Polski wobec Europy? Wasz kraj świętował 1050. rocznicę swojego chrztu. Do obchodów tysiąclecia przygotowało 9 lat modlitwy, której życzył sobie polski Episkopat z kard. Wyszyńskim na czele. Skuteczność tej wielkiej nowenny sięgnęła poza granice waszego kraju. Oczywiście, mam na myśli wybór kard. Karola Wojtyły na Stolicę św. Piotra, a także potężny ruch Solidarność, zrzeszający przede wszystkim robotników, lecz właściwie cały naród, ruch, który wstrząsnął podstawami bloku sowieckiego i przez to zmienił oblicze świata.
Na początku swojej ostatniej opublikowanej książki „Pamięć i tożsamość” św. Jan Paweł II nazwał specyficznie nowoczesną formę zła „ideologią zła”. Tajemnica nieprawości wyraziła się w historii ludzkiej na bardzo wiele sposobów. Korzeniem zła w jego nowoczesnej postaci jest owo skupienie umysłu na wytwarzaniu swoich własnych produktów — idei. Umysł ludzki staje się swoim własnym idolem, gdyż odcina się od rzeczywistości, a więc od jej przyczyny, od samego Boga.
Ów prometejski plan co do nowego człowieka wcielił się w dwie wielkie ideologie totalitarne, które w sposób szczególny dotknęły naród polski w jego ciele i duszy — nazizm i komunizm. Te dwie ideologie zła stały się przyczyną bardzo wielu cierpień fizycznych, moralnych, psychicznych i duchowych. Ponieważ sam człowiek zaczął być traktowany jak narzędzie, poszczególny byt przestał się liczyć; liczyły się jedynie „rozśpiewane jutro” albo przyszłość, która stawała się straszliwym bóstwem, rozporządzającym losami wszystkich i wszystkiego.
Obie te ideologie opierały się na diabelskim kłamstwie, twierdząc, że niosą ludziom zbawienie, że nareszcie rozwiążą ludzką tajemnicę we wszystkich jej możliwych wymiarach. Te doczesne mesjanizmy spustoszyły Europę i świat, mobilizując energię, wiarę i nadzieję milionów ludzkich istnień, spragnionych absolutu. Pod pozorem tworzenia nowego człowieka stosowały jedynie bezwzględną, samowolną siłę. Najpodlejszy cynizm przywdział szatę szczytnych, jakoby humanistycznych ideałów. Dzięki Bogu, ideologie te zniknęły z ziemi europejskiej. Europa zamknęła tę kartę swojej historii, nawet jeśli w dalszym ciągu jest głęboko zraniona jako miejsce, w którym zrodziły się obie te ideologie.
Św. Jan Paweł II w swojej książce „Pamięć i tożsamość” każe nam się zastanowić, czy przypadkiem nie stoimy ponownie w obliczu innej ideologii zła, subtelniejszej, mniej widocznej, gdyż bardziej podszywającej się pod skłonności istoty ludzkiej zranionej grzechem pierworodnym (chciwość, pycha, rozwiązłość itd.). Trudniejszej do nazwania, gdyż kształtującej powietrze, którym oddychamy, a także nasze mentalności i schematy myślowe, nasze przyzwyczajenia życiowe i kryteria dokonywanych wyborów...
Ideologia ta jest nie mniej prometejska niż dwie poprzednie. Jej motorem są upojenie wywołane przekraczaniem wszelkich granic na rzecz boga pieniądza oraz wola systematycznego niszczenia świadomości moralnej. Ona również pragnie zbudować nowego człowieka i z tego tytułu jest nie mniej totalitarna niż jej poprzedniczki. Jej bożyszczem jest nie państwo totalne, lecz jednostka totalna, pozbawiona wszelkiego zakorzenienia w naturalnych wspólnotach, takich jak rodzina i naród. W imię postępu technicznego i ekonomicznego jednostka ta staje się koczownikiem podporządkowanym falowaniom świata rządzonego przez imperatyw upowszechnionej zmienności i szalone pragnienie zerwania z ludzkim losem i z właściwymi mu ograniczeniami, na rzecz coraz większej rozkoszy. Tak więc „płynne życie”, o którym mówił Zygmunt Bauman, polski socjolog żydowskiego pochodzenia, wciąż jest skutkiem nieprzerwanego wiru ekscytacji i uzależnień, z jak największą korzyścią dla firm wielonarodowych.
Europa, udręczona sześćdziesięcioma latami masakr, nie nawiązała do humanizmu, którego przecież była kolebką. W jaki zresztą sposób miałaby się doń odwołać, skoro odcięła się od tego, co zrodziło ten humanizm, od wiary w Chrystusa, Słowo wcielone, przyjmujące na siebie całą naszą ludzką naturę?
Duchowy kryzys Europy siłą rzeczy spowodował kryzys antropologiczny, z którego Europa może się już nie podnieść. Systematyczne niszczenie rodziny propaguje się w imię wartości demokratycznych, których pierwotny sens został wypaczony. Pod pozorem walki z dyskryminacją pragnie się zatrzeć różnice płci w małżeństwie i wspierać wzorce rodzinne, w myśl których miłość małżeńska i przekazywanie życia stają się elementami możliwymi do rozdzielenia.
W tym wypadku także możemy się oprzeć na przenikliwej analizie i zbawiennych ostrzeżeniach Benedykta XVI, przypominającego nam, że „tożsamość europejska wyraża się w małżeństwie i w rodzinie i że Europa nie byłaby Europą, gdyby rodzina, ta podstawowa komórka organizmu społecznego, znikła i została całkowicie przekształcona”. Niestety, wszyscy jesteśmy dziś świadkami gwałtownej agresji wobec małżeństwa i rodziny, zagrożonych zniszczeniem. „Na zasadzie silnego przeciwieństwa — dodał Benedykt XVI — obecnie to osoby homoseksualne paradoksalnie domagają się, by ich wspólne życie zostało uznane prawnie, by je mniej lub bardziej upodobnić do małżeństwa. Skłonność ta odcina nas od całej moralnej historii ludzkości, w której, mimo różnorodnych prawnych form matrymonialnych, małżeństwo, zgodnie ze swoją istotą, zawsze było jednak uważane za szczególną łączność mężczyzny i kobiety, otwartą na dzieci, a więc w ten sposób tworzącą rodzinę. Nie chodzi tu więc o dyskryminację, chodzi o świadomość tego, czym jest osoba ludzka jako mężczyzna i kobieta i w jaki sposób ich wspólne życie może uzyskać formę prawną. Jeśli z jednej strony ich wspólne życie będzie się coraz bardziej odcinało od form prawnych i jeśli ponadto charakter związku osób homoseksualnych coraz częściej będzie uważany za taki sam jak charakter małżeństwa, wówczas zaniknie obraz istoty ludzkiej, czego konsekwencje mogą być nad wyraz poważne” (kard. Joseph Ratzinger, op. cit.).
W imię konstruktywizmu opartego na prawdziwej nienawiści wobec natury ludzkiej zamierza się doprowadzić do zniszczenia męskości i kobiecości, aby w ten sposób promować w całym świecie niezróżnicowanie płci.
Na rządy rozwijających się krajów Afryki, Azji i Oceanii wywiera się skandaliczną presję przez szantaż, zmuszając je do współpracy z tą zabójczą ideologią. Kiedy życie ludzkie postrzega się jako materiał dany po to, by nim zarządzać, wówczas transhumanizm staje się celem mobilizującym zasoby medycyny, nauki i techniki. Człowiek, ponieważ utracił daną mu przez Boga łaskę uczestniczenia w Jego własnym życiu, stara się własnymi siłami ponownie zaspokoić swoje pragnienie absolutu, szczęścia i nieśmiertelności. Obecny konstruktywizm i charakteryzująca go zawziętość niszczenia są jednoznacznymi oznakami „dramatu humanizmu ateistycznego”, gdyż on zawsze ostatecznie musi zanegować sam siebie. Tak się stało w przypadku nazizmu i komunizmu.
Obecna apostazja musi wywierać wpływ na sposób, w jaki europejski człowiek postrzega sam siebie. Humanizm również może się stać ideologią zła. Albo raczej tego rodzaju ideologia może chcieć zaistnieć jako rozwinięcie/przerośnięcie humanizmu chrześcijańskiego, lecz w gruncie rzeczy jest wyłącznie jego perwersyjną karykaturą. Św. Jan Paweł II, który doświadczył nazizmu i komunizmu, nie bał się wykazać analogii między tymi totalitaryzmami i wywrotowym charakterem zbaczającej ze swojego toru „liberalnej demokracji” czy indywidualizmu „praw człowieka”, głoszonego w różnych deklaracjach.
Prawdziwy humanizm europejski zyskał swój twórczy wymiar dzięki Ewangelii. Wiara w Boga-Człowieka pozwoliła mu przyjąć całą prawdę, całe piękno i dobro zawarte w dziedzictwie greckiej i łacińskiej starożytności. Narody europejskie stały się sobą, przyjmując chrzest.
Szczególnie wyraża się to w przypadku Polski. Jak powiedział św. Jan Paweł II, „wydarzenie to miało decydujące znaczenie dla narodzin narodu i dla kształtowania się jego tożsamości chrześcijańskiej. (...) Jako naród Polska wyszła ze swojej prehistorii i zaczęła istnieć w historii”. Różne plemiona słowiańskie, czyli Polanie, Wiślanie, Ślężanie, Pomorzanie, Mazowszanie, wspólnie przyjmując wiarę katolicką, ostatecznie stworzyły jeden organizm narodowy. Dusza Polski jest więc chrześcijańska lub wcale jej nie ma. Pośród najokrutniejszych prześladowań, pozbawiona wszelkiej suwerenności politycznej, Polska pozostała sobą, pogłębiając swoją wiarę, zachowując pamięć swojego chrztu i mając głęboką świadomość obowiązków i praw nadanych jej przez tę wiarę.
Wiara chrześcijańska nie tylko dała narodom twórczy wymiar, lecz także dała im cywilizację, to znaczy stworzyła zespół narodów mających to samo pochodzenie: „Rozprzestrzenianie się wiary na kontynencie sprzyjało kształtowaniu się różnych ludów europejskich, zaszczepiając im kultury o różnych cechach, jednak powiązane ze sobą dziedzictwem wspólnych wartości, tych wartości, które były zakorzenione w Ewangelii. Tak więc pluralizm kultur narodowych rozwinął się w oparciu o wartości wyznawane na całym kontynencie” („Pamięć i tożsamość”).
Polska, ponieważ umiała bohatersko stawić opór dawnym ideologiom zła, ma zasoby potrzebne, by stawić czoło nowym wyzwaniom antropologicznym i moralnym. Dusza Polski ma siłę wewnętrzną, potrzebną, by oprzeć się nowym zwodniczym sygnałom mesjańskiego konstruktywizmu. Zdoła to uczynić pod jednym warunkiem: że dochowa wierności obietnicom swojego chrztu. Raz jeszcze zacytujmy słowa znakomitego syna polskiego narodu, który w tym samym mieście, gdzie się dziś znajdujemy, w roku 1979 zachęcał was do zachowania wierności Chrystusowi głoszonemu przez Kościół, pomimo komunistycznej tyranii. W ten sposób wskazał na misję, którą wyznaczył Polsce w odniesieniu do innych ludów Europy. O czym miała ona świadczyć, w porę i nie w porę, wobec potęg tego świata?
„Kościół przyniósł Polsce Chrystusa — to znaczy klucz do rozumienia tej wielkiej i podstawowej rzeczywistości, jaką jest człowiek. Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie. Nie może tego wszystkiego zrozumieć bez Chrystusa.
I dlatego Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi. Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski — przede wszystkim jako dziejów ludzi, którzy przeszli i przechodzą przez tę ziemię. Dzieje ludzi! Dzieje narodu są przede wszystkim dziejami ludzi. A dzieje każdego człowieka toczą się w Jezusie Chrystusie. W Nim stają się dziejami zbawienia.
Dzieje narodu zasługują na właściwą ocenę wedle tego, co wniósł on w rozwój człowieka i człowieczeństwa, w jego świadomość, serce, sumienie. To jest najgłębszy nurt kultury. To jej najmocniejszy zrąb. To jej rdzeń i siła. Otóż tego, co naród polski wniósł w rozwój człowieka i człowieczeństwa, co w ten rozwój również dzisiaj wnosi, nie sposób zrozumieć i ocenić bez Chrystusa. (...) Jeśli jest rzeczą słuszną, aby dzieje narodu rozumieć poprzez każdego człowieka w tym narodzie — to równocześnie nie sposób zrozumieć człowieka inaczej jak w tej wspólnocie, którą jest jego naród. Wiadomo, że nie jest to wspólnota jedyna. Jest to jednakże wspólnota szczególna, najbliżej chyba związana z rodziną, najważniejsza dla dziejów duchowych człowieka. Otóż nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego — tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas — bez Chrystusa. Jeślibyśmy odrzucili ten klucz dla zrozumienia naszego narodu, narazilibyśmy się na zasadnicze nieporozumienie. Nie rozumielibyśmy samych siebie. Nie sposób zrozumieć tego narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną — bez Chrystusa” (homilia Jana Pawła II wygłoszona na placu Zwycięstwa w Warszawie 2 czerwca 1979 r.).
Tak więc Polska wskazuje drogę, nie chcąc automatycznie przyjmować pewnych rozporządzeń, wydawanych w ramach liberalnej globalizacji, zgodnych z logiką napływu migracyjnego, którą różne instancje chciałyby dziś narzucić. Wasz kraj zaznał komunistycznego internacjonalizmu, pogardzającego suwerennością i kulturą ludów w imię ograniczającego je ekonomizmu. Każdy emigrant jest oczywiście istotą ludzką godną poszanowania w swoich prawach, lecz praw ludzkich nigdy nie można oddzielać od związanych z nimi obowiązków. Czy można więc negować naturalne prawo określonego ludu do rozróżniania między uchodźcą politycznym i religijnym z jednej strony, który — chcąc ratować życie — ucieka z rodzinnej ziemi, a emigrantem ekonomicznym, chcącym ostatecznie się gdzieś osiedlić, nie uznając jednak przyjmującej go kultury za swoją?
Emigrant, szczególnie jeśli wywodzi się z innej kultury i religii i jeśli uczestniczy w szeroko zakrojonym ruchu populacyjnym, nie jest absolutem relatywizującym prawo naturalne i wspólne dobro ludów. Każdy człowiek ma przede wszystkim prawo do życia w swoim kraju. Papież Franciszek z mocą przypomniał, że państwa europejskie często ponoszą częściową odpowiedzialność za destabilizację krajów stających się ośrodkami emigracyjnymi.
Problemu uchodźców nie da się rozwiązać u podstaw, przyjmując wszystkich pragnących osiedlić się w Europie. Ideologia indywidualizmu liberalnego popiera krzyżowanie ras, by tym bardziej wyrównywać naturalne granice ojczyzny i kultury i tworzyć świat postnarodowy i jednowymiarowy, którego jedynymi wymiarami byłyby produkcja i konsumpcja. Powtarzam z pełnym przekonaniem: nam chodzi o współpracę we wspomaganiu integralnego rozwoju ludów dotkniętych wojną, korupcją i niesprawiedliwością globalizacji. Nie o to chodzi, by sprzyjać wykorzenianiu jednostek i ubożeniu ludów.
Niektórzy chętnie cytują fragmenty słowa Bożego, chcąc, by przysłużyły się one powszechnej zmienności i wielokulturowości. Z łatwością szafuje się obowiązkiem gościnności wobec obcokrajowca w podróży, by w ten sposób uprawomocnić ostateczne przyjęcie emigrantów.
Kościół szanuje naturalne mediacje, które Stwórca uznał w swojej mądrości. Geniusz chrześcijański stał się wcieleniem Boga w ludzkim świecie nie po to, by świat zniszczyć, lecz by przyjąć na siebie odpowiedzialność za świat i wynieść go do chwały jego Bożego przeznaczenia. Św. Ireneusz z Lyonu mawiał: „Deus homo factus est ut homo fieret Deus” — Bóg stał się człowiekiem, by człowiek stał się Bogiem.
Pomimo naszych rzeczywistych ograniczeń mamy pozwolić, aby Bóg odcisnął w każdym z nas swoje Oblicze i aby każda ludzka twarz jaśniała światłem Bożym. Do tego zostaliśmy powołani, Absolut nie niszczy naturalnych granic, lecz je szanuje, gdyż są dobre i potrzebne człowiekowi. To tylko fałszywe mesjanizmy; usiłując naśladować Boże Objawienie i promując nowego człowieka, odrzucają naturalne granice składające się na świat ludzki.
Polska, wierna obietnicom swojego chrztu, Polska, która rozświetliła XX wiek obecnością świętych takich jak siostra Faustyna, o. Maksymilian Kolbe, Jan Paweł II, powinna promować humanizm chrystocentryczny. Powinna świadczyć o tym, że sercem narodu jest jego kultura i że duszą kultury jest wiara w Boga. Polska powinna być strażnikiem, ostrzegającym Europę przed niebezpieczeństwem jej „milczącej apostazji”.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
opr. mg/mg